| one shot |
Polecam włączyć muzyczke u góry
Cóż, włożyłam w to dużo serca, wiele łez się przelało, więc mam nadzieję, że Wam się spodoba! ❤
🌹
Richie przewrócił się na lewy bok, tym samym leżąc tuż naprzeciw okna. Wpatrywał się w gwiazdy jak zaczarowany, a w jego oczach świdrowały malutkie łezki.
Minął miesiąc.
Miesiąc, od kiedy jego najlepszy przyjaciel, najbliższa, a zarazem najbardziej denerwująca osoba w jego życiu odeszła. Tak po prostu. Nawet nie zdążyli się pożegnać.
Nie wtulił się w jego ciało, tak jakby chciał. Nie przytulił go, ten ostatni raz w życiu. Gdyby tylko wiedział jak potoczy się ich kłótnia.. Zdecydowanie nie miałby do niego żadnych wyrzutów, nie okrzyczałby go, nawet by o tym nie pomyślał.
Jego jedyną myślą na ten moment, było jedynie zamknąć go w uścisku. Zamknąć i już nigdy nie wypuścić.
Nigdy nie pomyślałby, że straci Eddiego w chwili, gdy byli pokłóceni. Nigdy nie pomyślałby, że w ogóle straci Eddiego.
🌹
— Nie powinieneś robić mi wyrzutów o to, że poszedłem z Zoe do kina!
Richie zacisnął dłoń w pięść, kręcąc głową. Spojrzał się na przyjaciela, który miał zdenerwowany, a zarazem smutny wyraz twarzy.
— Nic nie powiesz?
— Pieprz się, Kaspbrak. Wyjdź stąd.
Nastolatek niewiele myśląc wybiegł z mieszkania Tozierów, nawet na chwilę się nie odwracając. Do Richiego właśnie w tamtej chwili dotarło, to co zrobił. Usiadł na kanapę i zakrył twarz w dłoniach.
Nawet nie wiedział ile te słowa będą go kosztować.
🌹
Okularnik, podniósł się z łóżka, łapiąc się za głowę. Przymknął oczy, spod których ciekły słone łzy.
Tęsknił za nim. Gdyby tylko mógł, cofnąłby się w czasie i nie podniósłby głosu na Eddiego. Najzwyczajniej w świecie przytulił drobne ciało Kaspbraka i wyszeptałby jak bardzo jest dla niego ważny.
— Dlaczego mi to zrobiłeś, Eds? — szepnął.
Przejechał opuszkiem palca po fotografii, na której znajdują się właśnie oni. Mają we włosach pełno stokrotek, policzki są zarumienione, a na twarzach widnieją duże uśmiechy. Uśmiech, który potrafił polepszyć cały dzień.
Sama obecność Kaspbraka potrafiła naprawić calutki dzień, mimo, że był totalnie nie po jego myśli.
🌹
— Oj, Spaghetti! Wyglądasz uroczo ze stokrotkami we włosach!
Zagruchał, wyrywając z ziemi kolejnego kwiatka. Obrócił go w dłoni, uśmiechając się delikatnie. Kojarzył mu się z chłopakiem, na którym właśnie spoczywała jego głowa. Stokrotka zgrywała delikatnego, jednak bardzo subtelnego kwiatka. Była po prostu urocza.
— Nie nazywaj mnie tak, proszę!
Eddie westchnął cicho, wpatrując się w chłopaka z iskierkami w oczach.
— Jasne, Eds.
Richie roześmiał się głośno, widząc naburmuszoną minę nastolatka.
Był dla niego najbardziej uroczą na świecie. Jego oczy za każdym razem błyszczały na widok przyjaciela. Uwielbiał jego piegi, uwielbiał każdy milimetr jego twarzy, uwielbiał nawet jego niedoskonałości.
Cmoknął go szybko w policzek i uśmiechnął się, widząc różowe policzki Kaspbraka.
— To naprawdę okropne z twojej strony.
🌹
Wyszedł z pokoju, zbiegając po schodach. Zarzucił na siebie jedynie bluzę i opuścił mieszkanie.
Szedł przed siebie. Nawet nie wiedział gdzie mógłby pójść. Bez Eddiego to wszystko nie miało dla niego sensu. To wszystko było takie puste.
Wpatrywał się w swoje trampki, próbując chociaż na chwilę wybić sobie z głowy twarz i głos młodszego.
Jednak nie potrafił.
Eddie zniknął tak nagle, nikt się tego nie spodziewał. Najbardziej uderzyło to właśnie jego.
Nie był dla niego tylko zwykłym przyjacielem. Nie był dla niego po prostu kimś. Był dla niego jak powietrze, bez którego nie da się żyć. Był narkotykiem, uzależniającym, narkotykiem, który potrafił zmienić naprawdę wiele w jego życiu.
Westchnął cicho, gdy zobaczył gdzie się znalazł. Był nad klifem. Nad klifem, gdzie spotkało go jedno z tych wydarzeń.
🌹
Czternastoletni Richie przyciągnął Kaspbraka do siebie, uśmiechając się delikatnie.
— Co jest, Rich?
Pokręcił głową, schylając się do twarzy młodszego. Zatopił się w jego malinowych wargach, obejmując go mocno w talii. Patrzyli w swoje oczy przez dobre pięć minut, oddychając przy tym szybko.
— Co to..
Richie wpatrywał się w Kaspbraka z pewną obawą w oczach. Co, jeśli Eddie się rozczarował? A jeśli nie odwazjemnia jego uczuć? A może właśnie w tej chwili zniszczył ich długoletnią przyjaźń?
— Zapytam dopóki mam odwagę. Chcesz zostać moim chłopakiem, Eds?
🌹
Usiadł na skraju klifu i z utęsknieniem spojrzał w stronę nieba. Przeklnął głośno, przymknął oczy i rozpłakał się. Dał upust emocjom, wszystkie hamulce puściły.
— Tęsknię za tobą. Nikt nie zna bólu, który teraz przeżywam. — powiedział.
Wytarł ciecz spływającą po jego policzkach. Chwycił w dłoń malutki kamyczek i wrzucił do wody. Klif był na tyle wysoki, że nie było słychać żadnego plusku.
Z drżącymi wargami, postanowił wrócić do domu i chociaż na chwilę pójść spać. Jednak wiedział, że nie byłoby to możliwe.
Nie w dzień, w którym zginął Eddie. Nie w dzień, w którym stracił jakikolwiek sens do życia.
Nigdy nie pomyślałby, że kiedykolwiek znienawidzi jednego człowieka. Nigdy nie pomyślałby, że starszy pan spowoduje wypadek miłości jego życia.
🌹
Zapukał w białe drzwi, trzymając w dłoni bukiet róż. Był gotowy przeprosić Eddiego, za każde wypowiedziane słowo. Był gotowy rzucić się na kolana i błagać o wybaczenie.
Nie potrafił żyć długo bez Eddiego i rozłąka była dla niego udręką.
Zmarszczył jednak brwi, gdy drzwi otworzyła mu zapłakana pani Kaspbrak.
— Pani K? Coś się stało?
Spytał uprzejmie. Mimo, że kobieta nigdy nie była dla niego miła, wolał ni być wredny dla matki jego chłopaka.
— E-Eddie.. — wychlipiała.
Serce Richiego momentalnie zaczęło bić szybciej.
— Proszę pani, coś się mu stało? Gdzie on teraz jest?
— M-miał wypadek.. J-jest w sz-szpitalu w stanie k-krytycznym!
Richie upuścił bukiet, mrugając kilkukrotnie. Odebrało mu mowę.
🌹
Patrzył na sufit, oddychając płytko.
Co chwila spoglądał w bok z nadzieją, że Eddie jakimś magicznym trafem leży obok niego, a miniony miesiąc był jedynie złym snem.
Nadzieja matką głupich.
— Mam dość, Eddie. Derry nie jest już takie same bez ciebie. Wróć, błagam.
Słowa same cisnęły się na usta. Miał ochotę wszystko z siebie wykrzeć, a zarazem zamknąć w sobie. Czuł się w kropce. Nie wiedział co ze sobą zrobić, to wszystko go już przerastało.
Zmarszczył nos, gdy usłyszał dźwięk jego telefonu. Schylił się po niego i skrzywił, zauważając imię Beverly na wyświetlaczu.
Wyatrł szybko dłonią łzy i przejechałem palcem po ekranie.
— Halo?
— Jak się czujesz, Richie?
Spytała zmartwiona. Również czuła się okropnie po śmierci przyjaciela. Jednak widziała, że jej ból nie jest nawet w jednym procencie, taki jak Richa.
Znali się od małego, kochali się, spędzali ze sobą praktycznie każdą chwilę.
Strata kogoś takiego, nie była czymś zwyczajnym. Stara kogoś, kogo naprawdę się kocha jest paskudna.
— Jak myślisz?
— Wiem, że jest źle.. Ale może chciałbyś dzisiaj wyjść gdzieś ze mną i resztą, hm?
— Mam na dzisiaj inne plany, przykro mi.
— Obiecaj mi jedno. Nie spędzaj całego dnia na cmentarzu, jasne?
Taki miał plan.
Kiwnął głową, jednak po chwili do niego dotarło, że Marsh tego nie zauważy.
— Mm. Muszę kończyć, narka.
Rozłączył się, rzucając telefon na koniec łóżka. Ten, odbił się od materaca i runął na ziemię z głośnym hukiem.
Spojrzał w bok, gdzie widniały fotografie z Kaspbrakiem. Na każdej z nich mieli głupie miny, albo uśmiechy na twarzy.
Dlaczego to tak po prostu musiało się skończyć?
Jego uwagę przykuło zdjęcie, na którym są cali brudni od mąki, jajek, czekolady i innych produktów.
Mimowolnie uśmiech wpłynął na jego twarz, jednak po chwili zniknął.
🌹
Richie roześmiał się głośno, unikając kolejnej czekolady, która była rzucona w jego stronę.
— Jesteś słabiutki w te klocki, Spaghetti.
Eddie zmarszczył nosek i westchnął zrezygnowany.
Tozier rzucił się na Eddiego, a już po chwili całe włosy młodszego były białe. Co można było powiedzieć również o twarzy Richiego, który został ubrudzony w trakcie ich "walki".
— To było nie fair!
— Składam najdroższe kondolencje.
Eddie wywrócił oczami. Chwycił ukradkiem w dłoń jajko, wpadając na dość chytry plan.
Stanął na palcach, aby cmoknąć Richa w usta, jednak ten, tak jak planował, pogłębiał pocałunek.
Kaspbrak wziął mocny zamach i po włosach Richiego, skapywało już surowe jajko.
— Eddie!
— Szach - Mat!
🌹
Włożył dłonie w kieszenie kurtki, przekraczając próg cmentarza. Za każdym razem przechodziły go dreszcze, gdy tu wchodził. Od dwudziestu pięciu dni, dzień w dzień tutaj przychodził, jednak za każdym razem czuł ból rozchodzący się w jego klatce piersiowej.
To było cholernie okropne uczucie. Czuł się, jakby ktoś wyrwał mu serce.
Skierował się w dobrze znaną mu alejke. Serce pękało mu za każdym razem, gdy widział duży napis na marmurowanym nagrobku.
Usiadł na ławce, naprzeciwko grobu, przymkając oczy.
— Jak jest tam u góry, Eds? Wszyscy dobrze cię traktują? A może jesteś lekarzem, tak jak marzyłeś?
Uśmiechnął się delikatnie przez łzy. Ścisnął mocniej różę w jego dłoni, nie zwracając uwagi na cieknącą krew.
— Brakuje mi ciebie, wiesz? Dalej czuję twoją obecność. Kocham cię i mogę to mówić do końca mojego życia, ale nigdy nie przestanę.
Pokręcił głową. Wytarł kciukiem spływające łzy, wstając z ławeczki. Położył róże, wokół innych kwiatów i zniczy.
— Pamiętasz pierwszy kwiat ode mnie? Była to róża sprzed tygodnia, która była już tak zdechła, że nadawała się tylko do wyrzucenia. Jednak ty dostrzegłeś w niej piękno, tak jak we mnie. Dostrzegłeś we mnie coś, czego inni nie zauważyli i nie zauważą.
Mówił to naprawdę cicho. Nie chciał, aby ktokolwiek to słyszał poza nimi.
— Albo pamiętasz, jak mieliśmy po dziesięć lat i śmialiśmy się, że to ja pierwszy znajdę sobie dziewczynę? Kto by pomyślał, że skończymy razem, co?
Zachichotał przez łzy, wpatrując się w niewielką różę na stercie różnych wiązanek.
— Piętnaście lat przyjaźni, cztery związku. Cóż, to były najlepsze lata mojego życia. Żałuję, że to przeze mnie zginąłeś, Eds. Ale nie martw się, już niedługo znowu się zobaczymy.
Przygryzł delikatnie wargę. W głowie buzowało mu miliony myśli. Na ich czele stał Eddie, który wkoło powtarzał, że go kocha.
— Ja ciebie też kocham, Eds. Zawsze będę. Nie zapomnij o tym.
Uśmiechnął się delikatnie. Złożył pocałunek na swoich palcach, by przyłożyć je do małego zdjęcia siedemnastolatka, które widniało na marmurze.
Ruszył do wyjścia, powtarzając w głowie tylko trzy słowa.
Kocham Cię, Eds.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro