Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28

                    NARRATOR

W ciągu tych dwóch miesięcy dużo się działo.
Ris oraz Mike szykując się do ceremonii ślubnej codziennie jeździli na spotkania z nią związane.
Ślub odbędzie się w kościele, a między ławkami będzie biały dywan. Do ławek będą przyczepione białe i kremowe goździki, takie same jak w bukiecie panny młodej. Nad młodą parą i księdzem będzie duży łuk przyozdobiony wieloma rodzajami białych kwiatów.
*
Kiedy Rose przyszła do Klariss i opowiedziała jej wszystko, ta zachwyciła się i uradowała.
"-No i jesteśmy w tym parku po kolacji i tak sobie chodzimy-zaczęła przyjaciółka- I on nagle powiedział, że musi mi coś powiedzieć. No to ja powiedziałam, że ja też muszę mu coś powiedzieć, więc zdecydował, że na trzy powiemy to razem. Zgodziłam się. On policzył do trzech i oboje powiedzieliśmy: 'Wyjdziesz za mnie?/ Jestem w ciąży'. A nasze miny świadczyły tylko i wyłącznie zaskoczenie. No, bo halo! Ja mu powiedziałam, że jestem w ciąży, a on się mnie spytał czy za niego wyjdę! A potem było najlepsze. Zacisnęłam oczy i zaczęłam paplać jak najęta' Jeżeli chcesz mnie zostawić, to przynajmniej płać alimenty. Na prawdę nie wiem jak to się stało, z koro się zabezpieczaliśmy...' i on mi tak po prostu przerwał 'Podmieniłem ci tabletki antykoncepcyjne, a sam się nie zabezpieczałem' A ja po prostu kończyłam 'Więc jeśli każesz mi ją usunąć to wiedz, że....kurwa co?!' Ris pamiętaj, że ja ci to cytuję. Więc potem zanim cokolwiek odpowiedział po prostu zaczął mnie całować. Następnie powiedział, że chciał mieć se mną dzieci, co mnie ogromnie zdziwiło-mówiła uszczęśliwiona, a potem pokazała pierścionek zaręczynowy Klarissie."

*Na święta przyjechała cała najbliższa rodzina Black'a i Klariss. Byli bardzo szczęśliwi z zaręczyn i, że mogli się w końcu zobaczyć po 10 letniej...przerwie.

******Miesiąc przed ślubem******
#Klariss
Z powodu tradycji naszych rodzin przez ostatnie 2 miesiące nie spaliśmy ze sobą w jednym łóżku i się nie kochaliśmy. Nie można nawet nam się było c m o k n ą ć w usta! Ledwo wytrzymaliśmy.
Obudziłam się o 12.31, gdyż o 2.30 wróciłyśmy z wybierania sukienki. Ale cieszę się, bo wybrałyśmy naprawdę ładną. Zwykłą, białą i rozkoszną. Cieszę się, że mama, przyszła teściowa i Mel u nas zostały.


Buty, welon, dodatki, tort, salę i kościół mamy wybrany. Zaproszenia też już wysłaliśmy.

*Najlepsze jest to, że Rose jest w ciąży...bliźniaczej. I ona mówi, że to wszystko przeze mnie, bo dałam jej ubrania i dla chłopczyka, i dla dziewczynki. A jej humorki...Rozwalają. Nie wiem jakim cudem, ale ostatnio zrobiła zupę ogórkową z...bitą śmietaną. Wcześniej zjadła lody posypane cukrem, a jeszcze niedawno zapukała do drzwi naszego domu z prośbą przenocowania, bo Luke kupił tylko dwie Nutelle, a nie trzy.

*Tak więc obudziłam się i poszłam do łazienki. Mike spał w sypialni dla gości nr 1, a ja w naszej. Wzięłam prysznic i założyłam jakieś ciuchy wygrzebane z dna szafy.


Zrobiłam sobie kłosa i zbiegłam na dół. Dziś służba miała wolne, a wszyscy goście i Mike pojechali do centrum. Ja zwolniłam się z pracy narzeczonego i wysłałam swoje CV do kilku liceum. Chciałam zostać nauczycielką, o czym zawsze marzyłam.
Zanim jednak weszłam do kuchni usłyszałam...płacz dziecka. Malutkiego noworodka. Pędem skierowałam się do drzwi i je otworzyłam. Na wycieraczce leżał mały noworodek zawinięty w kocyk w jeżyki. Miał niebieską czapeczkę i wyglądał na około 4-5 miesięcy. Powoli go podniosłam i przytuliłam. Troszkę go pokołysałam, a kiedy się uspokoił wyszłam na podwórko i się rozglądnęłam. Nikogo nie było. Rozejrzałam się po ganku w poszukiwaniu jakiegoś listu, ale nic nie znalazłam. Kołysząc chłopca weszłam do domu. Usiadłam z nim na kanapie w salonie i wyjęłam telefon z kieszeni. Wybrałam numer do Mike'a.
-Tak?-odezwał się.
-Przyjeżdżaj do domu. Natychmiast. Już.
-Czemu?
-Nie pytaj się tylko przyjeżdżaj-i się rozłączyłam. Odłożyłam telefon i uśmiechnęłam się do chłopczyka. Miał szeroko otwarte oczy. Miały brązowy kolor, a co najgorsze był strasznie podobny do Mike'a. Myśląc o tym uroniłam kilka łez, ale szybko je wytarłam gdy dzidziuś zaniósł się płaczem.
-Cholera...-wstałam i bujałam się wraz z nim. Zaczął płakać jeszcze bardziej. W tamtej chwili zrozumiałam, że strasznie trudno jest być mamą. Szybkim krokiem weszłam do kuchni i oczywiście nie mądrze położyłam chłopczyka na blacie. Jedną ręką trzymając jego ciałko, żeby nie spadło, a drugą brałam mleko z lodówki. Musiałam na chwilę zostawić go samego, aby otworzyć szafki, wyjąć z nich kubek, miód i otworzyć mikrofalówkę. Włożyłam do niej kubek z mlekiem i miodem i włączyłam na lekkie ogrzewanie. Od razu po tym wzięłam chłopczyka na ręce i ukołysałam go. Kiedy mikrofalówka wydała z siebie oznakę, że mleko jest już gotowe otworzyłam ją jak tylko mogłam. Wróciłam z nim na kanapę i położyłam go tak jak do karmienia. Chyba zrozumiał o co chodzi, bo zaczął otwierać i zamykać usta jak malutka rybka. Zaśmiałam się i podałam mu maluteńko. Na szczęście nie zakrztusił się, ani razu, bo nie wiem co bym zrobiła. Kiedy podałam mu ostatnią porcję ktoś wszedł do domu.
Mike pojawił się zaraz obok sofy z ogromnym zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
-Kochanie?-zapytał.
-Co?-warknęłam cicho.
-Znalazłem to przed drzwiami-nie patrzył na mnie tylko na dziecko. Położyłam chłopczyka obok mnie, a Mike uklęknął na podłodze przy nim. Otworzyłam kopertę i zaczęłam czytać na głos:

-"Drogi Mike'u.
Nie mam pieniędzy na tymczasowe utrzymywanie Jack'a. Kocham go, i to bardzo. Proszę zaopiekuj się nim. Nie dzwoń na policję, ani do żadnego domu opieki. Przyjdę po niego za trzy dni i raz na zawsze zniknę z twojego szczęśliwego życia.
Brakuje mi ciebie, ale nie mogę....."- łzy stanęły mi w oczach. To jego dziecko! Jego...
-Klariss...-zaczął Mike.
-Nie! To twoje dziecko!-krzyknęłam wstając. Łzy popłynęły mi po policzkach- Jak chciałeś się ze mną ożenić mając dziecko?!-krzyknęłam. Wstał i mnie przytulił. Wyrywałam się, ale to było na nic. Płakałam i biłam go w tors, ale wzmocnił uścisk.- Jack ma może z pięć miesięcy-wyszeptałam z płaczem-Czyli ok-około roku i dwóch miesięcy....Jak mogłeś?-chlipnęłam mu w marynarkę.
-To nie może być mo....
-Jack jest taki sam jak ty, Mike!-wyrwałam się końcu z jego uścisku. W jego oczach widać było ból.- To twoje dziecko! Jest takie same jak ty-krzyknęłam.- To, że się zabezpieczałeś....-nie dokończyłam, bo usłyszeliśmy otwieranie drzwi i wesoły krzyk Nick'a.
-Jeeesteeem! Braciszek i chuda Klara się pobierają!-wszedł do salonu, a na widok Jack'a leżącego na kanapie zesztywniał i zmarszczył brwi.-Yyy... Klariss dlaczego płaczesz?-zapytał zdezorientowany, a ja nie wytrzymałam i krzyknęłam z frustracji. Szybko wzięłam dziecko i wybiegłam, po drodze biorąc portfel. Zatrzymałam taksówkę, którą przyjechał Nicholas i wsiadłam rozkazując kierowcy jechać jak najszybciej na ulice Rose- Stillhunk street. Odwróciłam się i zobaczyłam jak Mike biegnie za autem. Coś krzyczał.
-Niech się pan nie zatrzymuje-powiedziałam i przytuliłam troszkę mocniej chłopca.

Zapukałam do drzwi i czekałam jakieś pięć minut. Przyjaciółka mieszkała w nowoczesnym bloku, bo do Luke'a miała wprowadzać się dopiero za tydzień. W końcu. Otwrzyła mi dziewczyna, ale chyba w czymś przeszkodziłam....
Rose miała na sobie źle zapiętą, białą koszulę sięgającą jej do połowu ud, ale zauważyłam pod spodem czarne bokserki. Była bosa i miała roztrzepane włosy. O ustach nie wspominając....
-Ris? Co to za młody człowiek?-zapytała wpuszczając mnie do mieszkania.
-Dziecko Mike'a-powiedziałam, po czym się rozpłakałam.
-Co?!-krzyknęła zaskoczona-Zaczekaj, zaraz przyjdę.-po czym pobiegłam na górę. Jack w tym czasie zaczął płakać więc nie czekając dłużej weszłam do kuchni. Rose miała tam wszystkie rzeczy dla dzieci, w tym buteleczki i mleko w proszku. Jakoś udało mi się je zrobić trzymając chłopca na rękach. Włożyłam mu do ust buteleczkę- dzióbek- zrobiony z gumowatej substancji i zaczęłam się lekko bujać. Zajadał z wielką ochotą, co oznaczało, że albo nie smakowało mu moje mleczko, albo znowu był głodny. Chyba bardziej te 2.
-Już jestem-powiedziała. Była już ubrana i uczesana, a za nią stał Lucas.
-Hej Lucas.-przywitałam się. Najwidoczniej przyjaciółka wszystko mu wytłumaczyła, bo nie miał zdziwionej miny.
-Cześć Ris. Słuchaj....To dziecko na pewno nie jest Mike'a. Dziewczyna po prostu chce wyłudzić od niego pieniądze, albo nie chce tego dziecka.-zaczął szybko gestykulując rękoma. Rose wzięła ode mnie małego i zaczęła klepać je po plecach, żeby sobie odbiło.
-Nie wiem...Ja sama już nic nie wiem-rozpłakałam się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro