26
Wchodzimy z Vincent'em do domu, szczerze to spodziewałam się, że będzie tu słychać krzyki albo jakieś głośne rozmowy, lecz panuje tu nieprzenikniona cisza.
- Powiedział ci chociaż jak on zginął? Ja usłyszałam jedynie, że nie żyje i się rozłączył.
- Ja to samo, ale mogę się założyć, że sprawca nie zostanie ustalony. Horan to tchórz, nie potrafi się przyznać do tego co zrobił.
- Całe te zamieszanie jest przez tę twoją odwagę, po jaką cholerę strzelałeś do biegania i patrząc mu prosto w oczy. To się po prostu musiało źle skończyć.
- Przypominam ci, że to ja jestem twoim bratem, a ty teraz bronisz naszego wroga - mówi z wielkim wyrzutem. Możliwe, że zbyt gwałtownie zareagowałam. Nic jednak nie poradzę na to, że jestem teraz tak bardzo nieszczęśliwa.
- Ja go nie bronię i nigdy nie będę tego robić. Chodźmy do gabinetu ojca, on zawsze tam siedzi jak ma jakiś problem - mówię do brata, a następnie kierujemy się do miejsca gdzie mam nadzieję za staniemy tatę. Wchodzę bez pukania, czyli tak jak zawsze. Okazuje się, że dobrze zgadłam.
Ojciec siedzi przed swoim biurkiem z butelką wódki i szklanką do której sobie nalewa.
- Ktoś to dokładnie zaplanował, tu nie może być mowy o pomyłce - zaczyna nawet na nas nie spoglądając. - Podobno podjechał czarny mercedes bez tablic rejestracyjnych i ktoś oddał dwa celne strzały, w głowę i serce. To było dokładnie zaplanowane zabójstwo. Mój chłopiec nie miał szans na przeżycie.
Cholera coraz bardziej przekonuje się do myśli, że to wszystko zostało zaplanowane przez Nialla. Może postanowił mnie powoli pozbawić wszystkich których kocham.
- Jestem pewien, że zrobił to Niall Horan - mówi Vincent, a ojciec wreszcie na nas spogląda.
- Nie chcę nawet o tym teraz słyszeć! Mamy rozejm! - choć zgadzam się z tym, że mój brat nie powinien w takiej chwili poruszać tych kwestii to tata i tak zbyt gwałtownie zareagował. W jego interesie też powinno być to by jak najszybciej dowiedzieć się kto zlecił zabójstwo Roberta.
- No chyba już nie długo.
- A właśnie, że tak, warunki pozostaną takie jak na początku, nie mam zamiaru niczego zmieniać - mówi, a następnie chwyta szklankę w której jest do połowy wódki i i wypija to za jednym razem. - Nie mogę sobie pozwolić na wojnę teraz gdy straciłem swoją nadzieję. To on miał mnie zastąpić.
Spoglądam na Vincenta i widzę jak zaciska on pieści ze złości. Odkąd tylko pamiętam on zawsze twierdził, że jest niedoceniany przez naszego ojca. Jest w tym trochę prawdy, lecz mój brat zapomina, że tym swoim porywczym zachowaniem często sam sprowadza na siebie kłopoty.
- To co niedługo tam wracam.
- Nie! - wreszcie się odzywam. - Teraz jesteś zbyt cenny żeby aż tak ryzykować. Ja tam wrócę.
- Dobry pomysł, ty tylko na robiłbyś jeszcze większych problemów. A teraz zostawcie mnie samego. Za kilka godzin trzeba jechać do domu pogrzebowego.
Chwytam brata za rękę i wyprowadzam go z tego pomieszczenia.
- Wrócę tam - mówię do Vincenta. - I przysięgam, że znajdę sposób by udowodnić, że to wszystko jest jego winą. A wtedy nam za to zapłaci.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro