Pʀᴏʟᴏɢᴜᴇ
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
❝ Dᴏᴄɪᴇɴɪᴀᴍʏ, ᴛᴀᴋ ᴊᴀᴋ ᴊᴇꜱᴛᴇśᴍʏ ᴅᴏᴄᴇɴɪᴀɴɪ ﹣ ɢᴅʏ ᴛʀᴀᴄɪᴍʏ ɪ ɢᴅʏ ɴᴀꜱ ᴛʀᴀᴄą. ❞
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
Nadia czuła jak mroźne zimowe powietrze muska jej blade lico. Suknia, którą miała na sobie, była już brudna, w dłoni trzymała bogato zdobiony, długi nóż, który kiedyś podarował dziewczynie starszy brat. Wydarzenie to miało miejsce tuż przed jego śmiercią. Gdy Nadia była dzieckiem, całe dnie spędzała na ćwiczeniach z Antonim, pragnęła móc sama siebie obronić, więc uczyła się walczyć. Podążyła w stronę swojego domostwa, niegdyś jej rodzina żyła w dobrych warunkach. Nic im nie brakowało, jedzenia było w dostatku, a w kufrach znajdowało się przepiękne odzienia, jednakże Nadia nie pamiętała tego zbyt dobrze, gdyż w tamtym okresie miała jedynie pięć lat.
- Nadia, dziecko gdzieś ty się podziewała? Mówiłam ci, żebyś nie wracała o tak późnej porze. - Powiedziała matka, a gdy zobaczyła suknie, po twarzy kobiety, przebiegł cień irytacji.
Rodzicielka Nadii była piękną ciemnowłosą kobietą, na której twarzy rzadko widniał uśmiech, częściej można było tam ujrzeć grymas niezadowolenia czy surowość, jaką się cechowała.
Dziewczyna odpowiedziała kobiecie przepraszającym uśmiechem, po czym przemknęła w stronę bawiącej się, młodszej siostry Anny, która była kompletnym przeciwieństwem buntowniczej i roztrzepanej Nadii.
- Nadio, jutro rano przejdziesz się na targ z Aleksym. - Oznajmiła stanowczo matka, dotykając brązowych włosów najstarszej córki.
Nadia ucieszyła się na ową wiadomość. Rzadko mogła chodzić po targu, a już na pewno nie samotnie. Zawsze, gdy tylko była taka potrzeba, towarzyszył jej syn kupca z sąsiedniego gospodarstwa, tęgi młodzieniec Aleksy. Obydwoje znali się odkąd byli dziećmi, a Nadia pamiętała jak kiedyś, wrzuciła chłopaka do błotnistej kałuży. Dotychczas żyła w przeświadczeniu, że kiedyś zostanie wydana za niego za mąż, taką przecież umowę zawarł jej ojciec z jego rodzicami, nie pytając Nadii o zdanie. Dlatego też teraz znajdowano byle jaką wymowne by młodzi spędzali wspólnie czas.
Ona sama nie zamierzała w najbliższym zakładać rodziny. Była wolną duszą, motylem, który dopiero zaczyna rozwijać swe piękne skrzydła. Wolała spędzać czas, wspinając się po drzewach bądź jeżdżąc konno na klaczach wypożyczonych od przyjaciół zamieszkujących sąsiednie gospodarstwa.
❦❦❦
Następnego dnia, wczesnym porankiem, obudzona przez matkę wyszła z domu. W towarzystwie Aleksy'ego szło jej się naprawdę przyjemnie. Jasnoniebieskie sklepienie nieba rozświetlały świetliste promienie słońca.
Przy każdym ze stoisk zebrał się liczący sporą ilość ludzi. Nadia dostrzegała wzrokiem pełnym zainteresowania pięknie zdobione tkaniny wyłożone na różnorakich straganach.
- Chodźmy, kupimy, co musimy i wracamy. - Poinformował Aleksy. I chociaż Nadii się to nie podobało, musiała przestać na jego postanowienie.
Postanowiła na chwilę przyjrzeć się biżuterii na jednym ze stoisk. Przepiękne błyszczące kamienie sprawiały, że się uśmiechnęła.
- Przepiękne, prawda? - Dopiero wtedy zauważyła starszego mężczyznę stojącego tuż obok.
Gdy miała odpowiedzieć, usłyszała krzyk i huk, a po chwili rozległ się kolejny trzask. Kilku uzbrojonych w mężczyzn pojawiło się dokładnie na tej samej uliczce, na której znajdowała się dziewczyna. Od razu sięgnęła po nóż, który zawsze miała przy sobie, był to swego rodzaju odruch, który odżywał w chwilach zagrożenia. Wewnątrz czuła narastający strach, jednak nie okazywała go na zewnątrz.
- Tatarzy! - krzyknął jeden z kupców.
Jednak Nadii wydawało się, że to się pomylił. Widziała już kiedyś Tatarów, nie ubierali się w ten sposób. Nie wyglądali tak jak ci ktorzy zakłócają ich spokój, a może? Jeśli jej intuicja się myli?
- To słudzy sułtana. - Usłyszała głos staruszka.
To zdanie zadźwięczało jej w uszach.
Potem poczuła silne ręce otaczające ją w talii, nieznana dziewczynie osoba uniosła jej ciało tak jakby była nic nieważącą tkaniną i zawiesił sobie przez ramię. Wierzgała się i krzyczała wniebogłosy, chociaż w głębi serca wiedziała, że nikt nie usłyszy rozpaczy w jej głosie i nie przybędzie na pomoc.
W oddali dostrzegła, jak Aleksy upada pod wpływem uderzenia. W oczach Nadii zalśniły słone łzy.
Nigdy tak się nie bała.
Czuła jak krzyk rozdziera jej dusze i próbuje wydostać się na zewnątrz.
Nie mogła wyobrazić sobie, że już nigdy nie zobaczy matki, chociażby miała już na wieki zachować na twarzy ten srogi wyraz.
Nigdy nie przytuli siostrzyczki, nie ucałuje policzków małej Anny, która była miniaturową wersją jej samej.
Potem poczuła tylko ból...
━━━━━━━━━━━━━━━━━
━━━━━
Jᴀ Nᴀᴅʏᴀ,
ᴅɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ ᴢ ɢʀᴇᴄᴋɪᴇᴊ ᴡʏꜱᴘʏ Rᴏᴅᴏꜱ.
Pᴏᴄᴢęᴛᴀ ᴢ Aɴᴀꜱᴛᴀᴢᴊɪ ɪ Aʟʙᴇʀᴛᴀ.
Włᴀśɴɪᴇ ᴢɢᴜʙɪłᴀᴍ ꜱᴡᴏᴊą ᴅʀᴏɢę.
Zᴏꜱᴛᴀłᴀᴍ ᴏʙᴅᴀʀᴛᴀ ᴢᴇ ᴡꜱᴢʏꜱᴛᴋɪᴇɢᴏ ᴅᴏʙʀᴇ, ꜱɪłą ᴢᴀʙʀᴀɴᴀ ᴢ ᴅᴏᴍᴏᴡᴇɢᴏ ᴏɢɴɪꜱᴋᴀ. Uɴɪᴇꜱᴢᴄᴢęśʟɪᴡɪᴏɴᴀ ᴘʀᴢᴇᴢ ʟᴏꜱ...
Pʀᴢʏʀᴢᴇᴋᴀᴍ, ɴɪɢᴅʏ ꜱɪę ɴɪᴇ ᴘᴏᴅᴅᴀᴍ.
━━━━━━━━━━
━━━━━━━━━━━━
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro