Rozdział 2
Uwielbiam przy nim leżeć. Kocham patrzeć na śpiącego Mycrofta. Jest spokojny, taki słodki. Gładze jego policzek i uśmiecham się, gdy otwiera oczy i ujmuje moją dłoń.
- Tęskniłem za tobą - powiedział, a ja poczułam się najszczęśliwszą osobą ja świecie.
- Ja za tobą również Miki - widząc jego grymas na twarzy po zdrobnieniu, pocałowałam go i rozejrzałam się po sypialni szukając swoich ciuchów.
- Co robisz? - spytał.
- Trzeba wstawać - spojrzałam na niego zdziwiona. Ten przytulił się do moich pleców jak do misia. To nie był ten rządowy Mycroft, to był mój mąż. Wiedziałam, że nie ma sensu się kłócić o to. Przymknęłam oczy, niestety życie lubi psuć leniwe i piękne chwilę.
- Kto dzwoni? - spytałam słysząc dzwonek telefonu. Wypuściłam powietrze, kiedy ten zamiast odpowiedzieć to odebrał telefon
**********
- Po co mamy ratować tak niebezpiecznego człowieka? - podniosłam głos.
- Taka jest wola rady, uważają, że może nam pomóc - zakpił Mycroft.
- Nawet ja wiem, że lepiej by go zamordowali. Potem byśmy zabili tamtych, których zabili jego - mój mąż się roześmiał. Wiedział, że dopiero się rozkręcam.
- Nie denerwuj się - podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
- Chcę osobiście zająć się tą sprawą - zarządałam.
- Nic z tego - powiedział od razu.
- Proszę - pocałowałam go w policzek i spojrzałam na niego błagalnie.
- Nie patrz tak na mnie - odsunął się odmenie i usiadł do swojego biurka. Nie miałam zamiaru dać za wygraną. Podeszłam do niego i usiadłam mu na kolana.
- Miki, błagam cię. Obiecuje, że nie dopuszczę do jego śmierci. Proszę... zrób to dla mnie - wywrócił oczami.
- Będę tego żałować...
💜💜💜💜💜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro