I
Ostatnie słowa wybrzmiały z głośnika, a ona skuliła się w kącie. Przylgnęła do zimnych ścian statku. Statku, który w każdej chwili mógł stać się kolejnym Titanikiem. Tylko tym razem, górą lodową mogą okazać się ludzie na drugim promie.
Cara mimowolnie zerknęła na tłoczących się ludzi. Każdy z nich wykrzykiwał swoje racje.
— To są przestępcy! — grzmiał wysoki mężczyzna ubrany w drogi garnitur.
— Już dość krwi nam napsuli! — krzyczał z całych sił staruszek, którego twarz dziewczyna znała bardzo dobrze. Pamiętała, gdy starzec o poczciwej gębie, siłą wyrzucił ją z klatki na ziąb. Gdyby nie płaszcz bezdomnego, zamarzłaby na kość, jak jej darczyńca.
Wzrok nastolatki prześlizgiwał się po twarzach zebranych.
Dziewczyna zastanawiała się, jaka byłaby reakcja tych przykładnych obywateli gdyby wiedzieli, że wraz z nimi płynie mała złodziejka. Ta sama, która pozbawiła ich niejednego portfela i złotego zegarka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro