~ 21 ~
•••
Jestem kurewsko samotny. – Oznajmił mężczyzna. – I nienawidzę tego uczucia.
Siwowłosy odłożył kieliszek na półkę i posłał swojemu rozmówcy zawadiacki uśmiech, mówiąc:
– Potrzebujesz kobiety w swoim życiu.
Mężczyzna zaśmiał się gardłowo, a następnie opróżnił szklankę z whisky. Odłożył ją na blat, prosząc o kolejną i rzekł:
– Potrzebuję zapomnieć o kobiecie.
– Złamane serce? – Dopytywał barman.
– Złamane? – Zastanowił się, nie wypowiadając głośno swoich słów. – Złamane serce jest niczym, przy tym co czuję.
Przystojna twarz jego rozmówcy spoważniała. Zgasił papierosa i wstał z krzesła. Jednym łykiem opróżnił kolejną szklankę whisky. Położył kilka monet na blacie i chwycił swój płaszcz.
– Coś w tym rodzaju. – Odparł po chwili od niechcenia i opuścił bar.
Minęło już wiele lat, odkąd jego ojciec, na jego oczach, zamordował Rosemary Fernsby z zimną krwią. Teodor obwiniał się za jej smierć. Widok jej martwych i pustych oczu, pojawiał się w jego koszmarach niemalże codziennie.
Szedł przez miasto, a śnieg sypał z nieba. Nogi same zaprowadziły go pod bramę cmentarza, a następnie do grobu, w którym spoczywała Rosemary. Ilekroć odwiedzał jej grób, zawsze były na nim kwiaty. Allen Fernsby odwiedzał ten cmentarz niemalże codziennie. Obok Rosemary spoczywała jej matka, a na ich grobach zawsze były czerwone róże.
Teodor wpatrywał się w płytę nagrobka, kiedy niespodziewanie podszedł do niego kustosz, który zagadał go nieśmiało:
– Witam uprzejmie. Często pana tutaj widuję.
Teodor nie odpowiedział. Kustosz spojrzał na nagrobek i stwierdził smutno:
– Zmarła młodo. Przyjaciółka? Rodzina? – Dopytywał.
– Ukochana. – Odparł szeptem.
– Oh... Musi pan strasznie za nią tęsknić. Napis na nagrobku mówi, że zmarła w bitwie o Hogwart. Zapewne Gryfonka. Odwagi nie można było im odmówić. Sam byłem niegdyś w Hogwarcie. Należałem do Ravenclaw'u i podziwiałem Gryfonów za in hart ducha i odwagę.
– Pierdolę taką odwagę. – Warknął Teodor, poirytowany towarzystwem nieznajomego. – Czymże jest odwaga, kiedy nie ma się okazji, by móc się nią szczycić?
– Wciąż pan cierpi. – Stwierdził kustosz. – Mimo, że minęło już tak wiele lat.
– Nienawidzę życia. – Mruknął Teodor pod nosem.
– Tak... – Nieznajomy westchnął cicho. – Życie potrafi być ciężkie. Wydaje ci się, że nie odnajdziesz już szczęścia, ale zapewniam cię, że to nieprawda. Musisz wziąć się w garść i zapomnieć o przeszłości.
– Przeciwnie. – Wyprostował się, nie spuszczając wzroku z nagrobka Rosemary. – Zamierzam wrócić do przeszłości.
Po tych słowach odwrócił się na pięcie i ruszył ku bramie cmentarza.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro