Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10 - Jej demon ma problem

– Biorąc pod uwagę, jakimi produktami dysponujemy i moje umiejętności kulinarne mogę ci przygotować jajecznicę, jajecznicę z dodatkami, tosty z serem, naleśniki. – Zaczęła wyliczać na palcach. – A także spaghetti.

– Hm – mruknął Bill, kończąc ostatni kawałek pizzy. – Trudny wybór. Ale nie lubię zastanawiać się przez wieczność, więc chcę... Lasagne, z dużą ilością sera.

Gwen opuściła zrezygnowana ramiona.

– Nigdy tego nie robiłam – przyznała niechętnie, po czym spojrzała podejrzliwie na Cyferkę. – A ty czasem się już nie najadłeś tą pizzą? Zamówiłeś największą i na dodatek, całą zjadłeś sam.

– E, nie – odparł, odsuwając od siebie pusty karton. – Dalej chcę jeść.

– Nie namówię cię do zmiany dania, nie? – stęknęła, wpatrując się błagalnie w blondyna, ale ten jedynie pokręcił przecząco głową. – Nie miej do mnie pretensji, jeśli się otrujesz.

– Oboje wiemy, że jesteś okropną kucharką – stwierdził, odchylając się na krześle w tył. – Ale podejmę to ryzyko.

– Dzięki Bill – westchnęła i zaczęła przygotowywać produkty. – Jak zawsze, szczery do bólu.

– Do usług, rudziku. – Uśmiechnął się leniwie i puścił jej oczko.

Gwen sama przed sobą musiała w końcu przyznać, że obecność Billa Cyferki zaczęła jej się podobać. Możliwe, że nawet już wcześniej tak to odbierała, ale dopiero teraz, w pełni zdała sobie sprawę, jak zmieniło się jej życie od kiedy poznała tego szalonego demona i nie chciała, by w jakiś sposób to uległo zmianie. Choć wiedziała, że Bill w końcu odejdzie, gdy odzyska moc, a ona znów powróci do monotonnego życia, w którym prym wiodą głównie pieniądze. Ufała Cyferce i wierzyła, że dotrzyma on danego jej słowa, choć z dnia na dzień miała coraz większe wątpliwości, dotyczące jego historii. Czy na pewno Bill nie chciał zagłady ludzkości? Chce odzyskać moc, tylko po to żeby wrócić do swojego wymiaru? I czy dobrze robi, pomagając mu w tym wszystkim? Mógł z nią żartować, mógł się obrażać, albo zachowywać jak dziecko, ale wciąż pozostawał demonem, a one z natury są złe, prawda? 

Gwen czuła się źle, myśląc w ten sposób. Nie miała gwarancji, że w tamtym momencie Bill nie siedzi w jej głowie i nie planuje ukarać ją za takie myślenie. Wiedziona obawami o swoje życie, niepewnie obejrzała się przez ramie na Cyferkę, który siedział kilka metrów za nią. Na szczęście, nie wydawał się on być aktualnie w jakikolwiek sposób zainteresowany dziewczyną, bo wpatrywał się w okno. Nie często miała okazję, oglądać go w takim stanie, gdyż przeważnie wszędzie go było pełno i na dodatek robił więcej szumu i hałasu, niż to było konieczne. Chociaż, kiedy się nad tym zastanowiła, jego chwilowe zawieszenia, zdarzały się coraz częściej i powoli przestawały być chwilowe.

– Bill, wszystko gra? – spytała, odwracając się w jego stronę.

– Hm? – Spojrzał na nią, jakby wyciągnięty z letargu. – Już skończyłaś?

– Nie – odparła. Chwyciła telefon w dłoń i spojrzała na wyświetlacz. – Tutaj piszą, że teraz na czterdzieści minut do piekarnika, więc jeszcze trochę musisz poczekać.

– Dobrze się składa, bo musimy pogadać. – Wstał energicznie z krzesła, a to aż się zakołysało.

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – westchnęła, chowając telefon do kieszeni w spodniach.

– Mniej więcej, o tym właśnie chcę porozmawiać. Poczekam na ciebie w pokoju – oznajmił i sekundę później zniknął.

Dziewczyna przegryzła nerwowo wargę i wsadziła szklane naczynie do piekarnika. Po ustawieniu odpowiedniej temperatury udała się na górę, do pokoju w którym na czas wakacji przyszło jej spać. Gdy przekroczyła próg, od razu zauważyła Billa opierającego się o parapet.

– O czym chciałeś porozmawiać? – zapytała, siadając na krześle przy biurku.

– Możliwe, że popełniłem błąd.

– Ty i błąd? Niemożliwe – droczyła się, ale gdy tylko Bill spojrzał na nią lodowatym wzrokiem, uśmiech od razu zszedł z jej twarzy.

– Prawdopodobnie, nie uda mi się zdjąć bariery, która otacza Wodogrzmoty – przyznał niechętnie, co wywołało zdezorientowanie na twarzy rudowłosej.

– Co? Ale jak to? Mówiłeś że dzienniki...

– Są gówno warte – podsumował, bez chwili zawahania. – Znasz to powiedzenie "tonący brzytwy się chwyta"? Prawdopodobnie, w dziennikach nie ma nawet słowa, o tej barierze, ale na początku nie brałem nawet tej opcji pod uwagę. Wiesz jak to jest, przez kilkanaście lat, być zawieszonym między wymiarami, tam gdzie noc nie mija się z dniem, gdzie czas nie istnieje, a ciemność zdaje się pożerać cię z każdą kolejną chwilą? Gdy odzyskałem wolność, postanowiłem jedno. Nie dać się znowu unicestwić, choćbym miał spalić cały wasz nędzny wymiar.

– To trochę... mroczny scenariusz – wtrąciła cicho. 

Była mocno zszokowana jego słowami, bo jeszcze nigdy nie mówił jej wprost o tym, że chciałby zniszczyć świat, a nawet zarzekał się, że nie ma złych intencji. Czy na pewno, nie planujesz zagłady ludzkości, Billu Cyferko? Pomyślała, ale nie miała odwagi powiedzieć tego na głos.

– O dziennikach pomyślałem od razu – kontynuował, ignorując słowa Gwen. – Ich autor posiadał niebywale potężną wiedzę, a prowadząc badania w Wodogrzmotach, spisywał swoje odkrycia właśnie do tych dzienników. Jednak z czasem zacząłem wątpić, że tak ważną informację umiejscowił na kartkach papieru, aż w końcu dotarło do mnie, że ten stary sześciopalczasty dureń, ukrył to w swoim umyśle. - Przyłożył rękę do czoła i zaczął cicho chichotać pod nosem, a po chwili, przerodziło się to w histeryczny śmiech.

– A jak do tego doszedłeś, jeśli mogę zapytać? – zagadnęła, kiedy Bill trochę się uspokoił.

– Sam mi o tym powiedział – odrzekł, ciężko siadając na łóżko. –– Już wcześniej szukałem sposobu, aby zniwelować tę barierę i to właśnie Stanford Pines, posiadał odpowiednie informacje aby to uczynić. Ale nie chciał mi tego zdradzić, a bez uściśnięcia jego dłoni, moja moc względem niego była bezsilna i nie mogłem wedrzeć się do jego umysłu.

– Teraz kiedy wspomniałeś nazwisko Pines – zaczęła, ściągając tym samym na siebie uwagę Cyferki. – Mój kuzyn Robbie napomknął kiedyś, o jakimś małym Pinesie. Dopper...Bipper...

– Dipper – wtrącił sucho.

– Właśnie, Dipper! – Widząc reakcje Billa, uniosła brew. – Chyba za nim nie przepadasz, co?

– Nienawidzę wszystkich Pinesów. Bez wyjątków – wycedził, a jego oko na ułamek sekundy zrobiło się czerwone.

Gwen przełknęła ślinę i na moment wstrzymała oddech. W tamtym momencie, bardzo nie chciała być wtedy w pokoju, a zwłaszcza w towarzystwie Billa, który mógłby ją właściwie zabić pstryknięciem palca. Bo bardzo prawdopodobne było to, że właśnie przysłowiowo nadepnęła mu na odcisk.

– A tak z ciekawości... – Zacisnęła w dłoniach materiał koszulki. – Kim jest ten cały Stanford?

– Walnięty naukowiec, który pozjadał wszystkie rozumy – odparował od razu.

– Brzmi znajomo – wtrąciła mimochodem, ale zaraz ugryzła się w język. – I co z nim?

– Wiele lat temu, zawarliśmy pakt. Pomagałem mu odkryć tajemnice świata i takie tam. - Wzruszył ramionami i rozłożył się na łóżku. – Jest wujkiem Dippera.

– Aha. – Oparła twarz na dłoni, uprzednio kładąc łokieć na biurku. – Więc, skoro od początku wiedziałeś, że prawdopodobnie nie znajdziesz w dziennikach informacji, jak zdjąć barierę, to dlaczego tak bardzo chciałeś je znaleźć?

Bill zmrużył oko i w skupieniu przyglądał się Gwen. Wyglądał, jakby poważnie się nad czymś zastanawiał, co w rzeczywistości mogło być prawdą, ale dziewczyna wolała jednak nie wiedzieć, co chodzi po głowie Cyferce.

– Możliwe, że nie potrzebuję ich tylko w tym jednym celu, ale dowiesz się o tym w swoim czasie. Może jak będziesz grzeczna, to powiem ci to wcześniej – oznajmił z szerokim uśmiechem i złośliwym błyskiem w oku.

– Mówisz do mnie jak do dziecka – ściągnęła brwi, w geście irytacji.

– A nie jesteś nim?

– Dziecko nie zrobi ci obiadu – odgryzła się.

– Dziecko nie pyskuje i szanuje starszych – dodał.

– Jak widać, nie miałeś do czynienia z dziećmi – prychnęła, zakładając nogę na nogę.

– Mam jedno przed sobą. Więcej mi nie potrzeba. – Poprawił poduszkę pod głową.

– Jeśli to miało być zabawne, to chyba zapomniałam się zaśmiać. – Przewróciła oczami. 

~*~

– Bo tak się zastanawiam – odezwała się Gwen, po dłuższym czasie kartkowania starej książki o Wodogrzmotach, którą prawie znała już na pamięć. – Mówiłeś że straciłeś moc, przez pistolet usuwający pamięć. 

– Do czego zmierzasz? – spytał, podnosząc głowę z poduszki i spoglądając na dziewczynę.

– No bo, jakby zbudować ten pistolet od nowa, to nie dałoby się nie wiem... Przywrócić ci tej mocy?

Bill podniósł się do siadu, nie odrywając wzroku od dziewczyny.

– To tak nie działa – westchnął, na powrót opadając na łóżko. – Wpierw, musiałaby być ona gdzieś zamknięta, zakonserwowana. Dopiero potem, można by odtworzyć budowę tego pistoletu, ale zamiast usuwania pamięci, przywracałby ją.

– To by ułatwiło sprawę – mruknęła, przymykając oczy.

– Taa... Gwen – odezwał się, na co dziewczyna uchyliła powieki. – Powinnaś zrobić coś z tą pościelą, bo na świeżą to ona nie pachnie.

– Przecież wczoraj ją... – zamilkła, gdy do jej nozdrzy dotarł zapach spalenizny. – Bill to nie pościel, tylko twój obiad.

Już w połowie wypowiadanego zdania, zerwała się z krzesła i wybiegła z pokoju. Sprawnie zbiegła po schodach i już tam zauważyła szary dym, wydobywający się z kuchni. Z bijącym sercem, wparowała do pomieszczenia i od razu rzuciła się do piekarnika, a kiedy go otworzyła, gorące powietrze i obłoki dymu uderzyły ją w twarz. Chwyciła za ścierkę i trzęsącymi rękoma wyciągnęła naczynie.

– Moja lasania... – jęknęła, upadając na kolana. – To się nawet nie nadaje do zjedzenia.

Danie w naczyniu, w niczym nie przypominało potrawy ze zdjęcia w Internecie, a bliżej mu było do spalonej brei, która nadawała się tylko do wyrzucenia. Ewentualnie do wypchania tym Billowi butów, ale tego wolała nie praktykować.

– Oho, jaka szkoda. – Cyferka pojawił się obok.

– Jak mogłam o tym zapomnieć... – Zachodziła w głowę, dalej klęcząc nad szklanym naczyniem.

– Luzuj, zawsze mogę zrobić to. – Pstryknął palcami, a na stole obok, pojawiła się gotowa do spożycia lasania.

Gwen z początku nawet nie mrugnęła. Gdy dotarło do niej, co się właśnie wydarzyło, nie wytrzymała i gwałtownie poderwała się do góry, chwytając Billa za bluzę.

– Byłam przekonana, że musisz oszczędzać swoją moc, a ty od początku mogłeś sobie wyczarować to jedzenie! – wycedziła gniewnie. Od środka płonęła dzikim ogniem, ale resztkami zdrowego rozsądku powstrzymywała się, od porządnego szarpnięcia demonem. Bill natomiast, ze spokojem złapał jej dłonie i odczepił od swojego ubrania, po czym uśmiechnął się lubieżnie.

– Zaskoczona?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro