~ 3 ~
•••
Czy było coś, czego Rosemary szczerze nienawidziła? Nie. Ale zajęcia z Eliksirów były tego bardzo bliskie.
Tego dnia pracowali w czwórkach, pracując nad eliksirem chroniącym przed ogniem.
Rosemary i Lavender Brown zostały przydzielone do Teodora Notta i Pansy Parkinson.
– Na naszym roku nie ma więcej Ślizgonów, że musiałam trafić akurat na nich? – Pomyślała Rosemary.
– Histeryczka i samochwała. – Pomyślał Teodor, spoglądając na nie. Nie był zadowolony z wyboru profesora Snape'a.
– Wariatka i gaduła. – Rzekła Pansy na głos, stając naprzeciwko Gryfonek.
Rosemary posłała jej całusa w powietrzu, zupełnie lekceważąc jej słowa.
– Eliksir chroniący przed ogniem... – Zaczął profesor Snape, przechadzając się po klasie. – Jak sama nazwa mówi, chroni on przed ogniem. Czy chciałby ktoś coś dodać?
Kilka rąk wystrzeliło w górę. Profesor rozejrzał się po klasie i zatrzymał wzrok na czteroosobowej grupie, w której była Rosemary. Dziewczyna czuła na sobie jego wzrok. Klęła w myślach, że ma tak nędzną wiedzę na temat eliksirów. Snape najwyraźniej wyczuł jej myśli, wszak uśmiechnął się chytrze i już zamierzał poprosić ją o odpowiedź na pytanie, kiedy niespodziewanie odezwał się Teodor:
– Po wypiciu wywołuje uczucie lodu i oziębłości w pijącym i zapewnia ochronę przed większością magicznych płomieni. Po uwarzeniu eliksir przybiera kolor czarny lub purpurowy.
Profesor Snape wyglądał na nieusatysfakcjonowanego faktem, że nie może odjąć Gryffindorowi punktów za niewiedzę. Kiwnął jedynie głową i ponownie zaczął przechadzać się po klasie.
– Macie godzinę na przygotowanie tego eliksiru. – Dodał.
Rosemary, mimo chęci, nie była w stanie pomóc swojej grupie, toteż jej udział ograniczał się do podawania składników.
– Powiedziałem abyś podała mi krew salamandry, a nie ślaz. – Upomniał ją Teodor.
Dziewczyna zerknęła na leżące na stole składniki. Przyglądała się im uważnie, szukając tego właściwego. Teodor, nie chcąc dłużej czekać, sięgnął po wspomniany składnik, kiedy nagle Rosemary go dostrzegła i również wyciągnęła po niego rękę.
Ich dłonie się zetknęły. Rosemary szybko cofnęła swoją dłoń, na co Teodor uśmiechnął się zawadiacko.
– Czyżbyś sama potrzebowała tego eliksiru? Bo zachowujesz się jakbyś dotknęła ognia. – Rzekł Ślizgon.
– Bez przesady. – Mruknęła.
– Wiele dziewczyn mówi mi, że jestem gorący. Może faktycznie coś w tym jest.
– Gorący jak zupa grzybowa. Tak się składa, że jej nienawidzę. – Odparowała Rosemary z figlarnym uśmieszkiem.
– A ja uwielbiam. – Oznajmił Teodor.
– Dalej mówimy o zupie? Bo mam wrażenie, że zacząłeś komplementować samego siebie.
– A co, mało komplementów prawią ci twoi koledzy? – Zapytał. – Jeśli czujesz się niedoceniona to daj znać.
– Tak też uczynię. – Zapewniła go Gryfonka.
– Czy wy ze sobą flirtujecie? – Wtrąciła Lavender, podnosząc wzrok znad książki. Pansy czujnie przysłuchiwała się tej wymianie zdań.
– Tak. – Oznajmił krótko Teodor.
– Nie masz przypadkiem dziewczyny? – Lavender wyglądała na oburzoną jego zachowaniem.
– Nie. – Kolejna zdawkowa odpowiedź.
– A Fiona? – Dopytywała.
– Tylko ze sobą sypiamy.
Lavender zaczerwieniła się na te słowa i ukryła twarz za książką.
– Nie zawracaj sobie nią głowy, Teodorze. – Odezwała się Pansy.
– Czemu nie? – Zapytał lustrując Rosemary wzrokiem. – Ładna jest. Ma fajny tyłek.
– Nie zamierzam wnikać, dlaczego zamiast skupić się na zadaniu, które wam przydzieliłem, rozmawiacie o tyłku panny Fernsby. – Za Teodorem stał profesor Snape, który spoglądał na całą czwórkę z wyraźną dezaprobatą.
– Na Merlina... – Mruknęła Rosemary, czerwiwniac się na twarzy.
– Minus 10 punktów dla Gryffindoru. – Profesor oddalił się od nich.
Obie Gryfonki spoglądały za nim z niedowierzaniem.
– Uśmiechnij się. – Rzekł Teodor, spoglądając na Rosemary z rozbawieniem.
– Mój tyłek właśnie dostał minusowe punkty. To zdecydowanie nie jest powód do śmiechu. – Stwierdziła posępnie.
– Też uważam, że powinien dostać dodatnie. – Ślizgon puścił do niej oczko. Zdał sobie sprawę, że całkiem dobrze bawi się podczas tych zajęć.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro