Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

– Kraina piasków, kamieni, cierni, wzgórz i dolin. Niewielu mogło w niej żyć, ze względu na piekielnie upalne lata, piaskowe burze i przedłużające się susze. Znaleźli się jednak tacy, którzy pozostali, odnalazłszy bogactwa, o jakich inni mogli tylko śnić. Rubiny, diamenty i inne cenne kamienie, ukryte w górach, pod piaskiem i żarem. Wokół znaleziska powstało miasto, które z biegiem lat rozbudowało się i wzrosło na sile. Armia z kamienia, bo tak nazywano tamtejsze wojska, doskonale strzegła bogactwa góry, które zdawało się nie mieć końca. Armia silna, wytrzymała na ból, ogień palący z nieba i mogąca przeżyć na niewielkiej ilości wody przez długie miesiące i bronić bram miasta przez lata. Niewielu z tych, którzy próbowali ich pokonać, wytrwało oblężenie. Wielu przestało próbować.
Tak powstało Złote Miasto. Mocna i niezwyciężona kraina.

– Czyż odrobinę nie przesadzasz, drogi Villedzie? – Czerwonobrody zaśmiał się gromko, poklepując po ramieniu chudego barda. – Nasza historia niemalże osiągnęła rozmiary legendy w twoich ustach.

Znów się zaśmiał, wznosząc kielich.

– Świętujmy, drodzy ambasadorzy i dyplomaci, moi przyjaciele. Niech gra muzyka. Dziś rozkoszujmy się świetlaną przyszłością, a nie odległą przeszłością.

To powiedziawszy, skinął w stronę orkiestry. Dźwięk harf i fletów rozbrzmiał w wielkiej Sali, którą wybudowano w samym sercu Wielkiej Góry, z dala od blasku prażącego słońca. Przyjemny chłód, ciepłe potrawy, śmiech i muzyka sprzyjały temu, czego Redox - król Złotego Miasta - pragnął najbardziej: kontroli i władzy. Szczycił się gościnnością, ale tylko dlatego, że uwielbiał patrzeć na miny zaproszonych dyplomatów, gdy dostrzegali ogromne kamienie szlachetne, wystające wprost ze ścian. Blask pochodni, lśniący w kolorowych klejnotach, jeszcze bardziej przykuwał ich uwagę.

Tak – pomyślał, patrząc na dygnitarzy, upajających się jego bogactwem - to dobry dzień, aby podwoić wpływy po zawarciu traktatu.

Uśmiechnął się szeroko, znów wznosząc kielich wina, ujrzawszy żonę ambasadora Calletoni. Skinął lekko głową, gdy przechodziła obok, ale jego wzrok już dawno spoczął na jej obfitych piersiach. Kiedy przeszła, odnalazł swego zaufanego generała i dał mu znać, aby się zbliżył.

– Tak, panie? – spytał Garong, przykładając pięść do piersi.

– Czy dyplomata Sayers już przybył? – spytał, rozglądając się lekko. – Wkrótce rozpocznę przemówienie. Chciała podziwiać zachodnią część mej krainy, ale to chyba już lekka przesada. Czy ktoś jej towarzyszył? Nie chciałbym, aby w tak znakomitym dniu komuś coś się stało. Szczególnie dyplomacie sąsiedniej krainy.

– Jakże mnie cieszą pańskie słowa, królu. – Stanowczy, a zarazem dźwięczny głos, rozbrzmiał tuż za plecami Redoxa. Czerwonobrody odwrócił się, przybierając swą najszczerszą i najweselszą minę.

– Księżniczka Sunrise – rzekł, dumnie prężąc swą umięśnioną pierś. – Cóż cię tyle zatrzymało, że docierasz na moją ucztę dopiero teraz? Nie przypominam sobie, abyś kiedykolwiek spóźniła się na tak wielką uroczystość.

Młoda kobieta uśmiechnęła się przepraszająco, kłaniając lekko. Władza, pomyślał, gdy uniosła na niego szmaragdowe oczy. Pragnął kontroli i posłuszeństwa, chcąc aby każdy się przed nim kłaniał. Szczególnie ta pyskata księżniczka.

– Wybacz, Panie, ale ziemie wokół Złotego Miasta są tak niesamowite, a góra kryje tyle zakamarków, że nie byłam w stanie oprzeć się temu całemu pięknu. – Dopiero po tych słowach wyprostowała się i uśmiechnęła lekko.

Redox zaniemówił na chwilę, która dla niego zdawała się wiecznością. Znał tę dziewczynę od lat, ale wciąż nie mógł się nadziwić na jak piękną kobietę wyrosła. Śmiało mógłby powiedzieć, że mało kobiet, które znał - a znał ich naprawdę wiele - mogłoby przyćmić urodę księżniczki Sayers. Żałował, że suknie, które zakładała, nigdy nie ukazywały zbyt wiele. Chociaż z drugiej strony, gdy przemawiała głosem swej krainy, mógł rozmyślać o jej ukrytych walorach. Z jednej strony kobieta, która teraz przed nim stała, szczególnie go intrygowała, ale jednocześnie irytowała. Jak na swój wiek była nie tylko mądra i błyskotliwa, ale posiadała niezwykle cięty język i była diabelnie uparta. Jej ogromny dar przekonywania zaskakiwał najstarszych dyplomatów. Czasami żałował, że nie jest choć trochę naiwna i łatwowierna. Wówczas bowiem nie stanowiłaby tak dużego zagrożenia. Odchrząknął, sięgając po kielich wina od przechodzącego z tacą sługi. Podał go dziewczynie, uśmiechając się szeroko.

– Oczywiście, przyjmuję twe przeprosiny – rzekł. – Mój kraj jest przepiękny, a Wielka Góra kryje olśniewające skarby. Niestety ich blask skutecznie przyćmiła uroda twej osoby, księżniczko Sunrise.

Twarz księżniczki nawet nie drgnęła. Na swój sposób pozostała chłodna i nieodgadniona. Nawet nie podziękowała za komplement, ani się nie zaczerwieniła, jak czynią to inne kobiety, które znał. Kobiety, które tak łatwo było zaciągnąć do łoża. Nie raz próbował owinąć sobie księżniczkę Sayers wokół palca. Bezskutecznie.

– Jedno nie daje mi spokoju – zaczął, po chwili namysłu. – Księżniczka nie powinna podróżować po obcych ziemiach, bez żadnej ochrony. Twój kapitan, jak i straż przyboczna przez cały czas była w Mieście. Takie zachowanie jest dość nierozsądne, księżniczko.

Nawet po tych słowach nie dostrzegł na jej twarzy zakłopotania. Powoli upiła łyk wina, zachowując tak charakterystyczne dla siebie opanowanie i nieprzeniknione spojrzenie.

– Sądzisz, królu, że mogłoby mi coś grozić na twych ziemiach? – spytała, znów upijając łyk wina.

– Nie, oczywiście, że nie – zaczął pospiesznie, wściekły, że księżniczka tak łatwo potrafi przechylić szalę na swoją korzyść. - Nigdy jednak nie wiadomo, co może czychać poza granicami Miasta. Pustynie i wzgórza skrywają nie tylko piękno, ale również mogą być bardzo niebezpieczne. Samotna kobieta...

– Proszę się o mnie nie obawiać. – Zaśmiała się cicho, lekko mrużąc oczy. – Wiem, jak o siebie zadbać. Niemniej – dodała po chwili, wznosząc kieliszek – dziękuję za troskę.

Redox chrząknął cicho i lekko skinął na generała.

– Generale Garong, czas na przemowę. Księżniczka wybaczy.

Skłonił się, uśmiechnął i odwrócił w stronę podium.

Będę ją miał – pomyślał, odstawiając pusty kielich i sięgając po kolejny. – Będzie moja.

Calthia odetchnęła cicho, gdy Redox się oddalił. Upiła łyk wina, uśmiechając się do ludzi wokół. Dygnitarze i ich żony, dumni i wyniośli, uśmiechnięci i fałszywi. Znała ich wszystkich na tyle, aby wiedzieć, że niemal każdy prowadził podwójne życie. Jedno u boku żony, miłości ich życia, a drugie w łożu kochanki, raz jednej, raz drugiej. Większość dbała o własne interesy. Smutne, ale nie chodziło o interesy własnych krain, tylko o ich indywidualne potrzeby. Każdy zapis analizowali kilkakrotnie, pod kątem przywilejów, które będą mieli z tej czy innej okazji. Długo się zastanawiali i rozważali każdą opcję. Ilekroć coś tracili, kręcili nosem i podważali każdy argument. Szantaże i przekupstwa były na porządku dziennym, a Redox był w tym mistrzem. Z nim współpraca była najgorsza.

Calthia lubiła wyzwania i utarczki słowne, ale z królem Wielkiej Góry rozmowy były najtrudniejsze. Zawsze otaczał się własnymi ambasadorami i doradcami. Brał udział w rozmowach, ale najczęściej to wyszkolona Rada przemawiała jego głosem. Znając oczekiwania swego Pana, wiedzieli, co muszą wynegocjować. Od śmierci żony, którą pokonała ciężka choroba, Redox nie dbał o nic poza własnymi przyjemnościami. Stał się zaborczy, gniewny i nieustępliwy.

Redox, widząc korzyści w traktacie pokojowym, skutecznie zamydlał oczy wszystkim dygnitarzom, aby nie patrzyli realnie na całą sytuację. Pokazywał zyski, które będą płynęły z podpisania traktatu. Żadnych strat, powtarzał, co oczywiście nie było prawdą. Przeszłość Corvaxa Crow, Władcy Wschodu, zmuszała do ostrożności. Redox jakby o tym zapominał. Calthia nie dała się szantażować ani przekupić. Chciała poznać sprawę od początku do końca. Wspomniała całą przeszłość Corvaxa Crow, wyciągając wszystkie brudy, o które był podejrzany i czyny, których się dopuścił. Nagła zmiana Władcy Wschodu, że teraz dba o pokój, rozwój krain i dobro współpracy, nie była w stanie jej przekonać. Czuła, że coś jest nie tak, ale nie potrafiła powiedzieć, co to takiego. Nie dotarła jednak do żadnego źródła, które potwierdzałoby niecne zamiary Corvaxa. Dlatego jej celem było wzmocnienie krain Zachodu.

Upiła kolejny łyk wina i patrzyła, jak wokół podium zbierają się wszyscy dygnitarze. Z przyjemnością odwróciłaby się teraz i wyszła. Z nieskrywaną radością wróciłaby do domu i zapadła w głęboki sen. Lubieżny wyraz czarnych oczu Redoxa, skierowany na jej osobę, a raczej kobiece kształty, przyprawiał księżniczkę o mdłości.

Jeszcze jedna przemowa - powtarzała sobie. Przemowa i będzie mogła odpocząć, a rano wyjechać.

Poprawiła długi rękaw sukni, która ze swoimi wszystkimi ozdobnikami i falbankami była niewygodna i stanowczo za ciasna. Nie mogła doczekać się chwili, gdy pozbędzie się tego uroczystego stroju.

– Przemowy króla nigdy nie są krótkie – rzekł Jared, kapitan straży księżniczki, przyciszonym głosem. Stanął tuż obok dziewczyny, krzyżując ramiona na piersi. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że przeszła na sam koniec sali. Radosny głos Redoxa, wywołany dużą ilością spożytego wina, niósł się wyraźnie po całej komnacie. – Ta może okazać się przesadnie wydłużona.

Calthia uśmiechnęła się lekko i szybko musiała upić kolejny łyk wina, gdyż niechcący mogła parsknąć śmiechem. Redox żywo gestykulował, podkreślał swój wkład w negocjacje pokojowe, zalety traktatu, korzyści współpracy i rozszerzenie wpływów na Wschód. Paplał trzy po trzy, w rzeczywistości chyba nawet nie wiedząc, gdzie znajduje się stolica Wschodu, Ravenguard. Prosił lub raczej nakazywał, aby zapomnieć o przeszłości, o waśniach i gniewie. Po czym znów wspominał o korzyściach i zaletach obopólnej współpracy. Największym atutem Złotego Miasta były nowe ziemie na Wschodzie. Corvax obiecał, że Redox będzie mógł przejąć Dolinę Xareth, ziemie niegdyś władane przez magów, a teraz będące schronieniem Wygnanych. Crow od lat walczył z uciekinierami i zdrajcami Wschodu. Liczył, że armia Złotego Miasta pomoże mu się z nimi uporać. Calthia głęboko w to wątpiła. Ziemie, które niegdyś zamieszkiwali magowie, wciąż były uważane za przeklęte.

– Wszystko zostało podpisane? – spytał Jared, cały czas patrząc na podium. Gdy długo się nie odzywała, w końcu zwrócił na nią oczy i skłonił się lekko. – Racz wybaczyć ambasadorze, to...

– W porządku – powiedziała, patrząc przed siebie. – Nie musisz przy mnie używać tego całego dostojeństwa i uniżania. – Prychnęła zmęczona.

Zauważyła, że po tych słowach kapitan się rozluźnił. Znała go od lat i wydawał się należeć do garstki osób, których przyszłość Zachodu choć trochę obchodzi. Ponadto, nie był zapatrzonym w siebie dostojnikiem i cieszył się z tego, co ma.

– Tak, wszystkie pakty zostały podpisane – szepnęła, patrząc na rozbawionego błazna z czerwoną brodą. – Pomimo wszelkich środków ostrożności, wciąż jednak mam wątpliwości. – Dopiła wino. – Corvax Crow doskonale wiedział, co wręczyć każdej krainie, aby nie miała żadnych wątpliwości.

– Traktat zostanie podpisany za kilka miesięcy – rzekł kapitan. – Działania krain Zachodu na niekorzyść którejkolwiek z nich, nie będą się opłacać. Pakty wprowadzają poważne konsekwencje w przypadku zdrady.

Kiwnęła głową, przyznając mu rację. Czarne myśli zachowała jednak dla siebie. Nagle, donośny ton Redoxa, przebił się w górę komnaty i rozbrzmiał w uszach Calthii tak donośnie, że wbrew sobie skrzywiła się lekko.

– Nadchodzą świetlane czasy dla krain Zachodu. Przyszłość w dostatku i dostęp do nowych towarów stoi przed nami otworem. Już za trzy miesiące podpiszemy traktat pokojowy ze Wschodem, a Corvax Crow przybędzie osobiście, aby zapewnić nam swój wkład w rozwój Zachodu. Obyśmy do tego czasu wszyscy byli zgodni i przyjęli go z otwartymi ramionami.

***

Calthia nie zamierzała zostać do samego końca uroczystości. Poczekała na zakończenie przemowy i dała do zrozumienia swemu kapitanowi, że źle się czuje. Nie było to kłamstwem, bo rzeczywiście dzisiejszy dzień był dla niej zdecydowanie za długi i pełen wrażeń. Elegancko wycofała się w stronę wyjścia z sali, ignorując Redoxa subtelnie przesuwającego się przez tłum w jej stronę. Wiedziała, że kolejny raz będzie próbował przekonać ją, że jest dla niej idealną partią, a ich krainy mogą tylko zyskać na tym związku. Słyszała to nie raz w różnych wersjach. Spokojnych, rozgniewanych, z nutką szantażu i rozbawienia. Za każdym razem odczuwała narastające mdłości. Starała się nie okazywać emocji i przemawiać chłodno. Najchętniej jednak połamałaby mu palce, którymi próbował ją dotknąć. Próbował, bo za każdym razem znajdywała sposób, aby się od niego odsunąć. Będąc dyplomatą sąsiadującej krainy, nie chciała waśni i sporów, więc musiała prowadzić rozmowy tak, aby nikogo nie urazić, a jednocześnie stanowczo ustalić granice i pokazać własną siłę.

Skłoniła lekko głowę i wraz z kapitanem ruszyła w stronę komnat. Nawet się nie odwróciła, aby sprawdzić, czy opuszczenie sali jest w dobrym tonie. Zdawała sobie sprawę, że odchodzi jako pierwsza, bez pożegnania i tych wszystkich frazesów. Jared to zauważył i sam tłumaczył księżniczkę, że źle się poczuła, gdy jeden z ambasadorów chciał o coś zapytać. Strażnik odsunął go subtelnie na wyciągnięcie własnej ręki, ignorując oburzone spojrzenie na pociągłej, szczupłej twarzy, ruszając do bocznego wyjścia.

Szli krętymi korytarzami, majestatycznie oświetlonymi przez złote pochodnie i lśniące klejnoty. Szum rozmów oddalał się, powietrze stało się bardziej rześkie. Calthia dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że idzie szybkim krokiem, niemal biegnąc. Zwolniła. Zewsząd otaczała ich cisza. Jared uśmiechnął się lekko, gdy spojrzała w jego stronę.

– To był długi dzień – rzekł ciepło. – Naprawdę powinnaś odpocząć. Jesteś strasznie blada.

– Wszyscy liczą na ten traktat, prawda? – spytała tak niespodziewanie, że Jared otworzył usta, nie wiedząc, co powiedzieć. Westchnęła, skręcając w kolejny korytarz. – Redox świętuje, jakby już złapał złotą kurę za szyję. – Odetchnęła głęboko, prostując się. – W ciągu kilku miesięcy Corvax Crow wyciągnął dłoń na Zachód, oferując wsparcie, dobrobyt i pokój. – Prychnęła z pogardą. – I po tym wszystkim, co uczynił na własnych ziemiach, jak zdobył władzę i potęgę, nikogo nie dziwią jego zapewnienia?

– Myślę, że dałaś im wiele do myślenia – rzekł Jared z uśmiechem. – Od samego początku wiercisz im dziurę w brzuchu, ale, jak do tej pory, nic nie potwierdziło obaw Sayers.

– Za trzy miesiące w Sayers zostanie oficjalnie podpisany traktat – zaczęła z nutą gniewu w głosie. – Zjawią się dygnitarze z krain Zachodu i głowy państw, pojawi się również Corvax, jako jedyny, główny przedstawiciel Wschodu, otworzy drogi na Wschód i zwiększy wpływy Zachodu na własną krainę, jako gest dobrej woli. Dodatkowo wyśle własną armię, aby chroniła południowych granic naszego kraju przed bestiami. Prawdą jest, że stwory coraz śmielej się panoszą i przekraczają bagniska. Prawdą jest, że brakuje nam ludzi, aby chronić tamte regiony. – Rozłożyła bezradnie ręce. – Jesteś żołnierzem. Powiedz mi czy to nie jest dziwne? A może to normalne, że Zachód się na to zgadza? – Zatrzymała się, patrząc dowódcy straży prosto w oczy. – Moim zdaniem dobrowolnie wpuszczamy lwa na nasze ziemie i zgadzamy się na to, aby nas pożarł. I za co to wszystko? Za ziemie? Otwarcie drogi handlowej? Za to mamy ryzykować życie?

– Król Quillian ma inne zdanie na ten temat – przyznał Jared. – Każda wojna musi się kiedyś skończyć. Corvax zdobył już tak wiele. Czy będzie ryzykował utratę swych ziem, aby zdobyć kolejne, które znacznie trudniej zdoła utrzymać?

– Tak, ze strategicznego punktu widzenia atak Zachodu byłby ciężki do przeprowadzenia – rzekła i ponownie ruszyła w stronę komnat.

– Czyż nie dlatego odpuściłaś? – spytał. – Czyż nie dlatego Sayers również poszło na ustępstwa?

– Także pragnę pokoju – szepnęła. – Chciałabym, aby to była prawda. Chciałabym, żeby pokój zapanował i można było podróżować na Wschód. To ogromna kraina, która otworzyłaby nam drogę na nieznane ziemie.

– Zrobiłaś wszystko, co było można – rzekł, zatrzymując się i kładąc dziewczynie dłoń na ramieniu. Nie zauważył, jak nagle zmrużyła oczy i zacisnęła zęby. – Teraz decyzja należy do królów. Odpocznij.

***

Calthia odesłała służącą, którą przydzielił jej Redox, dziękując i mówiąc, że ze wszystkim sobie poradzi. Dostrzegła, jak młoda służka wywraca oczami, mruczy coś pod nosem, ale w końcu kłania się nisko i wychodzi z komnaty księżniczki. Zignorowała zachowanie służki, od razu przechodząc w stronę łazienki, gdzie czekała balia z wodą. Zdjęcie sukni i gorsetu okazało się zbawienne. Mogła odetchnąć głębiej, zanurzyć się w ciepłej wodzie i rozluźnić mięśnie.

Zacisnęła zęby, gdy poczuła pieczenie rany na ramieniu. Rzuciła okiem na prowizoryczny opatrunek, który przesiąkł krwią i zaczęła odwijać bandaż. Rana nie była głęboka, ale wciąż lekko się sączyła. Ponadto, zrobił się obrzęk i zaczerwienienie wokół. Zanurzyła się w wodzie. Cisza. Spokój. Rozluźniła mięśnie i starała się nie myśleć o niepokoju. Ten jednak towarzyszył jej odkąd pamiętała. Przeczucie, że coś się wydarzy. Zagrożenie. Konieczność wykonania uniku, gdy przeciwnik robi silny zamach. Przewidywanie, kiedy zaatakuje. Odgłos przyspieszonego bicia serca. Strach pachniał bardzo wyraźnie, gdy przeciwnik w końcu zrozumiał, że jest na przegranej pozycji. Całe to przeczucie było pomocne, ale jednocześnie takie męczące.

Gwałtownie się wynurzyła. Rana piekła coraz bardziej. Umyła się pośpiesznie, wytarła i przytknęła do rozciętego ciała kawałek świeżego bandaża. Owinięta ręcznikiem udała się do części wizytowej, gdzie ogień w kominku lśnił pełnym blaskiem. Odetchnęła głęboko i, nie zastanawiając się dłużej, co musi zrobić, sięgnęła po sztylet, który wraz z torbą ukryła pod dębową szafą. Ostrze błyskawicznie się rozgrzało, a księżniczka szybko przytknęła je do krwawiącej rany. Nie krzyknęła, aby nie podnieść alarmu strażników przed drzwiami, ale gdy tylko odłożyła broń, oparła dłoń o podłogę. Poczuła zimny pot na czole, a ciało drżało niczym wystraszona sarna.

– Uspokój się – powiedziała do siebie. – To nie najgorsza z rzeczy, która cię spotkała. - Przeniosła wzrok na ranę, która na szczęście przestała krwawić. – Bywało gorzej.

Próbowała samą siebie przekonać, że wszystko jest w porządku. Tymczasem nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła się tak źle. Niby była to płytka rana. Ot, zwykłe wbicie pazura przez kolczastą bestię. Zdała sobie sprawę, że Strażnik grobowca nigdy wcześniej jej nie zranił. Poobijał, ale nigdy nie zadał żadnej rany. Czy to przez to czuła się dziwnie osłabiona? Odetchnęła głęboko, odgarniając mokre kosmyki włosów z twarzy. Musiała wziąć się w garść. Przetarła czoło i powoli wstała. Myślała już tylko o chwili, gdy w końcu położy się w łóżku i będzie mogła odpocząć. Zanim jednak zdążyła to zrobić, rozległo się głośnie pukanie.

– Księżniczko. – Poznała głos Jareda.

Narzuciła na siebie satynowy szlafrok i podeszła do drzwi. Uchyliła je na tyle, aby usłyszeć wiadomość. Szczerze to nie interesowało ją nic, co mógłby jej przekazać dowódca straży o tak późnej porze. Niemniej, ze względu na swoje obowiązki i świadomość, że Jared nie zawracałby jej głowy z byle powodu, zdobyła się nawet na zaciekawiony wyraz twarzy.

– Coś się stało, kapitanie?

– Wybacz, ale doradca króla Redoxa chciałby się z tobą widzieć.

– Teraz?

– Tak, nalegał, że to bardzo pilne i ze względu, że jutro wyjeżdżamy...

– Dobrze – przerwała, przecierając zmęczone oczy. – Powiedz, że na niego czekam.

Zamknęła drzwi, opierając się o nie plecami. Kilka głębokich wdechów, zapanowanie nad wirującym pokojem i będzie dobrze, pomyślała.

***

– Wybacz księżniczko, że niepokoję cię o tak późnej porze...

– Darujmy sobie uprzejmości, Keronie – przerwała, krzyżując ręce i marszcząc brwi. – Domyślam się, że nie byłoby cię tu, gdybyś nie miał mi czegoś ważnego do przekazania. O co chodzi? – Zmrużyła szmaragdowe oczy i bacznie lustrowała doradcę króla. Nie ukrywała swej niechęci do tego człowieka, ale miała swoje powody, które on doskonale znał. - Czy oskarżycie mnie o kolejne knowania przeciwko pokojowi ze Wschodem? Czy znów będziesz próbował zamknąć mi usta szantażami lub innymi dobrymi radami?

Starzec odetchnął cicho. Przez chwilę widziała, jak się jej przygląda, ale nie sądziła, że ocenia jej strój podróżny, który był bardziej godny mężczyzny, aniżeli wysoko postawionej kobiety. Doszukiwała się w jego wizycie jakiegoś podstępu, bo po cóż miałby tu przychodzić o tak późnej porze? Przypuszczała, że przysłał go Redox, ale starzec był niezwykle podenerwowany, a jego okrągła twarz zroszona potem. Mógł to być jednak efekt przebycia rozległych korytarzy, wyraźnie się spieszył, prosząc o tę audiencję.

Przetarła zmęczone oczy, zaciskając przez chwilę palce na grzbiecie nosa. Była zmęczona. Tak bardzo zmęczona, a o świcie miała wyruszyć w drogę powrotną do Sayers i zdać raport z ustaleń ze Złotym Miastem. Redox przyjął warunki, na których kraje Zachodu zjednoczą się, a za złamanie jakiegokolwiek punktu paktu grozić będą wysokie sankcje. Nie przypuszczała, że czerwonobrody przystanie na wszystkie założenia, szczególne te dotyczące utraty części ziem lub ich całkowity podział w razie zdrady i szukania sprzymierzeńców na Wschodzie. Szczególnie długo podważał tę ostatnią część, wyzywając jego pomysłodawcę i wypominając nieufność. W końcu jednak zgodził się, złożył niezbędne podpisy i ogłosił, że Zachód stanie się mocarstwem, którego żadna kraina nie zdoła podbić.

Calthia, odkąd została dyplomatą, powtarzała, że należy zjednać siły, aby móc obronić się przed ewentualnym najazdem Wschodu. Pomimo tego, że marzyła o pokoju wszystkich krain po obu stronach gór Cargo, tak nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że coś się kryje za zapewnieniami Corvaxa o otwarciu dróg handlowych na wschód.

– Wiem, że nasza znajomość nie rozpoczęła się najlepiej. – Słowa Kerona dotarły do dziewczyny, jakby z oddali odwracając jej uwagę od rozmyślań. – Jestem wdzięczny, że księżniczka zechciała mnie przyjąć o tak późnej porze. Zapewniam, że to co mam do powiedzenia, jest bardzo ważne i niecierpiące zwłoki.

Widziała, jak lekko się zachwiał, podpierając dłoń o biodro i z utęsknieniem patrząc na miękki fotel w pobliżu kominka. Chciała załatwić tę sprawę szybko. Wysłuchać, co miał do powiedzenia i w końcu się położyć. Starzec jednak odchrząknął, wskazując siedzisko.

– Wybacz księżniczko, mogę? – spytał, wskazując fotel. W odpowiedzi kiwnęła tylko głową, odprowadzając Kerona wzrokiem, gdy kulejąc, podszedł do mebla i rozsiadł się, masując lewe kolano. – Moi informatorzy donieśli mi bardzo niepokojącą wiadomość. – Przetarł pot z czoła, wyglądał, jakby szukał odpowiednich słów.

Pomyślała, że to nawet zabawne, bo do tej pory rzadko widziała, jakby wielki doradca Redoxa zapominał języka w gębie. Wyraźnie ciążyła mu ta rozmowa, a w szczególności, że to właśnie jej miał przekazać te wiadomości.

– Może od razu przejdź do rzeczy – syknęła zniecierpliwiona i usiadła naprzeciwko niego, zajmując drugi fotel.

Dopiero teraz poczuła, jak bardzo bolały ją nogi, jak dłonie drżą ze zmęczenia, co próbowała ukryć, splatając je ze sobą i wbijając ostry wzrok w Kerona.

– Moi informatorzy donieśli mi, że Corvax Crow szykuje zamach na Sayers. – Gdy tylko wypowiedział te słowa, dziewczyna wyprostowała się gwałtownie, jeszcze mocniej ściągnęła brwi, a krew z twarzy zdawała się całkowicie odpłynąć. – Planują zgładzić króla w dniu podpisania traktatu.

– Co ty mówisz? – szepnęła, nie poznając własnego głosu. – Wszystko sprawdzaliśmy, wysłannicy z całego Zachodu przeczesywali tereny Wschodu, w poszukiwaniu informacji, jakichkolwiek informacji. Były to wizyty zarówno jawne, jak i całkowicie utajnione. Twój kraj, z wielkim Redoxem na czele, od samego początku byliście za prawdomównością Corvaxa. Wciąż powtarzaliście, że macie niezbite dowody potwierdzające dobre intencje władcy Wschodu. – Podniosła głos, co rzadko się jej zdarzało. – A ty przychodzisz do mnie teraz i mówisz o czymś takim? Jakie masz dowody na te słowa? Dlaczego teraz?

Gdyby była w lepszej formie z pewnością zerwałaby się z miejsca. Teraz czuła przyspieszone bicie serca i paraliżujący ciało strach, jakby wszelkie obawy miały się ziścić. To nie mogła być prawda. Jaki cel miał Keron, wypowiadając jednak te słowa?

Ból rannego ramienia przypomniał o sobie, rozlewając się po ciele i dręcząc nieprzyjemnym pieczeniem oraz kłuciem. Przypalanie rany chyba nie było najlepszym pomysłem. Wszelkie mikstury uzdrawiające jednak się skończyły, a na przyrządzenie nowych nie miała czasu. Zacisnęła zęby, skupiając wzrok na twarzy Kerona i szukając na niej podstępu lub czekając na przeczucie, które ostrzeże ją przed kłamstwami tego człowieka.

Wbrew wszystkiemu nie czuła nic, co mogłoby świadczyć o złych zamiarach doradcy Redoxa, a jego przerażony głos świadczył o strachu, który również ona odczuwała.

– Księżniczko, dowiadujesz się o tym jako pierwsza – ściszył głos i zniżył głowę. – Tak naprawdę nie wiedziałem do kogo z tym przyjść. Mój król... przykro to mówić, ale nawet wiedząc, to co przed chwilą powiedziałem, nie zrobiłby niczego, aby odwołać podpisanie traktatu. Za bardzo mu zależy na korzyściach, które może z tego tytułu osiągnąć.

W to akurat Calthia nie wątpiła. Zacisnęła dłonie w pięści i przeklęła pod nosem.

– Czego zatem chcesz ode mnie?

– Moje źródło na Wschodzie dowiedziało się, co dokładnie planuje Corvax Crow. Jak dotąd mam tylko kilka wstępnych wieści, ale mój kontakt obawia się wykrycia.

– Skąd zdobył informacje?

– Wychwyciliśmy pewne plotki wśród żołnierzy Wschodu. Ludzie Corvaxa chwalili się, że niebawem przeleje się krew, że będzie okazja do wzbogacenia się i zdobycia Zachodnich kobiet.

– Plotki... – Calthia odchyliła się do tyłu, opierając całymi plecami o oparcie fotela. Przez dłuższą chwilę rozważała wszelkie ewentualności, ale wszystkie prowadziły do jednego punktu. Odetchnęła ciężko. – Dobrze – rzekła. – Sprawdzę to. Dziękuję za tę wiadomość.

Wstała, na co Keron również się podniósł z wielkim trudem. Uścisnął dłoń księżniczki z wyraźną wdzięcznością.

– Zawiadomię pozostałe krainy o możliwej zdradzie Corvaxa, abyśmy byli gotowi do wsparcia Sayers i odparcia ataku Wschodu. – Skłonił się i ruszył w stronę wyjścia.

– Nie.

Kiedy księżniczka to powiedziała, Keron stał już do niej tyłem i niemal dotykał pozłacanej klamki. Zatrzymał się zaskoczony i powoli odwrócił, przenosząc zaniepokojone spojrzenie na dyplomatkę Sayers.

– Słucham? – spytał, jakby nie dosłyszał.

– Nikogo nie powiadamiaj – rzekła Calthia. – Niech ta rozmowa zostanie między nami.

– Ależ księżniczko, to...

– Dopóki nie będziemy mieli potwierdzonych informacji o planach Władcy Wschodu, chciałabym, żeby ta rozmowa została między nami. – Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. – Nieprzemyślane decyzje, nagłe zamieszanie w sprawie traktatu, mogą sprawić, że Corvax zaatakuje wcześniej. Mamy trzy miesiące. Sprawdzę twoje źródło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro