Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9 -Zakład

– Spójrzmy – mruknęła, pochylając się nad otwartą lodówką. – Jedno jajko, reszta mleka, kawałek nadgryzionej kiełbasy... Bill co to w ogóle ma być? – fuknęła, wyciągając kiełbasę w stronę Cyferki.

– Jak mniemam, jest to kiełbasa – odparł spokojnie.

Gwen zirytowana zacisnęła szczękę, ale siedzący przy stole Bill nic sobie z tego nie zrobił. Zamiast tego, wydawał się być znudzony swoją rozmówczynią i rozglądał się po całej kuchni.

– Ale dlaczego jest nadgryziona? – Zmrużyła oczy, tłumiąc w sobie chęć puszczenia wiązanki przekleństw pod adresem demona.

Ale dlaczego jest nadgryziona sarknął, przedrzeźniając Gwen. – Luzuj ruda, dramatyzujesz jakby od tego miał skończyć się świat. No i nie wiem czy pamiętasz, ale dalej jestem głodny.

– Przypominasz mi o tym chyba co dwie minuty, więc trudno bym zapomniała. – Przewróciła oczami, odkładając kiełbasę z powrotem do lodówki. – Na moje oko, nie bardzo mamy co zjeść.

– Nie macie tu jakiś zapasów? Wy ludzie, chyba lubicie gromadzić jedzenie.

– Zjadłeś je na początku. – Skrzyżowała ręce na piersi. – Zrobimy tak. Ja pójdę do sklepu i kupię ci coś do jedzenia, a ty grzecznie poczekasz tutaj w domu. Bez żadnych numerów Cyferka, dom ma nie ucierpieć do tego czasu.

– Nudy – stwierdził i wstał od stołu. – Pójdę z tobą, będzie ciekawiej.

– Nie ma mowy – zaprotestowała, marszcząc brwi. – Zostajesz w domu.

Bill z nonszalancją oparł jedną dłoń o blat stołu i delikatnie pochylił się w kierunku dziewczyny.

– Nie obiecuję, że dalej będzie stał na swoim miejscu.

Gwen ze zrezygnowaniem opuściła ramiona.

– Okej, dobra. – Westchnęła. – Ale błagam, zachowuj się jak człowiek.

– Nie bój nic, ruda.

– Co... Co ty masz na sobie? – wydukała Gwen, z wrażenia przecierając oczy.

Bill z uśmiechem strzepnął niewidzialny pyłek z ramienia.

– Zamknij buzię, bo się zapowietrzysz – stwierdził wesoło. – Co? Źle wyglądam?

Dziewczyna zamrugała i jeszcze raz omiotła Cyferkę wzrokiem. Przez te kilka dni, widywała Billa tylko i wyłącznie w czarnym płaszczu, marynarce i z cylindrem, a tymczasem stał przed nią w zupełnie innym wydaniu. Zdecydowanie w czarnej bluzie z kapturem i luźnych ciemnych jeansach, zwężanych przy dole, wyglądał lepiej. Choć na prawym oku, zachowała się opaska, to nadal wyglądał zjawiskowo i tym razem, jak zwykły nastolatek. Natomiast Gwen nie dostrzegła czarnego cylindra i muszki, które sprawiały wrażenie nieodłącznych elementów ubioru Billa Cyferki. 

– Nie... Jest dobrze – odparła cicho. – Nawet bardzo.

– No tak – przytaknął. – W końcu ładnemu we wszystkim ładnie.

Dziewczyna przewróciła oczami i skierowała się do wyjścia, a zadowolony Bill ruszył za nią, ostatecznie w drzwiach przepychając się i wybiegając na dwór.

– Może zamówimy pizzę? – zapytał, kiedy rudowłosa zrównała z nim krok.

Gwen dyskretnie zajrzała do portfela i westchnęła.

– Jeśli nie wydam całych oszczędności na twoje zachcianki w sklepie, to czemu nie.

– Nie będzie zabawniej jeśli weźmiemy i uciekniemy bez płacenia? – Podrapał się po głowie, zahaczając przy tym palcami o przepaskę która delikatnie odsłoniła zakryte oko. Za mało, by zobaczyć je w całości, ale to wystarczyło by ciekawość Gwen wzrosła. Szybko jednak odgoniła od siebie te myśli, zostawiając ten temat na inny dzień.

– Tak się nie robi. – Spojrzała na niego karcąco. – Nic nie będziemy kraść. Narobimy sobie przez to niepotrzebnych kłopotów.

– E, nuda. – Zmarszczył nos i założył ręce za głowę. – To może coś wysadzimy?

– Co? – Spojrzała na niego zaskoczona i nieco wystraszona. – Nie! Nic nie będziemy wysadzać. Idziemy tylko na zakupy do supermarketu. Zero łamania prawa, Bill.

– Luzuj, bo straszna z ciebie nudziara – żachnął się Cyferka.

– Nie jestem nudziarą - zaprzeczyła oburzona i przyspieszyła, zostawiając demona w tyle.

– To dlaczego nie chcesz się zabawić? – zapytał, równając z nią krok.

Gwen gwałtownie się zatrzymała i spojrzała rozgniewana na Billa.

– Bo wiem, jakie będą tego konsekwencje. – Odgarnęła ręką z twarzy, zabłąkane kosmyki włosów. – Nie jestem taka jak ty i nie mogę się ulotnić kiedy zrobi się niebezpiecznie. Jeśli coś zrobię i moi rodzice zostaną o tym powiadomieni, od razu tu przyjadą i mnie zabiorą. Oczywiście jeśli już tego nie planują, bo nie odbieram od ojca telefonów, już przeszło tydzień.

– Jeśli wyjedziesz, złamiesz umowę. – Zmrużył oko i ściągnął lekko brew.

– No właśnie. Czy to nie jest wystarczający powód, dla którego nie chcę robić niczego co łamie prawo?

Bill prychnął pod nosem.

– Powiedzmy, że akceptuję ten argument i na razie dam ci z tym spokój – oznajmił z chytrym uśmiechem na ustach. – Ale i tak jesteś nudna i drętwa, ruda.

– Nie jestem! – obruszyła się, zrywając ze stojącego obok słupa wiszącą kartkę i wcisnęła ją w ręce Billa – Udowodnię ci to.

 Letni Festiwal? – przeczytał na głos. Uniósł brew i spojrzał znad kartki na Gwen. – Chcesz tam iść?

– Tak. Przekonam cię, że nie jestem nudna i można się ze mną dobrze bawić – zadeklarowała gniewnie i wyrwała z rąk Cyferki plakat. – Festiwal jest w przyszłą niedzielę, więc za półtorej tygodnia cofniesz swoja słowa.

– Oho, to obietnica? – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– T-tak – zająknęła się, ale po chwili odchrząknęła i całkiem poważnie dodała: – Ja Gwen Ashworth, udowodnię ci Billu Cyferko że się pomyliłeś nazywając mnie nudną, a jeśli wygram...

– To co? – Spytał niskim barytonem, pochylając się nad nią.

Gwen wytrzymała ciężkie spojrzenie Billa, choć ledwo powstrzymała chęć odwrócenia wzroku.

– Coś wymyślę, mam jeszcze dużo czasu – odparła pośpiesznie.

– A jeśli przegrasz? – zapytał niewinnie, a mimo to, w jego oku zabłysnęły ogniki złośliwości.

– Przegrana nie wchodzi w grę – Gwen oświadczyła pewnie, sama będąc pod wrażeniem swojej postawy.

– Odważnie. – Podrapał się po podbródku. – Widzę, że mocno się wkręciłaś.

– Nikt nie będzie nazywał mnie nudną i drętwą, nawet ty – odparła, mrużąc oczy.

– Świetnie, cieszę się, że dałem ci motywację do działania, ale zróbmy już te zakupy. – Wsadził ręce do kieszeni spodni i ruszył w kierunku supermarketu. – Zamówiłem pizzę i musimy być w domu za pół godziny.

Gwen otwarła zaskoczona buzię, ale po chwili ją zamknęła, próbując przeanalizować słowa Billa.

– Kiedy ją zamówiłeś? – spytała zirytowana, gdy zrównała z nim krok.

– Kiedy mówiłaś coś tam, o konsekwencjach łamania prawa. Nie pamiętam – wzruszył ramionami, jak gdyby nic.

– Ty w ogóle słuchasz czasami, co ja do ciebie mówię?

– Czasami. – Uśmiechnął się szeroko.

Dziewczyna przewróciła oczami.

~*~

– Moje oszczędności – jęknęła, powłócząc nogami. Ciężkimi krokami weszła na ganek i wsadziła klucz do zamka, po czym przekręciła go i pchnęła drzwi.

– Jak poprosisz, to mogę sprawić że będziesz bogata – oznajmił Bill, który wtoczył się do domu obładowany siatkami.

– Napra... - Nie dokończyła, kiedy wchodząc za Billem do kuchni, zobaczyła jak z pod bluzy wypada mu opakowanie żelek. – Bill, powiedz że zapłaciłeś za te żelki i wsadziłeś je pod bluzę, bo nie miałeś wolnych rąk.

– Nie. Ukradłem je – odparł zadowolony i potrząsnął bluzą, a z rękawów wyleciało kilka opakowań różnych słodyczy.

– Rozmawialiśmy o tym! Żadnego łamania prawa – zirytowała się.

– Nie. Rozmawialiśmy o tobie. – Otworzył paczkę z chrupkami, które zaczął garściami pakować sobie do ust. Gdy przełknął kontynuował. – Mnie to nie dotyczy. Luzuj, ruda.

Bill wpakował kolejną garść chrupek do buzi, a Gwen westchnęła i usiadła przy stole otwierając paczkę żelek i zajadając kilka ze smakiem.

– Niech ci będzie – mruknęła, przeżuwając słodycze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro