61
— Liczę się ze zdaniem mojego brata, ale nie myśl sobie, że on mówi mi co mam robić. Bądź jednak pewny, że wiele dla mnie znaczy to, że mogę być koło Vincenta. Jeśli chcesz mnie to się staraj.
— Z tym to się zgodzę. Nie znoszę Thomasa, ale on miał rację twierdząc, że nikt nie ma prawa decydować o życiu Valerie. Nasze rodziny zbytnio nie tolerują rozwodów, więc skłamcie, że Valerie jest w ciąży i wtedy już nikt nie przeszkodzi w waszym ślubie. A za jakiś czas może udać, że poroniła i po problemie — to jest właśnie to czego nie chciałam usłyszeć od mojego brata. Vincent właśnie podsunął Niall'owi doskonały pomysł jak mnie do siebie usidlić na zawsze.
Tak się nie robi, powinnam go teraz z dzielić po głowie. Może by wreszcie nabrał rozumu
Niall się uśmiecha i już wiem, że ten pomysł mu się spodobał.
— To bez sensu — komunikuje, a następnie odsuwam się od mojego brata.
— Wcale nie, i wiesz, że nie spodziewałem się, że tak mi pomożesz, że też ja sam wcześniej na to nie wpadłem.
— A żaden z was nie pomyślał, że takie coś będzie bardzo łatwo odkryć? Wystarczy zwykły test z apteki i będzie po kłamstwie. Nie zgadzam się.
— Nikt nie będzie cię szczegółowo badał, bo nie jestem jakimś ochroniarzem niż kierowcą, tylko dość ważnym człowiekiem. W odróżnieniu od mojego brata dysponuje też swoim majątkiem, a nie czekam aż mi ojciec coś przekażę. Jestem dużo lepszą partią niż Thomas.
— Dziękuję ci Vincent — zwracam się do mojego brata wściekłym tonem.
— Valerie zrozum, że dzięki temu będziemy mogli normalnie żyć. Nie będziesz musiała oglądać Thomasa, bo zamieszkamy w moim domu. Nikt nam już nie będzie rozkazywał — może jemu, ja nadal będę miała kogoś nad sobą.
— Przynieś mi coś do picia — proszę go, tak naprawdę to chcę się go pozbyć z tego pomieszczenia by zamienić słowo z moim bratem. Niall kiwa głową, a następnie wychodzi. — Czyś ty do reszty zwariował? Zamiast mi pomóc tylko mi zaszkodziłeś.
— Myślisz się — odpowiada ściszonym tonem. — Nigdy bym nie pozwolił byś była z tym sadystą. On jest jednak zbyt potężny byśmy mogli go tak od razu pokonać. Trzeba, więc uciec się do podstępu.
— Co masz na myśli?
— Później się dowiesz — mówi i chwilę później wraca Niall. Podaje mi szklankę soku. Biorę tylko małego łyczka. — Nie chcę byś zamykał tu Valerie, ona musi mieć możliwość wyjścia kiedy tylko zechce — nareszcie Vincenta zaczyna mówić logicznie. Chyba jednak nie odebrało mu rozumu.
— Nie — odpowiada Niall, co akurat nie jest dla mnie żadnym zdziwieniem.
— Czyli to jednak nie ma być związek, a po prostu chcesz ją więzić. W tym to ci na pewno nie pomogę. A tym nic nie osiągniesz, bo z Valerie nie da się po złości. Jeśli naprawdę ją kochasz to nie sprawiaj by była nieszczęśliwa.
Niall naprawdę wygląda na zamyślonego. Kurwa, jak ja mu to mówiłam to miał wszystko gdzieś.
— Okej, ale na jutro już załatwię te wyniki badań i skończy się ta cała farsa — uśmiecham się, a następnie, opieram głowę o Vincenta. Nie znam jego planu, ale coś mi mówi, że on wypali. Mój brat nigdy nie zawodzi.
***
— Tylko proszę nie dręcz Thomasa — mówię do Nialla jak wchodzimy do mojego domu. Chociaż nie jestem pewna, że on tam będzie, Vincent zadzwonił po nas i powiedział, że wszystko już jest gotowe.
— Valerie! — woła ojciec na mój widok. Wygląda na bardzo zaskoczonego moim przyjazdem. Coś tu nie gra. — Jesteś cała?
— Oczywiście — odpowiada Niall. — Ze mną nigdy jej nic nie grozi.
Nagle pojawia się Vincent.
— Chodź do mnie siostrzyczko — szybko do niego podchodzę i się przytulam. On jednak robi coś zupełnie niespodziewanego, a mianowicie o kręcą mnie, a następnie przystawia mi pistolet do głowy. — Chciałeś mnie zabić to teraz ja zabiję twoje jedyne dziecko — co o czym on mówi? — A ty bracie nigdy nie będziesz jej miał.
No i największą tajemnica wyszła na jaw. Liczę na waszą opinię.
A i opublikowałam zapowiedz nowego opowiadania. Niedługo powinno zacząć być publikowane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro