Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wstęp

   Losie nie zrobiłeś mi tego. Nie zrobiłeś mi tego. Zamykam oczy. Twarz chowam w dłoniach. Wszystko było tak cholernie idealne. Czemu zawsze tam gdzieś w oddali musi istnieć to coś co wszystko burzy. Włącznie z fundamentami bez żadnej szansy na zmianę swojego położenia. Gorzej po prostu być nie mogło. Tyle cholernych lat na to wszystko pracowałem. Na wszystko całą sieć, te wszystkie gry, szkolenia, akcje. Pieprzony tytuł profesora. Tylko teraz... Mam to stracić... Dosłownie w mgnieniu oka, a i tak nikt nie może się o tym dowiedzieć... To co najmniej straszne! Nawet sobie tego nie wyobrażam. Niby chwila jednak z pewnością będzie przepełniona bolesnymi upadkami, które będą ciągnęły się w nieskończoność. Same w sobie nie są aż takie straszne, gdy jest się pod skrzydłami aniołów, którzy nie pozwolą na najmniejszy błąd, czy po prostu byś się nie smucił. Tylko... Te anioły one są odległe, nie, nie wszystkie. Jest jeden. On będzie widział wszystko mimo tego, że będzie trwał w całkowitej niewiedzy. Nie pokaże tego, po prostu pociągnę go ze sobą na dno. Nie chcę by strażnik wrót o czarnych skrzydłach prowadzących ku bramom piekielnym oznajmił mi pewnego dnia, po zaledwie sekundzie, że jest i strzelec. To by było... Ugh nawet nie potrafię tego opisać. Zapewne i tak o wszystkim się dowie, ale dopiero po fakcie. Tak będzie najlepiej, nawet najwygodniej... Nie chcę... Najzwyczajniej w świecie nie chcę tego! Ale... Tym razem nie ucieknę. Świetnie... To jest gorsze niż użeranie się z choćby najgłupszymi istotami. Je można zwyczajnie zostawić w tyle i dalej żyć... Właśnie... Z jednej strony chciałoby się móc zostać przy nim i trwać jak najdłużej, a z drugiej chciałoby się zakończyć je, żeby w końcu zaznać chociaż krzty spokoju, albo się zwyczajnie wyrwać. Chciałbym, gdyby to było takie proste... Co by po mnie pozostało? Imiona i nazwisko wpisane zgrabnym pismem na moje świadectwa. Może jakieś legendy i różne teorie. Czy coś jeszcze? Porzucona fortuna, władza i akta obejmujące wszystkie operacje... Zostaną sobie same. Może zostanie nieśmiertelnik, zdjęcia, filmy, książka plecąca coś o astrofizycznych prawach. Wspomnienia... One mordują... Nie chcę po tym fali samobójstw... A co by było gdybym zrobił to już teraz. Dokładnie w tym momencie. Czas by raczej nie stanął w miejscu, jak w tych wszystkich grach,  czy filmach... Wszystko by płynęło dalej, a na świecie powoli zapanowałby chaos. Ten sam, który oswoiłem zaczynając swoją zmianę na globie i zabawiając się w prowadzenie jego polityki. W pamiętnym dniu, w którym nie było nic, a powstało coś co miało i ma nadal wpływ na wszystko. Na wszystko... Chyba na za dużo sobie pozwalam ingerując w tyle krańców świata na raz...
Chociaż z drugiej strony... To zabawne, gdy ludzie myślą, że istnieje demokracja, której nic nie jest w stanie zaburzyć... Co zabawniejsze hasła te wykrzykują ci w sąsiedztwie reżimu... Śmieszne prawda? Jeszcze ciekawsze jest to, że nie zdają sobie sprawy, że ich samych też ktoś kontroluje... Ludzie są ślepi... I uroczy przez swoją niewiedzę... No do czasu... Są istoty, które zdecydowanie bym odstrzelił z miejsca za niewiedzę. Ale co ja mogę... W sumie wszystko mogę... Nieważne... Obróciłem w dłoni scyzoryk. Zawsze go noszę przy sobie. Jest dyskretny, a w razie czego zawsze może posłużyć za broń, albo i coś innego w zależności od sytuacji... Może jednak bym olał świat i to zrobił... Po co się męczyć...

Wyciągnąłem ostrze na zewnątrz. Zbliżyłem je do swojego nadgarstka. Blada skóra z widocznymi niebieskawymi żyłami odbijała się w metalu. Sam nie wiem... Czasami denerwuje mnie ta druga strona medalu...

- Szefie wszystko w porządku? Nie odzywałeś się od trzech godzin.  Mieliśmy... - urwał w momencie gdy wszedł do pomieszczenia.

- Wiem Sebastian, wiem... - westchnąłem po czym schowałem ostrze tam gdzie wcześniej się znajdowało. Jeszcze nie teraz Jim... On nie jest na to gotowy, a chcąc nie chcąc ktoś musi trzymać resztę za pysk. Padło na mnie. Muszę to jakoś rozegrać, tylko jak? Mój wzrok spoczął na gazecie, która była bardzo bliska zderzeniu z podłogą. Może to nie taki głupi pomysł... W końcu to będzie w pewnym sensie tylko adaptacja tego co zostanie zapisane na kartkach... 

- Jim czy ty... - zaczął przyglądając się mi. Och Sebastian...

- Nie ważne. Zbieraj się. - rzuciłem i wyminąłem go w drzwiach. Czas zagrać w grę. Tym razem już po raz ostatni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro