Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7.

Rask skłonił się lekko, po czym opuścił Salę Narad. Pozostawił króla stojącego przy oknie, zamyślonego i patrzącego w dal. Wychodząc, kątem oka spojrzał na królową, która przez cały czas siedziała sztywno na tronie. Jak zawsze pozostała chłodna, a jej surowy wyraz twarzy nie zmienił się ani przez chwilę. Nie było w jej oczach bólu i żalu, gdy po raz kolejny oznajmił, że księżniczka nie została odnaleziona. Quillian jedynie słuchał raportu pułkownika, aby na koniec rozkazać wymarsz kolejnego oddziału poszukiwawczego. Rask widział, jak władca raz za razem zaciskał pięści. Nawet przez chwilę nie spojrzał na małżonkę, której chłodny ton nie zdradzał krzty zdenerwowania.

Calthia wielokrotnie podkreślała, że jej matka zdaje się nie mieć żadnych uczuć. Sam zawsze uważał królową za opanowaną, zrównoważoną i bardzo zorganizowaną. Miała odpowiedź na każde pytanie i szybko znajdywała rozwiązanie na każdy problem. Dopiero teraz, widząc lodowate spojrzenie Vastineii, zrozumiał, co księżniczka miała na myśli.

Minął tydzień, odkąd Calthia zaginęła. Nikt nie widział, żeby opuszczała zamek, a tym bardziej Sayers. Żaden ze strażników nie mógł sobie przypomnieć, żeby z kimkolwiek rozmawiała, odkąd wróciła do swych komnat tego wieczoru, gdy król oznajmił, że książę WatherSky został jej wybrany na przyszłego męża. Nie było żadnych śladów walki w prywatnych komnatach księżniczki, które wskazywałyby na napaść lub porwanie. Jednym słowem po tygodniu poszukiwań i przesłuchiwań, Rask Stone był w punkcie wyjścia. Nie dowiedział się niczego, co naprowadziłoby go na jakikolwiek ślad.

Pułkownik szybkim krokiem opuścił Salę Narad. Został wybrany na dowódcę oddziałów poszukiwawczych. To on miał dopilnować, aby księżniczka znalazła się cała i zdrowa. Jared, kapitan i dowódca straży księżniczki, miał mu to chyba za złe, ale nie on tu podejmował ostateczną decyzję.

Rask przesłuchał kilkakrotnie wszystkich w zamku, a także przeprowadził dokładne śledztwo w mieście. Calthia zapadła się pod ziemię. Ostatnią osobą, z którą księżniczka rozmawiała, był doradza króla, dyplomata do spraw Wschodu – Sanessco, a także królowa. Starzec zawsze wydawał mu się dziwny i oderwany od rzeczywistości. Po tym jak musiał zadać mu kilka pytań, tylko utwierdził się w tym przekonaniu. Sanessco sprawiał wrażenie osoby, która kompletnie go nie słucha, nie zamartwia się tym, że księżniczka zniknęła i nie interesuje go, czy zostanie odnaleziona.

– Chłopcze... – zaczął Sanessco, gdy Rask po raz trzeci próbował uzyskać odpowiedź na zadane pytanie. To jedno słowo wypowiedział przeciągle, jakby mówił do dziecka. Pułkownik skrzywił się, ale zachował spokój. – Mógłbyś podać mi pazur sowy? Nie, to sierść nietoperza. Fiolka po lewej. Nie, nie ta. – Odetchnął, jakby poirytowany, że musiał wciąż mieszać wywar w niewielkim kociołku, a jednocześnie prosić o składnik, który jest poza jego zasięgiem. – Tak, ten. O co pytałeś? – podjął, powoli dodając sproszkowany preparat. – Calthia, to niewątpliwie osoba, którą trudno upilnować. Pamiętasz, jak miała uczyć się ze mną, a wymykała się na plac ćwiczeń do ciebie i Tringi? Niesforna z niej dziewucha. Jednak uczyła się pilnie. Nigdy nie przychodziła nieprzygotowana. Nawet gdy się spóźniła, miała odrobioną pracę domową. Wiele czasu poświęciłeś, aby ją szkolić. To dobrze. To bardzo dobrze. Araneus cię prosił, abyś się nią opiekował, prawda?

Sanessco odstawił fiolkę. Przy kolejnym zamieszaniu mikstury, wypowiedział słowa, których Rask w ogóle nie zrozumiał. Rycerz odniósł również wrażenie, że Sanessco nie oczekuje odpowiedzi na swoje pytania.

– Musimy ją odnaleźć. Minęło dużo czasu, odkąd... – Chciał znów wrócić do swojego pytania, na które Sanessco wciąż nie odpowiedział. Ten jednak nagle oderwał wzrok od kociołka i spojrzał na pułkownika.

– Nie rozumiem zatem, co jeszcze tu robisz.

Szare oczy bacznie przyjrzały się Raskowi, jakby ten właśnie zaniedbywał swoje obowiązki. Nie miał żadnych argumentów, aby kontynuować tę rozmowę. Wychodząc z biblioteki, zamrugał energicznie, jakby przeganiał uporczywe pieczenie oczu. Odwrócił się zdezorientowany, dostrzegając Sanessco wczytującego się w jedną z ksiąg. Czy przed chwilą nie przyrządzał jakiejś mikstury? Nie, to nie możliwe, pomyślał Rask, przecierając głowę. W tamtej chwili odczuwał silny ból głowy i narastające zmęczenie. Skąd kociołek w bibliotece? Komnaty do przyrządzania mikstur medycznych były w przeciwległym skrzydle.

To zmęczenie, tłumaczył sobie, zbierając pierwszy oddział do przeszukania miasta i okolic Sayers.

Rask, tuż po zniknięciu Calthii, rozmawiał również z Rosą, osobistą służką księżniczki. Tego dnia, to Rosa zaprowadziła księżniczkę do królowej, kilka godzin po zdaniu raportu w Sali Narad. Chcąc nie chcąc, to ona znalazła ją w bibliotece, rozmawiającą z Sanessco.

– Zdawała się nieobecna – mówiła z żalem Rosa, ocierając łzy chusteczką – Ale ona zawsze jest nieobecna. Zawsze zdaje się myśleć o czymś innym. – Westchnęła głęboko, podnosząc ciemne oczy na pułkownika. – Księżniczka zawsze była zamyślona, ale po powrocie ze Złotego Miasta...nie wiem, jak to określić. Była smutna. Przygnębiona. Próbowała się uśmiechać, ale ja wiem swoje. Znam ją od maleńkiego. Kiedy znalazłam ją w bibliotece jej oczy...Gdybym jej nie znała, uznałabym, że jest potwornie wystraszona.

Raskowi również trudno było w to uwierzyć. Calthia nigdy nie okazywała strachu. Zielone oczy zawsze były skupione na zadaniu. Walcząc, ścigając się, polując... nie miało znaczenia co i gdzie, Calthia zdawała się wyłączać emocje. Zapytał Rosę, czy wiadomość o zamążpójściu, mogła wyprowadzić księżniczkę z równowagi. Wówczas Rosa się wyprostowała, przestała chlipać pod nosem i przeniosła wzrok za okno.

– Calthia była wolnym duchem – szepnęła służka. – Widziałam błysk w jej oczach, gdy wyjeżdżała z tego zamku. Nie ważny był cel: wyjazd dyplomatyczny, wizyta w sąsiednim mieście, parada, rozmowy z ludnością czy szlachtą. Ona czuła się najlepiej poza tymi murami, poza obowiązkami księżniczki. Wiadomość o ślubie z księciem Wybrzeża... – przeniosła wzrok na porucznika – ... Tak, to mogło ją złamać.

Rask nie mógł uwierzyć, że tak błahy powód, mógł być powodem do ucieczki księżniczki. Przez kolejne dni szukał innego, bardziej racjonalnego wytłumaczenia. Przede wszystkim, zastanawiał się, jednak gdzie Calthia mogła uciec. Chcąc sprawdzić każdy ślad, musiał porozmawiać z osobą, która widziała księżniczkę, jako ostatnia. Rozmowy z królową nie można było jednak nazwać przesłuchaniem. Vastinea opowiedziała pułkownikowi o przebiegu spotkania z córką, nie wdając się w żadne szczegóły. Wspomniała o wydaniu Calthii za mąż jak o przedstawieniu głównego dania na wystawnym przyjęciu. Było to bowiem coś normalnego i niepodlegającego żadnej dyskusji. Na koniec rozkazała jak najszybsze zebranie ludzi i odnalezienie księżniczki.

Rask kilkakrotnie rozważał każdą rozmowę i szukał najdrobniejszego szczegółu, który mógłby naprowadzić go na jakikolwiek ślad. Bezskutecznie. Przechodząc do głównego holu, przekazał Jaredowi ostatnie rozkazy i kazał zebrać na placu czwarty oddział. Kapitan kiwnął głową, opuszczając zamek i udając się do koszar. Pułkownik widział, że Jared obwiniał się o zniknięcie Calthii. W końcu to on pełnił służbę u jej osobistej straży. Wkładał dużo sił w jej odnalezienie, ale obawiał się, że może to przepłacić własnym zdrowiem. Rask obiecał sobie, że niedługo z nim o tym pomówi. W końcu odpoczynek był potrzebny im wszystkim. Tymczasem, Rask przeniósł wzrok na dziedziniec i dostrzegł gniewne i zatroskane spojrzenie swojej narzeczonej. Tringa musiała czekać na niego cały ten czas, gdy zdawał ostatnie raporty królowi.

– Co udało ci się ustalić? – spytała chłodno, gdy tylko do niej podszedł.

– Król kazał wyznaczyć kolejny oddział i sprawdzić, czy na granicy z ziemiami bestii nie ma żadnych śladów.

– Ziemie bestii? Co ona by tam robiła? To strata czasu i...

Rask chwycił ramię dziewczyny i przeciągnął ją w miejsce z dala od wścibskich spojrzeń. Ściszając ton, prosił, aby poszła odpocząć, że zajmie się wszystkim. Miał nadzieję, że posłucha, choć ten jeden raz. Widząc minę łuczniczki, bardzo złudna była ta nadzieja. Tringa i Calthia były najlepszymi przyjaciółkami. W zasadzie wspierały się od lat i rozumiały jak mało kto. Jeżeli jednej coś groziło, druga była gotowa skoczyć w ogień. Wyraz twarzy jego narzeczonej mówił sam za siebie. Nie zamierzała nigdzie się stąd ruszyć, nie uzyskawszy odpowiedzi.

– Jak mam spać spokojnie, jeżeli Calthia zaginęła? Może ją porwano? Nie zastanawiałeś się nad tym?

– Biorę pod uwagę każdą ewentualność.

– Nie mów do mnie tym swoim oficjalnym tonem – warknęła Tringa, przecierając zmęczone oczy. – Calthii nie ma już zbyt długo. Nikt nie wie, gdzie jest, co się z nią dzieje. Zdaje mi się, że pomimo wysyłania oddziałów poszukiwawczych, należałoby zrobić coś więcej. Jakieś listy do władców, aby włączyli się w odnalezienie księżniczki. Wysyłanie małych oddziałów, nie pomoże w przeszukaniu całego Zachodu. Nie sądzę, że została porwana, bo umie o siebie zadbać. Jednak moje przypuszczenia od razu odrzuciłeś, chociaż...

– Zasugerowałem, że Calthia może specjalnie się ukrywać.

Tringa zamilkła i zbladła. Nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa, czekała na wyjaśnienia.

– Wydaje mi się, że mogła uciec przed ślubem, który jej narzucono.

Tringa skrzyżowała ręce na piersiach. Marsowa mina i przeszywające spojrzenie wwiercały się w pułkownika. Wyraźnie na coś czekała.

– Tak, mówiłaś o tym od samego początku. Tak, nie chciałem tego słuchać, bo wydawało się to absurdalne i po prostu głupie. Calthia zawsze zachowywała się rozsądnie... no, prawie zawsze, ale zawsze dbała o dobro Sayers.

Dopiero po tych słowach, Tringa odetchnęła ciężko i opuściła ręce wzdłuż ciała. Odkąd dowiedziała się, że Calthia zniknęła po tym, jak zdała raport z wizyty w Złotym Mieście, czuła, że kryje się za tym coś więcej. Rask nie powiedział jej od razu o tym, że władcy Sayers w końcu wybrali dla swej córki męża. Kiedy w końcu o tym wspomniał, uznała, że jest to najważniejszy powód, przez który Calthia opuściła zamek. Rask był co do tego sceptyczny. Calthia od kilku ostatnich lat pełniła funkcję głównego dyplomaty. Kierowała się dobrem kraju, a nie własnymi profitami. Nie mógł więc uwierzyć, że nagle księżniczka postanowiła uciec, bo zaproponowano jej zamążpójście z osobą, za którą krótko mówiąc, nie przepadała.

– Król i królowa nie zamierzają włączać w poszukiwania innych krain. – Rask zmarszczył brwi. – Nie życzą sobie, aby przed podpisaniem traktatu kontaktować się w tej sprawie z Władcami krain Zachodu, a tym bardziej z Władcą Wschodu. Chcą to załatwić po cichu. Dlatego o tym nie rozpowiadamy, nie ogłaszamy i nie kontaktujemy się z sąsiednimi krainami.

– Mają nadzieję, że sama się znajdzie przed wielkim wydarzeniem... Sanessco jest w bibliotece?

– A gdzie miałby być? – odpowiedział szybko i dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę, że Tringa już go nie słucha. Szybkim krokiem ruszył za dziewczyną, która już wchodziła na schody prowadzące do zamku. – Dlaczego o niego pytasz?

– Calthia od wielu lat spędzała z nim bardzo dużo czasu. To on uczył ją historii Krain, relacji dyplomatycznych. Kiedyś wspominała o jakiś motylach. – Tringa wzruszyła ramionami i machnęła ręką. – Wracając z każdej większej wyprawy, zawsze szła prosto do niego. Nie wydaje ci się dziwne, że po powrocie ze Złotego Miasta chciała od razu zdać raport? Nie wydaje ci się dziwne, że poszła do Sanessco dopiero na drugi dzień? A kolejnego nikt więcej jej nie widział? Myślę, że wiele ukrywa.

Łuczniczka pewnym krokiem przekroczyła główne wejście. Doradca króla i dyplomata zawsze wzbudzał w Trindze mieszane uczucia. Będąc dzieckiem, wolała schodzić mu z drogi. Kiedy się pojawiał, dostrzegała jego przenikliwe spojrzenie i odwracała wzrok. Miała wrażenie, że człowiek ten potrafi wyczytać myśli, tylko patrząc i obserwując. Widziała, że Calthia traktuje starca jak przyjaciela. Lubiła spędzać z nim czas i wiele czerpała z jego nauk. Z czasem jednak stała się strasznie skryta tak jak Sanessco. Wiedziała, że wysyłał księżniczkę na misje nie zawsze związane z relacjami dyplomatycznymi krainy Sayers, choć nie znała szczegółów. Być może teraz było podobnie, choć nie rozumiała, dlaczego Sanessco ukrywa ten fakt przed królem i królową, a wszyscy zamartwiają się, co stało się z Calthią. Tringa czuła, że dzieje się coś niedobrego i musiała się dowiedzieć, co konkretnie.

Słyszała za sobą kroki Raska, ale nie odwróciła się i nie wyjaśniła nic więcej. Dopiero przed drzwiami biblioteki poczuła delikatne szarpnięcie. Rycerz przyciągnął ją do siebie i uważnie spojrzał dziewczynie w oczy.

– Rozmowa z Sanessco... – urwał na chwilę, szukając odpowiednich słów. – Wciąż jest uważany w tym zamku za mistrza. Rozmawiałem z nim pierwszego dnia, gdy Calthia zaginęła. Sprawiał wrażenie, że nie ma z tym nic wspólnego. Chcesz podważyć jego zdanie? – Rask mówił przez zaciśnięte zęby tak cicho, jak to możliwe.

Widziała jego zdenerwowanie, bo dobrze ją znał i zdawał sobie sprawę, że nie będzie przebierała w słowach, aby dowiedzieć się czegoś więcej. O ile było coś więcej.

Dziewczyna ściągnęła jedną brew i uśmiechnęła się lekko. Tego uśmiechu obawiał się najbardziej.

– Rask, kochanie, chyba nie uważasz, że będę chciała zakłócić dobre relacje Mistrza Sanessco z królestwem? Przecież mnie znasz. – Poczuła, jak powoli puszcza jej ramię. – Zadam tylko kilka pytań, których być może ty się bałeś zadać.

– Powinienem cię stąd zabrać. To moje śledztwo. Nie powinnaś...

– Rask... – rzekła przeciągle i ciepło. Odetchnął głęboko, kręcąc głową i bezradnie opuszczając ramiona. – Tylko z nim porozmawiam. Może dzisiaj będzie w lepszym nastroju i mniej zajęty?

Pułkownik nie mógł odpowiedzieć na to pytanie. Łuczniczka otworzyła drzwi od biblioteki i już przemierzała salę w poszukiwaniu doradcy króla.

Tringa znała zasady panujące na dworze. Uczyła się ich z księżniczką, gdy ta przychodziła na plac ćwiczeń, znudzona godzinnymi lekcjami dobrych manier. Ukłony, skinienie głowy, dygnięcia i wyprostowana sylwetka, to podstawy, które Calthia musiała opanować już jako dziecko, a z których chichotały, ucząc się walki i strzelania z łuku.

Wiedziała, że rodzaj powitania jest uzależniony od pozycji osoby, z którą się spotykało. Głębszy ukłon lub nienawiązywanie kontaktu wzrokowego, były przeznaczone dla najważniejszych osobistości. Szczególnie jeżeli jedna z osób nie miała w sobie królewskiej krwi.

Zwykły łucznik na przykład, nie miał prawa stanąć przed chociażby doradcą króla, ot tak i przemawiać w sposób wyniosły, albo co gorsza, roszczeniowy.

Zwykły łucznik powinien czekać na pozwolenie audiencji, a ta wcale nie musiała szybko nadejść.

Strażnicy przepuścili Tringę, aż do biblioteki, bo była w eskorcie pułkownika armii, a jednocześnie dowódcy oddziałów, które szukały księżniczki. Rask otrzymał wszelkie pozwolenia, aby rozmawiać z każdym dla dobra śledztwa.

Tringa takich pozwoleń nie miała.

Była tym zwykłym łucznikiem, który energicznie przemierzył bibliotekę, stanął przed rozległym biurkiem doradcy króla, dyplomaty do spraw Wschodu, z hukiem oparł dłonie o blat i wbił ostre spojrzenie w zaskoczonego starca. Z czasem Tringa zastanawiała się, czy jego spojrzenie rzeczywiście było zaskoczone. Wręcz miała wrażenie, że bardziej zniecierpliwione, a jego postawa wyrażała coś w stylu „Co tak długo?".

**"

Kiedy Tringa zaczęła swą przemowę, żywiołową i pełną postanowienia, że nie da się odesłać, dopóki nie otrzyma konkretnych odpowiedzi, Sanessco przytrzymał naczynie z atramentem, które niebezpiecznie się zakołysało, po wtargnięciu dziewczyny, oraz na powrót równo ułożył kilka zapisanych kartek.

W końcu całą uwagę skupił na wpatrzonym w niego wściekłym spojrzeniu brązowych oczu. Nie uszło jego uwadze zachowanie pułkownika, który bardzo się starał, aby dziewczyna się cofnęła i zniżyła ton. Spojrzenie Raska może nie było wystraszone, co bardziej obawiało się reakcji Mistrza. Niektórzy mogliby uznać, że doradca króla został zaatakowany i obrażony. Tak, zdecydowanie obrażony tym napastliwym tonem młodej kobiety.

Niemal słyszał przepraszające słowa pułkownika. Niemal widział oczami wyobraźni, jak Rask odciąga swoją narzeczoną. Raz jeszcze przeprasza, a wychodząc, jest wściekły, że śmiała oskarżać doradcę króla, jakoby miał coś wspólnego ze zniknięciem księżniczki.

Nim dłoń Raska spoczęła na ramieniu łuczniczki, Sanessco uważnie przyjrzał się wpatrzonym w niego piwnym oczom. Tringa była bystra, pewna siebie, odważna i zawsze broniła swoich przekonań. Znała reguły, którymi powinna się kierować, przekraczając próg zamku. Zignorowała je wszystkie, bo życie Calthii liczyło się dla niej bardziej. Nie bała się konsekwencji.

I wtedy Sanessco się uśmiechnął.

***

Był to lekki uśmiech, ale Tringa, aż się cofnęła i zamilkła, a dłoń Raska zatrzymała się tuż nad ramieniem łuczniczki. Starzec w jednej chwili z chłodnego wyrazu twarzy, przybrał ten nadzwyczaj serdeczny i miły. Szare oczy zalśniły radośnie, a jego dłoń wskazała dwa krzesła stojące przed biurkiem. Tringa nie czekała długo. Była tak zaskoczona zachowaniem Sanessco, że opadła niemal natychmiast na miękkie siedzisko. Nie mogła oderwać spojrzenia od doradcy króla, ale kątem oka dostrzegła, jak Rask siada tuż obok niej.

– Pamiętam, Tringa, jak byłaś małą dziewczynką. – Senessco podniósł z biurka jedną księgę i zaczął przeglądać stronnice. Powoli i uważnie, jakby rzeczywiście szukał bardzo ważnych informacji. – Gdy zmarła twoja matka, zamknęłaś się w sobie. Przepełniał cię gniew i wściekłość. – Mówiąc, powoli uniósł wzrok i zatrzymał go na spojrzeniu Tringi. – Młoda. Zagubiona. Zła na cały świat.

Tringa zamrugała, przeganiając łzy. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie siedzą przed biurkiem w bibliotece, ale w niewielkiej komnacie przepełnionej zwojami, księgami i miksturami.

Ogień płonący w kominku był jedynym źródłem światła. Zauważyła, że Rask też był zaskoczony. Oboje spojrzeli na Sanessco, jakby widzieli go po raz pierwszy.

Co tu się dzieje?

Tringa nawet chciała zadać to pytanie, ale słowa uwięzły dziewczynie w gardle. Widziała, że siedzący przed nimi starzec ze spokojem obserwował ich reakcje. Myślała, że teraz wyjaśni im w jaki sposób znaleźli się w tym miejscu, ale Sanessco po prostu mówił dalej.

– To wtedy zostałaś przydzielona do oddziałów w walkach na południowych granicach Sayers, prawda? Wcześniej odnosiłaś dobre wyniki, ale nigdy nie brałaś udziału w bitwach. Czy wiedziałaś, że Calthia wstawiła się za tobą u króla? Czy wiedziałaś, że to twój ojciec nigdy wcześniej nie chciał, abyś była członkiem jakiegokolwiek oddziału bojowego? Byłaś taka młoda. Król Quillian z początku nie chciał się zgodzić. To jak wpuszczenie dziecka do klatki z potworami.

– Wtedy zorganizowali turniej... – Tringa wypowiedziała te słowa przez niemal ściśnięte gardło.

Nie mogła w to uwierzyć. To, co chciał jej uświadomić doradca króla, docierało do niej powoli.

Po paru tygodniach od zapanowania nad zarazą, Quillian, król Sayers, zorganizował turniej, który miał wskazać najlepszego początkującego łucznika w królestwie. Łucznika, który dołączy do oddziałów broniących południowych granic przed bestiami. Łucznika, który będzie chronił żołnierzy, podczas wypraw do sąsiadujących krain.

Tringa zawsze uważała ten turniej za dar od Bogów. W końcu mogła pokazać wszystkim, na co ją stać. I wszyscy tego dnia patrzyli, jak pokonuje starszych i bardziej doświadczonych łuczników. Widziała minę ojca, która z każdym wbitym grotem w tarcze, tężała, a mięśnie jego szyi i ramion napinały się z wściekłości. Wiedział, z czym wiąże się zwycięstwo jego córki. Ona jednak czuła tylko rozpierającą radość. W końcu gdzieś mogła dać ujścia furii, którą tłumiła w sobie. Wyrzucić z siebie złość i niesprawiedliwość, które czuła od śmierci matki.

Teraz dowiedziała się, że turniej w tamtej chwili nie był zbiegiem okoliczności, nie był darem.

Za wszystkim stała Calthia, która już wtedy potrafiła w dyplomatyczny i zrównoważony sposób, przekonać swego ojca, aby przydzielił Tringę do oddziałów obronnych.

– Wydawało mi się, że Calthia dużo ryzykuje, godząc się na ten turniej – mówił dalej Sanessco, ale jego głos stał się nieco przygnębiony. – Z początku bardzo nalegała, abyś po prostu otrzymała przydział w grupie łuczników. Quillian nagle wyszedł z inicjatywą turnieju. W sumie było to bardzo dobre posunięcie, gdyż twój ojciec nigdy nie wyznaczyłby ciebie, jako kandydata. Jest nad wyraz opiekuńczy.

Sanessco odchrząknął, podnosząc się i stając obok kominka. Dopiero gdy to zrobił, Tringa dostrzegła, że w dłoni obraca niewielki przedmiot. Nie wiedziała, co to jest dokładnie, gdyż palce doradcy króla przesuwały się bardzo szybko.

– Ogłoszono turniej, który miał wyłonić tego najlepszego - starzec mówił dalej, ale jego ton bardzo się zmienil. Brzmiał ciszej i wydawał się smutniejszy. - Calthia wiedziała, że wygrasz. Dlatego nie protestowała. Stała dumna obok tronu swego ojca i patrzyła, a jej oczy lśniły. Po prostu wiedziała. W głębi duszy ona zawsze wiedziała.

Szare oczy Sanessco wydały się przez chwilę przepełnione żalem. Ostatnie słowa wypowiedział z bólem. Tringa pomyślała, że nie dotyczyły one wcale turnieju. Były związane z czymś innym. Po wypowiedzianych słowach nagle zapadła cisza, a starzec zdawał się nad czymś głęboko rozmyślać.

– To było dawno. – Ciszę przerwał Rask. Wstał z krzesła, odwracając się w stronę Sanessco. Jego głos był twardy, a postawa tylko podkreślała, że zaczyna tracić cierpliwość. – Calthia zaginęła. Teraz najważniejsze jest, aby odnaleźć księżniczkę.

– Zaginęła. – Sanessco powtórzył to słowo niczym schorowany człowiek. Myślami wciąż był daleko.

– Tak, zaginęła. – Rask odetchnął głęboko. – Szukamy jej od tygodnia. Nie znaleźliśmy żadnego śladu. Nikt nic nie wie. Calthia może być w niebezpieczeństwie, a my rozpamiętujemy przeszłość, zamiast skupić się na tym, co teraz powinno zostać zrobione.

Nagle Rask poczuł dotyk dłoni na ramieniu. Zwrócił spojrzenie w prawą stronę, widząc stojącą przy nim Tringę. Lekko pogładziła go po plecach. Zawsze tak robiła, gdy chciała mu dać do zrozumienia, aby się uspokoił.

Żadne słowo, które wypowiedział Sanessco, nie miało odciągnąć ich uwagi od księżniczki. Wszystko, co do tej pory powiedział, miało na celu uświadomienie im, gdzie Calthia teraz się znajduje. Nie opuściła Sayers bez powodu. Ślub mógł być zapalnikiem, dla ktorego szybko podjęła ostateczną decyzję. Chciała znaleźć się daleko stąd. Chciała znaleźć inny cel, aby nie myśleć o tym, jak wkrótce zmieni się jej życie. Być może zniknięcie księżniczki wiązało sie z traktatem i bezpieczeństwem Zachodu, ale to tylko pozwalało udać się dalej niż kiedykolwiek.

– Oddziały poszukiwawcze nie znalazły księżniczki – podjęła, przenosząc wzrok na Sanessco. – Nie mogli jej znaleźć, bo szukali w nieodpowiednim miejscu. Calthii nie ma na Zachodzie.

Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Pamiętała dzień, w którym wygrała turniej. Pamiętała chwilę, gdy Calthia do niej podbiegła, chwyciła w ramiona i wyszeptała:

"Wiedziałam, że ci się uda. Wiedziałam, że wygrasz. Będziesz mogła wyruszyć wraz ze mna. Pokonamy te bestie. Uwolnij złość i walcz, Tringa. Walcz i miej swój cel, jakby każdy dzień był tym ostatnim. I nie poddawaj się - rzekła, odsuwając się i z uśmiechem na twarzy dodała. - Takich dni ma być w twoim życiu bardzo dużo. Nigdy się nie poddawaj."

Czy Sanessco mógł słyszeć te słowa? Zawsze jej się wydawało, że Calthia wypowiedziała je tylko do niej. Rozumiały się tak dobrze i choć Tringa unikała tematu śmierci matki, zawsze miała w księżniczce oparcie. Teraz zrozumiała, że być może dzięki niej znów zaczęła wierzyć, że mogą się jej przytrafić również dobre rzeczy. Zaczęła walczyć i niszczyc mur, który wokół siebie wzniosła. Postawiła przed sobą nowe cele, przestała się zamartwiać, zaczęła żyć. Dlaczego miała wrażenie, że Sanessco przypomniał o tym wydarzeniu, bo teraz Calthia potrzebowała pomocy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro