Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~11~ Poznać, złapać, wykorzystać.

      Nigdy nie zapomnę moich szesnastych urodzin. Ten szczególny dzień, był zdecydowanie jednym z najlepszych, które do tej pory przeżyłam. Nie oczekiwałam żadnych niespodzianek, choć wiadomo, że świetnie jest je dostawać, mi zależało jedynie na obecności moich dwóch najlepszych przyjaciół.

      Pamiętam, że gdy spokojnie przesiadywałam w krainie Morfeusza, jakiś odgłos zza światów wyszarpał mnie z niego, niczym Reksio szynkę na promocji i sprowadził do świata żywych. Gwałtownie usiadłam na łóżku i zobaczyłam dwie uśmiechające się twarzyczki, które trzymały w ręku wielką kopertę. Następnie wskoczyli do mojego łóżka i wręczyli mi ją. Elektryczny zegar wskazywał cztery zera, co wskazywało na to, że właśnie przekroczyłam kolejną, magiczną barierę wieku.

      Treść listu mocno mnie wzruszyła i rozbawiła jednocześnie. Mocno objęłam moich towarzyszy, przy czym ujrzałam wypadający ze środka papierek. Okazał się on biletem do ogromnego parku rozrywki, oddalonego kilka godzin od naszej miejscowości. Żeby zdążyć od razu na otwarcie, jak najszybciej musieliśmy pojechać. Zdołałam zgarnąć do torby najważniejsze rzeczy i wyszłam z pokoju, wiedząc, że wiele rzeczy nie wzięłam. Na dole zastałam mamę, która wręczyła mi prezent. Był to nowy plecak wyposażony w wiele moich ubrań. Z pewnością Molly wiedziała o wyjeździe i sama mnie spakowała, z myślą, że ja z wrażenia większości zapomnę. Kobieta pocałowała mnie w czółko i krótko życzyła świetnego dnia. Wsiedliśmy do samochodu i zajadaliśmy waniliowe wafelki, które osłodziły nam długą drogę, którą co prawda, głównie przespaliśmy.

      Kilka godzin później, gdy słońce już zdążyło zamienić się z księżycem, obudziliśmy się podczas postoju na przydrożnym orlenie. Ludzie śmiesznie reagowali na moją piżamę z żyrafą i wymieniali między sobą wymowne spojrzenia. Nie przejęło mnie to. Nic nie mogło zepsuć takiego świetnego dnia, a w szczególności nieznajomi, których nigdy więcej nie zobaczę. W oddali dało się zobaczyć wysokie konstrukcje i kolejki górskie, w których już niebawem będziemy jechać.

~*~

      Po całym dniu nazbierana adrenalina i zjedzona wata cukrowa zaczęły wypływać z mojego organizmu, powodując nieprzyjemny ból. Pomimo tego, byłam niesamowicie szczęśliwa i mogłam uznać te urodziny, za najlepsze w życiu. Po wyjściu z parku rozrywki i zapięciu pasów w samochodzie uświadomiłam sobie, że nie odpowiedziałam na żadne otrzymane życzenia, więc szybko z głębi torby wygrzebałam telefon i ze szczerym uśmiechem przeglądałam głupie zdjęcia, wstawione na moją oś czasu na Facebooku. Kiedy skończyłam, usiłowałam zasnąć, ale Tymek potrząsnął moim ramieniem i powiedział, że to jeszcze nie koniec atrakcji.

      Za oknem zobaczyłam wielki hotel, w którym, jak się okazało, zarezerwowali wielopokojowy apartament. Przed snem skoczyliśmy do basenu, skorzystaliśmy z relaksujących masaży i porobiliśmy zdjęcia w naturalnych maseczkach. Nie dowierzałam, że tak wiele otrzymałam tego dnia, że są ludzie, którzy naprawdę chcą sprawić mi radość.

      Około dwudziestej trzeciej rozeszliśmy się do swoich sypialni. Długo przewracałam się z boku na bok, nie potrafiłam usnąć, przez natłok pozytywnych myśli i wspomnień. Stwierdziłam, że wyjdę na balkon, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i uspokoić umysł. Na zewnątrz było dość jasno przez mocne światła zdobiące budynek. Dobrze widziałam parking, na którym właśnie odbywała się rozmowa. Było tam wielu ludzi, którzy nawet w najmniejszym stopniu nie przestrzegali ciszy nocnej. Wytężyłam zmysły i po chwili doszło do mnie, że stoi tam cała moja ekipa. Jeszcze bardziej mnie to pobudziło i już chciałam krzyknąć i ich powitać, ale powstrzymałam się, bo zapewne była to kolejna niespodzianka dla mnie.

      Chciałam wejść do pokoju i udawać, że nic nie widziałam, ale moja ciekawość postawiła na swoim. Powinnam walczyć z tą złą cechą, ale jest ona częścią mnie i nie wyobrażam sobie, żeby jej nie było. Wiele razy mnie za to skarało, ale nigdy nie tak bardzo, jak w moje szesnaste urodziny.

— Dobra, gdzie jest to pudło? — zapytał Tymek, który grzebał w bagażniku taksówki.

— Sandra je tam wkładała przecież, pokaż to... Sandra, gdzie jest ta sukienka?

— Droga młodzieży, spieszy mi się. Dostałem kolejne wezwanie i muszę jechać — odparł zniecierpliwiony taksówkarz.

— Ojejku, musiała zostać na parkingu, kiedy wsiadałam — powiedziała blondynka, na co wszyscy gwałtownie zareagowali.

— Jak to została na parkingu, czy ty siebie słyszysz?! I co teraz blondyna, to była nasza niespodzianka dla Eleny, na którą wydaliśmy kupę forsy! — krzyknął Julek, przez co mocno ścisnęło mnie w żołądku.

      Czułam wielkie poczucie winy, ponieważ nie chciałam, żeby wydawali na mnie sporo kasy. Nie potrzebowałam kolejnej niespodzianki, ale zszokowało mnie, że Sandra nie upewniła się, że dała pudełko do auta.

— Przestań się drzeć, ona i tak by się w nią nie wpakowała. Poza tym zielony nie jest jej do twarzy, a te wszystkie kryształki nie odwróciłyby uwagi od jej pryszczatej mordy!

Zabolało.

      Odwróciłam się i weszłam do sypialni, przypadkowo trzaskając drzwiami. Był to zły nawyk, który wyniosłam z domu. Zazwyczaj reagowałam tak gwałtownie wtedy, kiedy czułam się niepotrzebna, zraniona bądź upokorzona przez mojego ojca. Niepotrzebnie podsłuchiwałam moich przyjaciół, kompletnie zniszczyło mi to ten wspaniały dzień. Zawładnął mną ogrom negatywnych emocji, które później przerodziły się w motywacje i determinacje.

      W tamtym momencie rozpoczęła się moja wielomiesięczna przemiana, której geneza sięga tej pamiętnej nocy. Wszyscy, ze mną na czele, poczuli nienawiść do pewnych kłaków w odcieniu blond, które wywróciły moje życie o sto osiemdziesiąt stopni.

~*~

      Spojrzałam na Julka, żeby upewnić się, że on również zrozumiał przekaz. Musieliśmy zachowywać się naturalnie, w końcu właśnie dowiedzieliśmy się, że nasza latarka jest pod podsłuchem.

— Skoczę do łazienki i zaraz wrócę — oznajmiłam i szybko wyniosłam sprzęt jak najdalej stąd.

      Musiałam się go jakoś pozbyć, ale tak, żeby osoba po drugiej stronie nie domyśliła się, że cokolwiek knuję. Kluczem do sukcesu, jest milczenie, bo kto normalny gada sam do siebie w środku nocy? Zamierzałam zostawić gdzieś latarkę, żeby słuchacz wiedział, że miałam ku temu dobry powód, ale nie usłyszał ode mnie tego wprost. Jeśli pominę ten krok, jasne będzie, że coś jest nie tak, ponieważ wracając do Julka, normalnie wróciłabym również do rozmowy.

      Głównie zamartwiał mnie fakt, że słyszeli wszystko od wszystkich. Nawet jeśli ja nie powiedziałam nic, co stawiało nas na gorszej pozycji, to nie wiem, czy Matt nie poszedł z rana do Tymona i nie dyskutował z nim o tym, jak nastawić dobrze radio.

Co za przebiegłe małpy.

      W tym momencie musiałam skupić się na wymyśleniu planu. Odrzucenie myśli po tak głębokiej informacji było ogromnie trudne, ale wykonalne. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Po naszych rozmowach mogli ustalić praktycznie wszystko, nawet rozkład bazy. Zachowując wszelką ostrożność, weszłam do prowizorycznej łazienki. Teraz należało trzymać się własnych słów.

      Ogromnie niezręczne było oddawanie moczu w takiej sytuacji, ale dzięki temu zyskałam czas i złagodziłam wszelkie podejrzenia, które mogły wyniknąć z chwili ciszy podczas pokazywania Sandry. Wychodząc z toalety, doznałam olśnienia, świecąc po stercie naszych zapasów. Bingo.

      Zaczęłam stukać w źródło światła, tak, jak robi się, gdy ta przestaje świecić. Zazwyczaj wstrząsy baterii powodują chwilowe wyciśnięcie ostatnich resztek energii. Następnie podeszłam do rzeczy i zaczęłam głośno w nich przebierać, tak, by pluskwa wszystko ładnie wychwyciła.

— Gdzie są te cholerne baterie?

      W tym kontekście wypowiedziane słowa wcale nie były wymuszone. Jeśli sprzęt nie miał kamer, nie mogli stwierdzić, czy naprawdę się wyczerpał. Łatwo można wywnioskować, że po ciemku nie umiałam na nie trafić i zostawiłam urządzenie na dole, bo po co miałabym iść z niedziałającym? Lepiej tego rozegrać nie mogłam, a jeśli chociaż zapewniłam nam trochę więcej czasu, warto było zaryzykować. Wróciłam na górę i pokrótce przekazałam im to, co zrobiłam.

— A więc dlatego tak nalegali, żebyśmy przyjęli ich „podarunek". — Julian walnął pięścią w betonowy balkon, nawet się przy tym nie grymasząc.

— I znowu popełniliśmy karygodny błąd. Zaufaliśmy nieznajomym. Przecież teraz wiedzą praktycznie o wszystkim, zawsze mieliśmy w plecaku latarki, żeby w razie czego nie wracać z wypadu w kompletnej ciemności.

— Przestańcie analizować to, co było. Zaraz zauważą mój brak i rozpoczną poszukiwania, a to chyba oczywiste, gdzie będą mnie szukać w pierwszej kolejności — warknęła Sandra, przez co natychmiast zwróciliśmy na nią uwagę.

— Czego oni od nas chcą?

— Poznać, złapać i wykorzystać, czego nie rozumiesz? W tak młodym wieku macie lepsze strategie niż dorośli w SLM. Każdy z was wykazuje się czymś innym, to oczywiste, że jak sami nie chcecie przyłączyć, to zmuszą was do tego siłą, zabijając najmniej użytecznych. Teraz kiedy wiedzą, że zamierzacie wynieść się w najbliższym czasie, przyśpieszą swoje działania. Musicie wynosić się jak najprędzej!

— Jak to „musicie", przecież idziesz razem z nami.

— Skończ pieprzyć Elena. Matthew spytał mnie na odchodne, czy dobrze przemyślałam odejście od grupy. Co jak co, ale nie widzę już swojej przyszłości, więc pomogę wam.

— Co masz na myśli? Julek, idź obudzić pozostałych, tylko cicho, żeby pluskwa was nie wykryła. Spakujcie najpotrzebniejsze rzeczy. Ja mam jeszcze z nią do pogadania.

      Czarnowłosy bez słowa wyszedł. Skinął jedynie do blondynki, pokazując w ten sposób swoje uznanie. Wiedział, że to my mamy sobie sporo do wyjaśnienia i pozostawił ostateczne rozrachunki naszej dwójce.

— Idziesz z nami, dobrze to rozegramy...

— Przepraszam.

— Kurwa przestań, sama mówiłaś, że nie mamy czasu. — Znacząco podniosłam ton, zapominając, że nie jest to bezpieczne w lesie pełnym zombie.

— Minął dokładnie rok, odkąd cię zraniłam. Nie mówiłam ci tego, ale te słowa nie były szczere. Byłam zazdrosna, że to ty zdobywałaś całą uwagę chłopaków i chciałam pokrzyżować im plany. W ostatnim czasie przeżyłam dużo bólu. Nie będę zagłębiać się w to, co mi robili, bo to nieistotne. Normalnie nie odważyłabym się uciec, ale wiesz... W momencie, gdy zaczynasz mieć we wszystko wyjebane, życie staje się prostsze. Przyszłam powiadomić was o zagrożeniu i poświęcić się, żeby zyskać dla was czas. To jest mój prezent urodzinowy dla ciebie.

— Nie będziesz się poświęcać. Z nami wydostałaś się z autobusu i z nami przeskoczysz do kolejnego rozdziału życia, w którym będziemy jak najdalej od SLM. I bez dyskusji, bo...

Na moim ramieniu poczułam ciepłą dłoń, gwałtownie się obróciłam i moimi załzawionymi oczami spojrzałam na twarz Matta.

— Wszystko gotowe, zmywamy się stąd. Sandra, w oczach naszej grupy zyskałaś wiele i mamy nadzieję, że przyłączysz się do nas, za swoje poświęcenie.

— Narażę was tylko na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Poza tym i tak będę jedynie kulą u nogi, na niczym się nie znam, poza tym wystarczy mi rozkopywania starych ran, już na niczym mi nie zależy.

— No to przykro mi, ale tym razem nie pozwolimy podjąć ci decy...

Wybuch. Mniej więcej kilometr od nas. Porównywalny do eksplozji większej petardy.

      Wróg się zbliżał, nie było czasu na dłuższe niepotrzebne dyskusje. Zaczął się wyścig, w którym siódemka nastolatków była na straconej pozycji. Matt bez zastanowienia zsunął się z balkonu i bezpiecznie wylądował na trawie, nawet wolę nie wiedzieć, jak bardzo piekły go stopy. Następnie razem z Tymonem rozłożyli ręce w taki sposób, bym bez szwanku wpadła w ich ramiona i nie traciła czasu na zbieganie po schodach.

      Mieliśmy dwie własne latarki. Tamte z podsłuchami zostały w środku wraz z resztą naszych rzeczy, których nie zdołaliśmy pomieścić. Nocny wyścig był fatalnym pomysłem, nieoświetlony las miał w sobie mnóstwo pułapek, nie mówiąc już o wszelkich dziurach, rowach, czy zwierzynie. Najgorsza była słaba widoczność bardziej odległego terenu, przez ogromne krzewy, z których w każdej chwili mógł wyłonić się zarażony.

      Wybuchy po części były na naszą korzyść, ponieważ skupiały zombie w jednym miejscu z dala od nas, z drugiej strony te kreatury, które były przed nami, musiały zawrócić, żeby dotrzeć do źródła dźwięku. Na szczęście zdołaliśmy ominąć wszystkie szkarady, jedna znalazła się naprawdę blisko, ale cudem odbiegliśmy bez żadnego zbliżenia. Biegliśmy naprawdę długo. Za nami ciągle wybuchały głośne petardy hukowe. Gdy znaleźliśmy się przy jeziorze, ujrzeliśmy fajerwerki, które rozjaśniły na chwilę nocne niebo. Nie wątpliwie wróg obrał albo złą trasę, albo skupił się na przeszukiwaniu naszej starej bazy. Dziwiło mnie, dlaczego dawali nam znaki swojego położenia. Może się rozdzielili? Może dla nich to tylko głupia zabawa i chcą nas nieźle postraszyć? Jedno było pewne, nie mogliśmy zwalniać z tempa, ponieważ nawet najkrótsze odetchnięcie wybiłoby nas z rytmu. Nawet truchtem, ale musieliśmy pozostać w ruchu.

      Prowadził oczywiście Marcel, który zadecydował, dostanie się na wiszący most, który niezwykle nas interesował. W końcu zobaczymy, dokąd prowadzi. Może i nie było to zbyt mądre, żeby pchać się tam, gdzie jeszcze nas nie było. SLM ma znaczną przewagę w znajomości terenu, to oni mają mapy, zwiady terenu i prawdopodobnie wychowali się w okolicach tego miejsca. My natomiast nie wiemy, czy nie dotrzemy do ślepego zaułka. No cóż, czasami trzeba ryzykować.

      Widzieliśmy, jak na lewo horda zombie szła w rozlanej kupie. Był to okropnie przerażający widok. Pozytywem było to, że były zbyt zajęte dostaniem się do wybuchów i kompletnie nas zignorowały. Może i jeden się odłamał, aczkolwiek był zbyt wolny, żeby dotrzymać nam kroku. Zaczęliśmy wbiegać na górę, z myślą, że już wystarczająco się oddaliliśmy i możemy pozwolić sobie na chwilę wytchnienia. I owszem, na samej górze się zatrzymaliśmy.

Żeby ze zdziwieniem podziwiać sylwetkę żółtookiego mężczyzny.

— Znowu się spotykamy moi mili, chcecie wody? Chyba naprawdę się zmęczyliście, bo dyszycie, jakbyście zaraz mieli wyzionąć ducha.

— Czego ty, kurwa, od nas chcesz? — Chwila ciszy. — Odpowiadaj, jak pytam!

— Matt, Matt, Matt... Nie zapominaj, że to ja tutaj rozdaję karty. Wybrałem dość spokojne miejsce na obradę, więc łaskawie nie przywołuj tu więcej zarażonych. Oni ci nie pomogą.

— Dlaczego jesteś bez ludzi?

— A po co mi oni? Teraz to ja wydaję rozkazy w SLM. To wszystko jest częścią mojego wielkiego planu. Po pierwsze, przyszedłem po moją zaginioną blond włosom owieczkę. — Chwycił Sandrę za rękę i odprowadził na parę kroków. Na pewno miał broń, ale dobrze schowaną w ubraniu, więc musieliśmy uważać na słowa. — Druga faza zależy od tego, jak sami to rozegracie. Usiądźmy zatem i podyskutujmy.

     Oliwier szarpnął Sandrę, która stawiała opór. Reszta usiadła, wszyscy, z wyjątkiem mnie.

— Nie podoba mi się to, w jaki sposób traktujesz kobiety — powiedziałam, starając utrzymać stanowczy ton. Całe moje ciało dygotało ze strachu.

— Kwiatuszku! Ciebie traktowałbym jak królową. Jesteś rozważna, mądra, śliczna... Aczkolwiek niezbyt użyteczna w terenie. Owszem, dobra organizacja jest niezwykle potrzebna, więc byłabyś moją świetną partnerką. Stworzylibyśmy cudowną relację, same pozytywy. Aczkolwiek ja wolę dominować, więc z łaski swojej usiądź grzecznie.

      Usłyszałam głosy chłopaków, którzy kazali mi spełnić jego rozkaz. Niestety oprócz ciekawości, często władałam też pyskatymi ustami.

— Nie zamierzam...

      Poczułam silną rękę, która skutecznie sprowadziła mnie do parteru. Widziałam jedynie łokieć, który z całych sił próbował mnie poddusić. Chwilę się szarpałam, ale widząc, że nie ma to sensu, odpuściłam. Nie dobrze byłoby zostać uduszonym.

— Dziękuję Arkady, aczkolwiek ostrożniej. Sam słyszałeś, że kwiatuszek woli mieć specjalne traktowanie.

      Nigdy nie byłam jakoś specjalnie odważna i sama dziwiłam się, że na tyle sobie pozwoliłam. Aczkolwiek miałam ku temu dwa porządne argumenty. Pierwszy, gość niewyobrażalnie mnie wnerwiał. Drugi, okropnie przypominał mi ojca. Dlatego też swobodnie używałam takich odzywek, jak w domu z Edwardem, z którym nie liczyłam się z konsekwencjami. Różnica była taka, że wtedy zdołałam uciec do mojego bezpiecznego pokoju i schować się za mocno wytrzymałymi drzwiami. A dopiero teraz przekonałam się, co by się stało, gdybym nie zdążyła przekręcić kluczyka.

— Kontynuując, spotykamy się dziś na oficjalnym podsumowaniu ostatnich tygodni. Kiedy dowiedziałem się, że w okolicy, z rozbitego autobusu uciekła banda gówniarzy, uznałem, że czeka mnie świetna zabawa. Namierzyłem ich, obserwowałem, a następnie przypadkowo spotkałem w lesie i wytłumaczyłem, czym jest SLM. Z każdym kolejnym spotkaniem miałem wiele radochy, widziałem, że są samowystarczalni i pragnąłem, żeby dołączyli w moje szeregi. Stopniowo wzbudzałem ich zaufanie, pomagałem w potrzebie, oprowadziłem po bazie oraz podarowałem latarki, w których, jak pewnie się domyślili, umieszczone były pluskwy. Przecudownie bawiłem się, wraz z Arkadym, słuchając prywatnych rozmów podczas wart. Dzięki nim poszerzyliśmy również swoje zapasy o magazyn, który odnaleźli. Ogółem trochę ich wykorzystaliśmy, a oni, zbyt wiele się nie domyślili. Oczywiście, tą bandą jesteście wy. Zauważyłem też, że najbardziej wrogo nastawieni do dołączenia byli Tymon, mój drugi ulubieniec- Matthew oraz prześliczny kwiatuszek. Wiem, że chcecie wrócić do domu, niestety nie dosłyszałem dlaczego. Wasze zawzięcie musi mieć jakiś konkretny powód, także oświećcie mnie, co czeka na was w rodzinnych progach?

— Kochający rodzice — Tymon dobrze kombinował, trzeba było ominąć temat. Skoro jakimś cudem nie dowiedział się o schronie i nadającym audycje radiu, musieliśmy to chronić.

— Którzy siedzą w dobrze opancerzonym schronie? To i wiele więcej też wiem, bardziej mi chodzi o to, w jaki sposób się z nimi skontaktowaliście.

      Cisza. Nie powierzymy wrogu tak cennych informacji. I tak już za dużo wie, a jeśli dodatkowo dowiedziałby się, jak dostać się do cennych cotygodniowych audycji, posiadłby cenne informacje, które miały nie wpaść w niepowołane ręce. Co więcej, mocno bolała mnie szyja przez ciągły ucisk potężnych rąk, przez który ciężko było mi złapać powietrze.

      Rozejrzałam się po reszcie, żeby ustalić jakikolwiek plan. Ze smutkiem wpatrywałam się w Matta, który z opuszczoną głową przestał się udzielać. Wiem, że miał jakiś pomysł, potrzebowałam jedynie znaku, dzięki któremu na pewno wiedziałabym co zrobić. Kiedy głośny dźwięk dostał się do naszych uszu, szybko uniósł głowę...

Krzyk. Łzy. Krew.

Gwałtownie odwróciłam się w stronę Sandry, która trzymała okaleczone udo.

— Żeby nie było, wasza koleżanka właśnie usiłowała mnie zabić swoim kieszonkowym nożem. Popatrzcie, to jej ręka znajduję się pod moją. Nie mogłem na to pozwolić, więc lekko zmieniłem kierunek ostrza. Jeśli je wyjmę, to gwałtownie zacznie się wykrwawiać.

— Czego ty od nas chcesz? Ranisz słabsze od siebie kobiety, jesteś potwornym dowódcą. — Matt spojrzał z wyrzutem na Oliwiera, po czym wstał. — Jak masz kogoś ranić, to zrób to komuś o podobnych siłach.

— Chłopcze, wtedy nie miałbym żadnej radochy. Jeśli poruszę trochę nożykiem w jej udzie, jedyne, co ona zrobi, to zacznie zwijać się z bólu. Ty natomiast, do utraty przytomności próbowałbyś się uwolnić. Miałbyś nawet szanse mnie zabić.

— Jesteś pierdolonym psychopatą! — Julian również wstał i stanął przy brunecie. — Zmierz się z nami cwelu i wypuść dziewczyny.

— Słuchałeś, co właśnie powiedziałem? Usiądźcie, a ja odpowiem na wszystkie wasze pytania. A jak nie, to połaskocze cię Matthew, w twoją piętę achillesową. Tak, wtedy też was śledziliśmy.

— Co zamierzasz z nami zrobić?

— Planowałem odebrać zaginioną owcę i po raz ostatni grzecznie was poprosić o dołączenie do SLM, potrzebujemy takich jak wy.

— Dlaczego jest was tylko dwóch, skoro z całą armią byłoby wam prościej zrobić cokolwiek? — Zagadywali go, ale w jakim celu?

— Szlachta wie więcej, niż niższe warstwy społeczne. Oni jedynie spełniają moje rozkazy, w ramach czego żyją i dostają jeść. Nie wiedzą o naszych rozrachunkach. Teraz ja powtórzę pytanie, w jaki sposób...

      Strzał. Nabój przeleciał dosłownie obok mojej twarzy. Spięłam się ze strachu, kiedy poczułam, jak uścisk na mojej szyi nasila się, po czym słabnie. Drżącymi rękoma zrzuciłam te nieznajomego na ziemie, wskutek czego ten opadł na ziemię. Bluzą starłam bryzę krwi z mojej twarzy, gdyby broń była mocniejsza, na rękawie mojej bluzy znalazłyby się również kawałki mózgu i innych jego wnętrzności.

Julian zabił Arkadiusza, dlaczego akurat on jest mordercą?

— Głupi... Teraz musimy skrócić naszą dyskusję, bo właśnie zamordowaliście mi najlepszego kumpla, który zaraz się przemieni.

— Widać, że ogromnie się tym przejąłeś.

— Prawda? — zanurzył rękę w kieszeni i wyciągnął pistolet. — Pomimo waszej ogromnej ambicji, popełniacie wiele błędów. Za bardzo ufacie nieznajomym, ludzie są straszni, zazwyczaj gorsi niż zarażeni. Narażacie się, kiedy nie jest to potrzebne i wiele więcej. To, że ja wam to mówię, niczego nie zmieni. Jeśli chcecie stać się tak silni, jak ja, musicie coś stracić, żeby ujrzeć, na czym polegał wasz błąd. Zawsze mówiono, że „śmierć jest wspaniałym nauczycielem, niestety zbyt surowym". — Przeładował pistolet i z uśmiechem wrócił do monologu. — Nie zabiję waszej koleżanki, bo nie wyznaje zasady oko za oko, ząb za ząb. Arkady był świetnym zastępcom, ale prędzej czy później zacząłby obmyślać, jak zająć moje miejsce. Zawsze byłem od niego o krok lepszy. Aczkolwiek, żeby go pomścić, zrobię coś znacznie gorszego niż śmierć. Matt, wiesz, z jakiej broni strzeliłeś?

— Z wiatrówki.

— Zatem teraz, w zależności od modelu, musiałbyś złamać lufę, przyciskając w odpowiednim miejscu, by dostać się do jednonabojowego magazynku. Zanim przeładowałbyś ją, ja zdążyłbym zabić was wszystkich moim pistoletem. Nie rozdzielę waszej paczki, ale spowoduję, że zyskacie kolejną kulę u nogi.

Nawet na nią nie patrząc, strzelił Sandrę w okolicach brzucha.

— Żyje, więc nie zostawicie jej, żeby skonała. Nie dobijecie jej, ponieważ jest nadzieja na ratunek. Musicie uciekać, bo już w oddali można usłyszeć warczenie zombie. Ja natomiast się z wami żegnam, znając wiele waszych sekretów i planów. Dziękuję za cudowną zabawę. Żegnajcie moi drodzy, a ty kwiatuszku, dbaj o siebie.

~~~~~~~~~~~~~~~~

{3300 słów}

Witajcie! Właśnie przeczytaliście rozdział, który był w mojej głowie od ponad roku, ogromnie cieszę się, że nareszcie opisałam i publikuję tę scenę. Mam nadzieję, że wywołałam u was trochę emocji i podobał wam się równie bardzo jak mi.

Trzymajcie się ciepło i powodzenia na zdalnych, jak minęły wam ferie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro