Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Uda nam się wrócić na dobrą ścieżkę?"

„Kapłan ani Kuglarz nigdy nie oddadzą się w pełni osobie, która nie jest w stanie dzielić z nimi profesji szlachetnej, albo choć dotrzymywać tempa w podróży. Jeśli jednak tak by się stało, że osoba taka powie, osiadłszy na miejscu jednym: <<Zostaję tutaj!>> a nic nie zdoła jej przekonać do zdania zmiany, Kapłan i Kuglarz, w pełni posłuszeństwa wobec profesji swej i Podwójnego Boga, pozostawią taką osobę, za ramię się nie oglądając". ~ Zasada Szósta.

|}×{|

Enin otworzył powieki, rozbudzony światłem słońca, padającym przez wąskie okienko na ścianie szopy. Musiało być już późno, skoro było tak jasno. Mężczyzna zerknął w bok, na wciąż śpiącą Fess. Wtedy coś przyciągnęło jego spojrzenie.

Na drewnianej skrzynce, odwróconej dnem do góry, siedział kocur, leniwie liżąc łapkę. Ten sam, który poprzedniej nocy wyślizgnął się z domu. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie spoglądał na Enina, jak mu się wydawało, życzliwym spojrzeniem.

Kuglarz powoli, nie odrywając wzroku od poziomych źrenic, podniósł się na łokciu, a potem ostrożnie wygrzebał z siana i wyszedł na zewnątrz, wkładając płaszcz. Zatrzasnął za sobą drzwi.

Ruszył w stronę farmy i oparł się o płot, ogradzający staw, pełen większych i mniejszych jaszczurów. W zamyśleniu przyglądał się, jak porośnięte łuskami łapy i płetwy wiją się pod wodą. Zacisnął powieki. Na razie będzie dobrze. Jeszcze nie musi opuszczać Fess. Zostaną tutaj, w gospodarstwie, na dwa, może trzy dni i z powrotem wyruszą w drogę. Tylko gdzie powinno być najbliższe miasto?

Farmę dzieliło cztery dni drogi od Cepna. Enin szybko posegregował w myślach informacje. Ponad dziesięciotysięczna osada skupiona wokół lasu wielkich grzybów, które podobno mają lecznicze właściwości. Po tym jednym razie, kiedy dał się namówić jednemu z ulicznych sprzedawców, dostał kilkudniowego rozwolnienia. Często przybywali tam podróżnicy, więc w rzeczywistości w mieście przebywało co najmniej kilkudziesięciu ludzi więcej. Jeśli zaczęło się występ w dobrym miejscu i o dobrej porze, można było zarobić ładne pieniądze, przynajmniej jak na jego fach.

Mężczyzna zerknął dalej, do kolejnej zagrody. Była wypełniona ogromnymi żabami, wielkości koni. Wyglądało na to, że mogłyby przeskoczyć płot bez zbytniego wysiłku, ale tylko stały w błocie, wyrywając z niego kępy roślin długimi językami.

Cztery dni... Do tego trzy postoju i prawdopodobnie jeszcze jeden w samym Cepnie. Razem osiem dni. Enin westchnął ciężko. Tydzień i będzie po wszystkim.

|}×{|

Kiedy Kuglarz wrócił do szopy, Fess już nie spała i trzymała na kolanach kocura. Stworzenie łasiło się do niej i ocierało o ramię, kiedy tylko dziewczynka na chwilę przestała gładzić jego futro. Mężczyzna z jakiegoś powodu odczuł smutek na ten widok.

Adeptka uśmiechnęła się promiennie, a kocur obrócił się brzuchem do góry.
– Chodźmy coś zjeść!

Enin nie odpowiedział, tylko patrząc, jak dziewczynka drapie zwierzę.

– Mają tutaj piec kaflowy, prawda? – Podjęła Fess, nieprzejęta jego milczeniem. – Dostaniemy coś ciepłego, przygotowanego jak należy, nie tylko pieczone na ogniu.

– Oczywiście, chodźmy. – Kuglarz zdobył się na uśmiech i otworzył jej drzwi.

Fess spoważniała.
– Czy Kuglarze często żyją na łasce innych?

– Nie tak często, ale zwykle zostawiamy coś w zamian. – Wskazał na wyjście ruchem głowy. – Gospodarz natknie się na miłą niespodziankę po naszym wyjeździe.

Dziewczynka pokiwała raźno głową, odstawiła kocura na siano i otrzepała sukienkę, a wychodząc, żartobliwie dygnęła. Zza drzwi dobiegło błogie mruczenie.

|}×{|

Enin właśnie stawiał na piecu patelnię, kiedy usłyszał, że drzwi kuchni się otworzyły. Ścisnął mocniej długi nóż kuchenny, nie dając nic po sobie poznać.

Deska podłogi zaskrzypiała pod ciężarem, który musiał być o wiele większy niż Fess. Kuglarz zagryzł wargę, czekając, aż postać zrobi jeszcze jeden krok.

Teraz.

Enin obrócił się błyskawicznie, unosząc nóż, gotowy do ciosu. Zacisnął zęby.

Przed nim stała znajoma kobieta w fioletowej kamizelce, unosząc puste dłonie, z uśmiechem zastygniętym na ustach.

Kuglarz westchnął ciężko, opuszczając nóż.
– Sharon, do cholery.

– Chciałam was zaskoczyć. – Zaśmiała się nerwowo.

– To ci się udalo. Skąd wiedziałaś gdzie jesteśmy?

– Z bliskiej odległości da się usłyszeć klejnot za pomocą zaklęcia. – Otarła pot z czoła. – Zawsze byłeś tak podejrzliwy?

– Wybacz, jestem zmęczony. – Machnął wolną dłonią w stronę stołu. – Zechcesz spocząć?

Kobieta z wdzięcznością osunęła się na krzesło, przyjęła szklankę czystej wody i zamrugała szybko, jakby próbując pozbyć się czegoś z oczu.

Kilka chwil upłynęło w ciszy. Enin czuł, że Kapłanka przybyła w konkretnym celu, więc wrócił do siekania marchwi, czekając na jej pierwsze słowa.

– Widzisz, uważam, że powinieneś wiedzieć... – Sharon odkaszlnęła. – Uważam, że powinieneś wiedzieć o misji, którą ma do wypełnienia Fessilatiana.

– Oczywiście, mów – polecił ostrożnie.

Sharon pociągnęła łyk z kubka i spojrzała na niego ze zdecydowaniem.

– Fessilatiana wyruszyła kilka miesięcy temu na wyprawę...

Wtedy do kuchni wtoczyła się Fess, ledwo utrzymując wiadro pełne wody. Postawiła je ciężko na ziemi i otarła czoło z potu. Prostując się, obrzuciła Kuglarza i Kapłankę zatroskanym spojrzeniem.

– Coś się stało? – Spytała, lekko krzywiąc usta.

– Ja... Nic wielkiego. – Odparł mężczyzna, wymieniając spojrzenia z Sharon.

Kapłanka tylko skinęła głową.

– Muszę cię o coś zapytać.

Dziewczynka poważnie pokiwała głową.

– Jaką misję masz do wypełnienia?

– Muszę sprawić, żeby Sakran, przy którym zniknął mój mistrz, wzniósł się na nowo. – Fess osobliwie spięła się w sobie.

– Zniknął? – Enin zadał pytanie ostrożnie, oczekując reakcji.

– Wysłali nas na misję, z innym kapłanem. Ale... –  Dziewczynka wzięła głęboki oddech. – Wszystko poszło nie tak jak powinno. On zniknął, a ja obudziłam się wiele dniu później, prowadzona przez bagno, pełne wielkich grzybów. – Uniosła na niego spojrzenie fioletowych oczu. – Sharon  sprawiła, że unosiłam się w powietrzu. Kiedy zobaczyła, że się obudziłam... – Nagle fiolet się zaszklił, a dziewczynka pochyliła głowę.

– Powiedziałam, że Desty umarł – przerwała jej Kapłanka. – Widziałam na własne oczy jak zniknął pod gruzami Sakranu. – Przerwała z żalem i przyciągnęła Fess do siebie, ale ta ją odepchnęła. – Desty był starszym, pogodnym Kapłanem. Miał wielką wiedzę.

– Nigdy nie uwierzę, że mój mistrz po prostu umarł! – Dziewczynka zaniosła się szlochem. – Nie przy czymś tak banalnym jak zawalenie budynku!

W myślach Enina zamigotał fakt, że zawalenie Sakranu w żadnym razie nie mogło być czymś „banalnym". Nie powiedział na głos ani słowa. Fess wciąż chlipała cicho, więc mężczyzna delikatnie pogłaskał jej włosy. Płacz cichł powoli, równoważony kolejnymi urywanymi oddechami.

– Znajdziemy go – wyszeptał. – Dopełnimy tę misję razem.

|}×{|

Po dłuższym czasie, w którym Fess odpoczywała, bawiąc się z kocurem, a Sharon i Enin gawędzili, opowiadając sobie historie i żarty, słońce powoli zaczęło chylić się ku zachodowi.

– Co dzisiaj jemy? Pachnie jak mięso! – Fess, machając nogami w powietrzu, nachyliła się na krześle.

– Żabie udka – odparł Kuglarz, nawet nie unosząc spojrzenia znad pieca.

– Żabie udka..? – Powtórzyła zaszokowana dziewczynka.

– Tak, żabie udka – Tym razem rzucił okiem w tył, na Kapłankę. – Prawdopodobnie nigdy jeszcze nie jadłaś mięsa, które nie było dziczyzną, albo właśnie nimi.

– Niemożliwe! – Fess wydęła policzki i spojrzała ostentacyjnie w bok. – Adeptów na pewno karmią lepszym jedzeniem!

Sharon zaśmiała się głośno.
– Och, gdybyś wiedziała czym karmią nas!

Zielonkawa skóra straciła już niemalże cały kolor, pozostawiając tylko przyjemną biel. Sos bulgotał, kiedy mięso dusiło się w podłużnym naczyniu, roztaczając po kuchni smakowity, choć specyficzny aromat.

– Nie masz pojęcia, prawda? – Emin lekko się uśmiechnął. – Nigdy byś nie odgadła, że to mięso z żab, gdybym ci nie powiedział. – Owinął dłonie w szmatkę i szybkim ruchem ściągnął pokrywkę.

Chwycił nóż, odkroił kilka kawałków.

– Jedz – rozkazał, stawiając przed dziewczynką parujący talerz.

Ta odwróciła się, zaciskając usta.

– Nie będę nic w ciebie wmuszał. – Sam sięgnął po sztućce. – Wyruszamy jutro, ćwierć świecy po świcie.

Fess pokręciła głową, więc Kuglarz spojrzał na Sharon.
– Dziękuję, chętnie zjem – odpowiadając, sięgnęła z gracją po talerz i mrugnęła do dziewczynki.

|}×{|

W miarę wędrówki słońca na niebie, las zmieniał się coraz bardziej. Grzyby zaczynały wznosić się wyżej, a ich nogi były coraz grubsze. Mchy powoli nikły pod naporem jaskrawych kapeluszy. Nieliczne drzewa wyciągały się wysoko, tak żeby zagrabić dla siebie więcej słonecznych promieni.

Ocieniona, błotnista ścieżka prowadziła między bagiennymi jeziorami, których brzegi były gęsto obrośnięte niskimi zaroślami i powyginaną trzciną.

Drobna trawa ślizgała się pod stopami.

Szli w stronę Cepna. Enin nie miał już żadnych wątpliwości. Problem, o którym słyszał, musiał być związany z zawaleniem się Sakranu.

Fess odetchnęła pełną piersią, rozpinając górny guzik płaszcza. Nawet w końcu jesieni dni bywały upalne. Kuglarz otarł pot z czoła i ziewnął przeciągle. Wczoraj rozmawiali z Sharon do późnej nocy, długo po tym, jak Fess położyła się spać.

|}×{|

Coś zmieniło się w lesie. Nawet nie chodziło o to, że drzewa już całkowicie ustąpiły przed grzybami, a mech pokrył każdy fragment ziemi, z braku lepszego miejsca.

Atmosfera była inna.

Mimo, że słońce już zaszło, nad bagnami nie przelatywały ptaki. W powietrzu nie drżały nawet najcichsze odgłosy. Jakby z podmuchem jesiennego wiatru, który przywiał złote i czerwone liście nawet tak daleko od drzew, zniknęły wszystkie zwierzęta próbujące skryć się przed nocnymi drapieżnikami.

Eninowi to się nie podobało. Z jakiegoś powodu czuł jakby on też był częścią tej łownej zwierzyny. Wytężył wszystkie zmysły, próbując przebić ciemność spojrzeniem, a świsty wiatru słuchem.

Nie znalazł niczego niepokojącego. Tylko ta cisza, rezonująca w uszach i pobudzająca serce do szybszego bicia...

Ktoś pociągnął Kuglarza za rękaw. Podskoczył i gwałtownie się obrócił, ledwo dusząc krzyk w ustach.

Fess spojrzała na niego z rozszerzonymi strachem fioletowymi oczami. Mężczyzna zmusił się do pokrzepiającego uśmiechu.

Coś było nie tak. Bardzo nie tak. Ale mimo tego szli dalej. Co innego mogli zrobić?

Pierwszym i jedynym ostrzeżeniem była gorąca para, wydostająca się z jednego z największych kremowych kapeluszy. Później na ścieżkę runęła bestia cięższa niż dwa wozy wypełnione kamieniem.

Kuglarz jakimś cudem zdołał odskoczyć w tył, jednocześnie sięgając dłonią do kołnierza dziewczynki. Kapelusz na ogonie stworzenia poruszył się i uderzył w miejsce gdzie ta była jeszcze chwilę temu.

Enin rzucił się do ucieczki, ciągnąc za sobą adeptkę. Ale przez pierwsze mrugnięcie okiem bestia nie rzuciła się w pogoń. Zamiast tego coś mignęło w powietrzu, skwiercząc złowróżbnie.

Kwasu było zbyt dużo, żeby się uchylić. Kuglarz wyszeptał słowa szybciej niż zdążył o tym pomyśleć. Żywe drewno jego kostura zadygotało. Odwrócił się, stając oko w oko z falą palącego płynu. Strugi rozlewały się na boki, pryskały na długość dłoni od jego twarzy. Upadając, przeżerały rośliny, w niektórych miejscach nawet ziemię.

Pojedyncza kropla przecisnęła się przez zasłonę i mignęła Eninowi obok żeber. W jego płaszczu pozostała idealnie okrągła dziura. Czoło mężczyzny zmokło od potu. W stronę jego oka wyleciała kolejna kropla kwasu. Wiedział, że dzieli go ułamek sekundy od przepalenia tęczówki.

Poczuł szarpnięcie, a kropla się zatrzymała i ściekła powoli na ziemię.

To Fess chwyciła laskę Kuglarza i wzmocniła zaklęcie.

Bestia zaryczała, stanęła pewniej na grubych nogach. Uniosła tułów, ukazując brzuch pokryty blaszkami i zamachnęła skrzydłami, upodobnionymi do grzybnych kapeluszy. Z jej nozdrzy wytrysnęła para, a paszcza otwarła się, miotając kolejną falę kwasu. Stworzenie, nie, smok, jak nagle uświadomił sobie Kuglarz, aż przysiadło na tylnych łapach.

Bariera, iskrząca od mocy dwóch magów, bez problemu zdołała ich ochronić przed śmiercionośnym płynem. Enin natychmiast szarpnął laskę i rzucił się w bok, między grzyby. Możliwe, że bestia się zniechęci, jeśli będzie musiała przebijać sobie drogę. Nie było wiadomo też jak bestia zareaguje na grzyby, wyglądające identycznie jak te porastające jego skórę.

Z tyłu usłyszeli kilka ciężkich kroków. Smok długimi susłami pokonał odległość dzielącą go od miejsca, w którym ludzie zanurkowali w las. Obrócił się, przygotował i wyskoczył w górę, uderzając skrzydłami tylko jeden raz. Wzbił się w powietrze, ponad grzyby, a Enin wiedział, że zaraz runie prosto na nich.

– Fess, złap mnie mocno.

Chwycił laskę, wyszeptał pierwsze słowa. Stworzenie zawisło tuż nad nimi, zaczęło spadać. Kuglarz dokończył zaklęcie, kiedy od śmierci dzieliło go tylko mrugnięcie okiem. Wtedy wystrzelił do przodu, popchnięty nadnaturalną siłą i wymknął się spod szponów smoka. Podmuch powietrza i zefir towarzyszący magii zmieszały się w jedno, najpierw kołysząc grzybami, a po sekundzie kierując je tuż przed nich. Wyblakłe, pomarańczowe kapelusze zyskały tylko tyle magii, żeby zagrodzić im drogę.

– Musimy się go jakoś pozbyć... – Enin pociągnął dziewczynkę za sobą, przedzierając się przez grzyby. – Czy wystarczy go unieruchomić?

Przypominał sobie o fali korzeni, która przygniotła ich przy pierwszym zaklęciu Fess. Czy będzie w stanie zrobić coś podobnego, ale tylko z jedną łapą?

– Mogę... – Dysząc, adeptka próbowała dotrzymać mu kroku. – Mogę po prostu go spalić.

– Nie. Nie mogę pozwolić na to, żeby rośliny znowu ożyły. – Przeskoczył nad głazem. – Muszę to zrobić sam, bo inaczej na pewno umrzemy.

– Zrobię to!

– To stworzenie jest smokiem. Nie wiemy czy płomienie się go imają.

Jeśli chciał odebrać stworzeniu możliwość ruchu, musiał użyć odpowiednich słów, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Żadne zaklęcie, które usłyszał od swoich mistrzów, nie było tym czego potrzebował.

W biegu odgarnął na bok giętką czcinę, ale mimo bestii za plecami, jego myśli były gdzieś indziej. Musiał stworzyć nowe zaklęcie. Wymyślić słowa, których jeszcze nigdy nie użył.

Kuglarz zadygotał, jakby z zimna. Jeśli się pomyli, a zaklęcie nie zadziała, jedynie uwolni magię. Mnóstwo magii. Wtedy rośliny ożyją i rozerwą go na strzępy.

– STÓJ! – Krzyknęła Fess, próbując pociągnąć go w tył.

Enin zastygł w miejscu, poślizgnął się na mokrym podłożu i niemal przewrócił. Podniósł szybko głowę, omiótł otoczenie wzrokiem. Trzy kroki dalej bulgotało bagno, obrośnięte gęsto czciną.

Rzucił się w bok. Muszą teraz nadrobić czas, który zmarnowali przez jego nieuwagę.

– Złap mnie!

Poprawił chwyt na lasce, wyszeptał zaklęcie. Tak jak poprzednio, wystrzelili w powietrze, ale tym razem nisko nad ziemią, tak żeby pokonać jak najdłuższy dystans. Magiczny zefir połaskotał mu skórę na twarzy, ale okazał się nie dość silny, żeby grzyby wokoło się poruszyły. Kiedy tylko wyhamowali w błocie, coś z tyłu zatrzęsło ziemią.

Smok ryknął. Wysokim, dźwięcznym krzykiem, wwiercającym się w sam środek uszu i pozostawiającym po sobie pisk, słyszany jeszcze długo po tym jak wybrzmiał.

Fess nawet nie usłyszała, jak Kuglarz zaklął. Mężczyzna biegł, wciąż zastanawiając się gorączkowo. Potrzebował jakiegoś ciężkiego zaklęcia, takiego które zdoła przygnieść łapy bestii i czegoś co zwiąże je z ziemią. Słowa musiały mieć odpowiednią rytmikę, długość, budowę.

Schylił się pod wyblakłym kapeluszem. Osadzając po trzęsieniu podłoża, smok przybliżył się do nich na odległość kilkunastu kroków. Jeszcze trochę i będzie mógł plunąć jadem. Wtedy Enin uświadomił sobie coś ważnego. Nie musi wiązać go z ziemią. Może przeciągnąć ziemię na jego łapę, przygniecioną ciężarem zaklęcia.

Pisk w uszach powoli zanikał. A w głowie Kuglarza dźwięczne litery już układały się w zaklęcie. Zatrzymał się gwałtownie, chlapiąc błotem w około. Stanął na szeroko rozstawionych nogach, chwycił laskę obiema rękami, poziomo przed twarzą.

Smok wciąż pędził w jego stronę. Piętnaście kroków.
– Kiedy kamień zgniecie cielsko, aż niemożliwym w poruszeniu się stanie  – zaczął z mocą mężczyzna. – Członki zatrzymają swe szarpanie, a serca ustanie łomotanie, ja – uniósł głowę wysoko – Enin, zaszczytną profesję Kuglarza pełniący, przeciagnę ziemską pokrywę ku tobie – spojrzał bestii prosto w oczy. – Zamykając cię za zimnym kamieniem w ziemi globie!

Stworzenie dzieliło od człowieka tylko dwa kroki, kiedy magiczny zefir zaświaszczał, wydymając pstrokaty płaszcz Kuglarza w tył. Przednia łapa smoka nagle zastygła. Kapelusze grzybów dookoła zaświeciły lekko. Bestia, wciąż pchana pędem, przewróciła się, a do uszu Enina zdążył dobiec straszliwy trzask, zanim przebił je kolejny ryk. Pysk stworzenia wylądował krok przed stopami Kuglarza. Mimo to, mężczyzna się nie zatrzymał, a nawet nie zachwiał. Ziemia, pełna ciężkich, ciemnych kamieni, przygniotła pozostałe łapy stworzenia, na dobre przytwierdzając je do ziemi.

Grzyby zaczęły powoli wyginać się, a potem wyciągać w stronę dwójki ludzi i smoczego cielska. Kuglarz wywrócił białkami oczu i osunął się na ziemię.

|}×{|

Fess szybko się obejrzała. Za plecami grzyby, obudzone magią. Z przodu smok, który na pewno lada chwila wyrwie się z potrzasku. Po jednej dłoni staw, po drugiej skarłowaciałe drzewo. Pod stopami błoto, w którym nie rosły rosliny. Nie mogła ruszyć się w żadną stronę i nie mogła zostać, bo nie wiedziała kiedy bestia zdoła się uwolnić.

Dziewczynka wyłuskała laskę z dłoni mężczyzny i zebrała się w sobie, żeby spojrzeć za smoka. Kapelusze zaczęły uderzać gorączkowo o ziemię, kiedy tylko poruszyła się w ich stronę, ale wciąż nie były w stanie jej sięgnąć.

Adeptka wychyliła się jeszcze odrobinę... Udało się. Pod łapą stworzenia można było zobaczyć drogę, którą tu przybiegło. Do miejsca, w którym leżało biegł szeroki korytarz, pełen stratowanych i zmiażdżonych przez szeroki ogon grzybów. Jeżeli zdołają się jakoś przedostać za bestię... Na tę myśl Fess przeszedł dreszcz strachu. Wtedy będą mogli dojść prawie do ścieżki. Będą dalej od niebezpieczeństwa.

Dziewczynka osunęła się na ziemię obok Kuglarza i zmusiła do myślenia, mimo tego, że włosy na głowie stawały jej dęba ze strachu. Jeżeli spali tego smoka, droga ucieczki zniknie. Grzyby wyrosną na nowo, prawdopodobnie nawet zagrabią ten wolny kawałek błota i nie będą już nigdzie bezpieczni.

Nie potrafiła wystrzelić w powietrze, jak wcześniej zrobił Enin. Podpęzła do niego na kolanach i szarpnęła za ramię. Mężczyzna nie zareagował.  Dziewczynka szarpnęła znowu, niemal gorączkowo, a w kącikach jej fioletowych oczu zaczęły zbierać się łzy. Nic.

Była zdana tylko na siebie. Schowała głowę w ramionach, jednocześnie wybuchając płaczem. Myśli wirowały w jej głowie, a ciało drżało z przerażenia. Po chwili uderzyła ją jedna rzecz. Gwałtownie się wyprostowała, a oddech zaczął się uspokajać.

Gdyby tylko znała więcej zaklęć, nigdy nie znalazła by się w sytuacji bez wyjścia.

Gniew przemknął przez jej ciało, jak płomień, przemykający wzdłuż kałuży oleju. Wyciągnęła dłonie przed siebie, a te rozjaśniły się ogniem. Jeśli tylko nauki adeptów nauczyłyby ją słów, nie musiałaby się bać. Zacisnęła zęby, a z jej palców zaczęły ściekać krople, żarzące się w ciemności. Już uniosła dłonie, żeby zakręcić płonącą szarfą, już warknęła cicho, kiedy poczuła dotyk na ramieniu.

– Fess... – Wyszeptał Kuglarz, ledwo poruszając ustami z wyczerpania. – Przestań. Przepalasz laskę.

Dziewczynka wyrzuciła kij z dłoni, jakby oparzona. Jej gniew natychmiast ostygł, jakby zalany wiadrem wody. Płomienie zagasły, a ona dopadła do Enina, który znów osunął się na ziemię.

– Musimy uciec... – zaczęła, wtulona w mężczyznę. – Sama nie dam rady, bo nie znam żadnych słów. – Echo niedawnego gniewu powróciło, kierując brwi do środka i orząc nierówną zmarszczkę nad podstawą nosa. – Gdyby tylko adepcka nauka na coś mi się przydała.

– Oni... – Kuglarz podparł się na łokciu. – Nie przewidzieli tego co cię spotka. Nie gniewaj się na nich. Gdyby potrafili nadążyć za życiem, na pewno nauczyliby cię wszystkiego co najlepsze.

Dziewczynka pokiwała głową. Enin chwiejnie wstał i spojrzał na cielsko bestii. Widząc to, Fess wskazała dalej, za nie.

– Uda nam się wrócić na ścieżkę, jeśli tylko przedostaniemy się za smoka.

– Dobrze więc, że to jestem w stanie zrobić – stwierdził z pewnością, której nie czuł.

|}×{|

Smocza skóra była mokra i gąbczasta. Stopy Kuglarza zapadały się w nią aż do połowy kostki, nim natrafiły na coś twardego. Stworzenie dygotało, drżało wciąż w bezsilności wobec ciężaru kamienia, przygniatającego je niczym kajdany. Ciche piski rozdzierały powietrze z każdym krokiem dwóch ludzi, którzy ośmielili się wejść na grzbiet bestii.

Fess podpierała Enina, wciąż wyczerpanego po zaklęciu. Mężczyzna przestawiał stopy powoli, z uwagą i koncentracją. Kiedy dotarli na szczyt stworzenia, Kuglarzowi ukazał się korytarz wydeptanych grzybów, prowadzący prawie do samej ścieżki. Lekko uśmiechnął się do dziewczynki, powoli schodzącej w dół.

Wygląda na to, że wywinęli się ze szponów kolejnej bestii.

|}×{|


**
Pamiętacie czasy jak nowy rozdział Sakranu pojawiał się częściej niż co miesiąc?
Nie?
To dobrze, bo ja też. W każdym razie plik z tym rozdziałem powstał prawie 5 miesięcy temu i nie mam pojęcia kiedy będę pisał kolejny, bo wciąż koncentruję się na finalnych poprawkach do Iskierek.

Za to dodałem multimedia do tego i wszystkich wcześniejszych rozdziałów tego zacnego opka :v

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro