3. „Death Game"
Tytuł: „Death Game"
Autor: sucharowicz
Gatunek: Science-fiction/Przygodowe
Ilość rozdziałów: 12 rozdziałów
Ilość przeczytanych rozdziałów: 12 rozdziałów
Status: Trwające
RECENZJA
Recenzja może zawierać spoilery!!!
1. Opis.
Po przeczytaniu tego opisu, miałam nieodparte wrażenie, że „Death Game” będzie czymś w stylu książki „Igrzyska Śmierci” i filmu „Jumanji”. U progu historii, tworzonej przez sucharowicz dostajemy garść solidnych faktów na temat gry, na której opiera się praktycznie cała fabuła. Jest to dobry zabieg, ponieważ nie ujawnia za wiele co się będzie działo w opowiadaniu, natomiast pozwala na chociaż częściowe dowiedzenie się, o czym ono będzie. To, czego mogłabym się tutaj przyczepić, to brak akapitów lub odstępów. Tekst wygląda przez to na zbity i niezbyt przejrzysty. Co do reszty, opis spełnia swoją funkcję — mnie zaciekawił, zachęcił do dalszego zapoznania się z historią, ale też nie odepchnął większymi błędami czy literówkami. Oceniam go jak najbardziej na plus.
2. Fabuła.
Na samym początku „Death Game” poznajemy pierwszą drużynę, składającą się z Qwicka, Kusara i Obcego. Dowiadujemy się, że uczestnicy Śmiertelnej Gry nie pamiętają żadnych znaczących faktów z ich życia, poza pseudonimami, którymi się posługują. Po jakimś czasie chłopcy — bo mowa tu głównie o nastolatkach — oglądają kasetę, na której niezidentyfikowany mężczyzna w masce pandy, kamuflującej jego twarz wyjaśnia im, gdzie się właściwie znaleźli i przedstawia zarys świata, w którym od tego momentu przyjdzie im egzystować. Całość utrzymana jest w atmosferze tajemnicy i grozy.
W późniejszych rozdziałach — ale mniej więcej w tym samym czasie — przedstawiani są kolejni uczestnicy gry, ale również zasady jakimi rządzi się wirtualny świat. Po krótce je przybliżę...
Mianowicie, w całej, nazwijmy to upiornie, „zabawie” uczestniczy osiemnastu graczy, podzielonych na sześć drużyn. Wszyscy na początku lądują na tej samej wyspie. Przeważnie budzą się w tajemniczych, białych pokojach, nie pamiętając kompletnie nic ze swojego poprzedniego życia. Każdy z trzyosobowych teamów znajduje się w jednym z siedmiu sektorów, różniących się klimatami. Szczegółowe zasady całej gry opisane są w instrukcji, a plan wyspy przedstawiony na mapie, którą nie każdy ma przyjemność posiadać. Przestrzeń, do której zostali wrzuceni nasi uczestnicy jest ograniczona niebieską barierą, która zgodnie z zapewnieniem typka w masce z nagrania, będzie się stopniowo kurczyć, spychając ludzi wgłąb wyspy, tym samym zwiększając prawdopodobieństwo spotkania wszystkich drużyn. Oprócz tego wszystkiego, jest coś, co naszym siedemnastu chłopcom i jednej dziewczynie (tak, mamy tutaj jedyną przedstawicielkę płci pięknej, ale o tym później) może znacznie pomóc. Są to skrzynki o trzech, nazwijmy to rangach — zwykła, srebrna oraz złota. O ile w zwykłej znajduje się przeważnie jedna rzecz, o tyle w dwóch następnych gracze mogą znaleźć znacznie obfitsze dary. Dodatkową pomocą zdaje się również portal, zwany ekwipunkiem, do którego nasze orzeszki mogą chować różne rzeczy i w dowolnym miejscu i czasie je wyciągać. A, no i jest jeszcze jedna, pyszna sprawa... Potwory.
Powiem tak, pomysł jest bardzo ciekawy i dobrze przemyślany pod kątem fabularnym. Może to być istna gratka dla fanów wcześniej wspomnianych „Igrzysk Śmierci” i „Jumanji”. Sam pomysł wrzucenia bohaterów do komputerowej gry, którą, nawiasem mówiąc, musi sterować niezły psychol, choć nienowy jest całkiem oryginalny, biorąc pod uwagę dosyć fajnie wymyślone zasady. Narracja, wybrana przez sucharowicz również wydaje się bardzo odpowiednia, a mowa tu o trzecioosobowej formie opowiadania — dzięki niej możemy poznać każdego z bohaterów osobno, a w perspektywach możnaby się było nieźle pomieszać, zważając na to, że jak dotąd żadna z drużyn jeszcze się nie spotkała. A, no i wątek Olix, jedynej dziewczyny na wyspie, jest intrygujący i mam nadzieję, że wkrótce zostanie bardziej rozwinięty. Mam tylko nadzieję, że nie została ona wrzucona w wir akcji tylko w celach, ujmijmy to, kopulacyjnych.
Przyczepię się jednak do tempa akcji. Przez to, że czas ekranowy podzieliłeś na tak wiele postaci, zrozumiałym jest, że potrzeba sporo miejsca na przedstawienie każdej z nich. Niestety, a przynajmniej dla mnie, sprawiło to, że przez sześć pierwszych rozdziałów, do momentu znalezienia pierwszej złotej skrzynki, nie dzieje się praktycznie nic znaczącego, a plot płynie w tempie porównywalnym do żółwiego. I, o ile później zaczyna się już coś dziać, tak pierwsze rozdziały ciągnęły mi się niemiłosiernie na wprowadzaniu każdej postaci i ukazywaniu sposobu dowiedzenia się przez nich o tym, w jakiej sytuacji się znaleźli.
Jest jednak jeszcze kilka rzeczy, które muszę pochwalić. Przede wszystkim podoba mi się psychologia postaci, o czym więcej powiem w punkcie bohaterowie. Zaraz po niej, zadowoliły mnie fajne tytuły rozdziałów, stanowiące cytaty wypowiedzi bohaterów. Lubię takie zabiegi, aczkolwiek miej na uwadze, że nie każdemu one przypadną do gustu. Kolejną rzeczą, która mnie ucieszyła, jest to, że przedstawiłeś zjawisko fatamorgany na pustyni. Zgrabnie wplotłeś to w akcję, nie zapomniałeś, że coś takiego istnieje, przez co urealniłeś wydarzenia. Podziw wzbudziły we mnie zagadki i cała forma escape roomu, kiedy to Wixo trafił do gry. Muszę przyznać, że chylę nisko czoła przed tobą.
3. Bohaterowie.
Szczerze powiedziawszy, do tej pory nie mogę zapamiętać wszystkich imion i ogarnąć kto jest kim, ale mam nadzieję, że z czasem mi to przejdzie. Wypowiem się o nich raczej ogółem, ponieważ w sumie nie mamy tutaj głównego bohatera. Wszyscy są jednakowo ważni, ale przy tym bardzo różnorodni. Podoba mi się tutaj ukazanie psychologii poszczególnych osób, ale jest jednak coś, do czego w związku z tym się doczepię. Chodzi tutaj o ich zachowanie tuż po dowiedzeniu się, że zostali uwięzieni w grze. Coś podejrzanie szybko się z tym pogodzili. Bez urazy, ale gdyby mnie jakiś dziwny typek na kasecie, jeszcze w masce, powiedział, że jestem zamknięta w wirtualnym świecie i prawdopodobnie nie przeżyję, a szansę na to mam takie same jak siedemnaście innych osób, to mocno zastanowiłabym się, czy to mi się przypadkiem nie śni lub czy nie wylądowałam na oddziale zamkniętym szpitala psychiatrycznego. Albo jedno i drugie.
Z bólem muszę przyznać, że postacie zostały dosyć słabo przedstawione, a przeskakiwanie z jednej drużyny na drugą sprawiło, że jeszcze bardziej się w tym wszystkim pogubiłam. Nie zdążyłam się jeszcze zżyć z żadnym z bohaterów, a po upływie tych dwunastu rozdziałów wiem o nich w sumie niewiele więcej, co w pierwszym. Tylko niektórzy wzbudzili we mnie jakieś uczucia, a mówię tu o typku, którego imienia nie pamiętam, ale który nie podzielił się mapą. W sumie to chyba był wspomniany w jednym rozdziale, nad czym również ubolewam. Wydaje mi się, że lepiej by było, aby autor nie starał się wprowadzać jak najszybciej wszystkich bohaterów w akcję, tylko poświęcił na początek każdej drużynie po cztery rozdziały z rzędu, aby czytelnik miał szansę się z nimi zapoznać. Pomocna by była jakaś rozpiska uczestników na samym początku lub coś w tym stylu. Cokolwiek, co by pomogło się czytelnikowi odnaleźć, bo ja momentami wyklinałam na wszystkich, ponieważ nie ogarniałam kto jest kim. Z drugiej strony, chyba nie mam się co dziwić, historia dopiero raczkuje, więc jeszcze dostaniemy sporo szans na zapoznanie się z jej bohaterami.
Postacią intrygującą mnie najbardziej, jest sam twórca gry. Ciekawi mnie to, kim w rzeczywistości jest, czym się kierował przy wybieraniu uczestników Śmiertelnej Gry i, do cholery jasnej, dlaczego ma takie zapędy sadystyczne. Nie zdziwiłabym się w sumie, gdyby na końcu się okazało, że to wszystko było jednym, wielkim, nieśmiesznym żartem. Mam nadzieję, że typka w pandzie jeszcze zobaczymy i dowiemy się o nim nieco więcej.
No i w końcu dochodzimy do tego, co najbardziej podobało mi się w „Death Game”, a mianowicie potworach, które czyhają na naszych graczy. Osobiście, moim ulubionym stworkiem jest Enderman — gostek, który umie się teleportować, a zabić go nie sposób. Kiedy widzę w tekście rubinowe oczy, od razu przeszywa mnie dreszczyk podniecenia, który niestety szybko gaśnie, ponieważ nie dzieje się nic znaczącego w tej kwestii. Oprócz mojego faworyta, uczestnicy gry muszą zmagać się ze świetnie przedstawionymi Szkieletorami, wszelkiej maści pająkami (w tym Mrocznymi — coś jak akromantula z książek J.K. Rowling), Zmiennokształtnymi (do złudzenia przypominającymi zwykłych ludzi), Zombie, Smokiem i Czarnoksiężnikiem, który jest podobno cholernie niebezpieczny. Połowy tych postaci jeszcze nie poznaliśmy, ale dajmy na to czas sucharowiczowi
Pochwalę również pseudonimy. Są fajnie wymyślone i oddają klimat gry.
4. Błędy i stylistyka.
No i tutaj się popastwię troszkę nad autorem „Death Game”.
Niestety, pierwszym co na wstępie odrzuca i jest dla mnie w sumie najpoważniejszym wykroczeniem w tym opowiadaniu, to brak odstępu pomiędzy akapitami. Sprawia to, że cały tekst wygląda jak jeden, wielki, nieczytelny zlepek wyrazów. Fakt, sucharowicz zastosował tabulaturę, ale w sumie niewiele to pomogło. Brak odstępów jest o tyle uciążliwy, że tekst jest nieprzejrzysty, a czytanie go sprawiało mi momentami trudności. Było to dosyć ciężkie przeżycie i naprawdę czasem skutecznie mnie zniechęcało, dlatego do lektury robiłam kilka podejść. Warto o tym pomyśleć nie tylko ze względów estetycznych, ale również dlatego, że to zjawisko uniemożliwia dodawanie komentarzów pod wybranymi fragmentami. Szkoda by było, żeby przez taką głupotę morze czytelników nie poznało tej historii, prawda? Mam nadzieję, że się ze mną zgodzisz, sucharowicz i nie odbierzesz wytknięcia tych wszystkich potyczek jako hejtu.
Drugą sprawą, z którą masz problem, to kiepsko rozbudowana część informacyjna dialogów. Pominę notoryczne stosowanie dywizów zamiast półpauz lub pauz dialogowych (na ten temat możesz poczytać w pierwszej recenzji, wyjaśniłam tam ten problem bardziej szczegółowo no i wpływ Wattpada na niego), ale reszty nie daruję. Wypowiedzi twoich bohaterów bywają naturalne i czasami przezabawne (naprawdę, nie kłamię), ale warto wzbogacić tą „martwą” część dialogu, a nie kończyć go jedynie kropką po wypowiedzianej kwestii. Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi konkretnie chodzi. Jeśli nie, śmiało pytaj.
Oprócz tego zdarzały się literówki i powtórzenia, dlatego warto sprawdzić jeszcze raz cały tekst. Kiedy już to zrobisz, całość będzie estetyczniejsza i bardziej przystępna dla czytelnika.
Co do stylu, to jest on bardzo fajny i tutaj nie mam się w sumie do czego przyczepić. Gdyby nie utrudnienia przy wspomnianych akapitach, tekst czytałoby się bardzo lekko i przyjemnie właśnie za jego sprawą. Jak dla mnie, przydałoby się więcej opisów otoczenia. Bo o ile potwory są bardzo fajnie przedstawione, o tyle ciężko mi momentami wyobrazić sobie scenerię. Popracuj nad tym i będzie naprawdę git.
5. Podsumowanie.
"Death Game" pomimo estetyki na dosyć kiepskim poziomie (hej, głowa do góry, wystarczy posiedzieć chwilkę nad redakcją lub znaleźć do pomocy betę!) fabularnie nadąża. Jest to ciekawa propozycja dla fanów wirtualnego świata i gatunku science-fiction. Śmiertelna Gra może wciągnąć, jeśli tylko zostanie troszkę bardziej rozwinięta, ale całość naprawdę nieźle się zapowiada. Opowiadanie ma swoje plusy i minusy, a moje ogólne wrażenie jest dosyć mieszane. Raczej jeszcze chwilkę przy nim zostanę, żeby zobaczyć, co sucharowicz zrobi z tą historią.
Jeszcze raz wyrażam nadzieję, że moja opinia nie zostanie odebrana przez ciebie jako hejt. Chciałam ci jedynie pokazać, gdzie należy zwrócić większą uwagę przy poprawie tekstu. Przesyłam hektolitry weny i tony wytrwałości ❤️
Cantabile_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro