1
- Valerie zastrzel mnie - do mojego pokoju z krzykiem wpada mój brat. Po jego tonie i wyrazie twarzy nic nie wskazuje na to, że żartuję. - Ty to zrób, a będzie przynajmniej mniej bolało.
- Coś ty znowu zrobił? Komu zaszedłeś aż tak za skórę, że chce twojej śmierci? - Vincent ma po prostu talent do pakowania się w kłopoty. Zawsze czepia się tych, których nie powinien. Nie mam pojęcia jak mój brat bliźniak może być aż tak głupi.
- Przecież wiesz, że ojciec zawarł rozejm z Horanem - kiwam głową na tak. Ostatnio tylko o tym się u nas mówiło. - Ustalili razem, że na znak, że sobie ufają każdy z nich odda drugiemu jedno z swoich dzieci. To przecież jasne, że nie pójdziesz ty ani Robert, bo on przecież jest najstarszym synem. Oni mnie tam poćwiartują żywcem - naprawdę chciałabym powiedzieć mu, że przesadza, ale niestety tak nie jest.
Vincent ponad rok temu postrzelił jednego z synów Fernanda Horana, więc ten pewnie tylko czeka na przyjazd mojego brata by się nad nim po pastwić, a że naszemu ojcu nad wyraz zależy na tym całym rozejmie to on na pewno jako pierwszy go nie zerwie. Nawet jak usłyszy niepokojące wieści o swoim synu.
- A może on już o tym zapomniał albo sobie gdzieś wyjechał - kłamię, ale jest to kłamstwo z dobroci serca. Chociaż już od dawna nie słyszałam nic o Niallu, więc może naprawdę postanowił się gdzieś indziej przeprowadzić. To by było jak zbawienie dla mojego brata.
- Nawet mnie nie pocieszaj, bo dobrze wiem jak będzie. Podobno nawet nie będę mógł wychodzić bez ich pozwolenia - rozszerzam oczy na jego słowa. Czyli nie będę miała możliwości się z nim spotykać. Coraz bardziej mi się to nie podoba.
Wstaje, więc i idę na dół poszukać mojego ojca. Wiem, że ten cholerny rozejm jest nam potrzebny, ale nie możemy ryzykować życia Vincenta. A będąc u Horana ono będzie bardzo zagrożone.
Nie muszę długo szukać, bo spotykam go już w salonie. Jest tam razem z Robertem. I dobrze, może mój starszy brat także mnie poprze.
- To prawda, że wysyłasz Vincenta na odstrzał? - pytam prosto z mostu. Nigdy nie bałam się mówić tego co myślę.
- Twój brat jak zwykle przesadza i robi z siebie ofiarę. A możesz być pewna, że nie wysłałbym swojego własnego syna na śmierć. On owszem może mieć trochę ciężej przez własną głupotę i pochopne czyny, ale na pewno nie zostanie zabity - jakoś zbytnio te słowa mnie nie pocieszają. Nie jestem głupia i wiem, że są rzeczy gorsze niż śmierć.
- Nie da się jakoś inaczej tego załatwić?
- Przecież wiesz, że nie - odzywa się Robert. - Poza tym Vincent powinien być zadowolony, że chociaż raz się na coś przyda. Wcześniej sprawiał tylko same problemy - nasz starszy brat nigdy nie pałał zbyt wielką miłością do Vincenta, ale nie spodziewałam się po nim takiego zachowania. I to tym bardziej teraz. Gdy naszemu bratu może stać się prawdziwa krzywda.
Spoglądam na niego wściekle.
- To może sam byś tam pojechał, ty na pewno ze swoimi zdolnościami szybko byś się w kupił w ich łaskę. Zawsze wiedziałeś jak się ustawić.
Dałam znowu imię Valerie, bo ono bardzo mi się podoba, liczę też na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro