9 -Zakład
– Spójrzmy – mruknęła, pochylając się nad otwartą lodówką. – Jedno jajko, reszta mleka, kawałek nadgryzionej kiełbasy... Bill co to w ogóle ma być? – fuknęła, wyciągając kiełbasę w stronę Cyferki.
– Jak mniemam, jest to kiełbasa – odparł spokojnie.
Gwen zirytowana zacisnęła szczękę, ale siedzący przy stole Bill nic sobie z tego nie zrobił. Zamiast tego, wydawał się być znudzony swoją rozmówczynią i rozglądał się po całej kuchni.
– Ale dlaczego jest nadgryziona? – Zmrużyła oczy, tłumiąc w sobie chęć puszczenia wiązanki przekleństw pod adresem demona.
–Ale dlaczego jest nadgryziona – sarknął, przedrzeźniając Gwen. – Luzuj ruda, dramatyzujesz jakby od tego miał skończyć się świat. No i nie wiem czy pamiętasz, ale dalej jestem głodny.
– Przypominasz mi o tym chyba co dwie minuty, więc trudno bym zapomniała. – Przewróciła oczami, odkładając kiełbasę z powrotem do lodówki. – Na moje oko, nie bardzo mamy co zjeść.
– Nie macie tu jakiś zapasów? Wy ludzie, chyba lubicie gromadzić jedzenie.
– Zjadłeś je na początku. – Skrzyżowała ręce na piersi. – Zrobimy tak. Ja pójdę do sklepu i kupię ci coś do jedzenia, a ty grzecznie poczekasz tutaj w domu. Bez żadnych numerów Cyferka, dom ma nie ucierpieć do tego czasu.
– Nudy – stwierdził i wstał od stołu. – Pójdę z tobą, będzie ciekawiej.
– Nie ma mowy – zaprotestowała, marszcząc brwi. – Zostajesz w domu.
Bill z nonszalancją oparł jedną dłoń o blat stołu i delikatnie pochylił się w kierunku dziewczyny.
– Nie obiecuję, że dalej będzie stał na swoim miejscu.
Gwen ze zrezygnowaniem opuściła ramiona.
– Okej, dobra. – Westchnęła. – Ale błagam, zachowuj się jak człowiek.
– Nie bój nic, ruda.
– Co... Co ty masz na sobie? – wydukała Gwen, z wrażenia przecierając oczy.
Bill z uśmiechem strzepnął niewidzialny pyłek z ramienia.
– Zamknij buzię, bo się zapowietrzysz – stwierdził wesoło. – Co? Źle wyglądam?
Dziewczyna zamrugała i jeszcze raz omiotła Cyferkę wzrokiem. Przez te kilka dni, widywała Billa tylko i wyłącznie w czarnym płaszczu, marynarce i z cylindrem, a tymczasem stał przed nią w zupełnie innym wydaniu. Zdecydowanie w czarnej bluzie z kapturem i luźnych ciemnych jeansach, zwężanych przy dole, wyglądał lepiej. Choć na prawym oku, zachowała się opaska, to nadal wyglądał zjawiskowo i tym razem, jak zwykły nastolatek. Natomiast Gwen nie dostrzegła czarnego cylindra i muszki, które sprawiały wrażenie nieodłącznych elementów ubioru Billa Cyferki.
– Nie... Jest dobrze – odparła cicho. – Nawet bardzo.
– No tak – przytaknął. – W końcu ładnemu we wszystkim ładnie.
Dziewczyna przewróciła oczami i skierowała się do wyjścia, a zadowolony Bill ruszył za nią, ostatecznie w drzwiach przepychając się i wybiegając na dwór.
– Może zamówimy pizzę? – zapytał, kiedy rudowłosa zrównała z nim krok.
Gwen dyskretnie zajrzała do portfela i westchnęła.
– Jeśli nie wydam całych oszczędności na twoje zachcianki w sklepie, to czemu nie.
– Nie będzie zabawniej jeśli weźmiemy i uciekniemy bez płacenia? – Podrapał się po głowie, zahaczając przy tym palcami o przepaskę która delikatnie odsłoniła zakryte oko. Za mało, by zobaczyć je w całości, ale to wystarczyło by ciekawość Gwen wzrosła. Szybko jednak odgoniła od siebie te myśli, zostawiając ten temat na inny dzień.
– Tak się nie robi. – Spojrzała na niego karcąco. – Nic nie będziemy kraść. Narobimy sobie przez to niepotrzebnych kłopotów.
– E, nuda. – Zmarszczył nos i założył ręce za głowę. – To może coś wysadzimy?
– Co? – Spojrzała na niego zaskoczona i nieco wystraszona. – Nie! Nic nie będziemy wysadzać. Idziemy tylko na zakupy do supermarketu. Zero łamania prawa, Bill.
– Luzuj, bo straszna z ciebie nudziara – żachnął się Cyferka.
– Nie jestem nudziarą - zaprzeczyła oburzona i przyspieszyła, zostawiając demona w tyle.
– To dlaczego nie chcesz się zabawić? – zapytał, równając z nią krok.
Gwen gwałtownie się zatrzymała i spojrzała rozgniewana na Billa.
– Bo wiem, jakie będą tego konsekwencje. – Odgarnęła ręką z twarzy, zabłąkane kosmyki włosów. – Nie jestem taka jak ty i nie mogę się ulotnić kiedy zrobi się niebezpiecznie. Jeśli coś zrobię i moi rodzice zostaną o tym powiadomieni, od razu tu przyjadą i mnie zabiorą. Oczywiście jeśli już tego nie planują, bo nie odbieram od ojca telefonów, już przeszło tydzień.
– Jeśli wyjedziesz, złamiesz umowę. – Zmrużył oko i ściągnął lekko brew.
– No właśnie. Czy to nie jest wystarczający powód, dla którego nie chcę robić niczego co łamie prawo?
Bill prychnął pod nosem.
– Powiedzmy, że akceptuję ten argument i na razie dam ci z tym spokój – oznajmił z chytrym uśmiechem na ustach. – Ale i tak jesteś nudna i drętwa, ruda.
– Nie jestem! – obruszyła się, zrywając ze stojącego obok słupa wiszącą kartkę i wcisnęła ją w ręce Billa – Udowodnię ci to.
– Letni Festiwal? – przeczytał na głos. Uniósł brew i spojrzał znad kartki na Gwen. – Chcesz tam iść?
– Tak. Przekonam cię, że nie jestem nudna i można się ze mną dobrze bawić – zadeklarowała gniewnie i wyrwała z rąk Cyferki plakat. – Festiwal jest w przyszłą niedzielę, więc za półtorej tygodnia cofniesz swoja słowa.
– Oho, to obietnica? – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– T-tak – zająknęła się, ale po chwili odchrząknęła i całkiem poważnie dodała: – Ja Gwen Ashworth, udowodnię ci Billu Cyferko że się pomyliłeś nazywając mnie nudną, a jeśli wygram...
– To co? – Spytał niskim barytonem, pochylając się nad nią.
Gwen wytrzymała ciężkie spojrzenie Billa, choć ledwo powstrzymała chęć odwrócenia wzroku.
– Coś wymyślę, mam jeszcze dużo czasu – odparła pośpiesznie.
– A jeśli przegrasz? – zapytał niewinnie, a mimo to, w jego oku zabłysnęły ogniki złośliwości.
– Przegrana nie wchodzi w grę – Gwen oświadczyła pewnie, sama będąc pod wrażeniem swojej postawy.
– Odważnie. – Podrapał się po podbródku. – Widzę, że mocno się wkręciłaś.
– Nikt nie będzie nazywał mnie nudną i drętwą, nawet ty – odparła, mrużąc oczy.
– Świetnie, cieszę się, że dałem ci motywację do działania, ale zróbmy już te zakupy. – Wsadził ręce do kieszeni spodni i ruszył w kierunku supermarketu. – Zamówiłem pizzę i musimy być w domu za pół godziny.
Gwen otwarła zaskoczona buzię, ale po chwili ją zamknęła, próbując przeanalizować słowa Billa.
– Kiedy ją zamówiłeś? – spytała zirytowana, gdy zrównała z nim krok.
– Kiedy mówiłaś coś tam, o konsekwencjach łamania prawa. Nie pamiętam – wzruszył ramionami, jak gdyby nic.
– Ty w ogóle słuchasz czasami, co ja do ciebie mówię?
– Czasami. – Uśmiechnął się szeroko.
Dziewczyna przewróciła oczami.
~*~
– Moje oszczędności – jęknęła, powłócząc nogami. Ciężkimi krokami weszła na ganek i wsadziła klucz do zamka, po czym przekręciła go i pchnęła drzwi.
– Jak poprosisz, to mogę sprawić że będziesz bogata – oznajmił Bill, który wtoczył się do domu obładowany siatkami.
– Napra... - Nie dokończyła, kiedy wchodząc za Billem do kuchni, zobaczyła jak z pod bluzy wypada mu opakowanie żelek. – Bill, powiedz że zapłaciłeś za te żelki i wsadziłeś je pod bluzę, bo nie miałeś wolnych rąk.
– Nie. Ukradłem je – odparł zadowolony i potrząsnął bluzą, a z rękawów wyleciało kilka opakowań różnych słodyczy.
– Rozmawialiśmy o tym! Żadnego łamania prawa – zirytowała się.
– Nie. Rozmawialiśmy o tobie. – Otworzył paczkę z chrupkami, które zaczął garściami pakować sobie do ust. Gdy przełknął kontynuował. – Mnie to nie dotyczy. Luzuj, ruda.
Bill wpakował kolejną garść chrupek do buzi, a Gwen westchnęła i usiadła przy stole otwierając paczkę żelek i zajadając kilka ze smakiem.
– Niech ci będzie – mruknęła, przeżuwając słodycze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro