10 - Jej demon ma problem
– Biorąc pod uwagę, jakimi produktami dysponujemy i moje umiejętności kulinarne mogę ci przygotować jajecznicę, jajecznicę z dodatkami, tosty z serem, naleśniki. – Zaczęła wyliczać na palcach. – A także spaghetti.
– Hm – mruknął Bill, kończąc ostatni kawałek pizzy. – Trudny wybór. Ale nie lubię zastanawiać się przez wieczność, więc chcę... Lasagne, z dużą ilością sera.
Gwen opuściła zrezygnowana ramiona.
– Nigdy tego nie robiłam – przyznała niechętnie, po czym spojrzała podejrzliwie na Cyferkę. – A ty czasem się już nie najadłeś tą pizzą? Zamówiłeś największą i na dodatek, całą zjadłeś sam.
– E, nie – odparł, odsuwając od siebie pusty karton. – Dalej chcę jeść.
– Nie namówię cię do zmiany dania, nie? – stęknęła, wpatrując się błagalnie w blondyna, ale ten jedynie pokręcił przecząco głową. – Nie miej do mnie pretensji, jeśli się otrujesz.
– Oboje wiemy, że jesteś okropną kucharką – stwierdził, odchylając się na krześle w tył. – Ale podejmę to ryzyko.
– Dzięki Bill – westchnęła i zaczęła przygotowywać produkty. – Jak zawsze, szczery do bólu.
– Do usług, rudziku. – Uśmiechnął się leniwie i puścił jej oczko.
Gwen sama przed sobą musiała w końcu przyznać, że obecność Billa Cyferki zaczęła jej się podobać. Możliwe, że nawet już wcześniej tak to odbierała, ale dopiero teraz, w pełni zdała sobie sprawę, jak zmieniło się jej życie od kiedy poznała tego szalonego demona i nie chciała, by w jakiś sposób to uległo zmianie. Choć wiedziała, że Bill w końcu odejdzie, gdy odzyska moc, a ona znów powróci do monotonnego życia, w którym prym wiodą głównie pieniądze. Ufała Cyferce i wierzyła, że dotrzyma on danego jej słowa, choć z dnia na dzień miała coraz większe wątpliwości, dotyczące jego historii. Czy na pewno Bill nie chciał zagłady ludzkości? Chce odzyskać moc, tylko po to żeby wrócić do swojego wymiaru? I czy dobrze robi, pomagając mu w tym wszystkim? Mógł z nią żartować, mógł się obrażać, albo zachowywać jak dziecko, ale wciąż pozostawał demonem, a one z natury są złe, prawda?
Gwen czuła się źle, myśląc w ten sposób. Nie miała gwarancji, że w tamtym momencie Bill nie siedzi w jej głowie i nie planuje ukarać ją za takie myślenie. Wiedziona obawami o swoje życie, niepewnie obejrzała się przez ramie na Cyferkę, który siedział kilka metrów za nią. Na szczęście, nie wydawał się on być aktualnie w jakikolwiek sposób zainteresowany dziewczyną, bo wpatrywał się w okno. Nie często miała okazję, oglądać go w takim stanie, gdyż przeważnie wszędzie go było pełno i na dodatek robił więcej szumu i hałasu, niż to było konieczne. Chociaż, kiedy się nad tym zastanowiła, jego chwilowe zawieszenia, zdarzały się coraz częściej i powoli przestawały być chwilowe.
– Bill, wszystko gra? – spytała, odwracając się w jego stronę.
– Hm? – Spojrzał na nią, jakby wyciągnięty z letargu. – Już skończyłaś?
– Nie – odparła. Chwyciła telefon w dłoń i spojrzała na wyświetlacz. – Tutaj piszą, że teraz na czterdzieści minut do piekarnika, więc jeszcze trochę musisz poczekać.
– Dobrze się składa, bo musimy pogadać. – Wstał energicznie z krzesła, a to aż się zakołysało.
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – westchnęła, chowając telefon do kieszeni w spodniach.
– Mniej więcej, o tym właśnie chcę porozmawiać. Poczekam na ciebie w pokoju – oznajmił i sekundę później zniknął.
Dziewczyna przegryzła nerwowo wargę i wsadziła szklane naczynie do piekarnika. Po ustawieniu odpowiedniej temperatury udała się na górę, do pokoju w którym na czas wakacji przyszło jej spać. Gdy przekroczyła próg, od razu zauważyła Billa opierającego się o parapet.
– O czym chciałeś porozmawiać? – zapytała, siadając na krześle przy biurku.
– Możliwe, że popełniłem błąd.
– Ty i błąd? Niemożliwe – droczyła się, ale gdy tylko Bill spojrzał na nią lodowatym wzrokiem, uśmiech od razu zszedł z jej twarzy.
– Prawdopodobnie, nie uda mi się zdjąć bariery, która otacza Wodogrzmoty – przyznał niechętnie, co wywołało zdezorientowanie na twarzy rudowłosej.
– Co? Ale jak to? Mówiłeś że dzienniki...
– Są gówno warte – podsumował, bez chwili zawahania. – Znasz to powiedzenie "tonący brzytwy się chwyta"? Prawdopodobnie, w dziennikach nie ma nawet słowa, o tej barierze, ale na początku nie brałem nawet tej opcji pod uwagę. Wiesz jak to jest, przez kilkanaście lat, być zawieszonym między wymiarami, tam gdzie noc nie mija się z dniem, gdzie czas nie istnieje, a ciemność zdaje się pożerać cię z każdą kolejną chwilą? Gdy odzyskałem wolność, postanowiłem jedno. Nie dać się znowu unicestwić, choćbym miał spalić cały wasz nędzny wymiar.
– To trochę... mroczny scenariusz – wtrąciła cicho.
Była mocno zszokowana jego słowami, bo jeszcze nigdy nie mówił jej wprost o tym, że chciałby zniszczyć świat, a nawet zarzekał się, że nie ma złych intencji. Czy na pewno, nie planujesz zagłady ludzkości, Billu Cyferko? Pomyślała, ale nie miała odwagi powiedzieć tego na głos.
– O dziennikach pomyślałem od razu – kontynuował, ignorując słowa Gwen. – Ich autor posiadał niebywale potężną wiedzę, a prowadząc badania w Wodogrzmotach, spisywał swoje odkrycia właśnie do tych dzienników. Jednak z czasem zacząłem wątpić, że tak ważną informację umiejscowił na kartkach papieru, aż w końcu dotarło do mnie, że ten stary sześciopalczasty dureń, ukrył to w swoim umyśle. - Przyłożył rękę do czoła i zaczął cicho chichotać pod nosem, a po chwili, przerodziło się to w histeryczny śmiech.
– A jak do tego doszedłeś, jeśli mogę zapytać? – zagadnęła, kiedy Bill trochę się uspokoił.
– Sam mi o tym powiedział – odrzekł, ciężko siadając na łóżko. –– Już wcześniej szukałem sposobu, aby zniwelować tę barierę i to właśnie Stanford Pines, posiadał odpowiednie informacje aby to uczynić. Ale nie chciał mi tego zdradzić, a bez uściśnięcia jego dłoni, moja moc względem niego była bezsilna i nie mogłem wedrzeć się do jego umysłu.
– Teraz kiedy wspomniałeś nazwisko Pines – zaczęła, ściągając tym samym na siebie uwagę Cyferki. – Mój kuzyn Robbie napomknął kiedyś, o jakimś małym Pinesie. Dopper...Bipper...
– Dipper – wtrącił sucho.
– Właśnie, Dipper! – Widząc reakcje Billa, uniosła brew. – Chyba za nim nie przepadasz, co?
– Nienawidzę wszystkich Pinesów. Bez wyjątków – wycedził, a jego oko na ułamek sekundy zrobiło się czerwone.
Gwen przełknęła ślinę i na moment wstrzymała oddech. W tamtym momencie, bardzo nie chciała być wtedy w pokoju, a zwłaszcza w towarzystwie Billa, który mógłby ją właściwie zabić pstryknięciem palca. Bo bardzo prawdopodobne było to, że właśnie przysłowiowo nadepnęła mu na odcisk.
– A tak z ciekawości... – Zacisnęła w dłoniach materiał koszulki. – Kim jest ten cały Stanford?
– Walnięty naukowiec, który pozjadał wszystkie rozumy – odparował od razu.
– Brzmi znajomo – wtrąciła mimochodem, ale zaraz ugryzła się w język. – I co z nim?
– Wiele lat temu, zawarliśmy pakt. Pomagałem mu odkryć tajemnice świata i takie tam. - Wzruszył ramionami i rozłożył się na łóżku. – Jest wujkiem Dippera.
– Aha. – Oparła twarz na dłoni, uprzednio kładąc łokieć na biurku. – Więc, skoro od początku wiedziałeś, że prawdopodobnie nie znajdziesz w dziennikach informacji, jak zdjąć barierę, to dlaczego tak bardzo chciałeś je znaleźć?
Bill zmrużył oko i w skupieniu przyglądał się Gwen. Wyglądał, jakby poważnie się nad czymś zastanawiał, co w rzeczywistości mogło być prawdą, ale dziewczyna wolała jednak nie wiedzieć, co chodzi po głowie Cyferce.
– Możliwe, że nie potrzebuję ich tylko w tym jednym celu, ale dowiesz się o tym w swoim czasie. Może jak będziesz grzeczna, to powiem ci to wcześniej – oznajmił z szerokim uśmiechem i złośliwym błyskiem w oku.
– Mówisz do mnie jak do dziecka – ściągnęła brwi, w geście irytacji.
– A nie jesteś nim?
– Dziecko nie zrobi ci obiadu – odgryzła się.
– Dziecko nie pyskuje i szanuje starszych – dodał.
– Jak widać, nie miałeś do czynienia z dziećmi – prychnęła, zakładając nogę na nogę.
– Mam jedno przed sobą. Więcej mi nie potrzeba. – Poprawił poduszkę pod głową.
– Jeśli to miało być zabawne, to chyba zapomniałam się zaśmiać. – Przewróciła oczami.
~*~
– Bo tak się zastanawiam – odezwała się Gwen, po dłuższym czasie kartkowania starej książki o Wodogrzmotach, którą prawie znała już na pamięć. – Mówiłeś że straciłeś moc, przez pistolet usuwający pamięć.
– Do czego zmierzasz? – spytał, podnosząc głowę z poduszki i spoglądając na dziewczynę.
– No bo, jakby zbudować ten pistolet od nowa, to nie dałoby się nie wiem... Przywrócić ci tej mocy?
Bill podniósł się do siadu, nie odrywając wzroku od dziewczyny.
– To tak nie działa – westchnął, na powrót opadając na łóżko. – Wpierw, musiałaby być ona gdzieś zamknięta, zakonserwowana. Dopiero potem, można by odtworzyć budowę tego pistoletu, ale zamiast usuwania pamięci, przywracałby ją.
– To by ułatwiło sprawę – mruknęła, przymykając oczy.
– Taa... Gwen – odezwał się, na co dziewczyna uchyliła powieki. – Powinnaś zrobić coś z tą pościelą, bo na świeżą to ona nie pachnie.
– Przecież wczoraj ją... – zamilkła, gdy do jej nozdrzy dotarł zapach spalenizny. – Bill to nie pościel, tylko twój obiad.
Już w połowie wypowiadanego zdania, zerwała się z krzesła i wybiegła z pokoju. Sprawnie zbiegła po schodach i już tam zauważyła szary dym, wydobywający się z kuchni. Z bijącym sercem, wparowała do pomieszczenia i od razu rzuciła się do piekarnika, a kiedy go otworzyła, gorące powietrze i obłoki dymu uderzyły ją w twarz. Chwyciła za ścierkę i trzęsącymi rękoma wyciągnęła naczynie.
– Moja lasania... – jęknęła, upadając na kolana. – To się nawet nie nadaje do zjedzenia.
Danie w naczyniu, w niczym nie przypominało potrawy ze zdjęcia w Internecie, a bliżej mu było do spalonej brei, która nadawała się tylko do wyrzucenia. Ewentualnie do wypchania tym Billowi butów, ale tego wolała nie praktykować.
– Oho, jaka szkoda. – Cyferka pojawił się obok.
– Jak mogłam o tym zapomnieć... – Zachodziła w głowę, dalej klęcząc nad szklanym naczyniem.
– Luzuj, zawsze mogę zrobić to. – Pstryknął palcami, a na stole obok, pojawiła się gotowa do spożycia lasania.
Gwen z początku nawet nie mrugnęła. Gdy dotarło do niej, co się właśnie wydarzyło, nie wytrzymała i gwałtownie poderwała się do góry, chwytając Billa za bluzę.
– Byłam przekonana, że musisz oszczędzać swoją moc, a ty od początku mogłeś sobie wyczarować to jedzenie! – wycedziła gniewnie. Od środka płonęła dzikim ogniem, ale resztkami zdrowego rozsądku powstrzymywała się, od porządnego szarpnięcia demonem. Bill natomiast, ze spokojem złapał jej dłonie i odczepił od swojego ubrania, po czym uśmiechnął się lubieżnie.
– Zaskoczona?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro