Rozdział 6 "Bałagan w urzędzie"
Janina weszła do kurnika i wkroczyła do "salonu" . Wszystkie kury natychmiast na nią spojrzały, zaciekawione co ich kuzynka wyprawia, jednak kura ominęła je lekceważąco i otworzyła drzwiczki do jej "mieszkania" .
- Tata jeszcze nie wrócił. - Powiedziało małe kurczątko, formując z gliny dzbanek.
- Popatrz, mamo! Ładne? -
- Tak, bardzo! - Odpowiedziała zachwycona Janina.
- Wybacz, skarbie, ale muszę iść do urzędu! Do zobaczenia! - Kura pomachała kurczątku i z powrotem wyszła do salonu. Kury znowu popatrzyły na nią z nadzieją, ale ona znowu je ominęła, ale tym razem weszła przez inną drzwi, wycięte w drewnianej ścianie.
=--=--=--=--=--=--=--=--=--=--=--=--=--=--=--=--=--=--=--=--=--=--=--=--=
Weszła do strasznie dużego i strasznie zatłoczonego pokoju. Wszędzie kręciło się mnóstwo kur, a niektóre nawet na siebie skakały, żeby zdążyć na spotkanie, zebranie, albo jakieś inne zdarzenia. Janina poszła małym korytarzem z ziarnami i przeszła przez kolejne "drzwi" . W przeciwieństwie do holu urzędu, tu panował, wręcz idealny porządek : na środku pokoju stało długie "biurko", a za nim, na obrotowym krześle siedział duży, biały kogut, z wielkim kołnierzem. Pisał coś na kawałku papieru.
- Dzień dobry! - Powiedziała Janina i zamknęła za sobą drzwi.
- Dzień dobry. W jakiej to sprawie do mnie przychodzisz, Janino? - Spytał i podniósł głowę na kurę.
- Jak pan wie, w całym kurniku rosną podatki! Kury nie mogą ciągle płacić podatków, skoro muszą karmić swoje kurczęta! -
- Wiem o tym. Właśnie zacząłem pracę nad zbudowaniem nowej szkoły i apteki. - Stwierdził ze spokojem kogut.
- Panie White! Wie pan, że to nie ma nic do podatków! - Janina walnęła skrzydłem w blat biurka, na co kogut popatrzył na nią zirytowany.
- Jeśli masz zamiar wyładować całą złość na moje biurko, to mogę zawołać psychologa! - Zawołał, wstając i opierając się o blat.
- Dobrze, skoro nie obniży pan podatków za tydzień, to dopilnuję by niedługo powstała rebelia! - Wrzasnęła i trzasnęła drzwiami. Kiedy wyszła zobaczyła, że do urzędu wszedł człowiek. Miał siwe włosy i tego samego koloru brwi. Wszystkie kury natychmiast ruszyły w przeciwną stronę, a kiedy z "gabinetu" wypadł Pan White, człowiek wziął go na ręce i przytulił. Kogut westchnął i zrobił taką minę jakby wczoraj i przedwczoraj robił to samo, i kosztowało go to strasznie dużo siły.
- Hej, mały jak tam u ciebie? - Spytał człowiek i po raz kolejny pogłaskał go po głowie. Postawił koguta na ziemię i nalał do wielkiej przegródki ziarno.
- Jedzcie, a ja pójdę do reszty kurnika! - Powiedział staruszek, a potem zniknął za ścianą. Janina spojrzała jeszcze raz na Pana White'a, a potem wyszła z urzędu.
Przepraszam, że taki krótki rozdział, ale nie wiedziałam co jeszcze napisać. :(
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro