Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.

#Lloyd

Bez celu snułem się po klasztorze. Było tu strasznie cicho od kiedy Kai... zniknął. Nie ma kto ze mną posiedzieć, powygłupiać się, oglądnąć coś w telewizji gdy poczułem, że muszę chwilę pobyć dzieckiem.

Szedłem jak zombie. Pokój Zane'a, kuchnia, pokój Jaya, drzwi na dziedziniec, labolatorium, łazienka, Nya wypłakująca się w pokoju Kaia, salon, pokój Cole'a...

Wróć. Dwa pomieszczenia do tyłu.

Co Nya robi w pokoju Kaia? No ja wiem, że to jej brat, ale znowu coś mi nie grało.

- Nya? Co się stało?

Ta podniosła na mnie zapłakane oczy. Makijaż się jej rozmazał. Rety, wygląda niemal jak zombie z tych filmów Jaya, których Kai zakazał mi oglądać. Nawet, gdy stałem się nastolatkiem. Twierdził, że nie chce mi zryć mózgu.

Duh! Jestem synem Lorda (byłego) Garmadona. Już dawno zryło mi mózg!

Chociaż, to było miłe, gdy traktował mnie jak dziecko. Gdy chodziłem do Mrocznej Szkoły obowiązywała zasada "Zabij lub zgiń" w nieco lżejszym wydaniu. Każdy wykorzystywał każdego.

A potem przyszedł szok termiczny w postaci Kaia, który jako pierwszy zobaczył we mnie... mnie. A nie syna Lorda Garmadona, bratanka Wu czy Zielonego Ninję.

Wróciłem do rzeczywistości, gdy Samuraj X wreszcie się zebrała w sobie. Otarła oczy i usiadła prosto na łóżku z czerwoną pościelą. Było tam stare pudełko po butach z otwartą pokrywą.

- Po prostu wróciły dawne wspomnienia. Znalazłam stare fotografie pod jego łóżkiem.

To mówiąc, pokazała mi zdjęcie. Mała dziewczynka, w której rozpoznałem Nyę wraz z pięcioletnim Kaiem z zachwytem przyglądali się jak czarnowłosy mężczyzna kuje coś na kowadle. Wszędzie leciały skry.

- A to kto?

Wskazałem na kobietę z tyłu kadru. Wyglądała podobnie do Nyi.

- To moja mama. - padła odpowiedź. Okej, Kai w ogóle nie wygląda jak ona. Może większość genów po prostu ma po ojcu. Jak ja.

- Ja i Kai mamy inne matki

To by wszystko wyjaśniało.

Chwila! Co?

- Powiedziałem to na głos?

Nya pokiwała głową.

- Matka Kaia umarła przy porodzie. Jest starszy ode mnie o trzy lata. - wytarła oczy i wzięła głęboki wdech - No cóż, muszę wracać do pracy. Jak chcesz, to możesz pooglądać resztę zdjęć. Pa!

I wyszła. Co ledwo zarejestrowałem, gdyż byłem zajęty grzebaniem w fotografiach.

Od czasu zniknięcia Kaia zespół się rozpadł. Każdy znalazł pracę gdzie indziej. Zane był kucharzem w jednej z restauracji Mistrza Chena, Cole pracował jako drwal w pobliskim lesie, Jay otworzył warsztat z mechanicznymi rzeczami, Nya naprawiała samochody. A ja? W sumie to tylko snułem się bez celu po świeżo odbudowanym klasztorze.

Często wdrapywałem na dach, by pooglądać zachód słońca. Kiedyś robiłem to z Kaiem. Czerwone zachody przypominały mi jego ogień.

Oglądałem zdjęcia z cieniem uśmiechu na twarzy. Widziałem, jak pięcioletnia Nya rozpaćkuje ośmioletniemu Kaiowi ciasto na włosach. Jak ojciec uczy ich puszczać latawce. Jak Kai ze skupieniem kuje miecz.

A potem, gdy Kai ma około dwanaście lat, zdjęcia się urywają. Co się stało?

Wiedziałem, że Kai i Nya nie mają rodziców. Może to wtedy?

Podnoszę z powrotem to pierwsze zdjęcie. Szczęśliwa rodzina. Też taką chciałbym mieć. Ale tato był w Krainie Cieni, wygnany czarny charakter, zaś mama zostawiła mnie w Szkole dla Niegrzecznych Chłopców i ruszyła w świat. Skoro wiedziała, że jestem Zielonym Ninją, to dlaczego nie powiedziała tego wujkowi Wu?

Pogmatwane to...

Fotografia wysuwa się z moich bezwładnych palców i wsuwa pod łóżko.

Cholera.

Opadam na kolana na podłogę i wsuwam się pod mebel. Ledwo się mieszczę. Kicham. Przez przypadek wciągnąłem tonę kurzu zalegającego tak chyba od wieków.

- Kici kici, karteczko gdzie jesteś?

Okej, oficjalnie mi odwala. Wołam głupi arkusz papieru.

W końcu ją wypatrzyłem, wsuniętą do połowy pod panele. Chwila... Pod panele?

Wysuwam zdjęcie i stukam w odstający lekko panel. Gdyby nie wsunięty pod spód papier, to bym go nie zobaczył. Wydał z siebie głuchy odgłos.

Puste w środku.

Okej... O co kaman?

Zdejmuję panel, zaglądam do środka.

Znajduję tam jakieś czerwone ubrania, miecz, kuszę, nóż, zestaw sztyletów do rzucania i dwa zdobione karwasze.

Zaraz, ja je znam!

Z przerażeniem cofam dłoń. Prawie dotknąłem jednego.

Pod spodem, teraz wyraźnie, rysuje się kształt mitycznej broni. Błyszczy jakby wczoraj je wypolerowano. Gotowe do zanurzenia się w nowym ciele.

Czekające na swojego właściciela.

W mojej szkole rozpowiadano o nich legendy. Straszono się nimi. Że jeżeli nie będziesz wystarczająco dobrym złym, to przyjdą po ciebie, wbiją ostrze prosto w szyję i tyle cię widzieli. Ludzie, którzy skradali się w cieniu, skakali po dachach, walczyli za dziesięciu i znikali bez śladu.

Nawet ich nazwa była wypowiadana tylko szeptem. Głośne przechwałki powszechnie uważano za najlepszy sposób na ściągnięcie ich uwagi.

Asasyni.

Kai był asasynem!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro