~ 14 ~
•••
W trakcie przerwy świątecznej, Rosemary wraz z ojcem, spędzili cały poranek przygotowując w kuchni potrawy i desery na wieczór wigilijny. Po obiedzie udali się na ulicę Pokątną, wszak wcześniej nie mieli okazji kupić sobie prezentów.
– Proszę cię, tato... – Jęknęła zrozpaczona dziewczyna. – Powiedz mi co chciałbyś dostać. W przeciwnym razie kupię ci skarpety.
– Ucieszy mnie wszystko, cokolwiek od ciebie dostanę. – Usłyszała w odpowiedzi.
– Co powiesz na nową torbę? – Drążyła Rosemary. – Twoja aktualna jest już strasznie zużyta.
Allan Fernsby zastanowił się przez chwilę po czym odparł:
– Dostałem ją od twojej matki, wiele lat temu. Będę jej używać, tak długo jak będzie mi to dane.
Rosemary wywróciła oczami.
– A co powiesz na...
Nagle przerwała. Ze sklepu naprzeciwko wychodził Teodor Nott. Dostrzegł ją uśmiechnął się na jej widok.
– Cześć, Mary. – Przywitał się uprzejmie i wyciągnął dłoń ku jej ojcu: – Dzień dobry, panu. Jestem Teodor.
– Allan Fernsby. – Odparł mężczyzna z uśmiechem, ściskając dłoń Teodora. – Jak mniemam, znacie się z Hogwartu?
– Zgadza się, tato. – Rzekła Rosemary.
Allan zauważył spojrzenie, którym Ślizgon obdarzył jego córkę. Uniósł brwi, uśmiechnął się figlarnie i zapytał wprost:
– To twój chłopak, Rosie?
– Nie. – Zaprzeczyła dziewczyna.
– Tak. – Oznajmił Teodor, w tym samym czasie.
Ojciec Rosemary rozpromienił się. Raz jeszcze ścisnął dłoń Teodora, mówiąc:
– Niezmiernie miło mi ciebie poznać, młodzieńcze. Może wybrałbyś się z nami na herbatę? Mroźny dzisiaj dzień. Porozmawiamy.
– Teodor zapewne się spieszy...
– Z przyjemnością, proszę pana. – Wtrącił Ślizgon.
Rosemary posłała mu znużone spojrzenie. Allan już kierował się do pobliskiej kawiarni, wołając ich za sobą.
– Uśmiechnij się, Mary. – Szepnął Teodor, podążając za jej ojcem.
– Nie jesteśmy razem. – Rzekła półszeptem dziewczyna, zanim weszli do środka. – Niczego takiego nie ustaliliśmy.
– Już jesteśmy. – Oznajmił, przepuszczając ją w drzwiach.
Rosemary siedziała pomiędzy ojcem, a Teodorem przysłuchując się ich rozmowie.
– Naprawdę kibicujesz Armatom z Chudley? – Zapytał starszy mężczyzna z entuzjazmem. – To moja ulubiona drużyna! W zeszłym sezonie kompletnie zdeklasowali swoich przeciwników.
– Osy z Wimbourne nie mieli z nimi szans. – Rzekł Teodor.
– Jak przygotowania do świąt? – Allan zmienił po chwili temat, chwytając za filiżankę z herbatą. – Choinka już przyozdobiona?
Teodor nieco sposępniał.
– W tym roku spędzam święta samotnie.
– Jak to?
Rosemary spojrzała na Ślizgona, marszcząc brwi.
– Mój ojciec jest w Azkabanie. – Odparł krótko.
Na te słowa Allan Fernsby wytrzeszczył szeroko oczy. Zerknął na córkę, która usilnie unikała jego wzroku.
– Nott. – Dodał Teodor. – Zapewne słyszał pan o moim ojcu.
– Owszem. – Przyznał mężczyzna, a entuzjam zniknął z jego głosu.
Teodor był niewzruszony jego reakcją. Dopił herbatę po czym wyciągnął z kieszeni kilka monet i oznajmił:
– Czas już na mnie. Dziękuję za mile spędzony czas.
Allan i Rosemary przyglądali się jak Teodor wychodzi z kawiarni. Mężczyzna spojrzał na córkę i zapytał:
– Ślizgon? Rosie... – Przeczesał dłonią swoje rude włosy. – To syn Notta. Lojalista sama wiesz kogo.
– Wiem, tato. – Przyznała dziewczyna. – Ale lubię go.
Mężczyzna przyglądał się córce po czym chwycił jej dłoń, mówiąc:
– Kocham cię, córeczko. Chcę abyś była szczęśliwa. Jeśli ten chłopak cię uszczęśliwia to nie mam nic przeciwko waszej relacji. Bądź jednak ostrożna.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro