Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epeisodion VII

Bo rywalicja, to jest chleb powszedni nie dla tych, co chcą wspiąć się na szczyt, a dla tych, którzy nie chcą z tego szczytu schodzić.
_____________________________

Jak trening był owocny i cały dzień nie zostawił po sobie nic do życzenia, tak rano przestało już być tak kolorowo. Przynajmniej dla Yuuriego. Obudził się, przygnieciony przez ciało Viktora i może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że coś uwierało go w plecy, powodując straszliwy dyskomfort. Nie mógł tego wyjąć, dlatego zmuszony był zrzucić z siebie narzeczonego, który przeturlał się na drugi bok. Szczęśliwie miał tak twardy sen, że nawet nie poczuł tego gwałtownego ruchu.

Katsuki zaskoczony stwierdził, że nic pod nim nie leżało. Dlaczego więc tak się poczuł? Momentalnie zbladł, przypominając sobie o dziwnych wypustkach, które odkrył kilka dni temu. Cały w nerwach szybkim krokiem ruszył łazienki, o mało nie wpadając w międzyczasie na Makkachina. Zakluczył się na wszelki wypadek i ściągnął koszulkę, rzucając ją gdzieś za siebie. Gdy podnosił ręce widział swoje żebra w lustrzanym odbiciu. Westchnął cicho i obrócił się do niego plecami. Widok, który tam zastał z jednej strony go zszokował, choć z drugiej czuł, że tak się może stać. Jedno tylko słowo cisnęło mu się na usta.

- Cholera. - Niedojże wypustki wcale nie zniknęły, to jeszcze się powiększyły, a skóra wokół nich była zaczerwieniona w obrębie czterech centymetrów.

Chłopak dotknął jednej z narośli, a serce biło mu mocniej z każdym zmniejszonym dystansem. Pod opuszkami zdawał się wyczuwać metal, jakby ktoś wkręcił mu śruby w plecy. Nie chciało mu się nawet przestraszyć. Wolał pomyśleć, że za bardzo schudł i to łopatki mu się powyginały, nawet jeśli to idiotyczne.

Stanął przy przeciwległej ścianie, sprawdzając jak to wygląda z daleka. No i było tragicznie.

Założył koszulkę zrezygnowany i przygładził ją rękoma, by sprawdzić, czy widać pod nią wypustki. Na szczęście jeszcze nie. Usiadł na podłodze w salonie, starając się zebrać myśli. Po dwóch magicznych słowach okazało się to łatwiejsze - Grand Prix.

Położył czoło na wyprostowanym kolanie, oplatając dłonią nagą stopę. Po chwili zrobił to samo z lewą i odchylił się do tyłu, żeby zrobić mostek. Niewiele brakowało mu do dotknięcia kostek, lecz znając już swoje możliwości, nie zamierzał teraz odpuścić. Kiedy druga dłoń zbliżyła się do celu, poczuł rwący ból w łopatkach, przez co padł na podłogę z głośnym hukiem i zagryzł język, by stłumić jęknięcie.

To było zupełnie co innego, niż wtedy, gdy łyżwa rozcięła mu skórę. Bolało po stokroć bardziej, jakby chciało go rozerwać od środka, nie jak naciągnięte mięśnie, nie jak złamane kości, tylko jak coś nieuchwytnego, próbujące go zabić.

Podniósł się z ziemi i znów zatrzasnął w łazience. Ręce mu drżały i przez chwilę nie mógł złapać oddechu. W ostatnim akcie desperacji chwycił ręcznik i zatkał nim sobie usta, zanim jego gardło rozerwał krzyk. Uderzał wolną pięścią w umywalkę a jego myśli przelewały się niecenzuralnymi wyrażeniami, których na głos chyba nigdy by nie powiedział.

Dopóki nie pojawiły się te dziwne rany, Yuuri nie odczuwał żadnego bólu, a teraz był tak słaby jak każdy zwykły śmiertelnik. Stracił to, co go wyróżniało, był narażony na te same kontuzje co reszta łyżwiarzy. Teraz, kiedy wreszcie zaczęło mu coś w życiu wychodzić?

¤

Minęło kilka dni bez żadnej poprawy, a może i nawet pogorszeniem. Japończyk ćwiczył nowe programy, skupiając się na razie na "obliczu zmiany". Z każdą próbą wychodziło mu coraz lepiej, jedynym problemem było zmienianie tego układu co każdą z nich.

Po dwóch godzinach ciężkiej pracy pozwolił sobie na krótką przerwę i usiadł na ławkę, odkręcając butelkę wody. Viktor zniknął gdzieś na chwilę, co go nawet ucieszyło, bo przynajmniej nikt mu nie marudził. Lubił ćwiczyć w samotności, miał wtedy wolną rękę, ale rozumiał, że czasem jest to niemożliwe, jak na przykład teraz, gdy przygotowuje on jego układ.

- Cześć, Szklana Laleczko - znajomy głos mruknął mu pogardliwie nad głową.

- Yurio? A co ty tu robisz? - spytał, szczerze zaskoczony jego obecnością. Odłożył butelkę, przecierając spocone od wysiłku czoło.

- A co? Nie mam prawa przyjść na lodowisko, będąc łyżwiarzem? - włożył ręce do kieszeni czarnej bluzy, przestępując rytmicznie z palców na pięty.

- Wydaje mi się, że Jakow zapewnia swoim aniołkom dostęp do własnej areny... - zakpił, prostując się. Yurio od zawsze był jego największym rywalem, a jego pogarda do świata i okolic z czasem przestała być dla niego akceptowalna. Yuuri zwyczajnie zaczął odpowiadać mu tym samym.

Jurij zacisnął dłonie w pięści, nie pokazując starszemu, jak bardzo go zirytował i jak powstrzymuje się, żeby mu nie przywalić.

- Nie do ciebie tu przyszedłem - warknął, mierząc go wzrokiem od góry do dołu. Przypomniał mu się jego żałosny wygląd sprzed dwóch lat. Był tak samo niski i chudy, jak Japończyk teraz. Aż mu się żal zrobiło, że był aż tak żałosny.

Katsuki wzruszył ramionami i znów sięgnął po wodę, dosadnie pokazując mu brak zainteresowania.

Ze swojej nicości wyłonił się Viktor - jedyny, który zawsze jest tak samo głupi i infantylny, nawet z trzydziestką na karku. Wszedł na aulę pewnym krokiem i z szerokim uśmiechem.

- Yuraśka, a ty co tu robisz? - spytał wesoło, rozkładając ręce.

- Mam do ciebie sprawę - wymamrotał, kiedy podobny wzrostem mężczyzna stanął naprzeciw niego. Yuuri powstrzymał się od niekulturalnego prychnięcia i po prostu wstał, zmierzając w kierunku lodu.

- Co jest? - zapytał, tęsknie odprowadzając narzeczonego wzrokiem.

- No bo tu chodzi o Milę. Zależy jej, żeby wystąpić na Grand Prix, a nie dostała się solo i... Jakow wymyślił, byśmy razem tańczyli w parze. A wie doskonale, że prowadzę karierę solisty i... Ej, słuchasz mnie? - uderzył go łokciem w ramię, widząc gdzie błądzi wzrok Nikiforova.

- Tak, słucham - mruknął, pocierając obolałe miejsce.

- I chciałem tańczyć moją wojnę, a nie kolejny raz z jakąś laską opowiadać denne historyjki o miłości.


- To idź im na wojnę - rzucił w przestrzeń, spoglądając na Yuuriego, który właśnie lądował perfekcyjnego toe loopa.

- To znaczy? - uniósł brew pytająco.

- No co, no postaw się im, już nie jesteś taki dzieciak. Yuuri też w tym roku zrobił scenę o temat choreografii. Nawet nie wiesz, jak się pokłóciliśmy.

- To on jest zdolny do kłótni? - zakpił, krzyżując ręce na piersi.

- Jeśli chodzi o trzaskanie drzwiami i wywalenie mnie na noc na kanapę to... Tak.

- No dobra, nieważne. Dzięki siwusie.

- Tylko po to tu przyszedłeś? - spytał po chwili ciszy, kiedy Plisetsky wpatrywał się w swoje buty.

- Eee, w sumie to tak. Będę spadał - rozbudził się i rozejrzał na boki - możesz mnie jeszcze odprowadzić, bo zwyzywałem recepcjonistę i jak nie powiesz, że jesteśmy rodziną, to zadzwoni na policję.

- Ty się chyba nigdy nie zmienisz... - westchnął cierpiętniczo i pchnął go do wyjścia z lodowiska, krzycząc do Yuuriego, że zaraz wróci.

Katsuki nie zwrócił na to uwagi. Wirował jak zaklęty i nawet nie zauważył, kiedy został sam.

Eksperymentował ze skokami, aż wygiął się w tył i wtedy wrzasnął, spektakularnie zderzając się z taflą lodu. Wylądował na plecach co spotęgowało rozrywający ból, rozszarpujący go od łopatek aż po kręgosłup, zahaczając gdzieś o barki i inne części ciała, o których posiadaniu nawet nie miał pojęcia.

Zwinął się w kłębek, dysząc ciężko, a z jego oczu popłynęły łzy.

Na domiar złego usłyszał kroki, a więc Viktor już wracał. Przeklnął pod nosem i podniósł się z lodu, rozmasowując okolice twardych wypustek opuszkami palców. Im dłużej to robił, tym mniej bolało, dlatego nacisnął mocniej na ten metal, kość, czy cokolwiek to tam było, patrząc nerwowo w stronę korytarza.

- Jak tam Yuuri? - uśmiechnął się srebrnowłosy.

- W porządku - rzekł bez entuzjazmu, kładąc dłonie na swoich biodrach - po co Jurij tu przyszedł?

- Em, on... Nic ważnego. Może chciał zobaczyć jak silną ma konkurencję - uśmiechnął się figlarnie. Nie powiedział mu prawdy tylko dlatego, że wiedział, jak problemy blondyna napędziłyby Japończyka i jak niezdrowo by zaczął ćwiczyć jeszcze więcej tylko po to, by wgnieść rywala w ziemię jeszcze bardziej widowiskowo.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro