Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

03


Wesołego nowego roku !

Nocna tajemnica
W bez­senną noc mi­liony idei w mo­jej głowie.
Połowa myśli bez­sensow­nych, dru­ga połowa o Tobie.

Nagłe przebłys­ki, wiel­kie plany.
No­wy roz­dział w życiu zakładany.
Po­mysły no­we, na jut­ro, na rok z góry.
W no­cy myślę, że zdobędę chmury.

Jed­nak gdy dzień się rodzi,
a noc już w niepa­mięć odchodzi.
To wiel­kie idee znikają,
a sta­re przyz­wycza­jenia nies­te­ty pozostają.

~*~

- Głupi Ślizgon. Oślizgły, wredny gad - szeptała Rose, odważnie schodząc po schodach prowadzących do Lochów.

Scorpius stał niedaleko i przyglądał się jej z rozbawieniem. Wyglądała na nieco przerażoną perspektywą spędzenia najbliższej godziny samotnie w ciemnych i zimnych lochach. Ale kto by się tym przejmował? No przecież, że nie on. Takie gady to tylko chcą uprzykrzyc życie. Weasley skręciła w lewo, postanawiając sprawdzić najpierw korytarze, które mniej więcej znała. Jednak w bladym świetle pochodni ściany lochów wyglądały całkowicie inaczej niż za dnia. Skrzywiła się i objęła ramionami, żeby trochę się ogrzać. Keira miała rację, bez swetra Rose marzła.
Przeklęła w duchu swoją głupotę. Powinna była się przebrać: założyć spodnie, bluzę. Przynajmniej nie trzęsłaby się z zimna.

Przez chwilę miała wrażenie, że zaraz skruszy sobie zęby, jeśli jeszcze trochę się potrzęsie. Przeszło jej, kiedy zauważyła czyjś cień na ścianie.

- Kto tam? - spytała, starając się nie zabrzmieć jak przestraszona mała dziewczynka.

Cień odwrócił się i wyglądało, jakby patrzył w jej stronę.

- Malfoy, jeśli to ty, to przysięgam, że cię zabiję. - Rozejrzała się dookoła, przełykając głośno ślinę. Sięgnęła za siebie po różdżkę.

Cień rzucił się do ucieczki, a po korytarzu dało się słyszeć stukot butów.
Odwróciła się, wciągając powietrze. Uspokoiła szybko bijące serce i przymknęła powieki, chcąc skupić się na krokach i przyłapać tego, kto o godzinie pół do dwunastej w nocy nie spał, lecz urządzał sobie nocne spacery. Poprzysięgła też w duchu, że jeżeli tym kimś okazałby się Malfoy, strojący sobie z niej żarty, to drugi raz mu nie odpuści. Nadal bolała ją głowa.
Wyraźnie słyszała podwójne kroki, jakby to dwie osoby biegły, a także czyjś cichy chichot. Uniosła brew do góry i poszła w kierunku, skąd dochodziły odgłosy.
Zobaczyła na ścianie dwa cienie, sądząc po czynnościach, które robili, był to chłopak i dziewczyna. Rose zagryzła dolną wargę, obserwując cień otwieranych drzwi. Zakochana para wskoczyła do jakiejś sali. Weasley wzięła głęboki wdech i ruszyła w stronę drzwi, chcąc przerwać nocną schadzkę zakochanych.
Nie zrobiła nawet trzech kroków, kiedy poczuła mocne szarpnięcie za łokieć. Pisnęła przerażona, uderzając plecami o ścianę. Różdżka wypadła jej z wrażenia.
- Zostaw ich. - Usłyszała. Spojrzała na Malfoya, który był sprawcą jej kilkusekundowego zatrzymania się serca.
- Jezu! Nie rób tak nigdy więcej! - warknęła wściekle, uderzając go pięścią w ramię. Sapnęła i rozejrzała się za swoją różdżką.
- Nie jestem Jezusem - odpowiedział, patrząc spokojnie jak Rose schyla się, bierze coś z podłogi, a za chwilę prostuje się.
- Tu ci wierzę - odpyskowała, poprawiając spódniczkę. - I niby czemu mam im nie przeszkadzać? Złamali regulamin, powinni znajdować się w swoich dormitoriach.
- Weasley, jak myślisz, w jakim celu tam weszli? - zapytał Scorpius, unosząc jedną brew do góry. Rose spojrzała na niego niepewnie i jakby z niedowierzaniem. Uśmiechnął się tylko jednym kącikiem ust i pokiwał głową, dokładnie wiedząc, o czym pomyślała. Rozchyliła delikatnie usta.
- Nie - szepnęła.
- A tak - odpowiedział. - I założę się, że nie chciałabyś ich nakryć w tej sytuacji.
- A ty niby skąd wiesz, co robią? - zapytała. Spojrzał na nią tak sugestywnie, że niemal od razu zapłonęła rumieńcem i odwróciła wzrok, sprawiając, że miał ochotę zaśmiać się na cały głos.
- No, oczywiście możesz wejść i sama się przekonać.

~*~

rzygryzła dolną wargę i zatrzęsła się z zimna. Mimo nikłego światła, zauważył gęsią skórkę na jej ramieniu.
- Dobra, w takim razie ja wracam do siebie, a oni... - spojrzała niepewnie w stronę drzwi - ... jak skończą to pewnie pójdą spać. I po kłopocie. - Wzruszyła ramionami, powracając do swoich normalnych kolorów. Odwróciła się pospiesznie i, trzęsąc się z zimna, ruszyła w kierunku wyjścia z lochów.

- I na pewno nie chcesz się przekonać, co robią? - zapytał, zaśmiewając się po cichu.

- Wal się, Malfoy - odpowiedziała, nie zaszczycając go spojrzeniem.

Zniknęła za zakrętem i nie mogła usłyszeć cichego, niemal niesłyszalnego brzdęku. Usłyszał je natomiast Scorpius.
Spojrzał na podłogę, gdzie połyskiwał kawałek jakiegoś metalu. Zmarszczył brwi i schylił się po - jak się okazało - srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie koniczyny. Ułożył koniczyne na dłoni i przejechał po nim kciukiem, uśmiechając się złośliwie.
Weasley, Weasley, zacmokał cichutko i schował łańcuszek do kieszeni spodni. Odwrócił się z zamiarem pójścia do swojego dormitorium. Kiedy przechodził obok komnaty, w której wcześniej zniknęła „zakochana para" usłyszał głośne pojękiwanie. Zaśmiał się głośno, słysząc dochodzące z sali dźwięki i kucnął, przytykając oko do dziurki od klucza. Był strasznie ciekaw, któż to tak hałasował. Gdyby wiedział, mógłby robić sobie żarty z tych osób, albo wykorzystać tę wiedzę jako element szantażu.
Wystawił delikatnie głowę , utkwiąszy wzrok w plecach chłopaka, który poruszał się rytmicznie w przód i w tył, kochając się z siedzącą na ławce dziewczyną. Nie czuł się skrępowany faktem, że podglądał czyjeś miłosne epizody. Sami są sobie winni. Wiedzą, że o tej porze prefekci sprawdzają korytarze, pomyślał. A to , że skorzystał z okazji żeby sobie popatrzeć to nic złego. Nie widział twarzy ani dziewczyny, ani chłopaka, bo akurat zajęci byli całowaniem. Jednak kiedy brązowowłosy zjechał ustami na szyję swej kochanki, panicz Malfoy mógł dopatrzeć się w niej znajomych rysów.
Uniósł brew do góry, widząc Lulet, odchylającą z rozkoszy głowę do tyłu.
Lulet była ślizgonką, ciesząca się liczną ilością adoratorów wokół siebie. Uśmiechnął się jak szaleniec obmyślający kolejny GENIALNY plan i wstał z klęczek, niedbałym ruchem poprawiając szatę i kierując się w stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów „jak gdyby nigdy nic".

W następnym rozdziale będzie więcej innych osób ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro