Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Wejście smoka, James Bond i wątroba.

Perspektywa Maretta

Już jako kropkowany obrońca miasta, wyważyłem drzwi od stołówki kopniakiem (kij z tym, że były otwarte, wejście smoka musi być).

- E, ty! Zaraz skopię ci twój zakumizowany tyłek!

Na moje jakże kreatywne groźby złoczyńca odwrócił się, a ja mogłem wyraźnie dostrzec ten szaleńczy błysk w jego oczach.

Chłopak miał na sobie czerwoną kurtkę, niebieskie spodnie, srebrne sportowe buty oraz czarne rękawice przypominające te bramkarskie. Połowę twarzy (tę górną) zakrywała mu maska we wszystkich poprzednich kolorach, a na szyi wisiał fioletowy gwizdek. To pewnie tam zagnieżdżona jest akuma!

- A idź pan! Nazywam się Foutballeur! Manchester United przegrało z Bayernem München, ale ja nie puszczę tego tak płazem! Sprawię że cały świat zobaczy prawdziwy mecz, najlepszy w dziejach!

Rzekłszy to, zagwizdał w swoją ,,broń" i wskazał dłonią na Mandy. W kierunku dziewczyny poleciał niebieski promień. Jej ciuchy zmieniły się natychmiast w czerwony strój piłkarski, a przy jej nogach zmaterializowała się piłka. Kanté, która na WF zazwyczaj podrabiała zwolnienia, zaczęła dryblować jak profesjonalistka.

Chłopak uśmiechnął się tylko zadowolony, a ja kątem oka spostrzegłem że Adrienne ewakuowała się z sali. Nie wiem czemu, ale poczułem pewną ulgę.

- Messi, a może zamiast atakować kibiców zajmiesz się kimś, kto może się bronić przed tym piłkarskim szaleństwem?

Rzuciłem w niego swoim yo-yo, ale skubaniec zrobił unik, popylając w prawo z prędkością światła. Poważnie, Ćmo? Superszybkość? Już nic innego w ofercie nie masz?

- Chodź potańczyć, frajerze w czerwieni!

- Już Maka Paka tańczy lepiej od ciebie! Odsuń się, albowiem nadchodzi mistrz!

- Chciałbyś. Twoje yo-yo jest beznadziejne!

- Śmieszne jak twoje życie, skarbie.

- Uśmiałem się, hahahaha!

- No, to pewnie powiedział lekarz, gdy zobaczył cię po urodzeniu.

Podczas tej interesującej bitwy na dissy ja starałem się go złapać na yo-yo, a on na zmianę werbował uczniów i starał się trafić we mnie.

- Czarna Kocico, gdzie jesteś? - krzyknąłem, licząc że mnie usłyszy.

- W du... W duchu! - wrzasnął mój przeciwnik.

To będzie ciężka walka...

***

Perspektywa Adrienne

Od dłuższej chwili kłóciłam się z Plaggiem. Kwami upierało się, że muszę dzisiaj odwiedzić Wielką Mistrzynię. A ja z kolei wiedziałam, że muszę pomóc Biedronowi. Przed chwilą sama słyszałam, jak przyzywa mnie na pomoc.

Po kryjomu, niczym James Bond szykujący się na akcję, zajrzałam do pomieszczenia w którym szalał złoczyńca. Kilkanaście osób w strojach piłkarskich, Foutballeur i Biedron walczący ze sobą i przerażeni cywile wszędzie.

Pod jedną ze ścian kuliła się przerażona Nathalie. Na jej nieszczęście, zauważył ją też zakumizowany. Strzelił w nią promieniem, ale nie trafił. Ktoś odciągnął czerwonowłosą z pola rażenia i kierował się z nią w stronę drzwi.

Odruchowo się cofnęłam i już po chwili zauważyłam Kutzberg prowadzoną przez... Claudè'a!? Przykucnęłam za koszem na śmieci i słuchałam uważnie.

- Wow, C-claudé, dzięki...

- To nic takiego.

- A-ale czemu mnie ur-ratowałeś? - jąkała się, idę o zakład że zarumieniła się ogniście.

Bourgeois przez chwilę milczał.

- Nie wiem, tak sobie - prychnął.

Oho, ten ,,normalny" wrócił.

Dziewczyna ulotniła się do damskiej toalety, a blondyn wyszedł przed szkołę. Za to ja spytałam Plagga o adres Mistrzyni i przemieniwszy się w Czarną Kocicę udałam się do wskazanego domu.

*

- Proszę.

Nieśmiało wkroczyłam do salonu urządzonego w stylu azjatyckim. Wszędzie stały zapachowe świeczki, co nieco przyprawiło mnie o mdłości, na ścianach wisiały jakieś chińskie drzeworyty, a pośrodku, na beżowej macie siedziała po turecku niska Azjatka o siwych włosach spiętych w drobny kok.

- Witaj, Czarna Kocico. Co cię do mnie sprowadza?

- Em, Plagg coś mówił... Że muszę Mistrzynię poznać i coś załatwić? Chwila, ja chyba panią już znam! - zreflektowałam się. - Czy to nie pani podałam laskę wanilii z najwyższej półki w sklepie dwa lata temu?

Staruszka przytaknęła.

- Tak, moje dziecko. Plaggu? Jaką sprawę do mnie masz?

Z mojej torby wyleciał Plagg. Zatrzymał się tuż przed twarzą siwowłosej i lekko się skłonił.

- Mistrzyni! Mam dwie sprawy! Pierwsza – Adrienne nie daje mi wystarczająco dużo camemberta!

Już chciałam go walnąć w miniaturowy łepek za tą uwagę, ale Mistrzyni mnie w tym ubiegła. Następnie spojrzała na mnie orzechowymi tęczówkami.

- Nie przejmuj się nim, moja droga. W czasie Wielkiego Głodu, gdy przebywałam na Ukrainie razem ze wszystkimi miraculami, ten głodomór musiał zadowolić się paroma okruchami czerstwego chleba na dzień i nie marudził. A druga sprawa, Plaggu?

- Akuma zaatakowała. Biedron ją tymczasowo powstrzymuje, ale potrzebujemy nowego miraculum, żeby go powstrzymać. Złoczyńca jest superszybki.

Mistrzyni Fu zamyśliła się na chwilę. Wygładziła hawajską koszulę w kwiaty i podeszła do czarnego gramofonu stojącego w głębi pomieszczenia. Wcisnęła kilka guzików, a z jego wnętrza wysunęła się większa wersja pudełka, w którym dostałam miraculum.

Kobieta postawiła je przede mną, a skrzynka ukazała zawartość – jedna spora część podzielona na siedem pół i na oko dwanaście mniejszych szufladek po bokach. Dwa środkowe pola wyglądały jak Yin i Yang, a na nich widniały symbole mnie i Biedrona. Pozostałe pięć stanowiły elegancką otoczkę.

- Adrienne Agreste, do ciebie należy obowiązek i przywilej wybrania miraculum, które pomoże wam ocalić Paryż. Wybierz mądrze, a po skończonej misji oddasz mi ten magiczny kryształ.

W głębi serca (a może wątroby, kto wie) poczułam że muszę wziąć ten ładny żółty grzebyk przypominający pszczołę. Złapałam go w dłoń, a Wielka Strażniczka uśmiechnęła się do mnie życzliwie.

- Moja droga, czy masz już określonego kandydata na posiadacza miraculum Pszczoły? Pamiętaj, musi w nim płonąć prawdziwe ognisko dobra.

- Mam. Ale... - zamyśliłam się chwilę. - Ale on ma w sobie tylko iskierkę dobra...

- Hmm.. Ach tak... To nawet lepiej. Iskra może sprawić więcej, niż niejeden pożar. Leć już, Ma... To znaczy się, Biedron na ciebie czeka!

Kiwnęłam głową potakująco.

- Dobrze. Do widzenia, Mistrzyni!

Wybiegłam z domku i schowałam się w jakimś kącie między kamienicami.

- Plagg, koniec tego dobrego. Wysuwaj pazury!

Błysnęło i już po chwili biegłam po dachach ile sił w nogach. Dotarłam pod szkołę i zobaczyłam dwie dosyć istotne rzeczy. Pierwsza: walka między moim partnerem a Foutballeurem nadal miała miejsce w tym budynku, a druga: Claudè nadal siedział na murku przed College Francois Dupont.

Za pomocą mojego kicikija znalazłam się tuż obok blondyna, a on zaskoczony moją obecnością tutaj aż podskoczył.

- Czarna Kocica? A ty nie powinnaś tam walczyć z tym narwańcem?

- Powinnam. Ale nie sama - uśmiechnęłam się zagadkowo. - Claudzie Bourgeois, oto miraculum Pszczoły. Użyjesz go w celu uratowania Paryża tym razem, a po skończeniu zadania oddasz mi je. Mogę ci zaufać?

Niebieskooki oniemiał i tylko kiwnął głową. Wziął w ręce pudełko w którym znajdował się kryształ i otworzył je. Natychmiast ze środka wyleciała żółta kula światła i okrążyła nastolatka parokrotnie. Po tym zmieniła się w małe kwami, swoim wyglądem przypominające pszczółkę.

- Witaj, mój królu! Jestem Pollen, kwami Pszczoły i pomogę ci się zmienić w superbohatera – Pszczelego Króla! Twoją mocą będzie Żądlić, będziesz mógł unieruchomić dowolną osobę, ale zostanie ci po tym tylko pięć minut do przemiany zwrotnej, tak?

- Jasne. A co będzie moją bronią? I jak mam się przemienić? - otrząsnął się nieco z szoku.

- Twoją będzie yo-yo, takie jak ma Biedron. A żeby się przemienić powiedz ,,Pollen, szykuj żądło!". To co? Gotowy na uratowanie miasta?

Chłopak wpiął grzebień we włosy.

- Pewnie! Pollen, szykuj żądło!

Otoczyła go żółta poświata, a już po chwili wyłonił się z niej nowy tymczasowy obrońca Paryża.

Blondyn miał na sobie żółty kostium w czarne pasy. Jedne były cieńsze, drugie grubsze, a zupełnie czarne były fragmenty na stopach i dłoniach chłopaka. Wokół bioder miał zawiązane yo-yo, jednak o bardziej spiczastym kształcie niż to należące do Biedrona. Oczywiście, ono też było w pszczelich barwach. Jego blada cera i jasne włosy kontrastowały z jaskrawą żółcią kombinezonu i maski, która miała również czarne zdobienia, a jej kolor pasował do błękitnych oczu nastolatka. Jednak najbardziej w jego postaci wyróżniał się lśniący grzebyk do włosów w kształcie pszczoły wpięty tuż nad lewym uchem.

- Wow! To jest ekstra!

- Racja. Czas uratować miasto!

Wbiegliśmy do budynku gotowi na akcję.

*****

Ten rozdział jest drastycznie krótki, przepraszam.

Nie mogę za bardzo pisać o radosnych rzeczach, bo przeczytałam sobie ,,Był sobie pies" i jakby nie żyje. MÓJ BIEDNY ETHAN.

Pytania, teorie?

Do nexta, uważajcie na skały!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro