1.5
- Lily! Przyjechali ciocia z wujkiem i dziewczynkami! - wykrzyknęła mama, wołając mnie i Dor.
Uśmiechnęłam się szeroko i popędziłam na złamanie karku na dół, by rzucić się w objęcia mojego ojca chrzestnego. Ciocia Mary była przyrodnią siostrą mojej mamy i pochodziła z Polski. Była jedną z wielu moich cioć, ale wujków miałam tylko dwóch. Brata taty i wujka Oriona właśnie. Jako że stryj Mike został chrzestnym Petuni, to wuj Orion był oczywistym wyborem na mojego. Nie wiedziałam o nim zbyt wiele. Był bardzo tajemniczy i może dlatego tak bardzo go kochałam. Kiedyś mówił, że w z pochodzenia jest anglikiem, ale gdy skończył osiemnaście lat, poznał ciocię Mary - miłość swojego życia i wyjechał z nią do Polski. Według mnie było to potwornie romantyczne. Gdy tylko go zobaczyłam, stojącego w małym korytarzyku z mnóstwem paczek w ręce, uśmiechnęłam się szeroko. W momencie w którym on zauważył mnie - wrośniętą w schody ze łzami wzruszenia w oczach - upuścił wszystkie prezenty i rozłożył szeroko ramiona, w które natychmiast wpadłam.
- Cześć, wujaszku - wyszeptałam, przytulając go tak mocno, jak tylko potrafiłam. Gdy zmierzwił moje rude włosy, odpłaciłam mu się tym samym, śmiejąc się z niego głośno. Podniósł mnie, wyciągając wyprostowane ręce go góry. - Niee! Ja jestem już za duża na samolocik - wykrzyknęłam podczas ataku głupawego śmiechu, na co ten mnie upuścił, praktycznie wkładając mnie w objęcia swojej żony.
- Lily, kochanie! Stęskniłam się za tobą! - Ona również uniosła mnie do góry, ale natychmiast mnie opuściła, łapiąc się za kręgosłup. - Wybacz. Nie te czasy.
Wujek objął ciocię ramieniem z autentycznym przerażeniem w oczach, a potem uśmiechnął się pokrzepiająco, głaszcząc jej plecy.
- Hej Maja, hej Kinga! - Przywitałam się z kuzynkami, obejmując je mocno, a potem zerknęłam na Dorę stojącą za mną. - To jest Dorcas. Przyjaciółka ze szkoły.
Cała czwórka uśmiechnęła się serdecznie, gdy przedstawiłam dziewczynę.
- Miło cię poznać, Dorcas. - Ciocia dziwnie wymówiła imię przyjaciółki, ale Dor okazała na tyle taktu, żeby jej tego nie wypominać, ani się z niej nie śmiać.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Proszę mówić mi Dor.
Maja i Kinga były zupełnie inne. Ta pierwsza miała po ojcu czarne włosy i piwne oczy po mamie, natomiast twarz drugiej okalały rude loczki, kontrastujące z granatowymi oczami. Nawet postury były innej, gdyż Maja była niska i raczej okrągła, a Kinga wysoka i szczupła.
Moja przyjaciółka szybko podbijała serca kolejnych gości swoim przyjacielskim uśmiechem. Gdy zasiedliśmy do stołu, zabłysnęła również nienagannymi manierami. Wszystko wydawało się przebiegać perfekcyjnie. Mimo mojej niezdarności udało mi się zachować moją białą sukienkę czystą, Petunia zachowywała się w miarę normalnie i nie rzuciła nawet jednego, specyficznego komentarza. Ogień w kominku palił się wesoło, żadna ze skarpet świątecznym nie wpadła w płomienie, a wszystkie dania smakowały wprost wyśmienicie. Jedynym problemem była zacięta płyta ze świątecznymi piosenkami, ale zostało to natychmiast naprawione przez wujka, który chwilę pomajstrował, a potem radio magicznie zaczęło działać. Wszystko było perfekcyjne.
- Przypomnij mi jak się nazywa twoja szkoła, Lily? - zapytała ciocia z pełną buzią, a potem przełknęła szybko. Wspaniale. Właśnie zrujnowała te perfekcyjne święta.
- Chodzę do Hogwartu, ciociu - powiedziałam. Ciocia zmarszczyła brwi i przekrzywiła głowę w zdziwieniu, najwyraźniej słysząc tę nazwę po raz pierwszy, a wujek zachłysnął się lekko wodą.
- Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek słyszała tę nazwę - powiedziała zdziwiona.
- Eee... To szkoła z internatem dla wybitnie uzdolnionych dzieci. Nie wie się o niej, dopóki nie wyślą do ciebie listu i nie zaproponują stypendium. - Wymyśliłam szybko.
- Musicie być dumni z Lils - westchnęła ciocia, na co Petunia odwróciła wzrok, zaciskając mocno zęby na swoim widelcu.
- Jesteśmy z niej bardzo dumni - rzekła mama, kładąc mi rękę na ramieniu z ciepłym uśmiechem.
Na tym, dzięki Merlinowi, zakończyła się zmierzająca do katastrofy rozmowa. Napchałam sobie ziemniaków do ust w błyskawicznym tempie i zaczęłam je wolno przeżuwać tak, żeby ciocia przestała zadawać pytania na ten temat, ale na szczęście zmieniła temat, nagle interesując się szkołą Petunii. Gdy moja siostra opowiadała z dumą o tym, że została przewodniczącą w swojej klasie, ja modliłam się w duchu, żeby temat Hogwartu nie został już więcej poruszony. Oczywiście, jak to w życiu bywa, los był przeciwko mnie.
- A od czego to jest skrót? Ten Hogwart? - zapytał wujek albo z czystej ciekawości, albo ze znudzenia wywodem Petunii, przerywając wywód mojej siostry w połowie zdania. Ciocia posłała mu kuksańca za tak nietaktowne zachowanie, a Petunia prawie mnie zamordowała swoich spojrzeniem, jakby wszystko było moją winą. Jeśli Potter uważał mnie za bazyliszka, to z chęcią przedstawię mu moją siostrę, która buła mnie w tym na głowę.
Nie miałam pomysłu na odpowiedź, więc kopnęłam Dor w łydkę, żeby mi pomogła.
- Tak miał nazwisko założyciel. - Wymyśliła na poczekaniu, a potem uśmiechnęła się serdecznie.
- Aha... - Wujka najwyraźniej zadowoliła ta odpowiedź, bo przestał drążyć temat.
Na szczęści nikt więcej nie poruszył tego tematu. Petunia z największą przyjemnością kontynuowała swój wywód o swoich sukcesach, a ciocia z mamą słuchały tego z zainteresowaniem wymalowanym na twarzy. Wujek grzebał ze znudzeniem w swoich ziemniakach, nucąc pod nosem jakąś piosenkę, tata zniknął w toalecie na dłuższą chwilę, natomiast ja z Dorą szturchałyśmy się łokciami, próbując zapewnić sobie choć trochę rozrywki. To były zdecydowanie jedne z nudniejszych świąt do momentu, w którym rozległ się dzwonek do drzwi. Petunia znowu przerwała w połowie zdania, odwracając się w stronę korytarza. Tata natychmiast wybiegł z toalety i zmarszczył brwi, zerkając na nas podejrzliwie.
- Kogoś się spodziewacie?
Wszyscy pokręcili głowami.
- Pójdę zobaczyć, kto to - zaproponowałam, w duchu mając nadzieję na to, że Severus zmienił jednak zdanie i postanowił przyjść.
- Idę z tobą. - Dorcas wstała i zasunęła za sobą krzesło.
Zerknęłam przez wizjer, ale był zasłonięty. Zacisnęłam dłoń na różdżce i otworzyłam gwałtownie drzwi. Gdy zobaczyłam, kto za nimi stoi, zamarło mi serce.
- Cześć, bazyliszku. Wesołych świąt!
********
Czterej nieznośni chłopcy stali przede mną. Remus ze skruszoną miną i prezentem w dłoni, Peter z brudną od czekolady buzią, a pozostała dwójka miała na twarzach szerokie, łobuzerskie uśmiechy.
- Się masz, Dor - powiedział nieco entuzjastycznie Syriusz, opierając się nonszalancko o framugę drzwi.
- Dobry wieczór - odrzekła sucho, krzywiąc się lekko. Dzięki Merlinowi, opanowała się przez te parę miesięcy i nie szaleje już za nim tak bardzo.
- Co tak sztywno? Mamy prezenty - zawołał Potter, jednak żadnej paczki w jego rękach nie zauważyłam.
- Skąd macie mój adres? I niby jakie prezenty? - spytałam ze zmarszczonymi brwiami.
- LILY, KTO TO? - Usłyszałam krzyk mojej matki z salonu.
- Chwileczkę! - odkrzyknęłam. - Wynoście się.
- Idźcie sobie. Ale już - warknęła Dor.
Potter tylko się uśmiechnął. Razem z Syriuszem przepchnęli się obok. Peter zdjął kurtkę i wszedł. Remus stał chwilkę po czym spojrzał na mnie przepraszająco.
- Wybacz. Nie mogłem ich powstrzymać. Wesołych Świąt - powiedział, unosząc ramiona w skruszonym geście.
- Wchodź, Remi - westchnęłam, a potem odwróciłam się do pozostałych - Buty!
Weszliśmy do salonu. Mama rzuciła nam zdziwione spojrzenia.
- To są moi, hmm... koledzy ze szkoły. Huncwoci w składzie James, Syriusz, Peter i Remus. Rodzice Pottera, to jest Jamesa, musieli wyjechać służbowo, a ponieważ reszta mieszkała tymczasowo u niego, to przyszli do najbliższej znajomej osoby czyli mnie.
- Masz na nazwisko Potter? - spytał wujek ze zmrużonymi oczami.
- Tak - powiedział James niepewnie.
Tata zniknął w garażu w poszukiwaniu jednego dodatkowego krzesła, bo trzy stały w kuchni, a Potter, Syriusz i Peter usiedli. Gdy tata przybiegł ze stołkiem, usiadł i Remus, po czym wszyscy nałożyli sobie po kawałku ciasta marchewkowego.
- A wy? - Wujek kiwnął głową na resztę, również sobie nakładając trochę ciasta.
- To jest Pettigrew, to Black, a to Lupin - rzekła Dorcas, krzywiąc się nieco przy drugim nazwisku.
- I wszyscy razem jesteście w tej szkole? W tym całym... Hogwarcie?
Pokiwaliśmy głowami, a wujek wziął łyk wina.
Po chwili na stół została wniesiona szarlotka i wszyscy zaczęliśmy w ciszy jeść. Petunia, widząc, że w jej salonie pojawiło się czterech więcej czarodziejów, zbladła potwornie i ledwo do dała radę zjeść przez swoje potwornie zaciśnięte zęby. Gdy skończyliśmy posiłek i mama sprzątnęła, wedle rodzinnej tradycji przyszła pora na...
- Prezenty! - wykrzyknęła Maja.
Wszyscy rzucili się na paczki i zaczęli szukać swoich. Po pół godzinie, gdy wszyscy rozpakowali, obejrzeli i zapakowali swoje prezenty, rodzice poszli do kuchni, by posprzątać ze stołu, a wujek Orion odchrząknął lekko.
- Petunio, zabierz Maję i Kingę do pokoju. Mary przypilnujesz ich? Muszę porozmawiać z moją córką chrzestną i jej przyjaciółmi na osobności.
Ciocia uśmiechnęła się nerwowo i wyszła razem z córkami i Petunią, która wyglądała na bardzo niezadowoloną z tego faktu.
Wujek nalał sobie trochę jakiegoś alkoholu z własnej gwintówki, po czym założył ręce na piersi i przyjrzał się nam wszystkim po kolei.
- Szczerze wam zazdroszczę, Dorcas, Jamesie i Peterze. Za to tobie współczuję, Syriuszu.
Zdębiałam. Autentycznie zdębiałam i dokładnie tak samo stało się z wszystkimi pozostałymi.
- Wszyscy jesteście w tej samej klasie? - Upewnił się. - W tym samym domu?
Pokiwaliśmy głowami, a ja wytrzeszczyłam lekko oczy. Wzięłam łyk wody, bo nagle mi zaschło w gardle.
- W takim razie jesteście w Gryffindorze - stwierdził tak lekko i swobodnie, jakby właśnie mówił o prognozie pogody na jutro.
Zakrztusiłam się wodą i zaczęłam gwałtownie kaszleć. Dor, natomiast, pobladła tak mocno, że przez chwilę jej skóra była autentycznie biała.
- Słucham?
- Jesteście w jednym domu. Nie możecie być w Slytherinie, ponieważ ty jesteś mugolaczką. Zostają trzy, ale biorąc pod uwagę to, że Euphemia i Fleamont Potterowie byli w Gryffindorze, przypuszczam, że ty również Jamesie Potter. Elizabeth Meadowes i Lyall Lupin również byli gryfonami. Biorąc to wszystko pod uwagę, wątpię, byście wszyscy byli krukonami albo puchonami.
- Wujek jest czarodziejem? - wyszeptałam zszokowana.
- Bingo! Nazywam się Orion Lestrange... - Urwał na chwilę, widząc wytrzeszczone oczy większości z nas. Ja znałam wujka pod innym nazwiskiem. - Ale zmieniłem nazwisko, żeby mnie nie znaleźli.
- Jesteś z Lestrangów? - wykrzyknął Syriusz.
- Twoja kuzynka jest zaręczona z moim bratankiem - stwierdził lekko, uśmiechając się ponuro.
- To niemożliwe. Ona spotyka się z Rudolfem Lestrangem, a on jest synem Gregory'ego Lestrange. On natomiast nie ma żadnego rodzeństwa.
- Moja sytuacja jest troszkę ciężka. W dzieciństwie zauroczyłem się nieodpowiednią dziewczyną. Wszyscy mnie ostrzegali, że będę miał przez to kłopoty, ale nie słuchałem. Latałem za nią jak piesek przez dobre kilka lat, a ona była z tego niesamowicie zadowolona. Nigdy jednak nie zrobiła żadnego kroku, by pokazać mi swoje zainteresowanie. Gdy ukończyłem siedemnaście lat, pokochałem inną. Mary wtargnęła z moje życie, całkowicie kradnąc moje serce. To była miłość od pierwszego wejrzenia... Niestety. Potem się okazało, że Mary przyjaźniła się z Avarą. Musieliśmy uciekać, a ja na zawsze zostałem wymazany z naszego drzewa. - Spojrzał uważnie na Blacka. - A jak rodzice zareagowali na twój przydział do Gryffindoru?
- Cóż, nie za miło.
- Niech zgadnę, wyjec i groźba wydziedziczenia?
Syriusz pokiwał głową z ponurą miną.
- Twoja babka, Irma, była moją chrzestną. Nasze rodziny nie są w żaden sposób spokrewnione w najbliższej linii, ale moi rodzice przyjaźnili się z Violettą i Cygnusem.
- Skarbie? - Usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi. - Musimy jechać.
- Idę! Miło wiedzieć, że świat nie schodzi psy. Trzymaj tradycję mały. Wujek Orion jest dumny. A, i mam nadzieję, że tytuł huncwoci jest zasłużony. Zróbcie ode mnie kawał wszystkim z rodziny Black. Bellatriks już skończyła naukę, tak? - Gdy Syriusz pokiwał głową, mężczyzna podrapał się po brodzie. - Ale ma jeszcze dwie siostry. A moi bratankowie też nie są powodem do dumy. Wierzę, że się tym zajmiecie.
Puścił do chłopców perskie oczko i wyszedł. Stałam wmurowana w podłogę jeszcze przez chwilę, po czym opadłam na kanapę w szoku. Mój ojciec chrzestny jest czarodziejem. Ba! Jest czystej krwi i jest... w jakiś sposób spokrewniony z moimi znajomymi. Chwilę mi zajęło, zanim wszystko do mnie dotarło. Po naszej rozmowie, huncwoci zostali jeszcze przez pół godziny, zanim postanowili się zebrać i wyjść.
Każdy wychodził inaczej. Remus był ponury i milczący, Peter wcinał kanapki, które mama przygotowała mu na drogę, a James i Syriusz szeptali między sobą i zapisywali coś na kartce.
- Co oni robią? - spytałam Remusa.
- Szykują nowy kawał - odpowiedział z głośnym westchnieniem.
- Mam się bać?
- Przecież to jeszcze tydzień - powiedział z udawaną wesołością.
Zmarkotniałam. Jeszcze tydzień z Petunią. Jeszcze jeden tydzień rozmyślania nad sytuacją wujka Oriona.
- Chcesz książkę? Na odstresowanie? - spytał, widząc moją minę.
- Jasne.
Wyjął z torby książkę i mi ją podał.
- "Zabić drozda"? - zaśmiałam się.
- Yhm... Moja mugolska kuzynka ma poczucie humoru. Stwierdziła, że jest to idealna książka dla mnie.
Parsknęłam śmiechem jeszcze głośniej.
- Jak widać, myśli, że twoją ukrytą pasją jest zabijanie ptaków - Zaśmiałam się głośno i objęłam go, ignorując jego nieodgadnioną minę. - Uważaj z tą miną, bo jeszcze pomyślę, że jesteś krwiożerczą bestią zabijającą niewinne ptaszki. - Zażartowałam sobie.
Nie zwróciłam wtedy najmniejszej uwagi na jego grobowy wyraz twarzy. Bardziej skupiłam się na tym, że Potter trzymał w dłoniach nielegalny świstoklik. Gdy ich za to zbeształam, teleportowali się, a ja wróciłam do kuchni, by pomóc trochę rodzicom.
- Spotykasz się z którymś z nich? - spytał od razu mój tata, wbijając we mnie spojrzenie swoich zielonych oczu.
- Nie, tato... - jęknęłam.
- Nawet z tym szatynem? - dociekał.
- Nie - wykrzyknęłam z najczystszym oburzeniem.
- A z tym w okularach?
- Tym bardziej nie. - W tym momencie cała kolacja podeszła mi do gardła.
- To ty ich nie lubisz?
- Ciężko określić nasze relacje. James, ten w okularach, jest potwornie zarozumiały i uwielbia mi dokuczać. Syriusz... jest mniej nieznośny niż James, a wydaje mi się, że teraz nasze relacje się nieco poprawiły. Powiedzieć coś o Peterze jest ciężko, bo on kocha tylko swoje jedzenie. Ale z Remusem się przyjaźnię. Jest najmilszy i najmądrzejszy z nich - powiedziałam, a Dorcas pokiwała głową w potwierdzeniu.
- Tego ponurak z blizną? - spytał, jakby szukając potwierdzenia.
Pokiwałam głową.
- No tak, ty zawsze wybierasz tych brzydkich. - Usłyszałam syknięcie siostry, która jak widać podsłuchiwała pod drzwiami.
- Podsłuchiwałaś, mugolko? - spytała Dor wyniośle, podnosząc lekko jedną brew, na co Petunia się zarumieniła i wyszła, głośno tupiąc nogami.
- I tyle ze świątecznej atmosfery - westchnęła mama i złapała się za głowę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro