Część pierwsza
To był jak dotąd, jeden z najdziwniejszych dni dla pani Belindy Tiredness. Wszystko zapowiadało się dla sprzątaczki prestiżowej szkoły Akademii Nauk i Zdolności Specjalnych w Edinburgu wręcz doskonale. Nikt z młodzieży nie zostawiło brudu na korytarzu, żaden „huncwot" nie zrobił jej ani jednego żartu, a co więcej klasowa prymuska - Nicole Irwin Firewind pomogła jej z przestawianiem pudeł z dekoracjami po święcie Dnia Matki. Wszystko było idealnie. Pani Belinda właśnie miała pójść w stronę swojego skromnego pokoiku na krótką przerwę, kiedy usłyszała krzyki i odgłosy walki dochodzące z sąsiedniego korytarza. Zdziwiona sprzątaczka ruszyła szybkim krokiem w stronę hałasu. Jej oczom ukazała się trójka chłopców - dwóch walczących i jeden rozdzielający ich. Pani Belinda, która swoją drogą nienawidzi przemocy, krzyknęła na trzech drugoroczniaków z całych swoich sił. Wtedy uczeń, który rozdzielał dwójkę towarzyszy, nadepnął butem na leżący nieopodal gazowany napój. Butelka, będąc pod naciskiem, pękła, zaś znajdująca się w jej środku substancja, rozlała się na wszystkie strony, brudząc przy tym chłopców i sprzątaczkę. Wkurzona sprzątaczka zaczęła krzyczeć na całą trójkę i zwyzywała ich od niezdar oraz bandy młotków. Podczas jej głośnego kazania, drzwi od jednej z klas otworzyły się. Wyszedł z nich wychowawca łobuzów - Reuel Firewind, wuj Nicole, a jednocześnie nauczyciel historii i łaciny. Pełen zdziwienia podszedł do sprzątaczki, a następnie poprosił o wyjaśnienie całego zajścia. Po krótkiej wymianie zdań pani Belindy z nauczycielem, profesor zdecydował się umieścić całą trójkę na godzinną kozę, zaraz po zakończeniu lekcji.
Nadeszła odpowiednia godzina i troje „łobuzów" ruszyło w stronę gabinetu Firewinda. Kiedy stali już przy pomieszczeniu, podeszła do nich Nicole. Jacob oraz Cedric zaczęli, jak to mieli w zwyczaju, wyśmiewać się z prymuski. Dziewczyna, niewzruszona ich dziecinnymi żartami, rozpoczęła rozmowę z najspokojniejszym „huncwotem" - Matthew'em. Dwójka ta przyjaźniła się ze sobą od podstawówki i znali się niemalże na wylot, a przynajmniej tak myślał chłopak. Po krótkiej konwersacji na temat wybryku chłopaka, nastolatka pożegnała się z nim i nie zwracając uwagi na pozostałą dwójkę, odeszła do swoich przyjaciółek. Nagle zadzwonił dzwonek, po którym wszyscy oprócz trójki chłopców, w dość szybkim tempie, rozeszli się do odpowiednich sal. Nie widząc nigdzie profesora, Jacob chciał jak najszybciej wyrwać się ze szkoły i pójść do domu. Powstrzymał go jednak, wyższy o pół głowy, Cedric. Powiedział pozostałej dwójce, iż zauważył coś świecącego po drugiej stronie okienka znajdującego się w drzwiach do gabinetu Firewinda. Po krótkiej i bezsensownej dyskusji, w czasie której Matthew starał się wybić pozostałym chłopcom ten pomysł, cała trójka weszła niepostrzeżenie do pokoju. Pomieszczenie wyglądem przypominało stary strych. Wszędzie, gdzie nie spojrzeli, walały się kartonowe pudła, a na ścianach pozawieszane były zasłaniające przestarzałe obrazy, prześcieradła. Jacob ostrożnym krokiem podszedł do największego z nich. Po odsunięciu zakrywającego dzieło sztuki materiału, chłopak cofnął się niespodziewanie, wpadając tym samym na stare lustro. W tym samym czasie, stare prześcieradło zsunęło się i chłopcom ukazał się widok najdziwniejszego stwora, jakiego kiedykolwiek widzieli. Postać posiadała jasne, niemalże białe włosy i nieskazitelną, ciemną cerę, która w niepokojący sposób, kontrastowała się z wielkimi, czerwonymi oczami wilka. Usta, przybrane w szeroki uśmiech, ukazywały ostre i białe zęby mogące rozerwać człowieka na strzępy. Mężczyzna, a przynajmniej tak się wydawało, ubrany był w piękny czarny strój, pochodzący zapewne z około osiemnastego wieku, a na głowie nosił ogromną, obsydianową koronę. Patrząc w oczy postaci na obrazie, trójka chłopców usłyszała dziwny śmiech, a chwilę potem zza stojącego za nimi lustra, wysunęły się olbrzymie, czarne macki, które pochwyciły i wciągnęły całą trójkę do zwierciadła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro