Rozdział II
Był już wieczór. Słońce zaszło, a na niebie rozszalała się burza, jednak bez opadów deszczu. Morze było jednak nadzwyczaj spokojne.
-Rosa! Podejdź na chwilę- zawołał w kajucie John.
-No i co się drzesz... przecież tu jestem- odparła.
-Ten jeden rysunek wydaje się bardzo ciekawy- powiedział mężczyzna.
-Co masz na myśli?- zapytała.
-Widzisz, to pewnego rodzaju bardzo duży moździerz o bardzo precyzyjnej trajektorii lotu pocisków- wyjaśnił.
-Ty w ogóle wiesz, co właśnie powiedziałeś?- rzuciła sarkastycznie.
-Ha... ha.. ha...- odparł.
-No, ale do rzeczy- dodała.
-Możemy założyć podobne, tylko mniejsze na ,,Zemście". To bardzo potężna broń, nawet na morzu- sprecyzował.
Rosa zdawała się myśleć nad tym pomysłem, jednak wiedziała, że jest bardzo dobry, zważywszy na lepsze zbrojenia statków wroga.
-A masz jakiś plan, kto i gdzie nam to zrobi?- zapytała.
-Znam jedną osobę, ale mieszka w Baracoa. Zna się na wytwarzaniu broni palnej, zwłaszcza armat każdego rodzaju. Jeśli dostarczymy mu plany, powinien się zgodzić- wyjaśnił.
-Ale wziąłeś pod uwagę to, że to hiszpański port, a jak dobrze mi się zdaje, to nasza reputacja w tym kraju chyba nie jest za dobra- Rosa zwróciła uwagę.
-W takim razie musimy przejąć jakiś hiszpański okręt!- uśmiechnął się John.
Nagle, z bocianiego gniazda rozległ się głos marynarza.
-Statki na horyzoncie!- krzyczał.
Rosa i John wybiegli na pokład.
-No i masz!- ucieszył się, spoglądając przez lunetę.
-To hiszpańska fregata- powiedział bosman.
-Szczęściarz...- Rosa pomyślała pozytywnie o Johnie.
-Podchodzi ostrym kursem na nas!- krzyknął jakiś pirat z forkasztelu.
-Chcę mieć ten statek. Do dział! Ładować kartacze i szykować trapy!- rozkazał John.
Załoga zaczęła się uwijać z wydanym rozkazem. Jedni zaczęli refować żagle, jeszcze inni wytaczali naładowane działa, a parę innych osób złapało za pistolety skałkowe, trapy i haki do abordażu.
,,Zemsta Królowej Anny" płynęła z pełną prędkością ku fregacie wroga. Jej czarne żagle łopotały na wietrze, a czarna bandera dodawała załodze odwagi.
W międzyczasie, hiszpański okręt wykonał obrót, odsłaniając lepiej widoczną część prawej burty.
-Ognia z przednich dział!- rozkazał John.
Armaty na dziobie wystrzeliły w kierunku fregaty. Pociski uderzyły w burtę, blisko barierek, co spowodowało parę dziur w pokładzie i to, że siła uderzenia wyrzuciła do wody kilku Hiszpanów.
-Nie możemy go za bardzo uszkodzić- powiedziała Rosa.
-Przygotować się do zderzenia!- ostrzegł swoją załogę John, kręcąc sterem.
,,Zemsta" zaczęła się obracać i jeszcze bardziej nabierać prędkości. Po krótkiej chwili, otarła się o burtę wrogiego okrętu. Niektórzy piraci i Hiszpanie upadli od siły uderzenia. Pisk, jaki spowodały tarte o siebie deski kadłubów były bardzo nieprzyjemne dla ucha.
-Do ataku!- krzyczeli piraci.
Hiszpanie zaczęli wkraczać na poklad ,,Zemsty", uzbrojeni w szable i pistolety.
-A ty gdzie?- Rosa zatrzymała Johna, który zaczął odbiegać od steru.
-Muszę pokonać ich kapitana, wtedy poddadzą okręt- wyjaśnił, wyjmując z pochwy u pasa swoją szpadę.
John przeskoczył przez barierkę na mostku, po czym zniknął w wydobywającym się palących się żagli fregaty dymie.
-Jak zwykle...- pomyślała Rosa.
-Wróci, jest bardzo sprytny- pocieszył ją bosman.
Tymczasem, na pokładzie trwał istny bój.
-Rafy!- krzyczał pirat na bocianim gnieździe.
Przed złączonymi linami i trapami okrętami znajdowały się skały, które wystawały z wody.
-Jeśli którykolwiek statek zostanie uszkodzony, to z planu nici!- wystraszyła się Rosa.
Bosman szybko złapał za ster i mimo ,,podwójnego statku", zaczął manewrować rafy. Na początku szło bardzo mozolnie, po czym jednak ,,Zemsta" została poderwana przez wiatr i ciągnąc hiszpańską fregatę, statki uniknęły kolizji z rafami.
Księżyc, który oświecał pole bitwy, nagle zniknął za ciemnymi chmurami, powodując, że jedynym światłem były zapalone pochodnie na pokładzie i lampy na rufie.
Rosa zaczęła się martwić o Johna.
-Bosmanie, pilnuj steru, idę po niego- powiedziała Rosa, przeskakując w kłęby szarego dymu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro