Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 2 ~


•••

Zajęcia z Zaklęć rozpoczęły się później niż zazwyczaj. Profesor Flitwock najpierw musiał uporać się z niesfornymi drugoklasistami, którzy zabłądzili i nie mogli znaleźć klasy od Eliksirów.

Kiedy wrócił do piątoklasistów, mamrotał cicho pod nosem:

– Niebywałe... drugi rok, a ci nadal nie pamiętają, że Eliksiry są zupełnie w innej części zamku.

Rosemary wymieniła rozbawione spojrzenia z siedzącym obok niej, Deanem Thomasem.

– Dobrze. – Odezwał się profesor Flitwick, zwracając się do klasy. – Zaklęcia unieruchamiające. Na ostatnich zajęciach sprawiły wam ono lekkie trudności. – Tu zerknął z ukosa na Neville'a Longbottoma, który oblał się purpurą.

Draco Malfoy zaśmiał się cicho, szturchając siedzącego obok niego Goyle'a, który odwrócił się do tyłu, gdzie Crabbe i Pensy Parkinson chichotali pod nosem. Ci zerknęli na ławkę obok, przy której siedzieli Blaise Zabini i Teodor Nott. Szóstka Ślizgonów spojrzała wspólnie na Neville'a, kiedy odezwał się Blaise:

– Chętnie będę partnerował Longbottomowi w trakcie praktyki tych zaklęć.

Neville spojrzał na niego z nieskrywaną trwogą. Następnie posłał błagalne spojrzenie ku profesorowi Flitwickowi, jednak ten nie dostrzegł tego. Profesor klasnął w dłonie z zadowoleniem i rzekł:

– Znakomicie! W takim razie nie przedłużajmy, bo goni nas czas. Zapraszam obu panów na środek.

Neville wstał niepewnie od stołu i stanął na środku klasy, gdzie profesor zdążył już przygotować niewielki podest. Blaise również się podniósł. Posłał swoim przyjaciołom triumfalny uśmieszek i stanął naprzeciwko Neville'a.

– Zakład o galeona, że Longbottom nie zdoła nawet unieść różdżki? – Szepnął Crabbe do Notta, który zaprzeczył jedynie głową i ze znudzeniem spoglądał na stojących, na środku klasy, chłopaków.

Crabbe zaproponował zakład Pansy, która chętnie na to przystała.

– Panie Longbottom proszę postarać się odbić zaklęcie rzucane przez pana Zabiniego. – Rzekł profesor Flitwick, a następnie dodał: – Zaczynajcie.

Nie minęło nawet pięć sekund, kiedy Neville zawisł w powietrzu z głową w dół.

Ślizgoni zachichotali.

– Spróbujmy raz jeszcze. – Zaproponował Flitwick.

Neville niestety i tym razem nie zdołał odbić zaklęcia. Podobnie jak nie udało mu się rzucić żadnego na Blaise'a.

Nauczyciel pokręcił głową z dezaprobatą i spojrzał w stronę klasy, mówiąc:

– Dobrze. Wprowadźmy element rywalizacji, by nieco was rozbudzić. Gryfoni kontra Ślizgoni.

Uczniowie obu domów spojrzeli po sobie.

– Panna Granger i Pan Goyle... – Profesor przyglądał się swoim uczniom, dobierając ich w pary. – Thomas i Malfoy. Potter i Greengrass. Weasley i Nott. Finnigan i Parkinson. Fernsby i Crabbe...

Profesor wymieniał dalej, jednak Rosemary już go nie słuchała. Zerknęła triumfalnie na Vincenta Crabbe'a, który spoglądał na nią zuchwale.

Chwilę później na podeście stanęli Hermiona Granger i Gregory Goyle. Gryfonka szybko rozprawiła się ze Ślizgonem, który zszedł z podestu jako przegrany. Następna runda była zwycięska dla domu Salazara Slytherina. Kolejna dla domu Godryka Gryffindora.

Kiedy przyszedł czas na Rona Weasley'a, ten stanął naprzeciwko Teodora Notta.

– Dajesz, Nott! – Krzyknęła Pansy Parkinson, a professor Flitwick posłał jej ostrzegawcze spojrzenie, prosząc, przy tym, aby nikogo nie rozpraszała.

– Gotowy na wstyd, który czeka cię po przegranej? – Zapytał Ron swojego przeciwnika.

Teodor zaśmiał się jedynie na te słowa. Oboje unieśli swoje różdżki, kiedy Ron natychmiast rzucił zaklęcie, które Teodor szybko odbił, a następnie wycelował różdżkę wprost na Gryfona, który sekundę później zastygł w bezruchu.

Nott zszedł z podestu i ponownie usiadł w swojej ławce.

– Nalegałbym, aby najpierw odwołać zaklęcie, zanim wróci się na swoje miejsce, panie Nott. – Upomniał go profesor Flitwick po czym skierowała swoją różdżkę na Rona i rzekł: – Finite.

Ron, czerwony na twarzy, usilnie unikał spoglądania w stronę Ślizgonów.

W następnym pojedynku, pomiędzy Seamusem i Pansy, również zwyciężyli Ślizgoni.

– Idioci. – Mruknął pod nosem Seamus Finnigan, zajmując miejsce w ławce za Rosemary i Deanem.

– Przynajmniej teraz wiadomo, dlaczego powtarzamy te zaklęcia. – Odezwał się Teodor, zerkając nieprzychylnie na Seamusa. – Piąty rok nauki Zaklęć, a wy jedyne czego się nauczyliście to jak wejść na podest, nie potykając się przy tym.

Rosemary parsknęła śmiechem, nie kryjąc się z tym, że rozbawił ją ten komentarz. Seamus i Dean spojrzeli na nią ze zmarszczonymi brwiami.

– Dobry pojedynek, Teodorze. – Rzekła po chwili, zwracając się ku Nottowi. – Niestety nie można powiedzieć tego samego o Pansy, która użyła zaklęcia zanim profesor wydał na to zgodę...

Ślizgon uniósł brwi i zlustrował ją czujnym spojrzeniem po czym odparł:

– Ważne, że wygrała.

– Oszukując. – Mruknął Seamus po czym spojrzał pretensjonalnie na Rosemary. – Po co z nim rozmawiasz?

– To mój kolega z roku. – Oznajmiła dziewczyna ze wzruszeniem ramion.

– Nie jest twoim kolegą. – Wtrącił Ron, który przysłuchiwał się ich rozmowie.

– Nieznajomym również nie.

– On jest... – Zaczął ponownie Seamus.

– Zastanów się dwa razy, zanim dokończysz to zdanie, Finnigan. – Ostrzegł go Nott, a następnie ponownie spojrzał na Rosemary, która uśmiechała się do niego wesoło. Ślizgon westchnął od niechcenia i odwrócił od niej wzrok.

– Marnujesz tylko czas na rozmowę z tą bandą nieudaczników. – Za Teodorem stanęła Fiona Richmond. Ciemnowłosa dziewczyna, która od dwóch miesięcy się z nim spotykała. Położyła rękę na jego ramieniu, spoglądając wrogo na Rosemary.

– Nie rozmawiam z nimi. – Odparł Nott od niechcenia.

– Banda nieudaczników, powiadasz? – Rosemary udała zasmucenie.

– Nie zamierzam wdawać się z tobą w dyskusję. – Warknęła Fiona. – I daruj sobie rzucanie zalotnych uśmieszków w stronę mojego chłopaka.

– Nie jesteśmy razem. – Mruknął pod nosem Teodor, jednak Fiona najwyraźniej tego nie usłyszała.

– Pozwól, że nieudaczniczka wywróży ci przyszłość. A całkiem dobrze mi idzie na Wróżbiarstwie... – Rosemary wyprostowała się na krześle. – Do końca semestru skończysz ze złamanym sercem. Tak... Wyraźnie widzę twoje spuchnięte, od płaczu, oczy i tęskne spojrzenia, rzucane ku Teodorowi. Piękny widok, aż nie mogę się doczekać.

Fiona obruszyła się na te słowa. Otworzyła szeroko oczy i wycelowała palcem w Rosemary, kiedy wtrąciła się Eleanor Ewards, która szturchnęła Gryfonkę, a następnie wskazała głową na środek klasy, gdzie na podeście stał już Crabbe.

– Czy panna Fernsby dołączy w końcu do swojego przeciwnika? – Zapytał profesor Flitwick. – Czy powinienem wysłać sowę ze specjalnym zaproszeniem?

– Ależ oczywiście. – Rosemary wstała z krzesła i ruszyła na środek klasy. – Przepraszam, profesorze. Musiałam udzielić kilka miłosnych rad Fionie Richmond.

– Doprawdy? – Zainteresował się Flitwick.

– Nieprawda! – Zaprzeczyła natychmiast Fiona, wstając gwałtownie na nogi. – Ta Gryfonka łże jak...

– Usiądź. – Syknął Teodor. – I nie rób scen.

Ślizgonka wykonała jego polecenie i nie odzywała się już przez resztę zajęć.

Rosemary szybko zwyciężyła w pojedynku z Crabbem po czym wróciła na swoje miejsce, z dumnie uniesioną głową.

Teodor zerknął na nią z ukosa, kręcąc przy tym głową.

Cóż za irytująca dziewczyna. – Pomyślał, a kącik jego ust uniósł się lekko ku górze.

•••

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro