Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Samotnie przez dzikie głusze."

„Kuglarz do osady jakiejkolwiek zawitawszy, czy nawet grupę ludzi większą niż dziesięć osób spotkawszy, zawsze odda popisu kunsztu swego. A każdego smutnego, trwającego w żałobie więcej niżli dni cztery, pocieszy i rozbawi wedle swej mocy oraz swych możliwości". ~ Zasada Ósma.

|}×{|

Enin pociągnął mocniej za uzdę, robiąc jednocześnie krok w tył. Jeszcze jeden i wszedłby do płynącego bystro strumyka. Właśnie z tego powodu konik uparcie zapierał się kopytami o ziemię. Siedząca na jego grzbiecie Fess uśmiechała się z prawdziwą, dziecięcą radością. Burza zielonych loków podskakiwała z każdym kolejnym pociągnięciem. Kuglarz chciał ją przeklnąć głośno za ignorowanie powagi sytuacji, ale zamiar od razu uleciał mu z głowy, kiedy dziewczynka zachwiała się niebezpiecznie w siodle. Puścił rzemień i błyskawicznie skoczył do boku zwierzęcia.

Akurat na czas. Fess zsunęła się z grzbietu kucyka z głośnym krzykiem i spadła w wyciągnięte ramiona Enina. Wierzchowiec, wystraszony nagłym, nieprzyjemnym bodźcem, zarżał w przerażeniu i ruszył z kopyta, dokładnie w to miejsce, którego jeszcze kilka chwil temu tak bardzo unikał. Przegalopował przez strumyk i rzucił się dalej w las, tratując ciemną trawę i twarde kapelusze grzybów. Zanim Kuglarz był w stanie chociaż odstawić dziewczynkę bezpiecznie na ziemię, zwierzę już zniknęło w półmroku boru.

– KURWA MAĆ! – Mężczyzna rozkrzyczał się na tyle głośno żeby kępa mchu, pnąca się po ocienionej korze najbliższego drzewa, skuliła się w sobie i odrobinę cofnęła. – STRACILIŚMY PRZEZ CIEBIE KONIA! STĄD SĄ TRZY DNI DO FARMY! WIERZCHEM!

Fess, wciąż leżąc w jego ramionach, zmarszczyła brwi i wydobyła z własnego gardła jeszcze głośniejszy krzyk.

– TO TY MNIE NA NIM POSADZIŁEŚ! JAKBYM SZŁA OBOK NIC BY SIĘ NIE STAŁO!

Enin stracił rezon, nie wierząc, że przekrzyczenie go jest możliwe. Jednak nie na długo. Podjął decyzję, że pokaże dziewczynce kto głośniej zdziera gardło.

– JAKBYŚ SIĘ NA NIM NIE TELEPAŁA JAK TRÓJNOGA, ŚLISKA OD BŁOTA ŚWINIA TO TEŻ NIC BY SIĘ NIE STAŁO! – Pozwolił sobie odstawić dziewczynkę na ziemię i jednocześnie zaczerpnąć tchu żeby dodać z mocą: – JASNA CHOLERA!

Mężczyzna poczuł na ramieniu zaciskającą się drobną rączkę.

– JAKBYŚ NIE CIĄGAŁ TEGO KONIA JAK CHORY NA UMYŚLE DZIĘCIOŁ, TYLKO GO NORMALNIE PROWADZIŁ TO TEŻ, NIC, BY, SIĘ, NIE, STAŁO! – Ostatnie słowa wykrzyczała z drobnymi przerwami, prawdopodobnie chcąc mu coś przekazać. Nigdy nic nie wiadomo.

Kuglarz już nabierał oddechu do miażdżącego kontrataku, w którym miał dobitnie i z użyciem wszelakich możliwości, które gwarantuje piękno języka mówionego, wytłumaczyć dlaczego i jakie miejsce zajmuje Fess w ich małej grupie, ale przerwał mu nagły ryk. Dobiegł zza gęstych krzaków, rosnących nie dalej niż trzy kroki od nich. Nie brzmiał zbyt przyjaźnie, więc Enin zareagował instynktownie: rzucił się do ucieczki wzdłuż strumienia, zapominając o wszystkim, nawet wciąż uczepionej do jego ramienia Fess.

Niedźwiedź, o grzebiecie pokrytym brunatną łuską, skoczył za nimi, ryjąc w ziemi głębokie bruzdy. Rozwścieczony wcześniejszymi krzykami pędził naprawdę szybko, jednak nie mógł się równać z Kuglarzem i starającej się za nim nadążyć młodej adeptki, gnanymi przez widmo rozszarpania na krwawe strzępy. Teren nie był tym wymarzonym do biegu, więc Enin raz po raz musiał wymijać korzenie, omszałe ze względu na porę dnia kamienie, a nad niektórymi przeszkodami nawet przeciągać dziewczynkę. Po kilku chwilach ciężko dyszał i zaczął opadać z sił.

Zwierzę nie zdawało się mieć takich problemów. Dalej biegło, tocząc ślinę z pyska i taranując kolejne przeszkody. Zaczęło się przybliżać: dziewięć kroków... Siedem... Po chwili było ledwie pięć kroków za nimi.

Wtedy mężczyzna dostrzegł swoją szansę. Gruby, intensywnie czerwony konar, zwisający nad ziemią. Wystarczająco nisko żeby podskoczyć i wciągnąć się na górę. Kuglarz potrząsnął ramieniem Fess i ją puścił. Ta zachwiała się, ale nie upadła. Enin wyskoczył w górę i zacisnął palce na gałęzi. Szybko wciągnął się na górę, wykorzystując wcześniejszy pęd. Przylgnął do konara i spuścił dłoń w dół, do dziewczynki. Ta zorientowała się w jego położeniu dopiero po cennej chwili. Wyskoczyła w górę, czując za plecami rozjuszone zwierzę.

Mężczyzna chwycił jej wyciągniętą rękę i błyskawiczne wciągnął na górę, tuż spod kłów niedźwiedzia. Zwierzę gwałtownie zaczęło hamować, ale wilgotna nawierzchnia nie dała mu wystarczającego oparcia. Przejechało po błocie, dając Kuglarzowi i dziewczynce czas na podniesienie się i szukanie drogi ucieczki. Enin wdrapał się na gałąź bliżej szczytu, jakąś częścią umysłu rejestrując lekkie pieczenie na szyi i brodzie. Wciągnął za sobą Fess i podsadził ją, trzęsącą się ze strachu, jeszcze wyżej i wyżej.

Ryk rozjuszonego niedźwiedzia poniósł się nad ścieżką, a drzewo aż zatrzęsło się pod Kuglarzem. Po chwili zatrzęsło się ponownie, kiedy zwierzę wyprostowało się i spróbowało wskoczyć na górę. Z jego gardła wydobył się ostry warkot, a na konarze pozostały jasne szramy, odcinające się od jaskrawoczerwonego mchu porastające korę. Bo tym właśnie był niepokojący szkarłat. Ognistym mchem.

Dojście do tego Eninowi dane było dopiero kilka chwil później, bo niedźwiedź znów próbował wspiąć się na górę, więc był zbyt zajęty zabezpieczaniem się przed upadkiem w paszczę bestii. Lecz kiedy tylko nastała krótka chwila spokoju, w jego głowie wylęgł się plan. Jedną ręką zaczął zrywać kępy mchu, z całych sił starając się ignorować nieznośne pieczenie. Ale wtedy zwierzę ponowiło próbę, prawie zrzucając mężczyznę z konaru. Ten, pod nagłym uderzeniem, wypuścił z dłoni kawałki pogniecionej rośliny, które poleciały w dół. Niedźwiedź wierzgnął gwałtownie, czując jak ognisty mech dostaje się między jego łuski. Niskie wycie wydobyło się z jego gardła, a na skórze zaczęły pojawiać się oparzenia. Potwór całkowicie stracił zainteresowanie dwójką ludzi, siedzących ponad jego głową.

Widząc to, Kuglarz wyciągnął z torby, wciąż wiszącej na jego ramieniu, wąski sztylet, wykorzystywany niekiedy przy występach. Wspiął się na palce, łapiąc równowagę na gałęzi, i przymierzył do rzutu. Kiedy tylko zwierzę obróciło się w jego stronę, ostrze przecięło dzielącą ich odległość i wbiło się w oko bestii. Niedźwiedź padł martwy na trawę.

Enin odczekał jeszcze kilka długich chwil, dla pewności. Kiedy zeszli na dół, tarcza słoneczna zaczęła rzucać długie cienie między drzewa.

– Musimy stąd odejść. – Kuglarz potarł o siebie wnętrza dłoni, próbując zmniejszyć pieczenie. – Nie wiadomo co przyjdzie tutaj po padlinę. No mała, nie rób takich oczu! – Dodał, siląc się na dziarskość. – Tylko wróćmy do tamtego strumienia!

Tym razem Fess nie oburzyła się o nazwanie jej „małą" i pokiwała głową ze zmęczeniem czającym się w fiolecie tęczówek.

– Tylko jak tam dojdziemy?

Mężczyzna potoczył wzrokiem po kryjącym się w coraz głębszych cieniach otoczeniu, jakby zobaczył je po raz pierwszy.

– Musimy iść w... – Ocenił ślady po obydwu stronach drzewa i wyciągnął rękę w, według niego, odpowiednim kierunku. – Tamtą stronę.

Dziewczynka bez słowa ruszyła wzdłuż długich szram, pozostawionych przez pazury niedźwiedzia.

|}×{|

Długo, długo później, kiedy emocje już opadły, a gwiazdy wychyliły się zza zasłaniających niebo gałęzi i liści, Enin wskazał za siebie.

– Następnym razem musisz chociaż spróbować ukatrupić takiego zwierza. – Po tych słowach wyszczerzył zęby. – Najlepiej jakąś zjawiskową magią!

Dziewczynka, chociaż nie powinna być w stanie dostrzec tego ruchu, obejrzała się przez ramię, po czym mocniej ścisnęła jego dłoń.

– Za bardzo się bałam... – Spuściła głowę, zmartwiona swoim brakiem odwagi. – To nie przeszłoby mi przez gardło...

– Oj, tylko mi się tu nie maż! – Mężczyzna spróbował żartobliwym tonem dodać jej otuchy. – Gdzie się podziała ta wyniosła i przemądrzała Fess?

Dziewczynka nie poświęciła żadnego skrawka swojej uwagi na zaczepkę. Tylko zgięła się jeszcze bardziej, niemal wisząc na ręce Kuglarza.

– W końcu jestem tylko małą dziewczynką... To, że mam odrobinę magii nic nie zmienia...

– Fess, każdy ma tę „odrobinę" o której mówisz. – Tym razem Enin uderzył w stanowczy ton. – Ty zostałaś wybrana na adeptkę, więc musisz mieć jej więcej. Ale to nic nie zmienia. – Uniósł jej rączkę do góry, tak żeby mogła zobaczyć jego kolorową rękawiczkę w świetle księżyca przebijającym przez liście. – Nie musisz mnie ratować, bo jestem Kuglarzem. Doświadczonym, takim który spędził tysiące nocy pod gołym niebem, który okrążył całe Sekoran kilkukrotnie. – Spojrzał w jej fioletowe oczy. – To ja będę dbał o to żebyśmy sobie dali radę. Ty pomożesz, kiedy tylko będziesz gotowa.

Mężczyzna poczuł się jak oszust natychmiast po wypowiedzeniu ostatnich słów, ale na dziewczynkę to podziałało. Uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy wypełniła nadzieja. Niedługo później znaleźli odpowiednią polanę i rozpalili ognisko, budując wieżę z zmokłych gałęzi, przeplatanych gałązkami rozpalnika.

Enin bardzo długo nie mógł zasnąć, wpatrując się w pogrążoną w śnie Fess, owiniętą jego kolorowym płaszczem.

W końcu zamierzał zostawić ją w najbliższym Domu Kapłańskim. Oddać i nigdy nie wrócić, jak ojciec, który wyszedł po mleko.

|}×{|

Obudził go cienki palec, wbijający się w policzek raz za razem i wilgoć na szyi. Kiedy tylko rozwarł powieki, zobaczył nad sobą twarz dziewczynki, ściągniętą irytacją. Pomachała mu przed twarzą gałązką z długimi, mokrymi liśćmi i wskazała na ognisko.

– Jestem głodna! – Poskarżyła się, otrzepując sukienkę. – Jak się to obsługuje?

Enin otarł oczy i odsunął błękitne kosmyki sprzed twarzy, zauważając, że jego ramiona są owinięte połatanym płaszczem. Uśmiechnął się lekko i dźwignął na nogi, po czym odwrócił w stronę lasu.

– Hej! – Fess podbiegła do niego i uczepiła się ogniście pomarańczowego rękawa. – Gdzie idziesz?!

– W las.

– To widzę! Po co?

Kuglarz westchnął przeciągle, wciąż nie przerywając marszu.

– Żeby się odlać. – Spojrzał na rączkę, wciąż zaciśniętą na farbowanym materiale. – Chcesz iść ze mną, mała?

Dziewczynka wypuściła rękaw, jakby był pokryty żywym ogniem i stanęła w miejscu. Jej twarz wciąż była czerwona, kiedy Enin znikał za gęstymi krzakami, dwadzieścia kroków dalej. I tym razem nie zaprotestowała na nazwanie jej „małą".

Kilka minut później pęcherz mężczyzny już mu nie ciążył, więc w spokoju mógł zabrać się za przygotowanie czegoś do jedzenia. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo Fess, prawdopodobnie już umierająca z głodu, ostro zaprotestowała.

Kuglarz podniósł głowę znad swojej torby, ułożonej na przewróconym pniu.

– Nie mówiłaś, że jesteś głodna?

– Mówiłam! – Odparowała natychmiast dziewczynka. – Ale po powrocie z wychodka trzeba obmyć ręce! Szczególnie jeżeli chcesz teraz robić jedzenie!

Enin zmierzył ją spojrzeniem, całkowicie zbity z tropu. Wydawała się mówić całkowicie poważnie. Po spojrzeniu w oczy odrzucił też tezę o tym, że mogłaby nagle utracić zmysły, chociaż u dzieci występowało to niezwykle rzadko. Czyli o co właściwie chodzi?

– Co takiego masz na myśli? Normalna rzecz, ludzka, żeby jeść i żeby załatwiać swoje potrzeby. – Skrzyżował ramiona na piersi. – Ale nie mam żadnego pomysłu jak te dwie sprawy się łączą.

– Nie masz pomysłu, psia mać! – Fess aż pozieleniała z wściekłości. – Potrujemy się! Jak nie zmyjesz z rąk grzybów to zatrujemy się na śmierć!

Mężczyzna podrapał się po głowie, próbując połączyć grzyba rosnącego obok jego stopy z jedzeniem, dłońmi i wycieczką w krzaki. Przez długi czas nic nie powiedział, więc chyba nie udało mu się zebrać tych wszystkich rzeczy w jedną logiczną całość. Widząca to adeptka westchnęła i pomachała dłońmi, żeby przyciągnąć jego uwagę.

– Kiedy... Załatwiasz swoje potrzeby, na dłoniach pojawiają się takie malutkie grzyby, których nie widać – zaczęła merytorycznym tonem. – I te grzyby są trujące, jeżeli się je zje. Dlatego nie możesz robić śniadania bez umycia rąk.

Enin pogładził się po brodzie, wyraźnie zamyślony.

– Skoro ich nie widać... To skąd wiesz, że one tam są?

Fess podparła się pod boki, emanując niezachwianą pewnością siebie.

– Nauczyciele mi tak powiedzieli, więc to musi być prawda!

– Nauczyciele, nauczyciele – zagdakał Kuglarz. – Ja tak robię przez całe życie i nic mi nie jest.

Teraz to dziewczynka się zamyśliła, a mężczyzna, już bardzo głodny, wrócił do przeglądania zawartości torby. Właśnie zaczęła coś mówić, ale ten uciszył ją gestem.

Coś przedzierało się przez krzaki. Musiało być ogromne, bo robiło mnóstwo hałasu. Gałęzie strzelały, naciągane do granic możliwości, grzyby z jękiem poddawały się zgnieceniu, a krzaki opadały na boki, przepychane z siłą rozjuszonego dzika.

Kuglarz nawet nie zdążył obejrzeć się za jakąś dobrą kryjówką, a co dopiero zaciągnąć do niej Fess, kiedy bestia wypadła na polanę.

Ale domniemany potwór okazał się muskularnym młodzieńcem o iskrząco granatowych włosach obciętych metodą na garnek. Wyciągnął przed siebie potężne ramię, ściskające szeroki miecz i zamachnął się ku przestrodze.

Smukły mężczyzna w pstrokatym płaszczu i dziewczynka z drewnianą spinką w kształcie gwiazdy z dwoma wydłużonymi ramionami spoglądali na niego z przestrachem. A raczej ten pierwszy spoglądał, bo dziewczynka wychyliła się zza jego pleców tylko na mrugnięcie okiem.

Młodzieniec ogarnął ich wzrokiem, na razie nie zdecydowany czy zaatakować. Spojrzał na różnokolorowy płaszcz, a trybiki w jego głowie zaczęły pracować na najwyższych obrotach.

Czyli niezbyt szybko, bo minęła długa chwila zanim połączył niecodzienny wygląd nieznajomego z powszechnie znaną i kochaną profesją Kuglarza.

Kiedy tylko ten moment nastąpił, wyraził swoją aprobatę złożeniem broni i radosnym okrzykiem.

– Kuglarz! – Mocując się z pochwą, umiejscowioną na jego plecach, jeszcze raz przyjrzał się Eninowi. – No, jak Podwójnego Boga kocham, prawdziwy, kolorowy Kuglarz! – Przy tych słowach, pełnych ulgi i podejrzanie przyjaznego wydźwięku, zahaczył jelcem swojego wielkiego miecza o pas, zapięty na plecach. Zachwiał się, natychmiast rozrzucając ręce na boki, ale wtedy oręż, już nie podtrzymywany mocarnym ramieniem, przychylił się na bok, ostatecznie pozbawiając jego właściciela równowagi.

Fess wreszcie odważyła się wychylić, mniej dlatego, że młodzieniec chwilowo nie sprawiał zagrożenia, a bardziej żeby przyjrzeć się z bliska rozłożonemu na ziemi człowiekowi. Mimo tego, że wciąż była przestraszona, jej usta rozciągnęły się w uśmiech.

Kuglarz zrobił dwa kroki w przód i wyciągnął do nieznajomego dłoń. Ten, po ostrożnym wyswobodzeniu broni, przyjął pomoc i podciągnął się do góry. Jednak obydwaj źle ocenili siebie nawzajem. Enin nie spodziewał się aż tak wielkiego ciężaru, ciągnącego go w dół, a młodzieniec źle oszacował siłę drzemiącą w ramionach mężczyzny. W konsekwencji obydwoje upadli na ziemię i tylko fakt, że miecz leżał krok dalej, uchronił ich przed dotkliwym okaleczeniem.

Zielonowłosa dziewczynka przyklęknęła przy nich i zaczęła ciągnąć Kuglarza za dłoń.

– Zostawmy go – wyszeptała, ale zanim zorientowała się, że młodzieniec również ją słyszy, zdążyła dodać: – Przecież widzisz, że jest głupi!

Enin wstał z miną pełną zażenowania, a nieprzychylnie określony młodzieniec wykrzywił twarz w grymasie, chociaż przezwisko zbytnio nie odbiegło od prawdy. Zerwał się na równe nogi i wskazał na własną, szeroką pierś.

– Ja, Garo el Lamedapea, mianowany rycerz, członek Rodu Węgorza, zostałem wielokrotnie odznaczony jako niezwykle przemyślny i to w walce i przy sporządzaniu strategii! – Po wykrzyczeniu pełnego tytułu dał sobie chwilę na oddech. – Wędruję samotnie przez te dzikie głusze, pełne krwiożerczych stworów i potworów, aby kolejny raz dowieść swego męstwa!

Z jakiegoś powodu cel wędrówki wydał się Kuglarzowi niezgodny z prawdą. Zmierzył młodzieńca spojrzeniem i zerknął mu w oczy. Postanowił zagrać w otwarte karty.

– Co ci się stało? – Wymierzył palec w głowę porośniętych czapą granatowych włosów. – Co takiego się wydarzyło, że poruszyło rycerza zaprawionego w boju?

– Co takiego? – Garo pochylił głowę, a na jego twarzy widać było ból. – Co? – Osunął się na kolana, osłonione podłużnymi kawałami metalu. – Moja ukochaną żona, oko w mej głowie, brylant wyciągnięty z najgłębszych czeluści ziemi... – Z jego oczu popłynęły łzy. – Zniknęła!

Enin spojrzał na niego ze współczuciem, ale nic nie powiedział. Pozwolił mu się zmierzyć z bólem samotnie. Wreszcie, kiedy gorzki płacz ustał, położył dłoń na jego ramieniu. W tym geście kryło się pokrzepienie. 

– Mam obowiązek spróbować ci pomóc. Gdzie i jak zniknęła?

Rycerz spojrzał na niego, a w jego oczach znów zamigotało odbicie żałoby.

– Przepadła w pobliżu Sakranu z Cepna! – Miasto położone kilkanaście dni konno od ich obecnego położenia, miało ostatnio jakieś problemy, ale mężczyzna nie był pewien jakiej natury. – Zapragnęła wyruszyć na wypad, aby obejrzeć cudo wybudowane przez naszych przodków starożytnych i zaginęła! Służki, które z nią były mówiły, że zabrała ją wielka bestia! – Zaśmiał się niemal histerycznie. – Jam wtedy przebywał na wyprawie zbrojnej i byłem daleko, daleko! Kiedy tylko doszła do mnie wieść, co się wydarzyło, pancerza większość zostawiłem u przyjaciela serdecznego, żeby mi nie zawadzał i popędziłem jej na ratunek! – Zaprezentował swój ubiór, ze zbroi ostały się jedynie dwa przybrudzone nagolenniki, wielka rękawica i jasna płyta chroniąca jego pierś. – Teraz, już piąty dzień się przedzieram przez ten las, a konia mojego, szlachetnego ogiera, rozszarpał na strzępy dziki zwierz. Teraz wędruję po tej dziczy i sam nie wiem gdzie się znajduję.

– Jeżeli się do nas przyłączysz, możemy razem wyjść na uczęszczaną drogę. – Kuglarz splótł przed sobą dłonie. – Po położeniu słońca wiem, w którą stronę powinniśmy iść. A naszej dwójce przyda się obstawa zbrojnego.

Garo pokiwał skwapliwie głową.

– Byle szybciej do mojej ukochanej!

– Dobrze, skoro to już ustaliliśmy, mam obowiązek zapytać: – Enin spojrzał młodzieńcowi uważnie w oczy. – Trwasz w żałobie po niej wciąż, od kiedy tylko usłyszałeś wieść?

– Oczywiście – odparł z oburzeniem rycerz. – Żałoba tylko pcha mnie do działania.

– I nie ustąpi dopóki nie odnajdziesz żony, całej i w zdrowiu? – Upewnił się mężczyzna z westchnieniem.

Garo znów skinał głową.

– Jakby na to nie patrzeć... Zasady są jasne w takiej kwestii. – Kuglarz nerwowo przeczesał włosy. – Muszę ci pomóc ją odnaleźć.

– Co?! Mamy leźć z tym głupkiem aż do Cepna?! – Fess bezprecedensowo wtargnęła w sam środek rozmowy. – To jakieś dwadzieścia dni drogi! Nie mogę na to pozwolić!

Rycerz, dokładnie tak jak za pierwszym razem, zmarszczył wściekle brwi. Enin westchnął i odwrócił się do dziewczynki.

– Mam zasady, Fess. – Spokojny ton odrobinę kłócił się z jego wyrazem twarzy. – Nie mogę tak po prostu zostawić człowieka pogrążonego w żałobie.

– Czy on – wskazała na podpartego pod boki młodzieńca – wygląda ci na kogoś w żałobie, psia kość?! On jest omszałym przeciwieństwem kogoś pogrążonego w żałobie! Czemu tego nie widzisz?!

– Nie denerwuj się tak.

Enin poklepał ją po głowie, a dziewczynka niemal natychmiast podniosła oczy i na niego spojrzała. Ze zdziwieniem na ten gest, a nie złością, jeszcze chwilę temu gotującą jej żyły.

– Naprawdę dziwnych ludzi żem spotkał... – Garo schylił się po wciąż leżący na ziemi miecz. – Macie może coś do jedzenia? Umieram z głodu.

Wściekłość, która opuściła Fess kilka oddechów wcześniej, powróciła z nową siłą.

Kilka ptaków zerwało się do lotu z pobliskich gałęzi, kiedy nad polanką przetoczył się piskliwy wrzask.

|}×{|

Mężczyzna obejrzał się za siebie, sprawdzając czy dziewczynka wciąż idzie za nim na wąskiej, wydeptanej przez zwierzęta dróżce. Nie szła.

– Garo, stój.

Rycerz posłusznie się zatrzymał, a przeszkolenie wojskowe sprawiło, że odruchowo zachował milczenie. Enin rozglądnął się po drzewach i krzakach, zwiniętych tak szczelnie, że niemożliwe byłoby przedarcie się przez nie bez miecza, lub innej ostrej broni. Tak czy inaczej zobaczyliby jeśli Fess wybiłaby sobie przejście... W jakiś sposób.

– Fessilatiana! – Kuglarz zwinął dłonie w trąbkę. – Fess, gdzie jesteś?!

Po chwili dołączył do niego też młodzieniec.

– Feeeeeess! Słyszysz naaas?!

Po kilku kolejnych zawołaniach, Enin odwrócił się do rycerza.

– Myślę, że coś mogło się stać... – Stwierdził pełen troski. – Musimy się cofnąć i ją znaleźć!

Garo tylko skinał krótko głową.

– Idź przede mną i nie próbuj się rozdzielać. – Mężczyzna wskazal w stronę, z której przyszli. – W tym gąszczu będziemy musieli ją zobaczyć.

|}×{|

„Kuglarz, a Kapłan w szczególności winein troszczyć się o Podwójnego Boga i ludzi mu [Kuglarzowi czy Kapłanowi] bliskich.  Zawsze, w myśl równowagi postępować, a jeśli nie jest w stanie na jej korzyść zadziałać to właśnie postarać się o jak najmniejsze rozregulowanie wagi ludzi i natury, dobrą, opiekuńczości i miłości oraz zła, niecności i nienawiści winien". ~ Zasada Druga..


*Nazwisko Garego znaczy „płaskogłowy", tylko że po estonsku, nie ma za co, kochani XDD*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro