„Możliwe, że jeszcze kiedyś..."
„Profesje Kapłana i Kuglarza dostępne będą dla każdego mężczyzny i każdej kobiety, którzy przekroczywszy wiek piętnastu wiosen, gotowi w dorosłość wejść. Mimo tego, zaleca się by kandydata przygotować stosownie do należytego wypełniania posługi. Osobę takową tytułować się będzie Adeptem (dla Kapłanów) lub Sztuczkarzem (dla Kuglarzy). Szkolenie [Adept, Sztuczkarz] z pełnoprawnym członkiem trwającym w profesji więcej niźli wiosen cztery odbędzie". ~ Zasada Dziesiąta.
|}×{|
Enina obudziło słońce, które, wpiąwszy się na najwyższy punkt szarego, jesiennego nieba, prażyło bez krzty miłosierdzia dla zmęczonych podróżnych. Mężczyzna zakrył oczy dłonią i rozejrzał się ze zmęczeniem, zauważając całe kolonie mchów, pochowane wśród wyciągniętych i powyginanych korzeni. Kuglarz im się nie dziwił. Gdyby potrafił zmieścić się w jakimkolwiek cieniu bez chociaż kilku natrętnych wycinków słonecznego blasku, na pewno by już to zrobił. Niestety nie było to możliwe, więc spojrzał w stronę swoich towarzyszy.
Garo i Fess leżeli razem, na jednym posłaniu, cztery stopy od tego należącego do Enina. Dziewczynka musiała w nocy przejść do rycerza, bo odrobinę dalej leżał kolejna brezentowa plandeka. Mężczyzna przez kilka chwil przyglądał się jak miarowo oddychają, a potem odwrócił się w stronę drzewa. To dzięki niemu ocaleli. Jego spojrzenie ześlizgnęło się w dół, do czegoś błyszczącego wieloma kolorami jednocześnie. Brosza, wcześniejszego wieczoru wybita z dłoni Garo, wciąż leżała w tym miejscu, w którym upadła.
Kuglarz jeszcze raz sprawdził czy pozostali śpią, a następnie uniósł się na łokciach, co wywołało w jego boku falę bolu. Zacisnął zęby, cicho syknął i położył na posłaniu najpierw jedną, a po chwili drugą dłoń, na końcu podnosząc się z trudem. Zrobił kilka chwiejnych kroków, odczekał aż przestanie kręcić mu się w głowie i ruszył, uważając żeby nie zahaczyć stopą o żaden z korzeni. Kiedy przekuśtykał wystarczająco daleko, schylił się i z trudem przezwyciężając ból, ostrożnie ujął złotą obudowę klejnotu. Wrócił, tak szybko jak tylko potrafił, do swojego posłania i torby. Owinął kryształ w chustkę, po czym wcisnął go w jedną z licznych kieszeni.
Mężczyzna ostrożnie się położył i zamknął oczy.
Nie zauważył, że Fess nie spała już od kilku chwil, obserwując go spod uchylonych powiek.
|}×{|
- Powstań Kuglarzu! - Garo krzyknął, pochylając się nisko. - Zadanie godne bojownika czeka na twe wzejście, aby równowagi dopełnić!
- Kiedy świat wzywa... - Enin zerwał się na równe nogi. - Powstać muszę, o krańce wagi zadbać - dokończył, łapiąc się za bok, przeszyty nieznośnym bólem.
Adeptka, już na nogach od dłuższego czasu, zaczęła przeskakiwać spojrzeniem od jednego do drugiego.
- Ale... - zaczyna lekko skonsternowana. - Co ma to znaczyć?
- Nic - wzruszył ramionami rycerz. - To słowa człowieka wielkiego, walecznego i o wielkim sercu, a wymawia się je zwykle w sobotę, co świt. Kuglarz odpowiedział na wezwanie jak umiał.
Mężczyzna spojrzał na niego z ukosa, wciąż rozcierając bok.
- Nie o tym... - jęknął - winniśmy teraz mówić. Jesteśmy dzień drogi od celu naszej podróży. Tam kończy się wspólna przygoda, Garo.
Młodzieniec pokiwał głową, zaciskając usta w wąską kreskę. Nie powiedział nic.
- Wyruszamy zaraz po śniadaniu - zadecydował Enin, odwracając się na pięcie.
|}×{|
Maszerowali w milczeniu, obserwując rośliny, tworzące ściany zieleni po obydwu stronach ścieżki. Ciężko było uwierzyć, że jeszcze wczoraj próbowały ich zamordować za to, że młoda adeptka odważyła się rzucić zaklęcie, potężniejsze niż Enin kiedykolwiek sobie wyobrażał.
Fess, idealnie odczytując myśli Kuglarza, pociągnęła go za kolorowy rękaw.
- Wtedy, kiedy uciekliśmy przed niedźwiedziem... - Spojrzała na niego oczami wielkimi jak monety. - Zachęcałeś mnie do czarowania. Wiedziałeś co się stanie?
- Ja... - Enin złapał się za skronie. - Nie miałem pojęcia, że jesteś tak potężna. Nic takiego się nie działo, kiedy ja używałem magii. Nie było fali korzeni, wielkich gałęzi i krzaków, zaplatających się jak węże. - Zamknął jej malutką dłoń w swojej, okrytej połataną rękawiczką. - Przepraszam. Nigdy nie powinienem cię o to prosić.
- Dobrze.
- Co?
- To dobrze - powtórzyła dziewczynka - że nic z tego się nie działo. - Uśmiechnęła się ze zmęczeniem. - Będziemy bezpieczniejsi podczas wykonywania mojej misji.
Enin wciąż nie miał serca jej powiedzieć. Bo czy można zabierać dzieci na wyprawy, które mogą przypłacić życiem? Odpowiedź była tylko jedna.
Nie można. Gdyby to było dobre to Podwójny Bóg by inaczej świat stworzył.
|}×{|
Zatrzymali się dopiero wieczorem, znajdując osłonę przed nocnym deszczem w gałęziach ogromnego kasztana, którego liście już brązowiały. Kiedy tylko obóz został rozbity, a ognisko zapalone, stanęli przed problemem. Zapasy się kończyły, a przed nimi był jeszcze co najmniej dzień drogi, ze względu na spowolnione tempo rannego Kuglarza i wycieńczonej Fess.
- Masz jeszcze jaką strawę, Garo? - Enin oparł się o sękaty pień, nie przejmując się tym, że mech zabrudzi mu płaszcz.
Rycerz pokręcił głową, spoglądając na swój worek, w którym została już tylko zapasowa koszula i kilka innych, przydatnych drobiazgów.
- Potrafisz coś upolować? Wstyd mi o to prosić, ale sam nie jestem w stanie nic zrobić. - Zadarł koszulę tak, żeby wydać było szramy i dziury pozostawione przez korzenie. - Nie z tymi ranami.
- Będę to robił przede wszystkim dla siebie samego, Kuglarzu. - Młodzieniec uśmiechnął się lekko i położył worek na ziemi. - Powinienem wrócić najpóźniej świecę po zmroku.
- Pobłogosławię cię. Jeśli robi to przestrzegający Zasad Kuglarz lub Kapłan - mówił z naciskiem - może być bardzo przydatne.
Garo przez dłuższą chwilę milczał, ale wreszcie kiwnął głową.
Enin położył dłoń na głowie pokrytej iskrząco granatowymi kudłami.
- W imionach obydwu twarzy Boga: ja, Enin, zaszczytną profesję Kuglarza pełniący, w stronę Podwójnego Boga o opiekę i siłę proszący. O tarczę i urok, o szczęście i celność, mam błagać czelność. Bądź błogosławiony, Garo el Lamedapea, rycerzu wielki i o sercu szlachetnym. - Mężczyzna podniósł rękę nad głowę i pchnął młodzieńca w pierś. - Idź pewnie!
Rycerz odbiegł, ściskając swój miecz, a Enin odwrócił się do dziewczynki, obserwującej ich z zaciekawieniem.
- Urok - rzucił Kuglarz, lekko się uśmiechając. - Z resztą, jak wszystkie Zasady - westchnął. - Nasz łowca otrzymał trochę magii i dużo pewności siebie. Czy też pomoc Boga? W to wierzę.
Fess wymruczała coś pod nosem, a potem przeciągle ziewnęła.
- Jestem zmęczona... - Zamrugała kilka razy i przetarła oczy. - Możemy już iść spać?
- Tylko coś zjemy - obiecał Enin.
Posiłek przebiegł w ciężkim, sennym milczeniu. Mężczyzna czuł, że też potrzebuje snu, ale nie mógł jeszcze odpocząć. Musiał sprawdzić coś jeszcze, na osobności.
Wreszcie, kiedy dziewczynka zawinęła się w posłaniu między kilkoma grzybami o kapeluszach wielkich jak ludzka głowa, Kuglarz ciężko osunął się na ziemię pod drzewem. Pod plecami miał twardą korę, pod siedzeniem mokre liście i mech, a na kolanach torbę. Przez długą chwilę rozkoszował się powoli zwalniającym tętnem i ciepłem płaszcza. Fess oddychała miarowo, jakby już usnęła, wyczerpana całym dniem podróży.
- Enin? - Dobiegł zduszony głos z posłania. - Nie będziesz spał?
Mężczyzna poderwał głowę, opadającą mu na pierś.
- Będę - odparł głucho. - Później.
Chwila ciszy.
- Zaśpiewasz mi coś?
- Starą Kołysankę?
- Mhm.
Las kołysze liśćmi w takt.
Ten takt, w który świszczy wiatr.
Ten wiatr, co porusza duszę tak.
Melodia była prosta, ale pulsująca czymś niewytłumaczalnie dodającym otuchy.
Ktoś czuwa, patrzy na każdy krok,
z którym zanurzasz się w mrok,
wspomaga gorączkowy skok.
Mężczyzna wyśpiewywał kolejne wersy przyciszonym głosem, ale mimo to, kołysanka niosła w sobie subtelną siłę.
Możesz zadać temu kłam,
ale nadzieję ci dam,
że nigdy już nie będziesz sam.
Oddech dziewczynki był spokojny, a z pod kołdry dobiegało ciche pochrapywanie. Mimo to, Enin zaśpiewał refren ponownie.
Las kołysze liśćmi w takt.
Ten takt, w który świszczy wiatr.
Ten wiatr, co porusza duszę tak.
Tego było mu potrzeba. Otworzył torbę i sięgnął do kieszeni, wszytej w podszewkę. Wysunął ze środka okrągły przedmiot, a potem, unosząc go do ognia, odkrył chustkę, którą został zabezpieczony. Kolorowe refleksy padły na ziemię i gałęzie wokoło.
Brosza Sharon.
Żaden palec Kuglarza nawet nie musnął odkrytego kamienia. Postarał się o to. Chwilę przyglądał się błyszczącemu opalowi, ale nie stracił dużo czasu. Przecież nie wiedział kiedy dokładnie wróci Garo. A gdyby dowiedział się, że mężczyzna jednak postanowił zachować klejnot... Zaczęłyby się pytania.
Nie wiedział dlaczego, ale uważał, że ciekawa właściwość kamienia może okazać się przydatna. Musiał dowiedzieć się czym jest ta brosza. Może przy okazji wymyśli dlaczego dostał ją od kapłanki, działającej na polecenie Rady?
Mężczyzna usiadł wygodniej i spojrzał na kamień. Nie wyglądał w żaden sposób nienaturalnie, poza ogromnym rozmiarem. Światło załamywało się wewnątrz pod całkowice naturalnym kątem, a potem rozlewało się dookoła w różnych kolorach. Krawędzie zostaly wygładzone, po czym wyszlifowane. Kuglarz wymruczał coś pod nosem i poprawił chustkę.
Jedną dłonią wyciągnął broszę jak najdalej od siebie, a drugą oparł na korze pod plecami. Wyszeptał kilka dźwięcznych słów, które łączyły się ze sobą niemalże jakby były poezją. Ciepły wiatr przesunął się od jego płuc do przełyku, a na końcu wydostał się przez usta. Enin przybliżył opal do oczu i odsunął materiał.
- Nic - stwierdził ze zdumieniem. - Powinien zostać zmiażdżony, albo chociaż lekko zbity.
Kolejne zaklęcie, następny zefir i chwila ciszy.
- Teraz powinien być tak gorący, że nie byłbym w stanie go utrzymać...
Musiał przyznać, że czuł się zaintrygowany. Zrobił kolejny test. Zaczerpnął powietrza, a wraz z nim magii, tylko po to, żeby wypowiedzieć zaklęcie na jednym wydechu.
Odczekał chwilę i uniósł klejnot do światła, wciąż bijącego od ogniska. Obejrzał go uważnie, ze wszystkich stron.
Nic. Ani jednej rysy.
Wyglądało na to, że brosza była całkowicie odporna na działanie magii. Teraz została mu już tylko jedna rzecz do sprawdzenia. Położył wisior na ziemii, w pobliżu puszystej kępy mchu. Roślina nie zareagowała. Kuglarz pochylił się nad nią nisko i przyglądał uważnie. Maleńkie haczyki, od których roiło się na spodzie mchu, powoli, bardzo powoli, podnosiły się i zaczepiały o ziemię. Haczyk po haczyku. Maleńka roślina odsuwała się od broszy jakby w zwolnionym tempie, ale bez wątpienia powiększała dzielącą je odległość.
Kuglarz podrapał się po brodzie i przełożył kamień w pobliże grzyba. Zgodnie z oczekiwaniami, zaczął się odginać w przeciwną stronę, bardzo powoli, nawet wolniej niż wtedy, kiedy obracał się za słońcem każdego dnia.
Enin podniósł wisior, żeby ułożyć go na korzeniu pod swoimi nogami. W oddali słychać było sowę, której pohukiwanie unosiło się nad trzaskiem ogniska. Brosza wypadła Kuglarzowi ze zmęczonych dłoni. Odbiła się od ziemi w górę, a mężczyzna, kierowany odruchem, złapał ją w powietrzu. Klejnot zetknął się z jego skórą, wywołując wizje.
W jego umyśle rozległ się gorączkowy oddech, ryk bestii i złowrogi trzask gałęzi uderzających o siebie nawzajem. Później słyszał rośliny, wbijające się w ziemię, ciało, nawet kamień. Po wszystkim w jego uszy wwiercił się okropny krzyk, należący do człowieka poddanego niewyobrażalnemu bólowi.
Ktoś szarpnął go za ramię, wysuwając broszę z dłoni i jednocześnie kończąc trans.
- Kuglarzu! Daj mi tego kamieeenia! - Garo stanął nad nim z rozgorączkowanym wzrokiem. - Jest niebezpieczny!
Mężczyzna zamrugał kilkukrotnie, powoli dochodząc do siebie. Czuł się jakby właśnie został wybudzony z długiego snu. Osunął się ciężko na ziemię i podniósł broszę przez chustkę.
- Musimy go wyrzucić! - Rycerz pochylił się w jego stronę, ale strach przed paraliżem wciąż nie pozwalał mu wyrwać broszy kompanowi. - Może wreszcie zrobić coś więcej niż te krzyki!
Enin otarł oczy i uniósł głowę.
- Nie krzycz tak... - wyszeptał. - Obudzisz Fess.
- Nie o tym teraz rozmawiamy. - Młodzieniec skrzyżował ręce na piersiach. - Musisz porzucić ten kamień, gdzieś pośród krzaków na tym odludziu.
Kuglarz ciężko westchnął i ocenił sytuację. Klejnot, wciąż owinięty do połowy w chustkę, leżał w jego zaciśniętej dłoni. Mężczyzna musiał go zatrzymać, to nie zostawiało wątpliwości. Na wymyślenie sztuczki potrzebował czasu. Przynajmniej kilku dodatkowych oddechów.
- Masz pewność, że chcesz ryzykować? - Szeptem spytał Enin, chwytając zwykły, szary kamień z ziemi za plecami. - Ktoś może go odnaleźć, a gdy już ujmie, nikt nie wybudzi go z transu. Biedaczysko zemrze z głodu.
- Nie... O tym żem nie pomyślał - przyznał równie przyciszonym głosem rycerz.
- Spójrz - zaczął Kuglarz, składając ręce. - Nie wol...
- Zawodzisz mnie - przerwał mu natychmiast młodzieniec. - Chcesz ino zachować broszę. Jest w niej co szczególnego, wyłączając niebezpieczeństwo jakie ze sobą niesie?
Mężczyzna podrzucił kamień owinięty w chustkę.
- To prezent od kogoś... Szczególnego - zakończył z ociąganiem. - Ale skoro stajesz z taką stanowczością... Mogę go przecież cisnąć w zielsko. - Tym razem mężczyzna zdobył się na słaby uśmiech.
- Znów... - Garo przesuwał spojrzeniem między twarzą rozmówcy, a klejnotem, już całkowicie owiniętym tkaniną. - Uprawiasz jakieś szachrajstwo. - Zastanowił się przez chwilę, ale wreszcie kiwnął głową. - To nie zmienia postaci rzeczy. Wyrzuć kamień.
Enin lekko się zawahał, zważył otoczak w dłoni i przeniósł wzrok na rycerza. Ten zmarszczył brwi, wykrzywił usta w grymasie. Kuglarz wreszcie westchnął i rzucił fałszywą broszą.
Nikt poza nim nie wiedział, że opal tkwi bezpiecznie w zagłębieniu rękawa.
|}×{|
W kolejny dzień cała kompania szła z ponurym zmęczeniem. Fess szczególnie odczuwała parszywą pogodę.
- Ach, miejmy nadzieję, że ta jesień okaże się krótką - jęknęła, naciągając kaptur aż na oczy i tłumiąc kichnięcie.
Strugi deszczu biły miarowo w ziemię, zamieniając leśną ścieżkę w pas błota między drzewami, grzyby stały wyprostowane na baczność, a mchy chowały się w każdej możliwej szczelinie. Krzaki, lekko zwinięte do środków kęp, zdawały się być samotnymi wędrowcami, z trudem wytrwającymi pod naporem wody. Górujące nad wszystkim drzewa miały gałęzie tak rozprostowane jak tylko pozwalały im szczątki przechowanej na takie okazje magii, a liście rozwinięte do granic możliwości.
Deszcz, tak uciążliwy dla podróżujących, był prawdziwym dobrodziejstwem dla roślin. Dzięki niemu mogły żyć. A z tego powodu ludzie, którym tak doskwierała pogoda, też mogli sobie poradzić. Na tym opierał się ten świat. Na równowadze. Kiedy jedni żyją, całą reszta może przetrwać.
Zostało im jeszcze kilka świec drogi. Może do tego czasu ulewa się skończy.
|}×{|
Wiatr zawył wśród drzew. Gdzieś w oddali uderzył grom.
Wędrowcy nie mogli liczyć już na słońce, które ukryło się za ciemnymi chmurami. Wichura zrywała kolejne kolorowe liście, czyniąc ścieżkę jeszcze bardziej zdradliwą.
Kompania z trudem przedzierała się przez wirujący w powietrzu pył, drobne gałązki i kawałki mchów. Ogromne krople deszczu rozpryskiwały się na ich kapturach, ramionach i torbach.
- Piękna Sekorańska jesień, do cholery - mruknął do siebie Kuglarz.
Garo obejrzał się na niego, ale tylko pokręcił głową.
Zostało im dwie świece drogi, a las zaczął się przerzedzać. To dobry znak.
Niedługo wyjdą na drogę, a potem dotrą do rozdroża, na którym kompania będzie musiała się rozdzielić.
Żaden z jej członków nie był wystarczająco śmiały, żeby przyznać, że ta perspektywa go smuciła i przerażała jednocześnie.
|}×{|
Fess zsunęła kaptur, wychylając się z cienia drzew. Rozciągała się przed nią łąka, zalana wodą aż na wysokość kostek. Powiodła spojrzeniem po kałuży i obróciła się, wznosząc brwi.
- Będziemy nurkować?
- A potrafisz przejść przez to suchą stopą? - Kuglarz uśmiechnął się figlarnie, kuglarsko.
Dziewczynka pokrecila głową.
- A ja potrafię. - Enin schylił się i musnął wodę końcówkami palców. - Znam odpowiednie słowa.
- Co z roślinami? - Garo osunął się na pień przewalonego drzewa. - Nie zaatakują nas?
- Pamiętaj, że nie jestem tak silny jak Fess. - Mężczyzna stuknął paznokciem w nos. - Co najwyżej trawa się ocknie i spróbuje owinąć wokół nogi.
Kuglarz wyprostował się, ujął pewniej laskę i wyszeptał zaklęcie. Poczuł jak magia przeciska się przez gardło, a potem uchodzi z oddechem. Zrobił krok w kałużę.
Zanim jego stopa zdążyła dotknąć taflii, woda z tego miejsca uniosła się i wzleciała łukiem przed jego twarzą. Czoło wodnej wstęgi rozłączyło się na dwie części, mijając bokiem głowę mężczyzny.
- Dołączycie? - Enin obrócił się do reszty kompanii, marszcząc brwi, kiedy zabłąkana kropla upadła mu na twarz. - Nie jestem w stanie utrzymywać tego przez długi czas.
Fess ruszyła pierwsza, ostrożnie muskając kraniec kałuży końcem trzewika. Kuglarz wymamrotał jeszcze kilka słów, na co woda odpłynęła, odkrywając mokry żwir pod spodem.
Wreszcie, widząc, że to bezpieczne, Garo także opuścił las.
Dookoła całej trójki wirowała woda, od której odbijały się ostatnie promienie słońca. Nad ich głowami pojawiła się miniaturowa tęcza.
|}×{|
Dotarli do rozdroża pół świecy później. To tutaj rozdzielały się ich drogi. Kuglarz postanowił, że nie okaże jak wielki smutek mu przynosi to rozstanie, ale rycerz nie miał takich skrupułów.
- Eninie - zaczął, a w kącikach jego oczu było widać zbierające się łzy. - Żal mi okrutnie szarpie serce, kiedy myślę, że to koniec. Mimo, że nie podróżowałem z wieloma osobami wcześniej mi całkowicie nieznanymi, mogę przysiąc na obydwie twarze Boga, że byłeś najlepszym z nich wszystkich.
Uwadze mężczyzny nie uszedł fakt, że młodzieniec pierwszy raz użył jego imienia, zamiast tytułowania go po fachu.
- Czuję to samo - Enin zdobył się na uśmiech. - Ale możliwe, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
- Jeszcze ja! - sprzeciwiła się Fess, ze złością patrząc na Garo. - Jesteś tak głupi, że o mnie zapomniałeś!
Rycerz rozczochrał jej włosy, śmiejąc się półgębkiem.
- Ty... Zawsze będziesz dla mnie jak mała siostrzyczka. - Odwrócił się z powrotem do Kuglarza i wyciągnął dłoń. - Będę oczekiwał okazji do ponownego spotkania. Mam nadzieję, że takowa znajdzie się szybko. - Uścisnął rękę mężczyzny i odszedł, z torbą zwisającą z jednego ramienia, a pochwą miecza z drugiego.
Kuglarz spojrzał za nim, ukradkiem ocierając łzę. Adeptka przymknęła oczy i westchnęła ciężko.
Jeszcze nie wiedzieli, że drogi całej trójki ponownie się zejdą. I nawet nie minie tak dużo czasu, zanim to nastąpi.
|}×{|
Szli powoli wiejską drogą, otulając się na wpół mokrymi płaszczami. Fess, wciąż nieświadoma planu Kuglarza, przestawiała stopy ze zmęczeniem. Enin, patrząc na nią, czuł narastające wyrzuty sumienia, chociaż nic jeszcze nie zrobił.
Brakowało mu pomysłu jak odegnać ponure myśli. Wątpliwości nie dawały mu spokoju. Nie potrafił zdecydować się czy na prawdę chce zostawić dziewczynkę w Domu Kapłańskim w maleńkiej wiosce. W końcu, co to za życie? Skoro została adeptką, nie świadczyło to tylko o jej ogromnej mocy, ale też inteligencji. Pewnie chciała być wolna i mieć szansę rozwoju.
Mężczyzna w zadumie przeniósł spojrzenie na Fess. Nie mógł ukrywać, że się z nią związał i stawał teraz przed trudnymi wyborem.
Bał się. Trząsł się na samą myśl, że jego decyzja okaże się zgubna.
Dziewczynka, widząc jego wzrok, zdobyła się na zmęczony uśmiech. Przymknęła swoje fioletowe, lekko opuchnięte oczy i odsunęła posklejane loki z czoła.
Kuglarz zwyczajnie nie potrafił wyrazić tego, jak bardzo nie chciał podejmować tej decyzji, ale ich zapasy się kończyły. Musieli dotrzeć do Domu, bo inaczej nie będą mieli nic do jedzenia. Tym razem Garo niczego im nie upoluje.
|}×{|
Wielkie domostwo, z kamiennym dachem osadzonym na wysokości czubków najwyższych drzew, zamajaczyło na horyzoncie, wyraźnie odcinając się od ciemnego nieba. Lekka mżawka skropiła włosy dwójki podróżnych, ale nie zwracali na to uwagi. Zostało im najwyżej sto kroków do drzwi frontowych.
Enin dyszał ciężko, bynajmniej z powodu zmęczenia. Ręce mu się lekko trzęsły, ale podjął decyzję. Teraz musiał tylko wprowadzić ją w życie.
Skręcili w boczną ścieżkę.
Czuł się z tym okropnie. Wybrał siebie samego, ponad szczęście małej dziewczynki.
Przed nimi z lasu wynurzyło się gospodarstwo, drobne w porównaniu do Domu.
Zamierzał zajść do najbliższego wielkiego miasta i dopiero tam się pożegnać. Zadecydował, że przeciągnie to o jeszcze kilka dni, tylko i wyłącznie dla własnego dziwnego poczucia obowiązku.
Zapukał w drzwi gospodarstwa trzykrotnie.
Ciężka zasuwa odsunęła się ze zgrzytem, a zaspany gospodarz wysunął głowę na zewnątrz.
- Witaj, szlachetny człowieku - zaczął Enin - ale widzisz, jestem w drodze...
- Kuglarz? - Domownik przetarł oczy. - Wejdź, wejdź, zapraszam!
- Nie mogę. - Podróżny uniósł dłoń w górę. - Zasady nie pozwalają mi przebywać pod kamieniem w czasie deszczu. Rozłożymy się w szopie, pod drewnianym dachem.
- Dobrze - wymamrotał, znów trąc powieki. - Kim jest twoja mała towarzyszka?
Przez szparę drzwi wysunął się kot. W świetle lampy widać było, że jest czarny jak sama noc, z wyjątkiem kilku białych, poziomych pasów na grzbiecie. Po karku Kuglarza przeszedł dreszcz.
- To Fess, adeptka.
- Rozumiem - stwierdził skołowany gospodarz. - Jeśli byście czego potrzebowali, wołajcie, albo sami bierzcie, jak wiecie skąd.
|}×{|
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro