Prolog
Harry obudził się z krzykiem. Właśnie przyśniła mu się znów scena z cmentarza. Śmierć Cedrica, odrodzenie Voldemorta. Czuł się jakby na tym cmentarzu pochował cały swój święty spokój. Od tamtego dnia nie mógł normalnie spać, dręczyły go ciągłe koszmary. Z utęsknieniem wspominał eliksir słodkiego snu, który dała mu Pani Pomfrey. Był ciekaw czy gdyby poprosił Snapea o ten eliksir to czy on by mu go dał. Wątpliwe. Przecież to Snape.
Wstał że swojego niewygodnego łóżka i podszedł do okna. Otworzył je i usiadł przewieszając nogi na zewnątrz. Był strasznie zmęczony, a wiedział, że nie zaśnie. Sięgnął do małego schowka i wyciągnął stamtąd żyletkę.
Kiedy zrobił kilka cięć poczuł się lepiej. Czuł jakby pokutował za śmierć Cedrica. Jakby tylko nie był takim idiotą z syndromem bohaterstwa, jakby tylko chwycił ten puchar sam. Ale nie. On musiał pokazać jaki to jest dobry.
Prychnął sam na siebie. Rany na nadgarstkach zaczęły go intensywniej piec kiedy zacisnął ręce z całej siły w pięści. W miarę z upływem krwi robił się bardziej senny. Oparł się wygodniej o ramę okna i poddał się temu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro