Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1


- Valerie zastrzel mnie - do mojego pokoju z krzykiem wpada mój brat. Po jego tonie i wyrazie twarzy nic nie wskazuje na to, że żartuję. - Ty to zrób, a będzie przynajmniej mniej bolało.

- Coś ty znowu zrobił? Komu zaszedłeś aż tak za skórę, że chce twojej śmierci? - Vincent ma po prostu talent do pakowania się w kłopoty. Zawsze czepia się tych, których nie powinien. Nie mam pojęcia jak mój brat bliźniak może być aż tak głupi.

- Przecież wiesz, że ojciec zawarł rozejm z Horanem - kiwam głową na tak. Ostatnio tylko o tym się u nas mówiło. - Ustalili razem, że na znak, że sobie ufają każdy z nich odda drugiemu jedno z swoich dzieci. To przecież jasne, że nie pójdziesz ty ani Robert, bo on przecież jest najstarszym synem. Oni mnie tam poćwiartują żywcem - naprawdę chciałabym powiedzieć mu, że przesadza, ale niestety tak nie jest.

Vincent ponad rok temu postrzelił jednego z synów Fernanda Horana, więc ten pewnie tylko czeka na przyjazd mojego brata by się nad nim po pastwić, a że naszemu ojcu nad wyraz zależy na tym całym rozejmie to on na pewno jako pierwszy go nie zerwie. Nawet jak usłyszy niepokojące wieści o swoim synu.

- A może on już o tym zapomniał albo sobie gdzieś wyjechał - kłamię, ale jest to kłamstwo z dobroci serca. Chociaż już od dawna nie słyszałam nic o Niallu, więc może naprawdę postanowił się gdzieś indziej przeprowadzić. To by było jak zbawienie dla mojego brata.

- Nawet mnie nie pocieszaj, bo dobrze wiem jak będzie. Podobno nawet nie będę mógł wychodzić bez ich pozwolenia - rozszerzam oczy na jego słowa. Czyli nie będę miała możliwości się z nim spotykać. Coraz bardziej mi się to nie podoba.

Wstaje, więc i idę na dół poszukać mojego ojca. Wiem, że ten cholerny rozejm jest nam potrzebny, ale nie możemy ryzykować życia Vincenta. A będąc u Horana ono będzie bardzo zagrożone.

Nie muszę długo szukać, bo spotykam go już w salonie. Jest tam razem z Robertem. I dobrze, może mój starszy brat także mnie poprze.

- To prawda, że wysyłasz Vincenta na odstrzał? - pytam prosto z mostu. Nigdy nie bałam się mówić tego co myślę.

- Twój brat jak zwykle przesadza i robi z siebie ofiarę. A możesz być pewna, że nie wysłałbym swojego własnego syna na śmierć. On owszem może mieć trochę ciężej przez własną głupotę i pochopne czyny, ale na pewno nie zostanie zabity - jakoś zbytnio te słowa mnie nie pocieszają. Nie jestem głupia i wiem, że są rzeczy gorsze niż śmierć.

- Nie da się jakoś inaczej tego załatwić?

- Przecież wiesz, że nie - odzywa się Robert. - Poza tym Vincent powinien być zadowolony, że chociaż raz się na coś przyda. Wcześniej sprawiał tylko same problemy - nasz starszy brat nigdy nie pałał zbyt wielką miłością do Vincenta, ale nie spodziewałam się po nim takiego zachowania. I to tym bardziej teraz. Gdy naszemu bratu może stać się prawdziwa krzywda.

Spoglądam na niego wściekle.

- To może sam byś tam pojechał, ty na pewno ze swoimi zdolnościami szybko byś się w kupił w ich łaskę. Zawsze wiedziałeś jak się ustawić.

Dałam znowu imię Valerie, bo ono bardzo mi się podoba, liczę też na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro