Rozdział 6
Stałam i przyglądałam się przez szybę mężczyźnie, który z uśmiechem na ustach patrzył się w naszą stronę. Czasem miałam uczucie, że wie ile tam osób jest i o czym mówimy.
– Kto tam idzie? – spytał Daren, jeden z naszych agentów.
– Ja pójdę – wzruszyłam ramionami i ruszyłam, pogadać z zatrzymanym.
– Mycroft, nie będzie z tego zadowolony – posłałam mężczyźnie wzrok, który mówił, że mam to gdzieś. Byłam jego żoną, ale mam prawo do podejmowania decyzji, nawet tych ryzykownych. Weszłam i nie patrząc na Jima, usiadłam na przeciw niego. Wzięłam papiery i zaczęłam je przyglądać.
– Teraz odczytasz moje prawa? – usłyszałam rozbawiony głos Jamesa.
– Akurat w tym pomieszczeniu i w tym budynku ich nie masz. To specjalne miejsce dla takich jak ty – wypowiadając ostatnie słowa, spojrzałam na mojego rozmówce, który przyglądał mi się z zaciekawieniem.
– Oszukałaś mnie – poskarżył się, na co uśmiech pojawił się i u mnie.
– Nie we wszystkim. Nie jestem łatwa – jego but wkrótce znalazł się przy moim udzie.
– Przekonamy się? – spytał się bezczelnie na co naburzyłam się i odepchnęłam jego brudnego buciora. Jak on może być tak pewny siebie?
– Nie umawiam się z kryminalistami – uniosłam brwi czekając na jego następny krok.
– Po jednej nocy zmieniłabyś zdanie – pokręciłam głową na jego słowa.
– Mam kogoś o niebo lepszego i co najważniejsze bardziej dojrzałego i wiernego niż ty. Wracając muszę zadać ci parę pytań... – nie dokończyłam bo z tyłu usłyszałam otwierające się drzwi.
– Chcę porozmawiać sam na sam z zatrzymanym – głos Mycrofta był oschły i zimny i coś podskórnie czułam... że czeka mnie poważna rozmowa w domu.
💜💜💜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro