Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Kevin, piątka z czołem i miód.

~przy drugim fragmencie z narratorem polecam media~

Narrator

- Nieważne, mam to co było ustalone. Na sto procent wiem o wszystkim.

- Czyżby? - w głosie było słychać kpiącą nutę. - Pierwsze litery, no dawaj.

- A i M. Czy ty nie możesz uwierzyć na słowo? Ja mam tą wiedzę i mogę się podzielić...

- Poważnie? Czy ty sobie czasem ze mnie nie żartujesz?

- Po raz tysięczny mówię, że tak - osoba przewróciła oczami. - Wiem, kim oni są.

Po drugiej stronie słuchawki nastąpiły jakieś szumy, ale po chwili zastąpił je ten sam zimny i bezuczuciowy głos. Szczerze, nikomu nie zazdroszczę takiej ,,roboty", brudnej pracy dla naczelnego nemezis Paryża.

- Ach tak. Przekażesz mi to potem, muszę zniknąć.

- Żegnam.

I postać rozłączyła się.

***

Perspektywa Maretta

Wracałem wręcz tanecznym krokiem ze szkoły. A wszystko to z powodu mojej przyszłej małżonki, która cały dzień mówiła o swojej randce... Znaczy się spotkaniu z Biedronem, czyli ze mną! Tak! Czyli jej się podobało!

Claudè natomiast wydawał się mniej zołzowaty niż zazwyczaj. Wyśmiał dziś tylko trzy osoby z klasy! Trzy! Coś definitywnie było nie tak. Miałem nawet teorię, co mogło się do tego przyczynić.

Parę dni temu w mieście zjawił się jego ojciec – Andrew Bourgeois, słynny krytyk modowy i niesamowicie wpływowy człowiek. Nie powiem że nie jest kapryśny, może i zaakceptował stworzony przeze mnie melonik i chciał mnie zabrać do Nowego Jorku, ale obsztorcowywał prawie wszystkich obecnych. Nawet żonę i syna.

I powinien chyba opatentować swoje ,,Zwalniam cię!". Ten zwrot padał około kilkudziesięciu razy przez cały pokaż. A imię Claudè'a ciągle przekręcał na takie jak ,,Cody", ,,Kevin" czy ,,Charlie". Ja bym tak nie wytrzymał.

Aż mi się skojarzyło z Malfoyami. Lucjusz, Draco i Narcyza normalnie. I wszyscy jak na ironię też są blondynami!

Ale wracając, słyszałem przypadkiem jak w szatni gada do siebie. Mówił że jest nieprzydatny, żałuje że nikt go nie lubi i że nikomu nie może pomóc. Aż mi się żal chłopaka zrobiło.

Przypomniała mi się też ostatnia rozmowa z Mistrzynią. Mówiła mi, abym rozejrzał się za dobrym kandydatem na posiadacza miraculum Pszczoły, tak na wszelki wypadek. Jak na złość, nikogo nie mogę znaleźć!

Jeszcze bardziej dobija mnie to, że wszyscy znaleźli już drugą połówkę, a ja ganiam za Agreste niczym mohery za przecenami na karpia w Lidlu. Alan i Nina, Kimbley i Alex, nawet Ross i Julian zeszli się po tym, jak Allie brutalnie dała kosza temu pierwszemu... Tylko ja taki forever alone.

Dotarłem do piekarni i wszedłem tylnymi drzwiami. Było to dla mnie nieco dziwne uczucie, bowiem ostatnimi czasy wracam tu częściej jako Biedron i włamuję się przez okno tudzież klapę prowadzącą na mój balkon. Ciekawa sprawa, serio.

Zauważyłem że rodzice krzątają się po pustym pomieszczenia, wszedłem tam do nich z zamiarem wzięcia kilku ciastek dla Tikki.

- Hej mamo, hej tato. Biorę trochę ciastek, tych z czekoladą, ok?

- Marett, po tylu ciasteczkach dupa ci urośnie! - po raz pierwszy słyszę, jak mama używa takich słów. - I czemu tak patrzysz, jak cielę na malowane wrota, Sam? No przecież prawdę mówię.

- Pfahahahahahaha! Skarbie, ja pierwszy raz słyszę jak przeklinasz, hahahaha!

Moja rodzicielka trzepnęła tatę ręcznikiem po głowie (aby to zrobić musiała wspiąć się na palce). Ale jej usta układały się w półuśmieszek, więc nic poważniejszego nie groziło mojemu ojcu.

- No to ja wracam do pokoju i biorę ciastka! - oznajmiłem im i zrobiłem to co oznajmiłem.

Już w pokoju wypuściłem Tikki z kieszeni plecaka i położyłem talerzyk z wypiekami na biurku.

- Wow, Marett, pierwszy raz widzę taką dobraną parę jak twoi rodzice! - spojrzałem na kwami zdziwiony. - No tak! Oni uzupełniają się nawzajem! Jak Yin i Yang! Wiesz co, mi się wydaje że bardziej pasowałbyś do Czarnej Kocicy i to jako Marett, nie Biedron... - po tych słowach zaczęła pochłaniać słodycze.

- Ale serio? Czemu?

Czerwona istotka przybiła sobie piątkę z czołem. Spojrzała na mnie miną w stylu ,,Marett, ty imbecylu".

- Ty nic nie kumasz, mam rację? Ona i ty jesteście jak Tina i Sam – uzupełniacie się! To takie słooodkie!

- No słodkie jak miód z ucha. Ona na pewno kogoś już ma, jest mądra i odważna pewnie też w prawdziwym życiu. A mnie chyba nawet nie lubi, bo kiedy mnie widzi to czerwieni się i jąka. Ale mam nadzieję, że będzie jednak moją przyjaciółką.

- Ślepy jak kret - mruknęła strażniczka kolczyków i na powrót zajęła się jedzeniem.

Przestałem skupiać na niej swoją uwagę i wyciągnąłem sfatygowany zeszyt, który służył mi za szkicownik, materiał powtórkowy na chemię, łapkę na muchy i ewentualnie brudnopis do fanfiction o mnie i Adrienne którego za skarby świata nie umiem napisać.

Złapałem za ołówek i starałem się na coś wpaść. Jednak wpadałem jak śliwka w kompot, bowiem moja wena twórcza postanowiła uciec sobie, tak w ramach joggingu, na Bahamy albo dalej.

Stukałem palcami prawej dłoni o blat, a lewa ręka w której teraz trzymałem ołówek, wywijała jakieś koziołki w powietrzu. Bezskutecznie próbowałem na coś wpaść, ale nie dałem rady. Spojrzałem za okno i zauważyłem wielki plakat ze zdjęciem mnie i Kocicy.

Z tego afiszu wręcz krzyczały żółte litery układające się w słowa BIEDRON I CZARNA KOCICA – OBROŃCY MIASTA. Nie wiem jaki cel miało wywieszenie takich obwieszczeń, sam czułem się trochę nieswojo widząc swoją twarz na przystankach autobusowych, bilboardach i plakatach.

Już mam! To jest genialne!

Grafit zaczął sunąć po papierze w niezrozumiałym i szaleńczym tańcu, zostawiając za sobą szare ślady tworzące nowy projekt. Palce coraz bardziej brudziły mi się od tego dzieła, jak zwykle gdy miałem niezwykłe natchnienie. I finalnie, po dopracowaniu szkicu markerami spojrzałem dumny na rysunek.

To był swojego rodzaju partner look – strój dla chłopaka i dziewczyny. Zestaw męski składał się z czerwonego podkoszulka w czarne grochy, czarnych powycieranych dżinsów i pary takiego samego koloru glanów. Stylu dopełniała klasyczna ramoneska, na której znajdowały się naszywki z biedronkami i spory napis ,,Lucky" na plecach. I do tego czerwone pasemko włosów oraz breloczek w kształcie mojego yo-yo przy suwaku od kurtki.

Natomiast zestaw damski był inspirowany, a jakże, moją partnerką. W oczy rzucała się czarna bluza z kapturem (na którym znajdowała się imitacja kocich uszu) z suwakiem zakończonym złotym dzwoneczkiem i zielonym napisem na plecach ,,Out of Luck". Do tego były też czarne getry i zielone tenisówki, a na makijaż składały się pomalowane rzęsy, zielony cień do powiek i czarna szminka.

Gdy tak lustrowałem je wzrokiem, dobiegły mnie jakieś odgłosy z balkonu. Byłem szczerze ciekawy, co to takiego. Wyszedłem więc na dach, a odpowiedź zaskoczyła mnie bardziej niż mógłbym przypuszczać...

***

Perspektywa Mistrzyni Fu

Poddenerwowana chodziłam po całym salonie, myśląc o ostatnim incydencie z udziałem Pani Ciem. W trzy tysiące pięćsetny cykl Nooroo prawie udało jej się namierzyć kryjówkę kwami – mój gramofon. Czekałam na Wayzza, który konsultował się z wszystkimi kwami. Mieli ustalić, czy to już czas...

- Mistrzyyyyni! - przerwał moje rozmyślania stworek. - Już wszystko wiemy!

Z ciekawością spojrzałam na mojego małego, zielonego towarzysza. To zwykle on przekazywał mi wszelkie najważniejsze wieści, od czasu gdy tybetański klasztor w którym pobierałam nauki spłonął. Po dziś dzień nie mogę się otrząsnąć, bo gdybym nie zapomniała o kadzidełkach w bocznej nawie... Pani Ciem nie byłaby realnym zmatrwieniem,  jedynie marą senną, a miraculum Pawia leżałoby bezpieczne w szkatułce.

- Tak, Wayzz? Rozumiem że to ty, Trixx, Pollen... I którzy z Dwunastki zgodzili się na tą propozycję. Potrzebujemy dwojga, pamiętaj.

- Niuu i Sass. Tylko nie możemy wszystkim obarczać Biedrona i Kocicy, może sama wybierzesz kandydatów?

Wpadłam w zadumę. Co prawda wybrałam obecnego Biedrona i Czarną Kocicę, oni dobrze sobie radzą ale nie zawsze musi mi się udawać. Na przykład Victor i Jennifer. Byli pierwszą wybraną przeze mnie parą, akurat w czasie Wielkiej Wojny. Do dziś nie wybaczyłam sobie, że tak się to zakończyło... Jednak postanowiłam zaryzykować.

- Jasne, już mam pewnych kandydatów. Nie przejmuj się, znajdziemy idealnych bohaterów.

- Taką mam nadzieję.

***

Narrator

Kobieta w średnim wieku stała przed swoim mężem, uśmiechając się smutno. Nie miała pojęcia co może zrobić, to było za wiele. Niektóre akumy zagrażały bezpośrednio jej dziecku! Na przykład bezprecedensowo zamieniono je w złoto, utknęło ono na diabelskim młynie, czy zostało kontrolowane przez złoczyńcę!

Wiedziała że na pewno nie było to bezpieczne. Kto wie, co by było gdyby nie odmienili złotego posągu z powrotem w żyjącą istotę? Ale z drugiej strony... Nie, to z pewnością nie może tak być.

Musi podjąć ważną decyzję.

Z jednej strony stoi niespełnione marzenie, rzecz o której śniła od kilku lat, a z drugiej jej własne dziecko, jego bezpieczeństwo... A pośrodku ten szalony spór rozsądza sumienie.

Sędzia – cichy głos w sercu – podjął decyzję w zamian za nią.

- Nooroo, wracaj do broszki - szepcze spierzchniętymi wargami. - Wybacz skarbie... - spojrzała na blondyna.

Kwami wykonało polecenie, a mały kryształ z powrotem przyjął formę jaką przyjmował po zamianie w Panią Ciem. Ostatni raz pozwoliła na taki krok, ostatni raz oddała się siłom mroku.

Schowała biżuterię do małego pudełeczka i włożyła ją z namaszczeniem do kieszeni. Zbliżyła się do szklanej tafli, dzielącej ją już chyba bezpowrotnie od Niego. Położyła na niej dłoń naiwnie licząc, że Emil za chwilę podniesie swoją i złączy ją z tamtą, tak bardzo stęsknioną za jej dotykiem.

Nic takiego się nie zdarzyło. Niby wiedziała, że mężczyzna nie zareaguje, ale coś z tyłu głowy podszepnęło jej, że może ta nadzieja nie jest bezpodstawna. Czemu on, czemu ja, czemu my?

Czemu?

Rzuciła ostatnie spojrzenie na pana Agreste i oddaliła się powolutku w stronę wyjścia. Za nią znikały światła, pomieszczenie gasło w mroku, tak jak Emil w ostatnie dni użytkowania swojego miraculum.

W końcu dotarła do gabinetu. Usiadła w białym fotelu i jeszcze raz spojrzała na potret zielonookiego. A przecież codziennie widziała kubek w kubek takie same tęczówki.

Adrienne.

Od teraz będzie dla niej najlepszą matką na świecie. Dla Emila.

Zakryła oczy dłońmi i zaczęła szlochać – cicho, ale był to płacz przesiąknięty smutkiem i żałością. Nathan usłyszał te tajemnicze odgłosy. Niepewnie zbliżył się do przełożonej i objął ją swoimi ramionami w geście pocieszenia.

A ona, ku jego zdziwieniu, tylko oddała uścisk.

*****

Marett chcący pisać ff o Adrienette to ja tak bardzo.

Kk, raczej nikogo nie doprowadziłam do łez fragmentem o Gabrieli. ONA TEŻ POTRZEBUJE MIŁOŚCI, OK.

Jak myślicie, kwami jakich zwierząt są Sass i Niuu? Kim jest tajemniczy informator?

I nie @Minajna, Gabriela nie żyje tylko dla Maretta, not in that book (wyprzedziłam cię, miahahahahaha!).

Czy rozdział ujdzie w tłoku? To jeden z tych bardziej wyjaśniających, so you know.

Pytania, teorie, jakieś beautiful rysunki?

Do następnego, żegnam was ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro