Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

54


Thomas śpi z głową opartą o moje ramię. Faceci są mocno słabi, większość z nich zasypia po intensywnym seksie zupełnie tak jakby mieli do wylądowania wagon węgla. Teraz już mam małe porównanie i wiem, że Thomas praktycznie nie jest gorszy od swojego starszego brata. A na dodatek ma lepszy charakter, więc nie ma się co zastanawia.

Mój telefon znowu wydaje z siebie wibrację. Niall co kilka minut do mnie dzwoni, mam już tego dość, więc chwytam za swoją komórkę i odbieram.

— Aż tak trudno ci jest się ze mną skontaktować? Wystarczyłby mi choćby sms i już byłbym spokojniejszy — zaczyna od pretensji. I tym mnie tylko utwierdza w mojej wcześniejszej myśli. Najwidoczniej postąpiłam słusznie.

— Nie czuję potrzeby żeby utrzymywać z tobą kontakt

— Co cię znowu ugryzło? Nie wyżywaj się na mnie jeśli nie masz humoru.

— Przestań wreszcie do mnie dzwonić, bo jestem z twoim bratem. Cofam swoje wcześniejsze słowa i chcę zostać z Thomasem. Jest mi z nim dobrze, a ty musisz to zaakceptować — komunikuje, a następnie szybko się rozłączam. A następnie wyłączam swój telefon, bo wiem, że on by tak łatwo nie odpuścił.

— Dobra decyzja skarbie — mówi mój narzeczony i podnosi głowę. — Najlepiej by było gdyby on usłyszał to od ciebie prosto w twarz, ale jest to zbyt niebezpieczne. — Obiad nam się nie udał, przynosisz mi chociaż szklankę soku?

— Okej, ale pamiętaj, że jutro jedziemy na zdjęcie gipsu.

— Już się nie mogę doczekać — przeciąga się.

— Nie ciesz się tak, Vincent też kilka lat temu miał złamaną rękę, dobrze pamiętam ile się wtedy nacierpiał po zdjęciu gipsu. Rozprostowanie ręki będzie bardzo, ale to bardzo bolesne — wcale nie przesadzam. On jednak nie wydaje się być tym zmartwiony.

— Jakoś sobie poradzę.

Wstaje wciągam na siebie białe spodnie i wychodzę. Najpierw jednak kieruję się do pokoju mojego brata. Nie sądzę by już wyjechał, by nie najpierw chyba by przyszedł się ze mną pożegnać. Nim jednak naciskam na klamkę to słyszę głos mojej mamy. Moja ciekawska natura od razu daje o sobie znać i przykładam głowę do drzwi.

— Nic by ci się nie stało gdybyś była dla niej milsza, Thomasa doskonale wykorzystał jej smutek — Nie trudno się domyśleć, że chodzi mu o mnie. Owszem w normalniej sytuacji tak szybko bym nie uległa blondynowi, ale nie żałuję tego co się stało.

— Przecież wiesz, że ja nawet patrzeć na nią nie mogę. Przeklęty bękart Edwarda! — co? Jaki bękart? Ja już nic z tego nie rozumiem.

— Dobrze wiesz, że nie ma w tym jej winy. A ja ją kocham i na pewno jej samej tu nie zostawię. Zrób coś by z nami pojechała, bo ja się nigdzie bez niej nie ruszę. A ty zacznij inaczej ją traktować, bo nawet ten kretyn się domyśli, że coś jest nie tak.

— Nie potrafię. Ona wzbudza we mnie wszystkie negatywne emocje, chociaż to bękart to Edward zawsze traktował ją najlepiej. A teraz jeszcze chodzą słuchy, że wszystko jej zamierza zapisać.

Odchodzę od drzwi, bo już więcej słychać nie muszę. To wszystko jest już dla mnie jasne. Całe moje życie okazało się zwyczajnym kłamstwem. Jestem owocem wielokrotnych zdrad mojego ojca. Nie jestem też bliźniaczką Vincenta tylko jego przyrodnią siostrą.

Pewnie byłam tylko zwykłą wpadką, a moja biologiczna matka nie miała ochoty na niańczenie dziecka, więc podrzuciła mnie ojcu. A on wykorzystał okazję, że jego żona akurat urodziła dziecko, i wmówił wszystkim, że jesteśmy bliźniakami.

Nie wracam do Thomasa, bo wiem, że nie dałabym rady tego wszystkiego przed nim ukrywać. Zbyt wiele się ostatnio wydarzyło i po prostu muszę to z siebie wyrzucić.

Wychodzę na dwór. Jest już ciemno, ale dla mnie to akurat lepiej. Nikt nie powinien zobaczyć moich łez.

Kieruję się w głąb ogrodu. Idę przed siebie, choć praktycznie mało co widzę. Nagle czuję jak ktoś mnie łapie w pasie.

— Ależ ja mam cholerne szczęście. Zastanawiałem się jak będę musiał się wywabić z domu, a ty mi sama wychodzisz na przeciw — jeszcze Nialla mi tu brakowało. Jakbym nie miała dość problemów.

— Zostaw mnie! — szarpie się.

— Siedź cicho — przystawia mi lufę pistoletu do głowy. — Już dość się mną zabawiałaś. Czas pokazać ci gdzie twoje miejsce.

No i najważniejsza sprawa się wyjaśniła. Liczę na waszą opinię

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro