1.7
- Ala, wyłaź z tej głupiej łazienki! - wykrzyknęła Dorcas, waląc otwartą dłonią w ścianę od kabiny prysznicowej.
Chyba Merlin opuścił założycieli szkoły, którzy nie pomyśleli o łazienkach w sypialniach i wstawili tylko te wspólne.
Została już tylko godzina do imprezy gryfonów, a większość dziewczyn była jeszcze w rozsypce.
Ta impreza była organizowana raz w na dwa miesiące w pokoju wspólnym w Gryffindorze i już wyszła opinia, że jest to najlepsza dyskoteka w Hogwarcie. Organizatorzy zmieniali się co każdą imprezę, a teraz ten zaszczyt dopadł huncwotów, którzy z tego powodu byli bardziej niż dumni. Tematem przewodnim byli mugole i tak właśnie należało się ubrać. Oczywiście było to po to, żeby wkurzyć ślizgonów, więc wszyscy byli przeszczęśliwi z tego tematu.
- Ala, no... - jęknęła Ann, dobijając się jeszcze mocniej. Gdy Alicja nie odpowiedziała, rozległ się chóralny jęk w całej kolejce stojącej za Ann.
Szczęśliwym trafem udało mi się umyć i przebrać jako jednej z pierwszych, bo uznałam, że potem nie będzie czasu. Dorcas, natomiast, musiała się zająć tylko makijażem i strojem, bo fryzurę już dawno miała zrobioną. Zazdrościłam jej tego, że była metamorfomagiem.
"Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że jesteś metamorfomagiem?" - wykrzyknęłam wtedy, wchodząc do pokoju tuż po podsłuchaniu rozmowy Ann z McGonagall.
"Skąd... McGonagall?"
Dokładnie tamtego dnia postanowiłyśmy wszystkie wyznać swoje tajemnice. Ann przyznała się wtedy, że jest jasnowidzącą, a Dorcas że metamorfomagiem. Myślę, że to wydarzenie wzmocniło tylko naszą przyjaźń i od tamtego momentu nie miałyśmy przed sobą żadnych sekretów.
Westchnęłam głęboko i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Jako że pochodziłam z rodziny mugoli, o wiele łatwiej było mi wybrać strój i zrobić sobie makijaż. Skopiowałam po prostu to, co kiedyś miała na sobie moja mama, gdy szła z tatą na imprezę. Biała, nieco krótkawa sukienka w ciemnozielone kwiaty, a do tego białe buty do kolan. Za to oczy miałam wymalowane jaskrawożółtym cieniem i Dorcas dorzuciła mi grube kreski. Ala zakręciła mi też włosy jakimś zaklęciem, więc miałam też żółtą, szeroką opaskę. Za to moje przyjaciółki postanowiły, że będziemy wyglądały tak samo, więc i one miały białe sukienki w kwiaty (Ann granatowe, Dor czerwone, a Ala błękitne), białe buty do kolan oraz przepaski na głowach w kolorze wzorków na kreacjach.
- Idę na chwilę jeszcze do huncwotów, bo Syri mnie prosił o pomoc ze strojem - powiedziałam cicho do Dor, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Nie mógł poprosić mnie? - spytała z lekkim wyrzutem, a jej włosy zmieniły kolor na łososiowy.
- Włosy, Dor, włosy - syknęłam, zasłaniając ją nieco. Ta wzięła głęboki oddech i te znowu były ciemnobrązowe. Dorcas miała tę wspaniałą przypadłość, że jej włosy zmieniały się pod wpływem emocji. Czerwony to była złość, różowy zazdrość, a łososiowy musiał być mieszanką obu z nich. Nauczyłam się już rozpoznawać, co oznacza dany kolor.
- Jestem jego siostrą, Dor, nie musisz być zazdrosna. - Przytuliłam ją. Syri postanowił, że skoro jestem córką chrzestną syna chrzestnego jego babki, to będzie na mnie mówił per siostro, bo tamto było zbyt długie. Muszę też dodać, że od czasu świąt zmienił się diametralnie co do mojej osoby. Wcześniej, razem z Jamesem, dokuczali mi ze względu na Severusa. Teraz, gdy oddaliłam się nieco od mojego ślizgońskiego przyjaciela (całkowicie z jego winy!), uważali, że jestem jedną z nich - huncwotką. Dokładnie w ten sam sposób traktowali moje współlokatorki.
- No dobra, niech ci będzie - westchnęła. - Pędź do nich, bo zaraz się spóźnisz.
Wyszłam z łazienki i przeszłam do skrzydła chłopców. Weszłam po schodach na samą górę i zapukałam do ostatnich drzwi.
- O! Hej, siostrzyczko! - wykrzyknął Syriusz, obejmując mnie ramieniem.
- Siema Ruda! - wrzasnął Potter, po czym zamknął za nami drzwi. - Co tu robisz?
- Pomagam Syriuszowi ze strojem - powiedziałam i zmierzyłam go oceniającym spojrzeniem. - W sumie, tobie też bym mogła pomóc. Bo buty na koturnach nosiły kobiety, a nie mężczyźni, Potter.
Ten spojrzał niepewnie na swoje buty, a potem zdjął je z ulgą.
- Uh, to nawet bardzo dobrze się składa. Chodzi się w nich fatalnie.
Podałam mu czarne lakierki, które wyłowiłam z jego kufra oznaczonego napisem "te od mugoli". Znalazłam tam też czarną perukę afro, więc nałożyłam mu ją na głowę. Potem zerknęłam na Syriusza, któremu również zarzuciłam perukę afro, z tym że brązową, i również otrzymał lakierki. Stroje, natomiast, każdy dostał inne. James czarne dzwony i biało-różową wzorzastą koszulę, a Black dostał czarną koszulę i fioletowe dzwony z grubymi, materiałowymi szelkami. Remus nie potrzebował mojej pomocy, gdyż jego matka wyposażyła go w ciekawy strój, a Peter założył na siebie najbardziej żenujące ubrania na świecie, ale był tak zajęty wsuwaniem czekolady, że w ogóle się tym nie przejął.
Uśmiechnęłam się z samozadowoleniem, gdy zobaczyłam całokształt. Mogłam być z siebie bardzo dumna; wyglądali zupełnie jak mugole wybierający się na dyskotekę. Zauważyłam jednak, że peruka Syriusza się nieco zsuwa, więc poleciałam jeszcze do pokoju, żeby przynieść kilka wsuwek. Gdy tylko wróciłam i poprawiłam mu fryzurę, ten uśmiechnął się i zaczął pozować przed lustrem. Remus się z niego śmiał, Peter wsuwał kolejną czekoladę, a James... Jamesa nie było.
- Gdzie jest Potter? - spytałam, rozglądając się. "Pewnie zaraz wyskoczy zza jakiejś kotary i mnie wystraszy" - pomyślałam. Uwielbiał to robić.
- Zarywasz do mojego przyjaciela, sis?
Przechyliłam głowę i wbiłam w niego wzrok.
- Dobra, dobra, nie zabijaj mnie, bazyliszku. - Uniósł ramiona w geście poddania się. - Nasz czarnowłosy przyjaciel poszedł szukać partnerki.
- I co? Jak mu idzie?
Syri nie zdążył odpowiedzieć na pytanie, bo do pokoju wpadł zdyszany James. Zatrzasnął za sobą drzwi i oparł się o nie.
Gdy wytężyłam nieco słuch, usłyszałam przeróżne okrzyki typu: "Wybierz mnie!", "Ożeń się ze mną!", "Jestem tą twoją jedyną!", "Jestem najpiękniejsza!", "James, kocham cię!"
I co dziwniejsze, a zarazem najbardziej niepokojące - "Nie mam nic pod sukienką, możesz sprawdzić!"
Parsknęłam śmiechem. James miał jedenaście lat, a te zlatywały się do niego tylko dlatego, że był popularny, nieco... przystojny i bardzo bogaty.
"A JA NIE MAM NA SOBIE NAWET SUKIENKI! PRZEBIJCIE TO!"
Syriusz od razu podszedł do drzwi i uśmiechnął się na huncwocki sposób. Już sięgał za klamkę, gdy podeszłam i zdzieliłam go po głowie.
- Siadaj, braciszku. Widzę, że wspaniale sobie radzisz ze znalezieniem partnerki, Potter... - syknęłam.
Po chwili na schodach rozległ się głos profesor McGonagall.
- McSztywna! - wyszeptał James.
- CO TU SIĘ WYPRAWIA?! Gryffindor traci po pięć punktów za każdą z was! Panno McCostern! Co pani sobie wyobraża?! Paradować w bieliźnie w skrzydle dla chłopców? Wynocha stąd!
Wrzaski nauczycielki były słyszalne w całym domu, ba w Hogwarcie.
Wszystkie drzwi do sypialni pootwierały się. Chłopcy wychodzili by patrzeć co się dzieje, to znaczy, popatrzeć na prefekt Lacey McCostern w bieliźnie. Nauczycielka wystawiła chłopcom co najmniej pięć szlabanów, odjęła z pięćdziesiąt punktów i w końcu wyszła. Odetchnęłam z ulgą.
- Siostro, dlaczego zabrałaś mi możliwość oglądania...
- Nie kończ tego zdania - ostrzegłam, ale ten mnie nie posłuchał.
- ... balonów Lacey. Przecież ona właśnie z tego słynie! - wykrzyknął oburzony.
- Mam ci przypomnieć, że masz jedenaście lat? - Zmarszczyłam brwi. - A ona ma siedemnaście.
- Jestem przystojny, bogaty i popularny. I co z tego, że jest starsza, skoro ma z dziesięć centymetrów mniej niż ja?
Skrzywiłam się na jego chorą logikę, a potem odwróciłam się do Jamesa, który nagle jęknął.
- Co jest Potter? Któraś z twoich fanek ci przyłożyła? - spytałam pełna nadziei.
- Nie - powiedział sucho.
- To co jęczysz?
- No bo ja dalej nie mam partnerki.
Spojrzałam na niego spod byka.
- Jak to nie masz? Po prostu wybierz sobie jedną z tych, o tam. - Machnęłam ręką w stronę drzwi.
- One wszystkie mają tyle do zaoferowania co... co krowy.
- Krowy mają cyce... - stwierdził Syriusz, na co uderzyłam się dłonią w czoło. Jak widać w świecie czarodziejów, dzieci są inaczej wychowywane niż u mugoli. Ja bym w życiu tak nie powiedziała, a nawet bym tak nie pomyślała, ale oni nie mieli z tym najmniejszego problemu, jak widać.
- W takim razie tyle co... - Szukał odpowiedniego zakończenia
- ... co biała czekolada, nie znoszę jej - stwierdził Peter.
- Tyle co but, taki zepsuty - podpowiedział Remus, a ja pokiwałam głową.
- Tyle co pandy - stwierdził Syriusz.
- Pandy? - spytałam zdziwiona. Pandy są boskie.
- No te głupie biało-czarne stworzenia wcinające bambus.
- Masz coś do pand?
Te słowa nie padły tylko z moich ust. Powiedział je również Potter.
Syriusz mruknął coś w odpowiedzi ale go zignorowałam.
- Potter to jest pięciogodzinna impreza, a nie całe życie. Bierz którąkolwiek z tych...
- Żrących białą czekoladę, cycatych krów w zepsutych butach? - spytał, podsumowując wszystkie propozycje.
- Głupich jak pandy, warto by dodać - mruknął Syriusz.
- Zamknij jadaczkę, Syriusz! - wrzasnęliśmy razem z Potterem.
- Czy zrozumiałeś mój przekaz?
- Mam brać jedną z nich... ?
Pokiwałam głową.
- Tych krów w zepsutych butach?
- Tak, dokładnie - potwierdziłam.
- Okej. Tak tylko się upewniałem. Tak więc... - Zrobił dramatyczną przerwę. - Ruda pójdziesz że mną na tą imprezę?
Szczęka mi opadła, a Syriusz w osłupieniu spadł z łóżka. Nawet Peter się zakrztusił swoją czekoladą.
- Tylko żartowałem, idę szukać jakiejś laski! - wrzasnął.
I jestem stu procentowo pewna, że na dole odezwał się mały tłumek fanek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro