Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.10

Następnego dnia, gdy weszłam do sali z Dorą, wszystkie rozmowy zamilkły. Przeszły mnie ciarki, gdy wyczułam, że wszyscy na mnie patrzą. Po chwili rozległy się szepty. Gdy szłyśmy na nasze miejsca, jedna rozmowa była na tyle głośna, że ją usłyszałam.

- Czi ona jest sławni?

- Nie, Mino.

- Oh, merci. A kim ona jest?

- To Lily Evans.

- Łili Evans? Ta, Łili?

- Oui, oui.

Puchonka z piątego roku cierpliwie odpowiadała na pytania pięknej francuzki. To pewnie są ludzie z wymiany, pomyślałam, gdy spojrzałam na całą grupkę siedzącą tuż obok naszych miejsc.

- Hej, siostrzyczko - wykrzyknął Syri, gdy się dosiadłam.

- Cześć, ruda.

- Siema, Lily.

- Lila!

- Hej - odpowiedziałam im wszystkim i usiadłam na swoim miejscu.

Po chwili zauważyłam, że wszystkie spojrzenia w Wielkiej Sali są skierowane na mnie.

- Eee... Dor... Na co oni wszyscy się gapią? - wyszeptałam, sięgając po dzban z herbatą.

- Na ciebie, Lil.

- Tego to się domyśliłam sama. Ale dlaczego?

- No, powiedzmy, że jesteś sensacją.

- Ekstra.

- Hej... Lil... Nie przejmuj się. To dobrze od czasu, do czasu być w centrum zainteresowania - powiedział Syriusz.

- Może dla ciebie. Syri, zrób coś... proszę - powiedziałam błagalnym tonem.

Syriusz wstał na ławce i obrócił się dookoła.

- Dobra, dobra ludzie... nie patrzcie tak na nas, bo zaczynam się rumienić! - krzyknął, a wszyscy się zaśmiali. Powoli zaczęli wracać do rozmów, a ja poczułam się o wiele lepiej.

- Dzięki, bracie.

- Dla mojej siostrzyczki wszystko.

Uśmiechnęłam się i zaczęłam nakładać na talerz trochę sałatki warzywnej.

Po chwili poczułam na plecach ciarki. Rozejrzałam się subtelnie dookoła, jednak nic nie zauważyłam. Wszyscy rozmawiali między sobą i nikt na mnie nie patrzył. Coś musiało mi się przewidzieć, ale nie rozmyślałam nad tym dłużej, bo rozległ się głośny skrzek. Cała sala wypełniła się sowami. Przestałam jeść, bo dobrze wiedziałam, że za chwilę pojawi się Pandora z listem od rodziców. O dziwo, poza moją płomykówką, przede mną wylądowała jeszcze jedna sowa.

- Kogo szukasz mała? - spytałam.

No dobra, ona nie była mała. Miała prawie pół metra i była czarna jak noc. Odwiązałam list z jej nóżki i wyciągnęłam do niej rękę z chrupkiem, lecz ta odleciała, nawet na niego nie patrząc.

Lily Evans

Wielka Sala

Hogwart

Zaintrygowana otworzyłam list i na szczęście nikt w tej chwili nie zwracał na mnie uwagi, bo moja mina zrzedła, gdy tylko przeczytałam pierwsze słowo.

Szlamo!

Nie napiszę droga czy szanowna, bo taka nie jesteś.

Słyszałem, że się obudziłaś. To bardzo dobrze. Albo może źle. Czarny Pan zabrania cię zabić, ale na pewno już niedługo się spotkamy.

Śmierciożercy nie puszczają takich czynów płazem.

Meredith oszalała, co pewnie cię ucieszy, a Avara będzie milczeć, ale ja wciąż pamiętam o tej zniewadze. Odpłacę się, zabijając tego głupiego czarodziejskiego wujka, którego tak kochasz. A to ty będziesz miała na sumieniu to, że dałaś nam informację gdzie on jest, kiedy w końcu go znajdziemy. Spytasz pewnie, dlaczego, więc ci powiem. Meredith zdążyła wychwycić słowo "Polska", gdy grzebała ci w głowie. Niedługo wydobędziemy też informację, gdzie dokładnie. Czarny Pan kazał napisać ci (celowo "ci" z małej), że jeśli My (celowo z dużej), nie wydobędziemy z ciebie tej informacji, to zjawi się w Hogwarcie osobiście, czego nie chcesz.

Nie spalaj tego listu i pamiętaj, że ja w końcu przyjdę. A jak to nastąpi, to bój się o tych swoich zdradzieckich przyjaciół.

W kopercie jest coś jeszcze.

Do zobaczenia,

Orion Black.

Ręce mi drżały gdy grzebałam w kopercie. Natrafiłam palcami na kawałek papieru, więc go wyciągnęłam i rozłożyłam. Na nim czerwonym pisakiem było napisane:

"OBSERWUJEMY CIĘ."

Po plecach znowu przeszły mnie ciarki. Odwróciłam karteczkę na wypadek, gdyby tam coś było i nie przeliczyłam się.

"TO NIE JEST DŁUGOPIS."

Moje serce dosłownie się zatrzymało. Schowałam list do koperty, uważając by nie dotknąć przy tym krwi. Odetchnęłam ciężko, a po chwili uśmiechnęłam się nieco wymuszenie i spojrzałam na resztę. Tylko Dor na mnie patrzyła wyczekująco.

- Lily?

- Hmm... Przepraszam. Zamyśliłam się. O co się pytałaś?

- Kto do ciebie napisał?

- Nikt ważny.

Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

- Skoro tak mówisz...

Zaczęłam przysłuchiwać się rozmowom na sali.

- Quelle heure est il?

- Il est huit heures vingt, Antonio.

- Merci, Mina.

To znowu ta francuzka z Beaubaxton. Tylko tym razem rozmawiała z francuzem ze swojej szkoły.

- Nie znoszę tych francuzów. Są tacy denerwujący. I jeszcze nie wiadomo kiedy cię obgadują... Ktoś wie, co właśnie powiedzieli? - stwierdziła Dorcas.

- Ta blondynka to Mina. Ten blondyn, Antonio spytał się jej, która godzina. Ta mu na to, że dwadzieścia po ósmej. A on jej podziękował - powiedziałam automatycznie, nawet tego nie zamierzając.

- Skąd to wiesz Lily?

- Znam francuski. - Wzruszyłam ramionami. - I polski też.

- Ja znam niemiecki.

Stwierdził niby od niechcenia Zayn.

- Niemiecki jest do dupy. Nawet "kocham cię" brzmi jak wezwanie do wojny - powiedziałam.

Wszyscy się zaśmiali, a Zayn zarumienił się wściekle.

- Za to francuski brzmi jak język Dzwoneczka i jej przyjaciółeczek.

- I co z tego? - Wzruszyłam ramionami.

- A z resztą, masz coś do Dzwoneczka?

Spytał Syriusz, na co wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

- Bonjour Mina! Bonjour Antonio! Ca va?

- Ca va. Et vous, Marina?

- Tres Mal.

Zaśmiali się głośno.

- Z czego oni się śmieją? - zapytał Syriusz.

- Nie mam pojęcia - stwierdziłam.

- A czy ty przypadkiem nie znasz francuskiego? - spytał złośliwie Zayn.

- Znam - odburknęłam, piorunując go spojrzeniem. - Wiem, co powiedzieli, ale nie wiem co ich tak rozbawiło.

- No to co powiedzieli?

- Ta brunetka, Marina, przywitała się i zapytała się jak się mają. A Antonio odpowiedział, że ma się bardzo dobrze i zapytał się jej o to samo. Marina odpowiedziała, że bardzo źle. I wszyscy się zaśmiali.

Wzruszyłam ramionami, po czym wróciłam do jedzenia, gdy nagle mnie olśniło.

- Co, Lily? - spytała Dorcas, która widocznie zauważyła moje nagłe poderwanie.

- Antonio zapytał się "et vous" co znaczy tyle co "a wy". Tak się mówi do osób obcych, starszych, etc. Taka oznaka szacunku. Ale oni zachowują się jak przyjaciele i są w tym samym wieku. Więc powinien spytać się "e toi" co znaczy "a ty"...

- Może jest starsza. Nie ma pewności, że są w tym samym wieku.

Pokręciłam głową.

- W Beubaxton na szacie ma się naszyte kolorowymi nićmi imiona. W zależności od koloru nici jest się w tej klasie. A oni wszyscy mają pomarańczową nić. Są w tym samym wieku.

- Czyli ona musi być wyższa rangą. Ale we Francji nie ma hierarchii...

- Co sugerujesz?

Nagle odpowiedź spadła na mnie niczym grom. Moja mina musiała powiedzieć wszystko, bo Dor zniżyła głos, gdy zadała pytanie.

- Co wymyśliłaś?

- We Francji jednak jest organizacja, w której panuje hierarchia.

- Lily... - Szatynka zmarszczyła brwi, czekając, aż dokończę.

- Śmierciożercy.

Dorcas zbladła.

- Jesteś pewna?

- To wszystko ma sens... Jakby się zastanowić, Orion Black też wydawał rozkazy Meredith i Avarze, aczkolwiek zachowywali się jak przyjaciele.

- Lily... To tylko głupie domysły. Ona pewnie jest prefektem. Stąd ten szacunek.

- Pewnie masz rację - powiedziałam, lecz bez większego przekonania.

Miałam okropne uczucie, że moje przypuszczenia są jednak słuszne.

Od tamtego momentu, na każdym posiłku przysłuchiwałam się uważnie ich rozmowom. Za każdym razem były to jakieś bzdety, ale poznałam ich imiona i nazwiska, a także udało mi się określić ich ewentualną hierarchię. Była ich piątka - Mina Eutrichie, Marina Moranis, Antonio Santiago, Xavier McGoudine i Maksymilian Nowak. Najwięcej szacunku mieli wszyscy do Maksa. Potem była Marina. Następnie Mina i Antonio, a na końcu Xavier. Dopiero dwa tygodnie po moim wybudzeniu, udało mi się podsłuchać czegoś pożytecznego.

- Maks! Nie bądź świnią! - wykrzyknęła Mina po polsku.

Spojrzeliśmy wszyscy po sobie.

- Kto to jest? - spytał Syriusz.

- Chyba Polak - stwierdził Zayn.

- Jeszcze inna narodowość? - jęknęła Ala.

- Boże oni na serio mogą nas obgadywać... - dodała Ann.

- Daj spokój, Mina... - wykrzyknął Maks. - Połączenie sera i majonezu jest naprawdę wyśmienite.

- Jesteś OBRZYDLIWY... zaraz zwrócę. Marina... powiedz mu coś.

- Niby co? Jest przecież wyższy rangą.

- Cicho siedź, Marina - warknął Maks.

- Jest taki hałas, że nikt nas nie słyszy. A zresztą kto mówi po polsku w Anglii? - Wzruszyła tamta ramionami, ale miała skruszony wyraz twarzy.

- No dobra, ale lepiej być cicho - ostrzegł.

- Jaka szkoda, że nie gadam po angielsku - westchnęła Mina, próbując zmienić temat,

- Tak, wiem, chciałabym posłuchać, o czym gadają gryfoni - powiedział Maks, rzucając nam spojrzenie.

- Xavier mówi płynnie po angielsku - zauważyła Mina.

- Ale go tu nie ma - syknęła Marina.

- Wiem, wiem...

- Lily, twoja ciocia jest Polką, nie? - Wyrwał mnie z zamyślenia Remus.

- Hmm... ?

- Pytałem się, czy rozumiesz o czym rozmawiają?

- Rozumiem. Dlaczego pytasz?

- Bo jesteśmy ciekawi - wtrącił się Zayn.

- Jeden z nich uważa połączenie sera i majonezu za dobre, a drugi nie. - Wzruszyłam ramionami, pomijając tę część o hierarchii. - I jeszcze są wkurzeni, że nie rozumieją tego, co mówimy.

Wszyscy się zaśmiali, co nasi zagraniczni przyjaciele usłyszeli. Cały czas prowadzili rozmowy po polsku, co skutecznie uniemożliwiło innym podsłuchiwanie ich.

- Chciałabym wiedzieć o czym oni rozmawiają. I z czego się śmieją.

- Daj spokój z tym, Antonio - powiedziała rozkazującym tonem Marina.

- A jeśli śmieją się z nas? - spytała niepewnie Mina.

- Niby z czego? Nie rozumieją nas - odrzekł Maks, ucinając rozmowę.

Na chwilę zapadła cisza i przy naszym stole, i przy ich. Zajęliśmy się jedzeniem.

- Oh... ona mnie wkurza - warknął Maks, wbijając widelec w swój stek.

- Kto? - zapytała Mina z pełną buzią.

- Ta ruda szlama. - Wzdrygnęłam się nieco. - Miała być zamknięta w sobie i smutna. A siedzi tam sobie jak jakaś królowa...

- Wiem, Orion spieprzył sprawę. Ale co z tego?

- Co z tego? Co z tego? - powtórzył Maks. - Orion Lestrange miał być martwy.

- Nikt nawet nie wie, po co...

- Bo... - Ściszył nieco głos i rozejrzał się. - Nie możecie nikomu powiedzieć, rozumiecie? Zostanę wyrzucony z Wewnętrznego Kręgu, jak to wyjdzie. Avara Trevino wcale nie ma tak na nazwisko. Nazywa się Riddle. Jest młodszą siostrą Czarnego Pana.

Wszystkich wmurowało w ławki, a ja prawie spadłam ze swojej. Voldemort ma siostrę?

- On ją kocha ponad życie i zrobiłby dla niej wszystko - kontynuował Maks. - Gdy Orion Lestrange złamał jej serce dla mugolki... - Pokręcił głową w politowaniu. - Musiał uciekać do Polski, żeby się ukryć przed jego gniewem. A teraz ostatnio dostaliśmy informację, że jest on spokrewniony z Evans. A wiecie co jest w tym najlepsze? Avara była najlepszą przyjaciółką tej całej żony Oriona.

- O cholera... To dlatego moi bracia latają po całym kraju w poszukiwaniu Oriona.

- I Mary ma to, czego Avara nigdy mieć nie będzie. Dziecko.

- Dziecko?

- Avara jest bezpłodna. I myślę, że jak zabije Oriona i jego żonę, to weźmie ich dzieci pod opiekę.

- Ja bym je zabiła - wymamrotała Marina.

- Ona ma słabość do dzieci.

- Jednak tę szlamę torturowała - zauważyła Marina.

- Bo ruda jest silna. Avara nie widzi w niej dziecka tylko kobietę.

- Ja bym brał rudą na córkę... ona przynajmniej ma moc magiczną w porównaniu z tymi mugolkami - powiedział cicho Antonio.

- Mam takie samo zdanie - potwierdził Maks, a potem spoważniał nieco. - Słyszałem nawet, że poszła propozycja by była ona pierwszą szlamą w szeregach Śmierciożerców.

Marina wypluła swoją zupę, Mina pobladła nieco, a Antonio zaczął kaszleć, krztusząc się kompotem.

- Żartujesz... - wyszeptała ta pierwsza.

- Nie. Gdyby tak się stało, stałaby wyżej niż ja. Avara stwierdziła, że wychowałaby ją jak swoją córkę. A wiecie, że ona jest oczkiem w głowie Czarnego Pana. Gdyby ktoś jej coś zrobił, biada mu...

- Nie mogę uwierzyć, szlama w szeregach śmierciożerców. Nie wyobrażam tego sobie.

- Nie zabiłaby przecież ani jednego mugola! - wykrzyknął oburzony Antonio, za co został zgromiony przez spojrzenia ich wszystkich.

- Myślę, że raczej byłaby uzdrowicielką - powiedziała Mina, machając swoim widelcem. - Wiecie, w końcu jest świetna z eliksirów.

- Chodźcie do dormitorium. Obiad już się skończył. - Zarządził Maks, na co wszyscy posłusznie wstali i wyszli.

Ja siedziałam osłupiała na ławce do czasu, aż Dor nie wstała.

- Idziesz Lily?

- Tak, tak. Już idę.

Otrząsnęłam się z szoku. A więc w szkole byli śmierciożercy. Miałam rację.

Poczłapałam na lekcję eliksirów, na co od razu się ożywiłam. Popędziłam po podręcznik i zbiegłam na dół. Zdążyłam idealnie na czas, gdy drzwi już prawie się zamykały.

- No dobrze. Dzisiaj przerobimy eliksir na kaszel. Nie jest on skomplikowany, więc sobie poradzicie.

W tej chwili do sali wbiegła zdyszana Mina.

- Oh... Bonjour monsieur Slughorn.

- Bonjour, bonjour Mina. Ca va?

- Ca va. Et vous?

Slughorn tylko się uśmiechnął w odpowiedzi, po czym obrócił się do nas.

- Mina jest waszą koleżanką z Francji. Usiądź skarbie obok Lily.

Miejsce obok mnie było wciąż puste, gdyż, jak się okazało, Severusa dopadł Mistrz Eliksirów Seleukos, który odkrył w nim talent na Mistrza Eliksirów i postanowił wziąć go na ucznia zaraz po tym, jak ten skończy Hogwart. Zrobił mu więc miesięczne wprowadzenie i przygotowanie, więc jego wymiana się przedłużyła.

Usiadła na krześle obok.

- Hej jestem Mina. Mina Eutrichie.

- A ja Lily. Lily Evans.

- Ta, Lily Evans? Ta co pokonała trzech śmierciożerców?

- To nie jest powód do przechwałki. - Zmarszczyłam brwi. Przechwalanie się przy śmierciożerczyni pokonaniem jej pobratymców wiązało się raczej z samobójstwem.

- Oczywiście, że jest. Masz jedenaście lat, a pokonałaś...

- Ja twierdzę, że to nie jest powód - przerwałam jej nieco zuchwale. Tamta zmarszczyła brwi i zacisnęła usta w wąską linię. Może to jednak nie był dobry pomysł. - Możesz mieć swoje zdanie, ale mnie do niego nie próbuj przekonać, bo to tylko strata czasu.

- Skoro tego sobie życzysz, ale uważam...

- Merci, Mina - westchnęłam, przerywając jej.

- Est'ce que tu t'apelle francoise?

- Oui - odrzekłam krótko, na co ta zbladła gwałtownie, ale w sekundę odzyskała rezon i się uśmiechnęła.

- Co warzymy? - spytała w końcu, zmieniając temat.

- Eliksir na kaszel - odpowiedziałam, zerkając w przepis.

- To nie jest trudne, prawda?

- To zależy od umiejętności.

- A jakie są twoje?

- Dobre.

- Nie jesteś skromna, co? - Zaśmiała się bez cienia humoru w głosie.

- Zapytałaś. Chcesz prawdę czy fałszywą skromność? - Ojej, chyba nie potrafię udawać przyjacielskiej, od kiedy wiem, kim jest.

- Chyba prawdę. - Wzruszyła smukłym ramieniem. - Taki jest cel pytania.

- No właśnie...

Mina zamilkła. Chyba ją uraziłam, ale jakoś niezbyt mnie to przejęło. Na tablicy pojawiły się instrukcje, aczkolwiek już w nich dostrzegłam jeden mały błąd. Niezbyt znaczny, ale gdyby go poprawić, eliksir by na tym zyskał na działaniu. Wyleczyłby z kaszlu niemal natychmiast. Zabrałam się od razu do pracy, a już po dziesięciu minutach skończyłam. To był naprawdę prosty eliksir. Rozejrzałam się dookoła, by sprawdzić, jak idzie innym, a gdy zajrzałam do kociołka francuzki, zauważyłam buchający z niego jasnozielony dym.

- Nie dodałaś skruszonego bezoaru do eliksiru przed zamieszaniem - powiedziałam cicho, nachylając się do niej.

Mina zmarszczyła brwi i jeszcze raz przeczytała instrukcję. Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy nie potrafili przygotować eliksiru według instrukcji lub nie zauważali jakiegoś składnika. No przecież, jedyne co trzeba zrobić to czytać i robić dokładnie to, co jest napisane.

- Masz rację. Faktycznie. Czyli muszę zacząć od nowa?

- Dodaj teraz sproszkowany liść mandragory, a potem bezoar. Zamieszaj. Potem 2 gramy pyłu z rogu jednorożca i rób dalej zgodnie z instrukcją.

- Merci, Lily.

- Jeśli mogę pomóc, to to robię. - Nieważne czy ktoś jest moim wrogiem, czy nie.

- Gdybyś znała prawdę to byś nie pomogła - stwierdziła po polsku.

Mogłabym jej w tej chwili odpowiedzieć, choćby po to by zobaczyć jej minę, ale tego nie zrobiłam. Uśmiechnęłam się tylko do niej.

Gdy zgasiłam ogień pod kociołkiem, nalałam do fiolki swojego eliksiru i poszłam po składniki do następnego.

Gdy zaczęłam szykować kolejny eliksir, nachyliła się nad moim kociołkiem.

- Co robisz? - spytała.

- Wywar Tojadowy.

- Ale... to jest poziom owutemowy.

- Naprawdę? - zapytałam i wzruszyłam ramionami.

- Czy ja też mogę go zrobić?

- Nie wolisz czegoś łatwiejszego?

- Wolałabym, ale wtedy nie miałabym od kogo ściągać - zachichotałam. Nie jest aż taka zła jak na śmierciożerczynię.

- Zrób... Eliksir Bujnego Owłosienia.

- To poziom sumowy.

- Dasz radę. Jak chcesz, dam ci mój podręcznik. Zapisałam w nim wszystkie wskazówki i pomoce. - Wcale nie siedziałam z Severusem całe wakacje, siedząc nad podręcznikami dla starszych klas, nanosząc w nich poprawki. Wcale.

- Dzięki - powiedziała ze szczerą wdzięcznością.

Otworzyłam podręcznik na wybranej stronie i położyłam na środku.

- Jak będziesz robić wszystko dokładnie tak jak jest tu, to ci się uda.

Uśmiechnęłam się do niej.

Gdy byliśmy w połowie drugiej lekcji, usłyszałam krzyk Syriusza.

- Lily! Ratunku!

- Co się dzieje, Syri?

- Dym jest jasnozielony, a nie czerwony!

- Nie dodałeś bezoaru, braciszku! - krzyknęłam, nie odwracając się. Byłam nieco zbyt zajęta odmierzaniem składników.

Nastała chwila ciszy.

- Faktycznie! Co zrobić?

- Dodaj mandragorę, potem bezoar, zamieszaj, róg jednorożca i rób dalej - odkrzyknęłam, a Slughorn spojrzał na mnie z uznaniem, puszczając do mnie oczko.

- Dzięki, siostrzyczko!

Znowu chwila ciszy, którą przerwał nauczyciel. Jak widać, postanowił się przejść po klasie i na nas popatrzeć.

- A co panna Evans robi?

- Wywar Tojadowy.

- Oh, wspaniale. Jak już go zrobisz, to weź zostaw go w kociołku. Przyda mi się później - powiedział z tajemniczym uśmiechem. - A panna Eutrichie?

- Eliksir Bujnego Owłosienia.

- Cudownie. Mam nadzieję, że wyjdzie.

Gdy odszedł Mina nachyliła się do mnie.

- Nie jest zdziwiony tym, że robisz eliksir dla zaawansowanych?

- Przyzwyczaił się chyba.

- Ty jesteś świetna, a nie dobra! - wykrzyknęła.

- Wolę nie zapeszać. Jestem dobra. Slughorn, Severus i Seleukos są świetni. Oni mają wrodzony talent, a ja bym nigdy tego nie osiągnęła, gdybym nie spędziła wakacji z przyszłym Mistrzem Eliksirów.

- Kim chcesz być w przyszłości?

- Uzdrowicielką - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Zamyśliła się, a ja wróciłam do eliksiru.

- Dlaczego nazywasz Syriusza Blacka bratem? - spytała w końcu.

- Jest wnukiem chrzestnej mojego chrzestnego. Łatwiej powiedzieć po prostu braciszku - zachichotałam.

- Zrobisz dla niego wszystko, prawda? - spytała poważnym głosem.

- Wolałabym zginąć, niż zdradzić moich bliskich.

- Muszą mieć szczęście.

- To nieliczna grupa. Zaliczają się do niej huncwoci, moje współlokatorki i rodzina. A szczególnie mój chrzestny. Wolałabym zginąć lub być miesiącami torturowana przez Avarę i pozostałych niż wydać wujka.

I znowu ta niezręczna cisza. Najwyraźniej nie wiedziała co odpowiedzieć.

Po chwili z tyłu rozległ się pisk jak w gotującym się czajniku, na co odwróciłam się gwałtownie.

- POTTER ZMNIEJSZ TEN OGIEŃ, ALBO WSZYSTKO...

Za późno. Kociołek wybuchł. Mikstura rozlała się po całym pomieszczeniu, ale na szczęście mój wywar był pod przykrywką, więc nie wybuchnął w zetknięciu z nieodpowiednimi składnikami. Całe szczęście również, że był to tylko nieszkodliwy, podstawowy eliksir, więc nikomu nic nie mogło się stać.

- Wybuchnie - dodałam, wycierając rękawem miksturę z twarzy.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro