16
Wstałam od stołu niemal go nie przewracając. Pobiegłam pędem do sypialni. Słyszałam,że Mike biegnie za mną.
-Coś się stało?-zapytał gdy byliśmy już w sypialni.
-Nno tak!-powiedziałam rozglądając się za walizkami. Chłopak usiadł na łóżku. Znalazłam dwie duże walizki i ściągnęłam je na ziemie.-Stało się to,że-mówiłam pakując odpowiednie ubrania do torby-Mówisz mi o tym całym wyjeździe 2 godziny przed pojawieniem się samolotu,kiedy ja muszę nas zapakować. Na ile tam jedziemy?
-Na tydzień-zaśmiał się-Uwielbiam kiedy jesteś poddenerwowana-podszedł do mnie i od tyłu złapał mnie za biodra. Od razu dostałam gęsiej skórki. Zaczął całować moją szyję-Jesteś w tedy taka seksowna-wyszeptał. Wiedziałam jak to się skończy,ale chciałam się jeszcze z nim podroczyć. Schyliłam się to torby wkładając tam ubrania,tak,że moje pośladki przyciskały się do jego męskości. Odchrząknął a ja się skrycie uśmiechnęłam. Kiedy się wyprostowałam Mike powrócił do męczenia mojej szyi,a jego ręce sunęły w dół do mojej kobiecości. Jednak zamiast jechać po dresach odchylił je i robił to na gołej skórze,która była tylko okryta cienkimi figami. Zadrżałam na jego dotyk. Jak zwykle zresztą. Z dłoni wypadła mi sukienka,a ręce same z siebie powędrowały na kark chłopaka. Poczułam jak się uśmiecha. Nagle odchylił majtki i wszedł we mnie palcem. Jęknęłam. Ruszał palcem,a ja oddychałam coraz głośniej. Chociaż chciałam,nie mogłam przerwać. To było zbyt przyjemne. Kiedy doszedł drugi palec moje nogi srały się jak z galarety.
-Mike...
-Cśśś...-wyszedł ze mnie i szybko odwrócił mnie w swoją stronę. Mocno całował. Zaczęliśmy kierować się w stronę łóżka. Położył mnie na nim powoli nadal mnie całując. Zaczął ściągać ze mnie ubrania. Nie miałam stanika więc miał prościej. Kiedy leżałam już przed nim bez koszulki uśmiechnął się szeroko.
-I to mi się podoba-stwierdził. Znowu wpił się w moje usta,a ja nie pozostałam mu dłużna. Odwdzięczając pocałunek i tocząc z nim brutalną walkę na języki zdjęłam mu koszulkę,następnie spodnie. Poczułam,że jego kumpel jest już gotowy. Twardy i wyprostowany. Mike po chwili zdjął ze mnie spodnie razem z majtkami zatapiając się w mojej kobiecości. Wydałam z siebie głośne jęknięcie spowodowane przyjemnością. Ściskałam materac i miętosiłam pościel. Po chwili doszłam. Mike wszystko zlizał,po czym we mnie wszedł. Jęknęłam z bólu. Nie był we mnie już tydzień i chyba,bardzo...się powiększył.
-Cholera,Mike-sapnęłam kiedy bardzo powolnymi ruchami się we mnie poruszał.
-Cśśśś....-nie przerywał bawić się moimi piersiami.-Tak bardzo mi tego brakowało-wyznał. Po chwili przyzwyczaiłam się do wielkości penisa i zadawało mi to już tylko przyjemność. Jęczałam i wiłam się pod nim kiedy zwiększył tempo.
Doszliśmy razem. Opadł na mnie spocony. Oddychaliśmy głośno,próbując zrównać oddech.
-On ci się...jakoś powiększył?-wysapałam. Poczułam,że się uśmiecha.
-Dokładnie 25,32 centymetra kochanie.
-O kurwa.
-Ale to ty byłaś dzisiaj wyjątkowo ciasna.
-Dzięki.-popatrzyliśmy się na siebie.-Serio miałam to w sobie?
-Całego-powiedział z uśmiechem.-Jeszcze niedawno było 20,47 centymetrów.
-Mierzysz sobie penisa?!
-Nom.-schowałam twarz w dłoniach.
-Popapraniec!-zaśmiałam się. Nadal na mnie leżał.
-Ale mnie kochasz,prawda?
-Prawda.
-A co jak mi się jeszcze powiększy?-zapytał zabawnie poruszając brwiami.
-To zgłoszę cię do Księgi Rekordów Guinessa-zaśmiałam się. Po chwili zrobił to też Mike. Zagryzłam wargę. Popatrzył się w tamto miejsce.
-Wiesz...wcale się nie zmęczyłam-wymruczałam cicho. Źrenice strasznie mu się powiększyły. Nie widziałam nic oprócz czarnego i białego. Zanim się zorientowałam wpił się w moje usta. Wszedł we mnie,a ja jęknęłam.
-Znowu jesteś ciasna-wysapał między pocałunkami.-Ale to dobrze-teraz ruszał się na prawdę szybko. Wygięłam plecy w łuku kiedy dotknął mojego czułego miejsca. Od razu doszłam krzycząc jego pełne imię. On zrobił jeszcze kilka pchnięć,po czym sam doszedł.
Opadł koło mnie.
-Na prawdę jesteś strasznie ciasna.-pogłaskał mnie po policzku.
-Ja natomiast czuję się jak nadmuchany balon.-zaśmiał się-To wcale nie jest śmieszne. Na dole jest mi strasznie ciasno,a podbrzusze wypełnia pusta przestrzeń. Zaśmiał się ponownie po czym wstał i wszedł do łazienki. Moja kobiecość trochę szczypała,ale co gorsza czułam...pustkę.
*Przed chwilą wsiedliśmy do samolotu. Usiedliśmy koło siebie. Ja przy oknie,a on po mojej prawej.
-Chcę mi się spać-ziewnęłam jak małe dziecko.
-Połóż się,a ja cię obudzę kiedy będziemy.-uśmiechnęłam się i oparłam głowę o jego ramię. Po chwili widziałam już tylko ciemność.
#Mike
Już niedługo skarbie.
Już niedługo.
Ciągle patrzyłem się na śpiącą dziewczynę dużo myśląc.
To ile przeszła...
Nadal ze mną jest.
Nic nie określi jak wielkie jest moje uczucie do niej.
Kocham ją.
Nigdy nie było takiej osoby którą tak mocno bym kochał.
Była dla mnie narkotykiem,powietrzem,lekarstwem i najukochańszą kobietą.
Obudziłem się kiedy przez głośniki ogłoszono,że już prawie jesteśmy i,że trzeba zapiąć pasy. Dotknąłem lekko ramienia Ris.
-Gwiazdko. Zapnij pasy,bo już prawie jesteśmy. Gwiazdeczko-uwielbiałem to przezwisko. Było bardzo...wyjątkowe. A nie jakieś "kotku" "słońce""rybko". Gwiazda była wyjątkowa. Pocałowałem ją w jej prościutki nosek. Zobaczyłem,że robi dzióbek więc cmoknąłem ją w usta.
-Co to było?-jęknęła zawiedziona.
-Buziak.
-Ale ja miałam być śpiącą królewną,a ty księciem....Matko co ja gadam-jakby się otrząsnęła. Zapięła pasy i się wyciągnęła. Patrzyłem się na nią ciągle,aż w końcu się zaśmiałem-Tak to się kończy kiedy budzisz mnie w środku snu.-ułożyła usta w podkowę,udając,że jest zła. Pocałowałem ją krótko w usta.-Jak już całujesz to się postaraj-powiedziała. Zaśmiałem kręcąc głową z niedowierzaniem.
*Idziemy właśnie w stronę wyjścia. Klariss na prawdę długo udaje obrażoną.
-Żartujesz sobie,prawda?-zapytałem lekko już zirytowany. Popatrzyła się na mnie nie zmieniając mimiki twarzy. W jej oczach nie mogłem niczego dostrzec. W końcu nie wytrzymałem. Postawiłem walizkę,podszedłem do niej,odwróciłem ją do siebie i trzymając jej twarz za policzki mocno pocałowałem. Oddałem w ten pocałunek mnóstwo emocji kumulujących się we mnie. Dziewczyna od razu puściła walizkę i oddała pocałunek. Poprosiłem ją o dalszy dostęp,który dała mi od razu. Całowaliśmy się tak właśnie na środku sali gdzie odbierało się bagaż.
*Jedziemy taksówką do mojego rodzinnego domu. Ris jak mała dziewczynka wygląda przez okno i patrzy się na wszystko czego nigdy nie widziała. Byłem w nią zapatrzony.
Kobieta,a jednak dziewczynka.
*-Chcę abyś zaczekała na zewnątrz,bo mam pewien pomysł jak cię przedstawić. Tylko musiała być poczekać tutaj z jakieś dwadzieścia minut-przyznałem kiedy zatrzymaliśmy się przed wielką bramą prowadzącą do domu rodziców.
-Okej-wzruszyła ramionami.
-Serio? Nie będziesz się nudzić?
-Zadzwonię do Rose,spokojnie-zaśmiała się. Pocałowała mnie w policzek i usiadła na ławce przed bramą.
-Zrobię to jak najszybciej-zapewniłem ją. Skinęła głową,a ja z bagażem ruszyłem w stronę wychowanków.
-Mamo,tato,Nicholas,Mel jestem!-krzyknąłem tak jak za starych czasów. Nagle do przedpokoju wbiegła moja matka i mocno przytuliła. Odwdzięczyłem od razu. Już lekko siwiejąca blondynka ucałowała mnie w oba policzki.
-Mamo,jak zwykle wyglądasz wspaniale!-miała na sobie białą spódnicę do kolan,zieloną bluzkę z długim rękawem,zielone baletki i biały naszyjnik z perłami.
-Oh,kochanie! Tak bardzo tęskniłam!-w jej oczach pojawiły się łzy.
-Ej,mamuś jestem! Trzeba się cieszyć,że przyjechałem!
-Ależ to łzy szczęścia!
-Dobrze,chodźmy do reszty.-objąłem ją ramieniem i weszliśmy do salonu. Nic się nie zmieniło. Wielki salon z białymi ścianami,podłogą z kafelek i białe,skórzane kanapy. Przeźroczysty stolik na którym stał wielki wazon z kwiatami. Na prawo ode mnie siedział siwy już ojciec,koło niego Mel z wielkim bananem na twarzy,a na przeciwko mnie mój starszy brat. Pierw podszedłem do ojca,przytuliłem go,potem Mel,a na końcu podałem dłoń szatynowi. Usiadłem koło brata,a na moich kolanach zaraz pojawiła się blondynka.
-Co tam synu w Londynie?-zapytał ojciec.
-Bardzo dobrze. Firma rozwija się w mgnieniu oka i jeżeli dalej tak będzie to nasza firma będzie znana na całym świecie.
-Wiedziałem,że oddanie ci firmy będzie największym i najlepszym pomysłem jaki kiedykolwiek dotąd dokonałem.-zaśmiał się gardłowo.
Rozmowa toczyła się w zadziwiająco szybkim tempie. Postanowiłem w końcu zacząć poważną rozmowę.
-Pamiętacie Klariss?
-Ależ oczywiście-klasnęła w dłonie moja matka-Jak można zapomnieć rak wspaniałej dziewczynki?
-Właśnie?To była przecudowna dziewczyna. Szkoda,że się przeprowadzili-powiedział mój ojciec. Nick prychnął.
-Chyba raczej jak można zapomnieć największego grubasa pod słońcem?-zaśmiał się.
-Mike,kim była Klariss?-zapytała siostra.
-To była moja najlepsza przyjaciółka kiedy byłem trochę starszy od ciebie. Ale przeprowadziła się,nie wiadomo gdzie. Nie widziałem jej już 10 lat.
-Fajna była?
-Bardzo!-uśmiechnąłem się.
-I była największym dziecko grubasem w mieście.
-Dość Nicholas!-podniósł głos mój ojciec.- No, a powiedz nam synku, czy masz już kogoś tam w tym swoim Londynie? Bo z tego co pamiętam nigdy się nie chwaliłeś na temat młodych dam.
- Tato...- mruknąłem zdziwiony jego pytaniem. wszyscy się na mnie popatrzyli-Poznałem najpiękniejszą kobietę na świecie i jesteśmy ze sobą prawie od 4 miesięcy-uśmiechałem się szeroko.
-Dlaczego my nic nie wiemy?!-mama zapytała bardzo szczęśliwa.
-Nie wiem...
-A kiedy ją poznamy?-zapytała Mel.
-Przyjechała tu razem ze mną-wszyscy wydali z siebie dźwięk zaskoczenia,a ja się zaśmiałem-I już po nią idę.-Mel wstała,a ja skierowałem się w stronę wyjścia. Usłyszałem jeszcze tylko cichy pisk mamy.
-Klariss?-zapytałem dziewczyny. Rozmawiała jeszcze przez telefon.
-No...muszę kończyć...papa!-zakończyła połączenie i wstała z uśmiechem-I jak?
-Chodź to zobaczysz.-podałem jej rękę. Złapała ją i ruszyliśmy. Po drodze jeszcze wziąłem jej walizkę.
-Dobrze wyglądam?-zapytała. Popatrzyłem się na nią.
Wyglądała na prawdę pięknie. Sukienka sięgała jej do połowy uda,a nawet trampki nie psuły całego zestawienia. Nachyliłem się do jej ucha.
-Wyglądasz tak seksownie,że brał bym cię na tym trawniku.-wyszeptałem jej z zadziornym uśmieszkiem. Była cała czerwona ze wstydu. Popchnęła mnie lekko,ale nic mi się nie stało.
-Mike,ty mały zboczuszku!
-Też cię kocham gwiazdeczko-pocałowałem ją w skroń. Weszliśmy do domy od razu kierując się w stronę salonu. Wszystkie spojrzenia były skierowane na Ris. Nieśmiało się uśmiechnęła.
-Przedstawiam wam moją dziewczynę,Klarissę.-przedstawiłem ją. Nikt nawet nie zorientował się,że to ta mała pulchna dziewczyna.
-Nawet dziewczynę załatwiłeś sobie z jej imieniem?!-prychnął Nick. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić Ris podeszła do brata i powiedziała:
-Przedstawiam wam Klarisę Fox.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro