Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

71


— Jak tylko załatwię sobie nowy dowód to od razu zapiszę się na studia medyczne. Valerie na pewno znajdzie coś związane z projektowaniem, a ty co zamierzasz zrobić ze swoją wolnością Vincent? — pyta Thomas siedząc na tylnym siedzeniu. Ja prowadzę, a Vinni siedzi obok mnie.

— Ja zawsze chciałem być tym kim był Robert — od razu markotnieje na wspomnienie mojego brata. Chyba zbyt szybko wybaczyłam to co robił Vincent'owi. — Niestety w moim przypadku to niemożliwe, bo jestem nikim.

— Oj daj już spokój, nazwisko tak naprawdę nic nie znaczy. Nasi rodzice wpoili nam te głupie zasady, ale one w tych czasach nie mają żadnego zastosowania.

— To czemu tak bardzo się paliłeś do ślubu z Valerie? — pyta Vincent odwracając się w jego stronę.

— Bo ją po lubiłem, i w odróżnieniu od Nialla nigdy bym nie zrobił jej żadnej krzywdy, więc chyba jestem trochę lepszą opcją co? Poza tym jeszcze nigdy się nie zakochałem, dlatego związek z Valerie wydawał się dobrą opcją. I sądzę, że odrobinę się jej spodobałem. Co Valerie? — on sobie tymi pytaniami tylko sprowadzi jakieś nieszczęście.

— Nie jesteś najgorszy — udzielam wynikającej odpowiedzi i skupiam się na drodze. Przeważnie jeździłam małym sportowym autem, a te Audi jest dość spore. Można odczuć różnice.

— No spodziewałem się więcej ciepłych słów, ale i to dobrze. Zatrzymany się na jakieś stacji benzynowej po kawę i kanapki. Jedziemy już ponad dwie godziny, a ja już jestem głodny. I po burzeniu brzucha Valerie sądzę, że ona też. To jak będzie bracie, bo z tego co zauważyłem to ty tu rządzisz.

Prawie parskam śmiechem na minę Vinni'ego. Zachowanie Thomasa wyprowadza go z równowagi.

— Tak, ale przysięgam ci, że jak się nie zamkniesz to cię zaknebeluje i wrzucę do bagażnika. Żyjesz tylko dlatego, że Valerie nie chciała cię mieć na sumieniu! Ja akurat mam cię gdzieś!

— Vincent przestań — proszę go. Jest trochę zbyt agresywny dla dla swojego strasznego brata. W końcu Thomas jedynie stara się nawiązać z nami jakąś rozmowę. Nie robi nic złego. — I i to dobry pomysł z tą stacją to dolejemy paliwa, a ja naprawdę jestem coraz bardziej głodna. A tobie przyda się kawa, bo się zamienimy.

— Okej — odpowiada, a kolejne kilka kilometrów spędzamy w zupełniej ciszy.

Jak Vincent tankuje samochód, a ja z Thomasem idziemy po jakieś jedzenie.

— Nie gniewaj się na niego. Vincent od zawsze miał napady złości, ale szybko mu przechodziło. Na razie wścieka się, że musieliśmy tak szybko się przeprowadzić i wyżywa się za to na tobie.

— Ważne, że nie na tobie. Usiądziesz teraz obok mnie.

— Nie, bo to by tylko dało Vincent'owi więcej powodów by się na ciebie wściekać. Najlepiej się teraz nie zbytnio nie odzywaj to złość na ciebie mu przejdzie zanim dojedziemy na miejsce — mówię, a następnie płacę za zamówienie. Thomas jednak pomaga mi to wszystko nieść. Wzięłam kilka sporych kanapek, trzy duże kawy i sok.

— Okej, ale proszę byś chociaż ty nie traktowała mnie jak powietrze. Ostrzegłem was nie tylko ze względu na Vincenta, ale przede wszystkim dla ciebie żebyś nie musiała być z Niall'em. On chyba wariuje.

— Zajmuje się Sophie? — nie potrafię do końca wyrzucić tej małej ze swojej głowy. Ona zupełnie tak jak ja wychowuje się bez mamy, bo matka Vincenta zawsze miała mnie gdzie.

— Tak, jak już samotność mu zaczyna poważnie doskwierać. Czyli jak zawsze traktuje to dziecko jak maskotkę — opuszczamy dość spory budynek o maszerujemy do samochodu. Lecz kilka metrów za naszym samochodem widzę dość dobrze znaną mi osobę.

— O Kurwa — tylko te słowa w tym momencie przychodzą mi na myśl.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro