Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.3

W końcu, tydzień po tej nieszczęsnej imprezie, przyszedł czas na to, żebym spakowała swoje rzeczy. Było to dokładnie trzy godziny przez odjazdem pociągu. Oczywiście zostawiłam to na ostatnią chwilę, podobnie jak Dorcas, więc poprosiłyśmy Zgredka, by użył swojego czary-mary i zrobił to za nas. Posiadanie swojego skrzata domowego miało zdecydowanie więcej plusów niż minusów.

- Nie mogę uwierzyć, że zobaczymy się dopiero w lutym - powiedziała Dor, wciskając twarz w poduszkę.

- Nie będzie tak źle. Przecież razem ze mną zostają Potter, Peter i Syriusz... - zaczęłam, ale potem uniosłam zrozpaczona głowę. - To przecież będzie dramat! Zginę przez te pół roku. Bez ciebie, Ali, Ann, Remusa...

- Nie przejmuj się, Lils - pocieszyła mnie, głaszcząc po ramieniu. - Nie będzie tak źle. Na pewno nie będzie.

Trochę się tego bałam. Sama bez moich przyjaciółek... będę zupełnie wystawiona na ewentualne ataki śmierciożerców. Tego się chyba bałam najbardziej.

Przypomniała mi się moja wczorajsza rozmowa z Darrylem.

- Musisz uważać, Lily - ostrzegł mnie wtedy, gdy wszyscy goście opuścili rezydencję Meadowes. - Orion na ciebie poluje... - powiedział i zawahał się. Spuścił wzrok, a potem kontynuował. - Widziałem, co ci powiedział w garderobie Dorcas. Wiem też, że nasz kochany tatulek pochwalił mu się, gdzie jadą wszystkie twoje współlokatorki, więc wie, że będziesz sama. Musisz być o wiele bardziej ostrożna - ostrzegł mnie cicho ponurym głosem.

- Mam dwanaście lat - powiedziałam sucho, po czym przełknęłam gulę w gardle. - Nie możesz ode mnie tyle wymagać. Ja nie dam sobie rady.

- Jesteś silniejsza, niż myślisz. Musisz tylko uwierzyć w siebie. - Darryl położył mi rękę na ramieniu. - Trzymaj się blisko Syriusza i... Pottera. - To drugie nazwisko ledwo mu przeszło przez gardło. - Będę też w kontakcie z Narcyzą. Andri zrezygnowała przedwczoraj z ostatniego roku szkolnego.

- Zrezygnowała? Czyli...

- Tak. Ogłosiła też swoje zaręczyny z Edwardem Tonksem, co sprawiło, że została wydziedziczona. Wczoraj dostałem jej sowę. Jej rodzice nie zareagowali zbyt dobrze, tak samo jak Greyback. Fenrir prawie ją zabił, ale odpłaciła mu się tym samym i ten leży teraz w ciężkim stanie w Mungu, a Andri jest już bezpieczna z Tedem w Dziupli.

- Dziupli?

- Ich domku - powiedział z lekkim uśmiechem. - I skoro jesteśmy w tym temacie, to zapraszają cię tam do nich. Za każdym razem, gdy poczujesz się zagrożona w swoim dormitorium, albo idź do chłopaków, albo wezwij Potworka i proś o przeniesienie do Dziupli.

- Potworka?

- Byłego skrzata Larissy. Przyjdzie na twoje wezwanie, bo znał cię, kiedy byłaś jeszcze mała.

- Jasne. Czyli mam mnóstwo planów awaryjnych. Chłopacy albo Dziupla. Czuję się o wiele bezpieczniej.

- Zrobiłem coś jeszcze. - Wyciągnął z kieszeni dwie bransoletki. - Rzuciłem na nie zaklęcie Proteusza. Jedną będzie miała twoja jasnowidząca koleżanka Ann, a drugą ty. Gdy ona wyczuje jakieś zagrożenie dotyczące twojej osoby, to... - Uniósł różowy przedmiot do góry. - Zacznie wibrować. Wtedy znasz wszystkie wyjścia awaryjne.

- Nie wiem, co powiedzieć, Darrylu - wyszeptałam głęboko wzruszona tym, jak się o mnie zatroszczył.

- Nie musisz nic mówić. Dobrze wiem, jak to jest żyć w strachu przed śmierciożercami. Przez nich musiałem uciekać i udawać mugola. Dokładnie tak samo jak Orion i prawie jak Larissa. Obiecałem sobie, że jak znajdę osobę z takim samym problemem, pomogę jej za wszelką cenę.

- Dziękuję - powiedziałam wtedy, przytulając się do niego.

Spojrzałam na Dorcas, otrząsając się z zamyślenia.

- Tak. Na pewno wszystko będzie dobrze - powiedziałam nieco ponurym głosem, a potem uśmiechnęłam się wymuszenie.

Jestem przekonana, że Dorcas zorientowała się, że mój uśmiech jest sztuczny, ale na szczęście nic z tym nie zrobiła.

- No dobra. Mój tata teleportuje się z tobą na peron, chwilę po tym jak my wszyscy przeniesiemy się świstoklikiem do Castelobruxo. Jak chcesz, możesz zostać i się ze wszystkimi pożegnać.

Potaknęłam głową i dokładnie w tym momencie, rozległo się pukanie do drzwi. Dorcas uśmiechnęła się wesoło i pobiegła się z wszystkimi przywitać. Ann spojrzała na mnie badawczym wzrokiem, po czym uśmiech rozświetlił jej twarz, na co ja sama automatycznie się uśmiechnęłam. I ona, I Ala się na mnie rzuciły, gdy tylko podeszły bliżej. I ja je objęłam.

- Będziemy za tobą potwornie tęsknić - powiedziała Ann, a na jej porcelanowej twarzy pojawił się grymas smutku.

- Dokładnie - potwierdziła Ala. - I zamiast z tobą, będziemy musiały się użerać z tym całym Smar... znaczy się, szkoda, że nie jedziesz.

Wywróciłam oczami. Po chwili zobaczyłam, że do salonu wszedł Severus we własnej osobie. Uśmiechnął się do mnie serdecznie i podszedł, by mnie uściskać.

- Będę tęsknić, Sev - powiedziałam cicho.

- Ja za tobą też - odpowiedział, nachylając się nieco do mnie. - Ale cieszę się, że jadę. Słyszałem, że w Castelobruxo będę mógł się nauczyć mnóstwa nieznanych nam eliksirów i wymienić się wieloma składnikami. Wiedziałaś, że oni nie mają bezoaru? Wziąłem więc go ze sobą tyle, żeby móc się wymienić na ich najrzadsze rośliny.

- Cieszę się, że skupisz się na eliksirach - powiedziałam z ulgą. - To twoja pasja, Sev, nie czarna magia... eliksiry. I tego się trzymaj.

Ten skrzywił się potwornie, ale nic nie powiedział. Widziałam, że przez te wakacje jego matka w końcu się nim zajęła i przybrał nieco na wadze tak, że nie wystawały mu już żebra. Niestety, jego tata również się nim zajął, więc dostrzegłam parę potwornie wyglądających siniaków na rękach i obojczyku.

- To dla mnie szansa - powiedział cicho. - Oni mają wybitnych czarnoksiężników i znają takie zaklęcia, jakich nie jest świadomy nawet Czarny Pan.

Na jego twarzy pojawił się wyraz szaleństwa. Uścisk jego dłoni na moich ramionach wzmocnił się na tyle, że był dla mnie bolesny. Jego oczy wybałuszyły się nieco, tak, że wyglądał teraz jak topielec. Prawie biała skóra, widocznie zarysowane kości, cienkie, czarne, tłustawe włosy i oczy... oczy prawie że okrągłe jak spodki, całkowicie czarne.

- Czarny Pan? - wyszeptałam. - Sev, tak mówią tylko jego poplecznicy... nie rób mi tego, błagam.

- Oni mi pomogą, rozumiesz? - powiedział szaleńczo, jeszcze mocniej zaciskając dłonie na moich ramionach, nieco mną potrząsając. - Uratują mnie przed Potterem i jego bandą. A potem odejdę. Nie jestem taki jak oni.

- Oczywiście, że nie jesteś - powiedziałam, a mój głos nieświadomie przybrał barwę niedowierzającej matki, która mówiła do swojego głupiutkiego dziecka.

- Nie mów do mnie jak do głupiego dzieciaka, Lily - warknął, puszczając mnie. Na moich ramionach na pewno pojawiły się już siniaki. - Nie jestem Potterem albo Blackiem, rozumiesz?

Pokręciłam głową w niedowierzaniu, gdy oddalił się po tych słowach i zostawił mnie całkowicie w rozsypce. O to jak huncwoci zniszczyli niewinnego człowieka.

***

- Za pięć minut wszyscy łapiemy świstoklik, jasne? Zaniesie nas on dokładnie do Castelobruxo - powiedziała profesor McGonagall, która była odpowiedzialna za dostarczenie drugoklasistów do odpowiedniej szkoły.

Patrzyłam, jak wszyscy moi przyjaciele i paru innych uczniów stanęli wokół skakanki. Wydawało mi się, że minęło wiele godzin, zanim w końcu McGonagall złapała przedmiot i spojrzała wyczekująco na innych, po czym wszyscy zniknęli z cichym trzaskiem.

- Chodźmy już, Lily - powiedział cicho pan Meadowes. - Zaraz się spóźnisz na pociąg.

Podał mi rękę, po czym złapał mój kufer w drugą. Przycisnęłam do siebie mocniej klatkę z Pandorą, po czym poczułam, jak moje stopy oderwały się od podłogi, po czym, w odgłosie głośnego trzasku, wylądowaliśmy na stacji King's Cross. Pan Meadowes mrugnął do mnie, po czym zniknął, by po chwili pojawić się z moim drugim kufrem. Ja w tym czasie wyciągnęłam jeden z wózków i zapakowałam na nim oba kufry i klatkę.

- No dobrze - powiedział tata Dorcas, patrząc na swój zegarek. - Ja muszę już uciekać. Dasz sobie radę, prawda?

- Oczywiście, proszę pana!

- Wspaniale. Miłej podróży i bezpiecznego roku szkolnego - powiedział, po czym okręcił się i zniknął.

Rozejrzałam się, by sprawdzić, czy któryś z mugoli to widział, ale, na szczęście, nie. Popchnęłam wózek przed siebie i przeszłam przez dziewięć peronów, zbierając zdziwione spojrzenia od mugoli za każdym razem, gdy Pandora postanowiła się odezwać, po czym stanęłam przed interesującą mnie barierką. Ruszyłam na nią, biegnąc ze swoim wózkiem, po czym wylądowałam na dobrze znanym, zatłoczonym Peronie Dziewięć i Trzy Czwarte.

- Siema, Ruda. - Usłyszałam głos po swojej lewej, po czym poczułam czyjąś rękę na tamtym ramieniu. Gdy jednak odwróciłam się w lewo, Potter oczywiście stał po mojej prawej. - Wiedziałem, że się na to nabierzesz! Syriusz się nie dał.

- Bo nie jestem głupi i bardzo dobrze cię znam - powiedział Syri, który nagle wyłonił się przede mną.

- Aha, czyli ja jestem głupia? - spytałam, unosząc brew i przybierając na twarzy udawany grymas złości.

- Oczywiście że nie, siostrzyczko! - zawołał, obejmując mnie ramieniem. - Ty tam! Tak, ty, drugoroczny! Weź jej rzeczy i zabierz do pociągu. Do przedziału huncwotów.

Ten mały drugoroczniak od razu poleciał z moim wózkiem do pociągu.

- Od kiedy macie swój własny przedział? - spytałam, marszcząc brwi. Strąciłam jego ramię i spojrzałam ze współczuciem na drobnego chłopca. - I od kiedy inni wam usługują?

- Niektórzy zrobią wszystko, by dowiedzieć się, gdzie leży kuchnia. Ten mały jest głodzony przez rodziców, którzy nie pozwalają mu jeść słodyczy - powiedział Syriusz, przykładając rękę do czoła i udając, że omdlewa. - Barbarzyństwo.

- Mamy z nim układ - dodał Potter. - On robi, co chcemy, a my dajemy mu każdego wieczora mnóstwo słodyczy.

- I nie on jedyny - dodał Black, przechodząc przez grupkę innych drugoklasistów, którzy zasalutowali mu i od razu zasypali go pytaniami, w czym pomóc.

- Jesteście okropni - powiedziałam, wywracając oczami. No bo, błagam. Kto się tak zachowuje?

- Jesteśmy inteligentni - poprawił mnie Potter. - Umiemy wykorzystywać każdą, możliwą sytuację na naszą korzyść.

- Tak, tak, jasne.

Weszliśmy do pociągu, po czym zostałam przez nich skierowana do jednego z pierwszych przedziałów. Weszliśmy do środka, a tam czekały już na mnie wszystkie moje rzeczy, a także kufry trójki huncwotów i sam Peter.

- Cześć, Peter - przywitałam się z nim.

- Hm, Ly - powiedział z pełną buzią, a trochę rozpuszczonej czekolady opadło mu na koszulkę. Bleh.

- No! - Syriusz klasnął w dłonie, przyciągając moją uwagę. - Mamy do ciebie sprawę, siostrzyczko.

- Skoro Remus wyjechał, zostaliśmy pozbawieni naszego umysłu bojowego. A skoro ty jesteś, jak mniemam, inteligentna, mogłabyś go zastąpić.

- Emm... niechaj się zastanowię, nie.

- Co, czemu? - spytał Syriusz z takim szokiem w głosie, jakby nie spodziewał się, że ktokolwiek mógłby mu odmówić. No błagam.

- Pięć powodów - powiedziałam, unosząc dłoń i zaczęłam je wymieniać na palcach. - Nie. Będę. Dokuczać. Żadnemu. Ślizgonowi.

- No wiesz ty co? - spytał Potter, przykładając dłoń do serca. - Zdradzasz swoją gryfońską duszę.

- Zdradzam? Wiesz, co się dzieje z Severusem, tylko dlatego że mu dokuczacie?

- Oho, a teraz zamierzasz wyciągać swój znany argument, bo jesteś zakochana w Smarku? - warknął sarkastycznie Potter. - A nie mówiłem, żeby jej nie pytać?

- Daj spokój, James...

- Nie! - wykrzyknęliśmy oboje z Potterem, patrząc piorunująco na Syriusza. - Nie wtrącaj się.

- Nie chcę się przyczyniać do zniszczenia kolejnej osobie życia - warknęłam, mrużąc oczy na Pottera. - Podziękuję za to.

- Ani trochę mnie to nie dziwi! Od zawsze wiedziałem, że tiara się pomyliła. Nie zasługujesz na to, by być gryfonką, i tyle ci powiem!

- I kto to mówi?! - wykrzyknęłam, unosząc ramiona. - Jesteś równie chamski i nieprzyjazny dla innych co niejeden ślizgon. I to niby ja nie zasługuję na bycie w Gryffindorze? Ha! Dobre sobie.

- Ja przynajmniej spędzam czas z innymi gryfonami. Ty siedzisz z tymi śmieciami w lochach.

- Aha! Właśnie, że nie! Ty nie spędzasz czasu z innymi gryfonami, ty ich WYKORZYSTUJESZ! Przeliterować?

- Wcale ich nie wykorzystuję!

Jednak w tym momencie do przedziału wszedł zupełnie niczego nieświadomy drugoklasista, który ukłonił się huncwotom.

- Panie Potter, potrzebuje pan czegoś jeszcze?

- NIE! - wrzasnął tamten, a ja uniosłam brew w złośliwym uśmieszku.

- Nie wykorzystujesz, co? - spytałam, a potem zmieniłam głos na piskliwy i nieco służalczy. - Panie Potter, może coś podać? Może wycałować panu stopy, bo chyba wlazł pan w największy na tym świecie gnój! - wrzasnęłam, a ostatnie pięć słów wywrzeszczałam tak głośno, że wszyscy się wzdrygnęli.

- Wynoś się stąd - powiedział Potter cicho do drugoklasisty, a potem podszedł do mnie z przeraźliwym wyrazem na twarzy. - Skoro uważasz, że ja jestem tym złym, zapytaj współlokatorów twojego ukochanego Smarkerusia, co takiego robi po nocach. W maju to jeszcze do nas przybiegła biedna gryfońska dziewczynka, która została przez niego poparzona jakąś okropną klątwą.

Jego głos brzmiał tak przeraźliwie, że aż się wzdrygnęłam i cofnęłam o krok. Nie brzmiał ani trochę jak James Potter.

- N-niemożliwe - wyszeptałam, opadając w szoku na siedzenie. - Sev nigdy by czegoś takiego...

- Nigdy by czegoś takiego nie zrobił?! - wykrzyknął Potter, po czym podszedł do mnie i nachylił się. - Nigdy, powiadasz? - Spojrzał mi prosto w oczy, po czym nachylił się i podciągnął oba rękawy mojej bluzki. - A co to niby ma być?

Opuściłam wzrok na sino-niebieskie odciski palców, które jeszcze niedawno zaciskały się na moich ramionach. Zamknęłam oczy, gdy usłyszałam, jak Syriusz zasysa powietrze w szoku. Tych długich, kościstych palców nie dało się pomylić z niczym innych.

- Siostrzyczko - zaczął Syri, podchodząc do mnie powoli. - James ma rację. Nawet tego nie widzisz, ale on cię niszczy. Proszę, pozwól sobie pomóc.

Położył mi rękę na ramieniu, ale ja ją strząsnęłam z oburzonym prychnięciem. Tą samą ręką rzucał zaklęcia, przez które Sev wyglądał jak topielec. Tą samą ręką przyczynił się do zniszczenia wszystkiego dobrego, co było w moim przyjacielu. Tą samą ręką przyczynił się do zniszczenia życia także i mi.

- Nie - warknęłam. - Severus przyjechał do Hogwartu z nadzieją, że będzie tu lepiej niż w jego domu. - Syriusz otworzył usta, by coś powiedzieć, ale kontynuowałam nieco głośniej. - NIE WIECIE, co się tam dzieje. On nie zasługiwał i nie zasługuje na to, co go spotkało. To dobry chłopak, który po prostu szukał pomocy w złych ludziach - dodałam przez łzy. Otarłam je szybko rękawem, po czym wycelowałam w nich oskarżycielsko palec wskazujący. - Ale cokolwiek się z nim stanie, to będzie WASZA wina.

Złapałam klatkę Pandory i wyszłam z przedziału na tyle dumnie, na ile potrafiłam, po czym skierowałam się na sam koniec, gdzie przysiadłam się do Pandory i Sybilli.

Jedna z moich awaryjnych dróg ucieczki właśnie przestała być awaryjną drogą ucieczki.

***

- Witam was, drodzy uczniowie, w nowym roku w Hogwarcie - powiedział Dumbledore, wstając ze swojego tronu. - Trochę się zmieniło w tym roku w kadrze, ale zanim przedstawię wam wszystkie zmiany, obejrzmy pierw tegoroczną ceremonię przydziału.

Od momentu, gdy opuściłam przedział z Pandorą i Sybillą u boku, usilnie ignorowałam natarczywe spojrzenia Pottera i Blacka. Byłam pewna, że w końcu sobie dadzą spokój, a do tego czasu zamierzałam milczeć. Ignorowanie ich było ciężkie, biorąc pod uwagę fakt, że siedzieli przede mną, ale na szczęście byłam uratowana faktem, że do Wielkiej Sali weszła profesor McGonagall, prowadząc za sobą grupkę dzieci ustawionych parami. Miała na sobie tę samą, szkarłatną suknię, którą ubrała, gdy transportowała drugoklasistów do Castelobruxo.

- Przy nich Flitwick jest wysoki - powiedział James cicho, patrząc na grupkę wystraszonych pierwszoklasistów.

- Też to zauważyłeś? - spytał go Syriusz, drapiąc się po podbródku.

- Cy my te bylmy tay niy? - zapytał Peter z buzią, zwyczajowo, wypchaną czekoladą.

Weź się ogarnij, człowieku.

- Nie - powiedziała Gwen Snow, nasza nowa prefekt Gryffindoru. Pamiętałam ją jeszcze z zeszłego roku, gdy odprowadzała nas do dormitorium zamiast Lacey, bo ta o nas zapomniała.

- Wyczytana osoba podejdzie i założy to na głowę - rozległ się głos McGonagall.

ABBOTT, QUENTIN

Pierwszy wyczytany chłopiec okazał się być nieco pulchnym blondynem, który na drżących nieco nogach podszedł do stołka. Uśmiechnął się przyjaźnie do profesor McGonagall, po czym jego twarz zniknęła pod tiarą.

HUFFLEPUFF! - wykrzyknęła w końcu tiara.

ADAMS, PAULINE

Ta wątła, czarnowłosa dziewczynka trafiła do Ravenclawu. Została powitana przez Sybillę i Pandorę, po czym usiadła gdzieś niedaleko nich. Przeleciało jeszcze kilka nazwisk na literę "A", po czym opiekunka Gryffindoru wykrzyknęła głośno nazwisko, na które poprawiłam się na krześle.

BLACK, REGULUS

Wbiłam wzrok w dobrze mi znanego chłopca, który pewny siebie, wyprostowany ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy, podszedł do stołka. Ledwo co tiara dotknęła czubka jego głowy, już rozległ się głośny okrzyk: "SLYTHERIN". Zerknęłam ukradkiem na Syriusza, który wzruszył tylko ramionami.

CATTOIR, KEVIN

RAVENCLAW

DAYNE, ARAMIRA

HUFFLEPUFF

FLAMEL, COLETTE

SLYTHERIN

FLIMMEN, MAX

SLYTHERIN

FLIMMENSON, MAXON

GRYFFINDOR

Cały nasz dom wstał i oklaskiwał głośno pierwszego przydzielonego gryfona. Chyba tylko ja zauważyłam łudząco podobne imię i nazwisko do ślizgona tuż przed nim. Maxon podszedł z ogromnym uśmiechem, przybił piątkę paru naszym, po czym usiadł na jednym z ostatnich miejsc przy stole pozostawionym pierwszakom.

FOXEY, JULIE

HUFFLEPUFF

KRAMARZ, IZABELA

HUFFLEPUFF

LINGINNDER, FABIEN

RAVENCLAW

LUPO, JULIETTE

GRYFFINDOR

MALFINS, COLETTE

SLYTHERIN

NAVY, ALLIE

SLYTHERIN

POLUK, JULIA

GRYFFINDOR

POSMAN, JULIE

GRYFFINDOR

SCOTT, VERONICA

HUFFLEPUFF

SUCHTA, MATEUSZ

GRYFFINDOR

Oczywiście, wszystkich przydzielonych było o wiele więcej. Zauważyłam, że było strasznie dużo osób o polskich imionach bądź nazwiskach, co mnie nieco zdziwiło, bo przecież Polacy mieli swoją Szkołę Magii i Czarodziejstwa. Gdy Zyrierre Sasha trafiła do Ravencawu, Dumbledore wstał i zapadła cisza.

- No dobrze - zaczął, uciszając ręką jeszcze kilku nieco zbyt rozgadanych uczniaków. - Witam nowych uczniów w Hogwarcie. Jak już mówiłem na początku, zaszło parę zmian w kadrze nauczycielskiej - powiedział, wskazując na paru nowych nauczycieli. - W tym roku... Obrony przed Czarną Magią podjął się profesor Alan Moonstone.

Wysoki. Opalony. Przystojny. Te trzy słowa były pierwszymi, które wpadły większości dziewczyn do głowy. Bo tak właśnie było. Nowy nauczyciel wyglądał nieco poważnie, ale zdecydowanie było na co patrzeć.

- Runy poprowadzi profesor Marcin Moranis, za to numerologii podjął się Karol Moranis. - Dyrektor wskazał ręką na dwóch bliźniaczych szatynów, którzy wstali i ukłonili się w tym samym momencie.

Gdzieś już słyszałam to nazwisko, ale za Chiny nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie.

- Pierwszorocznych informuję, że wstęp do zakazanego lasu jest absolutnie zabroniony. Do tego na korytarzu po dwudziestej drugiej nie może znajdować się ani jeden uczeń. Wyjątkiem są prefekci patrolujący korytarze, czy to jasne? No to wsuwajcie!

Na stole natychmiast pojawiły się półmiski i naczynia z wszelkimi pysznościami. Pachniało wybornie. Nacieszyłam się zaledwie naleśnikami z syropem klonowym, ponieważ wszystko inne, co uwielbiałam, stało obok huncwotów, a nie zamierzałam ich o nic prosić. Gdy już się najadłam i popiłam wszystko owocową herbatą, odetchnęłam i odchyliłam się nieco na ławce. Po jakimś czasie, Gwen Snow wstała i poszła do części stołu dla pierwszorocznych, a ja ruszyłam za nią, by jej ewentualnie z czymś pomóc, gdyż drugi prefekt Gryffindoru był pokroju Lacey i już dawno zniknął gdzieś ze swoją dziewczyną.

- Pierwszoroczni gryfoni, proszę ustawić się za mną. Zaprowadzę was do Pokoju Wspólnego - powiedziała donośnym głosem, po czym stanęła nieco dalej, patrząc jak ci nieco niezdarnie wstają ze swoich miejsc i próbują ustawić się w miarę równo. Naliczyłam ich około osiemnastu.

- Potrzebujesz pomocy? - spytałam ją cicho, gdy ta obserwowała ich uważnie. - Bo widziałam, że Oscar...

- Tak, uratowałabyś mi tyłek, Lily - powiedziała, oddychając głęboko, po czym złapała mnie za dłoń i nią potrząsnęła. - Ktoś musi pilnować ich z tyłu, żeby żaden nie zboczył z drogi. Byłabyś tak miła i...?

- Jasne, nie ma sprawy! - wykrzyknęłam entuzjastycznie, ciesząc się, że mogłam być pomocna. Uśmiechnęłam się do niej i przeszłam za plecy ostatniej pierwszorocznej gryfonki... Julie Posman, z tego co pamiętam.

- A więc idziemy w miarę równo! - zawołała Gwen, klaszcząc w dłonie. - Lily będzie was pilnować z tyłu, więc żadne z was się nie zgubi, ale nie chcemy niepotrzebnego ociągania się, jasne?

Wszyscy skinęli głowami, a niektórzy odwrócili się, patrząc na mnie nerwowo. Gdy im pomachałam, wytrzeszczali oczy i odwracali się pośpiesznie, jakby byli zawstydzeni, że przyłapałam ich na gapieniu się. Też byłam taka strachliwa?

Ruszyłyśmy jako jedne z pierwszych i czułam na sobie spojrzenia wielu osób. Gdy jednak wyszłyśmy z Wielkiej Sali, nieprzyjemne odczucie na karku zniknęło i mogłam odetchnąć z ulgą, czym, oczywiście, wystraszyłam wszystkich idących przede mną. Przeszliśmy na schodach, które na szczęście postanowiły zachowywać się w miarę spokojnie i nie ruszały się zanadto. Gdy doszłyśmy do portretu Grubej Damy, Gwen zatrzymała się i odwróciła do wszystkich dzieciaków, które otoczyły ją sprawnie.

- To jest Gruba Dama - powiedziała, wskazując ręką na portret. - Jest ona strażniczką naszej wieży. Przepuszcza tylko osoby, które znają hasło. Zmienia się ono, a lista haseł będzie zawsze wywieszona w Pokoju Wspólnym, do którego zaraz przejdziemy. Teraźniejsze hasło to... - urwała głos i zerknęła na karteczkę, którą trzymała w ręku, po czym zmarszczyła brwi. - Niewdzięczny odkurzający. Gruba Damo, skąd taki pomysł?

Kobieta otworzyła powoli oczy, gdyż wcześniej taktownie udawała, że śpi, po czym poprawiła szal udrapowany na jej ramionach.

- Wyobraź sobie, droga Gwendolyn... - westchnęła głęboko. - Nie wszyscy mają tak wyrafinowany gust, by docenić moją muzykę. A ten... niewdzięcznik! On postanowił mi to prosto w twarz wypomnieć. Co za wstyd! - Rozpłakała się głośno, dmuchając nos w swój szal.

- Cóż... bardzo mi przykro z tego powodu, Gruba Damo... - Gwen zaczęła ostrożnie dobierać słowa, by nie urazić kobiety. - Może porozmawiamy o tym później, a teraz wpuścisz tych nowych uczniów, żeby mogli odpocząć po tak długiej i męczącej podróży?

Gruba Dama, jakby dopiero teraz zauważyła grupkę uczniów przed jej portretem, uśmiechnęła się wymuszenie, jeszcze raz pociągnęła nosem, po czym odsłoniła przejście do salonu gryfonów. Gwen przepuściła mnie pierwszą, dziękując serdecznie za pomoc, po czym zaprezentowała wszystkim jak się wchodzi. Jak weszłam do pomieszczenia, nie czekałam już na nich, tylko poszłam od razu do dormitorium. Gdy rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam tylko moje kufry i całkowicie puste łóżka przyjaciółek, opadłam z westchnieniem na miękki materac i, nawet się nie przebierając, zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro