Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 14 ~


•••

W trakcie przerwy świątecznej, Rosemary wraz z ojcem, spędzili cały poranek przygotowując w kuchni potrawy i desery na wieczór wigilijny. Po obiedzie udali się na ulicę Pokątną, wszak wcześniej nie mieli okazji kupić sobie prezentów.

– Proszę cię, tato... – Jęknęła zrozpaczona dziewczyna. – Powiedz mi co chciałbyś dostać. W przeciwnym razie kupię ci skarpety.

– Ucieszy mnie wszystko, cokolwiek od ciebie dostanę. – Usłyszała w odpowiedzi.

– Co powiesz na nową torbę? – Drążyła Rosemary. – Twoja aktualna jest już strasznie zużyta.

Allan Fernsby zastanowił się przez chwilę po czym odparł:

– Dostałem ją od twojej matki, wiele lat temu. Będę jej używać, tak długo jak będzie mi to dane.

Rosemary wywróciła oczami.

– A co powiesz na...

Nagle przerwała. Ze sklepu naprzeciwko wychodził Teodor Nott. Dostrzegł ją uśmiechnął się na jej widok.

– Cześć, Mary. – Przywitał się uprzejmie i wyciągnął dłoń ku jej ojcu: – Dzień dobry, panu. Jestem Teodor.

– Allan Fernsby. – Odparł mężczyzna z uśmiechem, ściskając dłoń Teodora. – Jak mniemam, znacie się z Hogwartu?

– Zgadza się, tato. – Rzekła Rosemary.

Allan zauważył spojrzenie, którym Ślizgon obdarzył jego córkę. Uniósł brwi, uśmiechnął się figlarnie i zapytał wprost:

– To twój chłopak, Rosie?

– Nie. – Zaprzeczyła dziewczyna.

– Tak. – Oznajmił Teodor, w tym samym czasie.

Ojciec Rosemary rozpromienił się. Raz jeszcze ścisnął dłoń Teodora, mówiąc:

– Niezmiernie miło mi ciebie poznać, młodzieńcze. Może wybrałbyś się z nami na herbatę? Mroźny dzisiaj dzień. Porozmawiamy.

– Teodor zapewne się spieszy...

– Z przyjemnością, proszę pana. – Wtrącił Ślizgon.

Rosemary posłała mu znużone spojrzenie. Allan już kierował się do pobliskiej kawiarni, wołając ich za sobą.

– Uśmiechnij się, Mary. – Szepnął Teodor, podążając za jej ojcem.

– Nie jesteśmy razem. – Rzekła półszeptem dziewczyna, zanim weszli do środka. – Niczego takiego nie ustaliliśmy.

– Już jesteśmy. – Oznajmił, przepuszczając ją w drzwiach.

Rosemary siedziała pomiędzy ojcem, a Teodorem przysłuchując się ich rozmowie.

– Naprawdę kibicujesz Armatom z Chudley? – Zapytał starszy mężczyzna z entuzjazmem. – To moja ulubiona drużyna! W zeszłym sezonie kompletnie zdeklasowali swoich przeciwników.

– Osy z Wimbourne nie mieli z nimi szans. – Rzekł Teodor.

– Jak przygotowania do świąt? – Allan zmienił po chwili temat, chwytając za filiżankę z herbatą. – Choinka już przyozdobiona?

Teodor nieco sposępniał.

– W tym roku spędzam święta samotnie.

– Jak to?

Rosemary spojrzała na Ślizgona, marszcząc brwi.

– Mój ojciec jest w Azkabanie. – Odparł krótko.

Na te słowa Allan Fernsby wytrzeszczył szeroko oczy. Zerknął na córkę, która usilnie unikała jego wzroku.

– Nott. – Dodał Teodor. – Zapewne słyszał pan o moim ojcu.

– Owszem. – Przyznał mężczyzna, a entuzjam zniknął z jego głosu.

Teodor był niewzruszony jego reakcją. Dopił herbatę po czym wyciągnął z kieszeni kilka monet i oznajmił:

– Czas już na mnie. Dziękuję za mile spędzony czas.

Allan i Rosemary przyglądali się jak Teodor wychodzi z kawiarni. Mężczyzna spojrzał na córkę i zapytał:

– Ślizgon? Rosie... – Przeczesał dłonią swoje rude włosy. – To syn Notta. Lojalista sama wiesz kogo.

– Wiem, tato. – Przyznała dziewczyna. – Ale lubię go.

Mężczyzna przyglądał się córce po czym chwycił jej dłoń, mówiąc:

– Kocham cię, córeczko. Chcę abyś była szczęśliwa. Jeśli ten chłopak cię uszczęśliwia to nie mam nic przeciwko waszej relacji. Bądź jednak ostrożna.

•••

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro