~ 2 ~
•••
Zajęcia z Zaklęć rozpoczęły się później niż zazwyczaj. Profesor Flitwock najpierw musiał uporać się z niesfornymi drugoklasistami, którzy zabłądzili i nie mogli znaleźć klasy od Eliksirów.
Kiedy wrócił do piątoklasistów, mamrotał cicho pod nosem:
– Niebywałe... drugi rok, a ci nadal nie pamiętają, że Eliksiry są zupełnie w innej części zamku.
Rosemary wymieniła rozbawione spojrzenia z siedzącym obok niej, Deanem Thomasem.
– Dobrze. – Odezwał się profesor Flitwick, zwracając się do klasy. – Zaklęcia unieruchamiające. Na ostatnich zajęciach sprawiły wam ono lekkie trudności. – Tu zerknął z ukosa na Neville'a Longbottoma, który oblał się purpurą.
Draco Malfoy zaśmiał się cicho, szturchając siedzącego obok niego Goyle'a, który odwrócił się do tyłu, gdzie Crabbe i Pensy Parkinson chichotali pod nosem. Ci zerknęli na ławkę obok, przy której siedzieli Blaise Zabini i Teodor Nott. Szóstka Ślizgonów spojrzała wspólnie na Neville'a, kiedy odezwał się Blaise:
– Chętnie będę partnerował Longbottomowi w trakcie praktyki tych zaklęć.
Neville spojrzał na niego z nieskrywaną trwogą. Następnie posłał błagalne spojrzenie ku profesorowi Flitwickowi, jednak ten nie dostrzegł tego. Profesor klasnął w dłonie z zadowoleniem i rzekł:
– Znakomicie! W takim razie nie przedłużajmy, bo goni nas czas. Zapraszam obu panów na środek.
Neville wstał niepewnie od stołu i stanął na środku klasy, gdzie profesor zdążył już przygotować niewielki podest. Blaise również się podniósł. Posłał swoim przyjaciołom triumfalny uśmieszek i stanął naprzeciwko Neville'a.
– Zakład o galeona, że Longbottom nie zdoła nawet unieść różdżki? – Szepnął Crabbe do Notta, który zaprzeczył jedynie głową i ze znudzeniem spoglądał na stojących, na środku klasy, chłopaków.
Crabbe zaproponował zakład Pansy, która chętnie na to przystała.
– Panie Longbottom proszę postarać się odbić zaklęcie rzucane przez pana Zabiniego. – Rzekł profesor Flitwick, a następnie dodał: – Zaczynajcie.
Nie minęło nawet pięć sekund, kiedy Neville zawisł w powietrzu z głową w dół.
Ślizgoni zachichotali.
– Spróbujmy raz jeszcze. – Zaproponował Flitwick.
Neville niestety i tym razem nie zdołał odbić zaklęcia. Podobnie jak nie udało mu się rzucić żadnego na Blaise'a.
Nauczyciel pokręcił głową z dezaprobatą i spojrzał w stronę klasy, mówiąc:
– Dobrze. Wprowadźmy element rywalizacji, by nieco was rozbudzić. Gryfoni kontra Ślizgoni.
Uczniowie obu domów spojrzeli po sobie.
– Panna Granger i Pan Goyle... – Profesor przyglądał się swoim uczniom, dobierając ich w pary. – Thomas i Malfoy. Potter i Greengrass. Weasley i Nott. Finnigan i Parkinson. Fernsby i Crabbe...
Profesor wymieniał dalej, jednak Rosemary już go nie słuchała. Zerknęła triumfalnie na Vincenta Crabbe'a, który spoglądał na nią zuchwale.
Chwilę później na podeście stanęli Hermiona Granger i Gregory Goyle. Gryfonka szybko rozprawiła się ze Ślizgonem, który zszedł z podestu jako przegrany. Następna runda była zwycięska dla domu Salazara Slytherina. Kolejna dla domu Godryka Gryffindora.
Kiedy przyszedł czas na Rona Weasley'a, ten stanął naprzeciwko Teodora Notta.
– Dajesz, Nott! – Krzyknęła Pansy Parkinson, a professor Flitwick posłał jej ostrzegawcze spojrzenie, prosząc, przy tym, aby nikogo nie rozpraszała.
– Gotowy na wstyd, który czeka cię po przegranej? – Zapytał Ron swojego przeciwnika.
Teodor zaśmiał się jedynie na te słowa. Oboje unieśli swoje różdżki, kiedy Ron natychmiast rzucił zaklęcie, które Teodor szybko odbił, a następnie wycelował różdżkę wprost na Gryfona, który sekundę później zastygł w bezruchu.
Nott zszedł z podestu i ponownie usiadł w swojej ławce.
– Nalegałbym, aby najpierw odwołać zaklęcie, zanim wróci się na swoje miejsce, panie Nott. – Upomniał go profesor Flitwick po czym skierowała swoją różdżkę na Rona i rzekł: – Finite.
Ron, czerwony na twarzy, usilnie unikał spoglądania w stronę Ślizgonów.
W następnym pojedynku, pomiędzy Seamusem i Pansy, również zwyciężyli Ślizgoni.
– Idioci. – Mruknął pod nosem Seamus Finnigan, zajmując miejsce w ławce za Rosemary i Deanem.
– Przynajmniej teraz wiadomo, dlaczego powtarzamy te zaklęcia. – Odezwał się Teodor, zerkając nieprzychylnie na Seamusa. – Piąty rok nauki Zaklęć, a wy jedyne czego się nauczyliście to jak wejść na podest, nie potykając się przy tym.
Rosemary parsknęła śmiechem, nie kryjąc się z tym, że rozbawił ją ten komentarz. Seamus i Dean spojrzeli na nią ze zmarszczonymi brwiami.
– Dobry pojedynek, Teodorze. – Rzekła po chwili, zwracając się ku Nottowi. – Niestety nie można powiedzieć tego samego o Pansy, która użyła zaklęcia zanim profesor wydał na to zgodę...
Ślizgon uniósł brwi i zlustrował ją czujnym spojrzeniem po czym odparł:
– Ważne, że wygrała.
– Oszukując. – Mruknął Seamus po czym spojrzał pretensjonalnie na Rosemary. – Po co z nim rozmawiasz?
– To mój kolega z roku. – Oznajmiła dziewczyna ze wzruszeniem ramion.
– Nie jest twoim kolegą. – Wtrącił Ron, który przysłuchiwał się ich rozmowie.
– Nieznajomym również nie.
– On jest... – Zaczął ponownie Seamus.
– Zastanów się dwa razy, zanim dokończysz to zdanie, Finnigan. – Ostrzegł go Nott, a następnie ponownie spojrzał na Rosemary, która uśmiechała się do niego wesoło. Ślizgon westchnął od niechcenia i odwrócił od niej wzrok.
– Marnujesz tylko czas na rozmowę z tą bandą nieudaczników. – Za Teodorem stanęła Fiona Richmond. Ciemnowłosa dziewczyna, która od dwóch miesięcy się z nim spotykała. Położyła rękę na jego ramieniu, spoglądając wrogo na Rosemary.
– Nie rozmawiam z nimi. – Odparł Nott od niechcenia.
– Banda nieudaczników, powiadasz? – Rosemary udała zasmucenie.
– Nie zamierzam wdawać się z tobą w dyskusję. – Warknęła Fiona. – I daruj sobie rzucanie zalotnych uśmieszków w stronę mojego chłopaka.
– Nie jesteśmy razem. – Mruknął pod nosem Teodor, jednak Fiona najwyraźniej tego nie usłyszała.
– Pozwól, że nieudaczniczka wywróży ci przyszłość. A całkiem dobrze mi idzie na Wróżbiarstwie... – Rosemary wyprostowała się na krześle. – Do końca semestru skończysz ze złamanym sercem. Tak... Wyraźnie widzę twoje spuchnięte, od płaczu, oczy i tęskne spojrzenia, rzucane ku Teodorowi. Piękny widok, aż nie mogę się doczekać.
Fiona obruszyła się na te słowa. Otworzyła szeroko oczy i wycelowała palcem w Rosemary, kiedy wtrąciła się Eleanor Ewards, która szturchnęła Gryfonkę, a następnie wskazała głową na środek klasy, gdzie na podeście stał już Crabbe.
– Czy panna Fernsby dołączy w końcu do swojego przeciwnika? – Zapytał profesor Flitwick. – Czy powinienem wysłać sowę ze specjalnym zaproszeniem?
– Ależ oczywiście. – Rosemary wstała z krzesła i ruszyła na środek klasy. – Przepraszam, profesorze. Musiałam udzielić kilka miłosnych rad Fionie Richmond.
– Doprawdy? – Zainteresował się Flitwick.
– Nieprawda! – Zaprzeczyła natychmiast Fiona, wstając gwałtownie na nogi. – Ta Gryfonka łże jak...
– Usiądź. – Syknął Teodor. – I nie rób scen.
Ślizgonka wykonała jego polecenie i nie odzywała się już przez resztę zajęć.
Rosemary szybko zwyciężyła w pojedynku z Crabbem po czym wróciła na swoje miejsce, z dumnie uniesioną głową.
Teodor zerknął na nią z ukosa, kręcąc przy tym głową.
– Cóż za irytująca dziewczyna. – Pomyślał, a kącik jego ust uniósł się lekko ku górze.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro