Prolog
-Uwijać się! Raz! Raz!- krzyczał bosman.
Na jeden z pirackich statków nadpływał kursem kolizyjnym hiszpański okręt liniowy.
-Do dział!- rozkazał mężcyzna.
Dookoła trwała bitwa. Kilka statków pod czarną banderą, przeciwko flocie Hiszpanów. Kule armatnie latały we wszystkie strony, niszcząc drewniane deski kadłubów i maszty.
-Za późno!- ostrzegł bosman.
W tej samej chwili, potężny okręt flagowy uderzył w burtę mniejszego galeonu. Siła, z jaką doszło do tego, przechyliła statek piracki na lewą burtę. Ci, którzy stali na pokładzie, ujrzeli nad głowami wielki, pozłacany galion, wyrzeźbiony na kształt postaci w habicie, trzymającej w rękach włócznię.
Wrogi statek obrócił się, co pozwoliło na zobaczenie go w pełnej krasie.
Był niesamowity. Jego białe żagle z herbem Hiszpanii powiewały na wysokich masztach. 110 dział huczało na wszystkich jego pokładach, niosąc zniszczenie i grozę. Jego dziób był smuklejszy, niż na statkach brytyjskich, za to rufa- bogato zdobiona i ukazująca jego nazwę- ,,Inkwizytor".
Nagle, na pokładzie liniowca pojawiła się smukła postać o zgrabnej sylwetce, ubrana w jaskrawy mundur. Zdjęła ona kaptur z głowy i ukazała swe oblicze. Była to kobieta, około 30- 35 lat o opalonej skórze i ciemnych włosach.
-Pani kapitan, ocalały okręt próbuje uciec- przekazał kobiecie.
Miguela Valadez- bo tak się ona nazywała, wzięła do ręki lunetę i spojrzała na piracki bryg.
-Niech posmakują naszych moździerzy- rozkazała stanowczo.
Na dziobie, gdzie umieszczona była owa broń, marynarze zaczęli się uwijać. Naładowali oni krótką lufę i wystrzelili pociski.
Kule poleciały do góry, na chwilę znikając w chmurach, po czym spadły jakieś pół mili dalej na piracki statek, rozrywając jego kadłub na pół.
-Och... tak... Zapach morza i krwi o poranku...- powiedziała Miguela, nabierając głęboki wdech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro