Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

gdzie jest travis scott?

Chloe zupełnie inaczej wyobrażała sobie koniec roku szkolnego. To miał być nowy rozdział w ich życiach – rozpoczęty wielką, pogrubioną literą, jak w bajkach. Wszyscy mieli w niego wejść z uśmiechem. Wszyscy mieli pokazać swoje świadectwa (ze smutkiem – czy też ze szczęściem) rodzicom, dziadkom, ciotkom, wujkom, a potem mieli schować je gdzieś do szafki, najlepiej na samo dno, by zapomnieć o nich na czas wakacji. Wszyscy mieli płakać lub śmiać się z minionych miesięcy. A, przede wszystkim, wszyscy mieli być. I tyle.

    Stało się to w czwartek. Rok szkolny oficjalnie jeszcze się nie zakończył. Uczniowie siedzieli w swoich ławkach, a właściwie: ciężko im było w nich usiedzieć, skoro ich serca pełne były nadziei. Chcieli zrzucić z siebie mundurki, poczuć wolność – zachłysnąć się nią, chcieli już pojechać nad jezioro, wskoczyć do chłodnej jak ich wnętrza wody i rozluźnić się po miesiącach ciężkiej pracy (lub tej mniej ciężkiej).

    Chloe siedziała z tyłu klasy, oparta na kościstym ramieniu Bonnie. Czuła się tak, jakby niebo miało jej spaść na głowę.

    Rozmawiały o wakacjach – tych minionych, które spędziły razem, i tych nadchodzących do nich wielkimi krokami, które też zamierzały spędzić razem (choć już nie całkowicie – jak kiedyś; w końcu obie dojrzały, a los rozdzielił ich ścieżki, choć jednocześnie związał ich małe palce czerwoną nitką życia).

    Travis Scott zasypiał na swoim plecaku – rząd za nimi.

    Wszyscy byli do tego przyzwyczajeni. Travis spał na każdej lekcji (choć nikt nie wiedział, jaka była tego przyczyna – ani że była ona poważniejsza, niż by się spodziewali) i inni z tego powodu robili mu zdjęcia, którymi potem zaśmiecali mu tablicę czy które potem przyklejali do jego szafki. A on się śmiał. Ach, wszyscy chcieliby usłyszeć jego śmiech jeszcze jeden raz.

    Wtedy nikt nie spodziewał się, że Travis miał się już nigdy więcej nie obudzić. Dlatego gdy w końcu rozbrzmiał dzwonek (wolność!!! ach, ta wolność!!! miliony serc w jednej chwili uniosły się ku niebu), każdy wyszedł z klasy, nawet nie myśląc o tym, by budzić pogrążonego we śnie chłopaka. Możliwe, że sam nauczyciel by go nie zauważył, bo – zupełnie nie tak, jak na matematyka przystało – był on bardzo niezdarny i roztrzepany. Chloe jednak, będąc już prawie przy wyjściu ze szkoły, przypomniała sobie o dżinsowej kurtce, którą zostawiła na oparciu krzesła.

   Gdyby Chloe mogła nagle zatrzymać czas. Tak, marzyła o tym. Cofnąć się do momentu, w którym zaczęła się lekcja (mogłaby przeżyć od nowa te dłużące się czterdzieści pięć minut), i odwrócić się do Travisa Scotta, rozmawiać z nim (rozmawiać!!krzyczeć!!szeptać!! byle nie zasnął, byle jego oczy wciąż były otwarte).

    Gdy weszła do sali i zauważyła jego kruczoczarne loki opadające na drewnianą posadzkę, już wiedziała. Człowiek tego nie potrafi wytłumaczyć. Sprzeczności na siebie nachodzą. To jest tak, że ktoś nie wie, co się wydarzyło, ale jednocześnie wie, bo w głowie ma same czarne scenariusze, które gwałtownie i bez ostrzeżenia wchodzą w życie. Serce jej stanęło.

    Podbiegła do niego (o kurtce zapomniała) i zaczęła nim potrząsać. Dookoła było tak cicho, tak cholernie cicho, a Chloe miała wrażenie, że coś ją rozrywa od środka. Milczenie przerodziło się w krzyk, a po chwili Chloe nie była już sama. Obok niej stał nauczyciel (chciała go zapytać, wykrzyczeć mu prosto w twarz: czemu pan nie zauważył??? ale zrozumiała: oni też nie widzieli) i Bonnie.

    Więc: jej ostatnim licealnym wspomnieniem już na zawsze miała być blada, porcelanowa wręcz twarz Travisa, krew zaschnięta na jego ustach i pusty wzrok, błękitne oczy, które utonęły we własnej otchłani (choć to ostatnie wydało jej się dziwne, bo nie pamiętała dokładnie ich widoku, tak jakby podsunęła jej to wyobraźnia, a nie prawdziwy świat – i po prostu utknęły w jej pamięci). Bo właśnie w tamtej chwili zemdlała.

     Chloe nigdy nie chciała poznać przyczyny. Kiedy ktoś mówił o Travisie – zatykała uszy, a na zakończenie roku szkolnego nie przyszła. Całe wakacje mogła tylko myśleć i myśleć.

    Travis Scott został odcięty od wszelkich policealnych możliwości. Za wcześnie. Bo to Travis Scott miał wejść z uśmiechem w nowy rozdział. To Travis Scott miał pokazać swoje świadectwo (ze smutkiem – czy też ze szczęściem) rodzicom, dziadkom, ciotkom, wujkom, a potem miał schować je gdzieś do szafki, najlepiej na samo dno, by zapomnieć o nim na czas wakacji. To Travis Scott miał płakać lub śmiać się z minionych miesięcy.

    A, przede wszystkim, Travis Scott miał być. I tyle.

a/n: może ktoś pamięta, że kiedyś ta praca znajdowała się w "gwiazdach na niebie":-) jest już stosunkowo stara, ale mam do niej pewien sentyment

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro