~ Prolog ~
•••
Rok 1999. Londyn.
– Coś ci powiem... – Odezwał się wysoki, ciemnowłosy mężczyzna o przystojnej twarzy. Zapalił papierosa i porządnie się nim zaciągnął. – Życie jest do dupy.
Jego rozmówca, stary, siwowłosy barman, zerkną na niego z ukosa po czym napełnił jego szklankę whisky. Nie zachęcał mężczyzny do rozmowy, a tym bardziej do zwierzeń. Taki urok pracy barmana. Trzeba wysłuchiwać o rozterkach i dylematach klientów.
– Wyobraź to sobie. – Kontynuował mężczyzna. – Życie wydaje ci się łatwe, wręcz banalne do przeżycia. Narodziny, dorastanie, szkoła, młodość, pierwsze znajomości, piękne dziewczyny, obowiązki, dojrzałość... – Upił łyk whisky. – Aż nagle, niespodziewanie, dostajesz od losu w pysk.
Barman polerował kieliszki, słuchając jego słów.
– Czy miałem źle w życiu? – Mężczyzna z papierosem uniósł brwi w zamyśleniu po czym odpowiedział sam sobie: – Nie. Czy byłem samotny? Nie, choć czasami tego pragnąłem.
– A teraz? – Zapytał barman. – Czy teraz jesteś samotny?
– Jestem kurewsko samotny. – Oznajmił mężczyzna. – I nienawidzę tego uczucia.
Siwowłosy odłożył kieliszek na półkę i posłał swojemu rozmówcy zawadiacki uśmiech, mówiąc:
– Potrzebujesz kobiety w swoim życiu.
Mężczyzna zaśmiał się gardłowo, a następnie opróżnił szklankę z whisky. Odłożył ją na blat, prosząc o kolejną i rzekł:
– Potrzebuję zapomnieć o kobiecie.
– Złamane serce? – Dopytywał barman.
Przystojna twarz jego rozmówcy spoważniała. Zgasił papierosa i wstał z krzesła. Jednym łykiem opróżnił kolejną szklankę whisky. Położył kilka monet na blacie i chwycił swój płaszcz.
– Coś w tym rodzaju. – Odparł po chwili od niechcenia.
Wydawał się być niewzruszony, jednak jego postawa świadczyła o zakłopotaniu.
Barman obserwował mężczyznę, który zmierzał ku drzwiom, kiedy zawoła za nim, pytając:
– Jak ci na imię?
– Teodor. – Odparł mężczyzna, nie oglądając się za siebie. – Teodor Nott.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro