Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epeisodion IV

Błogosławiona pierwsza słodka troska,
Którą zawdzięczam wszechwładnej miłości;
Łuk, strzała, co mnie trafiła, mistrzowska;
Rany, drążce serca głębokości.

Francesco Petrarca
Sonet 61

_______________________________

Ostre promienie słońca przewiercały się przez delikatne powieki Nikiforova, uświadamiając go, że poległ ze zmęczenia na kanapie w salonie. Mruknął cicho, podnosząc się do siadu. Srebrne kosmyki opadały mu na czoło, dodając magii sennemu spojrzeniu.

Zaraz jednak cały urok prysnął niczym bańka mydlana, bo przypomiał sobie o wczorajszej kłótni z Katsukim. Natychmiast przewrócił się na drugi bok, niefortunnie spotykając się z podłogą. Nie miał jednak czasu, aby lamentować na swoje nad wyraz poważne cierpienie. Podniósł się i zrazu doskoczył do nadal zamkniętych drzwi sypialni. Chaotycznie uderzał w nie pięściami, w rytm nierówno bijącego serca.

- Yuuri? Yuuri!! - młodszemu ledwo obiło się o uszy natarczywe wołanie. Brał je raczej za sen, oddalony od niego zewnętrznym szumem. Rzeczywistość wydawała się jedynie obietnicą, lub w jego przypadku groźbą, która prawdopodobnie nie doczeka się spełnienia. Złudne jednak było to marzenie w obliczu najprawdziwszego wołania Viktora. Otworzył oczy, żałując, że w ogóle postanowił się na to zdecydować. Cały ten ból, którego doznał wczoraj uderzył go kolejny raz, jeszcze silniej, niż dotychczas.

- Śpię - warknął, nadal leżąc w pozycji embrionalnej, którą nieświadomie przybierał w każdej ze swoich chwil zwątpienia. Czyli zdecydowanie zbyt często, jak na dorosłego mężczyznę.

- Wcale nie śpisz, skoro mi odpowiadasz - stwierdził Rosjanin, wkładając w tą wypowiedź niesamowite pokłady pasji i figlarności. Czekał na odpowiedź, nie wyzbywając się nadziei, co nieustannie tliła się w jego sercu. Nagle zrozumiał, że rzeczywiście układał program pod siebie. Być może Yuuri całkowicie tego nie czuje, a on okazał się na tyle samolubny, by nawet nie spytać go o zdanie.

- Daj spokój - usłyszał przytłumiony głos Japończyka. W akcie ostatniej niemocy nacisnął na klamkę, ale tak jak się spodziewał, zamek nie miał magicznych właściwości samoistnego odblokowania się. Choć może dałoby się otworzyć go z zewnątrz? Szkoda, że standardowo zgubił swój zapasowy kluczyk. Westchnął zrezygnowany, nie wiedząc co dalej począć.

- Yuu, mam ci coś ważnego do powiedzenia - spróbował ponownie, kładąc otwartą dłoń na drewnianej płycie.

- Wczoraj powiedziałeś dość ważnych rzeczy - mruknął podirytowany i mimo nikłej głośności, wspartej poranną chrypką, dało się wysłyszeć w tym głosie niemy krzyk.

- Przepraszam ciebie za to. Trochę mnie poniosło, chciałbym ci coś wytłumaczyć - podjął ponownie, a jego błękitne oczy znów zabłyszczały, doszukując się kolejnej szansy.

- Daj mi się wyspać. Podobno miałem teraz odpoczywać - burknął ironicznie. Liczył na to, że narzeczony wreszcie się od niego odczepi, bo powoli kończyły mu się głupie docinki, na jeszcze głupsze wypowiedzi ukochanego.

Odczekał moment i z satysfakcją stwierdził, że ten w końcu odpuścił. Wtulił się we własne ramię, ocierając bladym policzkiem o bawełnianą pościel. Zacisnął powieki najmocniej jak potrafił i trwał tak w bezruchu, delektując się chwilą wytchnienia.

Viktor w tym czasie krążył po domu, szukając kolejnej alternatywy. Tym razem nie były to żadne słowa, a metalowy kluczyk, prawdopodobnie tułający się w jakimś zapomnianym kącie. Dotarł do łazienki i schylał się, mimo że wątpił w zmaterializowanie się tego przedmiotu akurat tutaj.

Jego atencję zaskarbił sobie jednak zupełnie inny aspekt, a mianowicie zmięty materiał, wciśnięty pomiędzy wannę a ścianę pokrytą granatowymi kafelkami. Ukucnął przy armaturze i wyciągnął tajemniczy przedmiot, który okazał się koszulką Yuuriego. Sam fakt upchnięcia jej w takie miejsce był dziwny i niezrozumiały, jednak to, co zauważył za moment wprawiło go w jeszcze większe zaniepokojenie. Biały materiał przestał taki być, splamiony ciemnoczerwonymi, zaschniętymi plamami krwi.

W tej chwili Viktor przeraził się nie na żarty i jedyne co chciał zrobić, to za wszelką cenę dostać się do zamkniętego pokoju. Z materiałem w ręku zaczął walić w drzwi, wyzbywając się szacunku do świętej wartości, którą był sen.

- Prosiłem, żebyś dał mi się wyspać - mruknął zaspanym głosem.

- Mówiłeś, że nie krwawisz! - wyrzucił z siebie, czując jak obezwładniają go nerwy. Katsuki natychmiast się rozbudził, przypominając sobie o zeszłym poranku, gdy owe zdarzenie miało miejsce. Podniósł się z łóżka i stanął tuż pod drzwiami, zastanawiając się chwilę, czy na pewno chce je otworzyć. W zaistniałej sytuacji nie widział jednak innej opcji. Drżącymi z lekka dłońmi przekręcił srebrny kluczyk i uchylił wrota, spoglądając w górę bursztynowymi oczami.

- Bo to prawda - rzekł przekonująco, jednak słowa te nie miały żadnej mocy sprawczej w obliczu namacalnego dowodu. Nikiforov już otwierał usta, by zaprotestować, ale młodszy zdążył go uprzedzić. - Ale ten jeden raz się zdarzyło.

- Jak to w ogóle możliwe. Co się stało? - spytał z przejęciem, a jego serce drastycznie przyspieszyło.

- No bo... Pamiętasz jak ci mówiłem o tym wazonie? To... Ja chciałem posprzątać i zaplątałem się w kabel... No i spadł mi na głowę... - tłumaczył, starając się stłumić nachalnie cisnące do oczu łzy.

- Jezu, Yuuri...

- Spanikowałem! Nie wiedziałem co mam z tym wszystkim zrobić! - krzyknął, obezwładniony tymi samymi nerwami, które towarzyszyły mu poprzedniego dnia. Całkowicie wczuł się w swoją własną sytuację, odtwarzając ją co do joty - godzinę siedziałem pod prysznicem, żeby to z siebie zmyć!

- Wtedy, kiedy wróciłem, tak? Dlatego tak dziwnie się zachowywałeś? - brunet skinął głową, na znak potwierdzenia. - Pokaż to.

Rzekł, obracając Katsukiego tyłem do siebie. Włożył obie ręce w jego włosy, odgarniając je na boki.

- Niczego nie zobaczysz - uzmysłowił mu młodszy, nie mając ochoty na kolejną rewizję osobistą.

- A plecy? - chłopak wzdrygnął się, natychmiastowo wyrywając narzeczonemu.

- Wszystko w porządku - powiedział z przestrachem. Tak naprawdę nie zdążył jeszcze sprawdzić, czy tajemnicze wypustki nadal tam były, lecz nie miał zamiaru ryzykować. Teraz liczyło się tylko Grand Prix, nie było czasu na wizyty lekarskie. Wolał udać, że nic mu nie jest, bo przecież rzeczywiście tak było.

- Jesteś pewien? Naprawdę się o ciebie martwię - ujął w dłonie jego bladą twarz, nieprzerwanie wpatrując się w zapłakane oczy. - Może to absurdalne pytanie, ale... Nie bolało, tak?

- I to mnie najbardziej przeraża - stwierdził, wtulając się w jego tors. Wstrząsnęła nim pojedyńcza konwulsja, na dobre rozpędzając karuzelę rozpaczy. Viktor mocniej przytulił go do siebie, pragnąc jedynie, by się uspokoił. Brakowało mu tego wesołego chłopca o niewinnym uśmiechu, jego uroczego zagubienia. Teraz miał przed sobą nic innego jak depresję.

- Zatańczysz desperację - powiedział półszeptem. W pierwszym momencie nie dotarło to nawet do młodszego łyżwiarza, gdyż zagłuszył tą wypowiedź własnym płaczem. Dopiero po chwili ułożył zlepki sylab w logiczne zdanie. Odsunął się na długość swoich ramion, patrząc nieśmiało na Viktora.

- Naprawdę? - mimo wszystko nie dowierzał w rzeczywiste znaczenie tej wypowiedzi. Jeszcze wczoraj Rosjanin go za to skrzyczał, a dziś miałby całkowicie zmienić swoją decyzję? Z resztą, to Viktor...

- Tak, naprawdę. Byłem okropnym egoistą, narzucając ci temat. Przecież to oczywiste, że nie wytańczysz czegoś, czego nie czujesz - uśmiechnął się, pokrzepiająco. - Mogę tylko spytać... Skąd akurat taki pomysł?

- Ah, tak po prostu - rzekł zmieszany.

- Nie uważam tego za odpowiedź. Musimy o tym rozmawiać, uczucie musi być dogłębne, obejmować każdą twoją, najmniejszą komórkę - obrócił się na pięcie, a Yuuri uniósł brew, podśmiewając się z jego trenerskiego bełkotu. - Naprawdę czujesz się aż tak zdesperowany, że chcesz opowiedzieć o tym historię?

Chłopak wzruszył ramionami, patrząc na zainteresowanego Rosjanina.

- To ma jakiś konkretny powód? Przeze mnie? - trzymał się na dystans, próbując upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

- Vitya... Nie muszę o tym rozmawiać, czuję wystarczająco, by ją wytańczyć. Nie musisz się o to martwić - uśmiechnął się, by ukryć prawdziwe powody, dla których nie wyjawił swoich obaw.

- Zamykasz się w sobie - stwierdził ze smutkiem. Od tego zawsze się zaczynało. Pierw nie chciał mówić, potem płakał po kontach, doprowadzając się na skraj autodestrukcji. Nikiforov nie chciał przeżywać tego kolejny raz. Kochał swojego Katsudona, ale to chyba nie wystarczało. Poświęcenie, którym wykazywał się w stosunku do niego czasem wykraczało poza ludzkie pojęcie.

- Wcale nie! - zaprzeczył, krzyżując ręce na piersi. Starszy tylko przewrócił oczami.

- Żeby nie popełnić tego samego błędu, kto wybiera muzykę?

- Oczywiście, że ja!

- W ogóle będę miał jakiś wpływ na twój układ? - powiedział, naburmuszając się teatralnie.

- T y  g o  z r o b i s z - dobitnie podkreślił każde słowo. Viktor prychnął i podszedł do narzeczonego, ponownie obejmując go w pasie.

- Muzyka na jutro - szepnął namiętnie, przygryzając jego małżowinę. Yuuri mruknął cicho w reakcji na przyjemny dotyk. Zatracił się w silnych ramionach, których tak brakowało mu przez tą jedną noc...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro