Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

-Jeff... bo wiesz... chodzi o to... po około roku odkąd się rozstaliśmy z wami byłyśmy poza miastem... i tam... spotkałyśmy dwóch chłopaków... zapoznałyśmy się z nimi... zaprzyjaźniliśmy się... potem trochę zapomniałyśmy o was po kolejnym roku... i...
-Chyba wiem, co chcesz mi powiedzieć...- przyznałem dziewczynie.
-Ja cię dalej kocham, ale jednak jestem normalną dziewczyną...
-Tak, a ja mordercą- dopowiedziałem widząc, że Jessy nie chce mnie urazić.
-No... tak... nie zrozum mnie źle Jeffy, po prostu to musiało się tak skończyć- patrzyła na mnie smutnymi oczami.
-Wiem, rozumiem. Nicka i Jack mają podobną sytuację, prawda?- spytałem.
-Tak, było ich dwóch- mówiła patrząc w podłogę. Wtedy do pomieszczenia wszedł Jack, a za nim Nicka. Nagle chłopak zatrzymał się i odwrócił w jej stronę.
-Rozumiem przecież, nie jestem zły. Masz swoje życie, jesteś normalną dziewczyną i chcesz mieć normalnego chłopaka. W sumie może to i lepiej...- Jack zamyślił się. Jessy wstała i podeszła do Nicki, po czym ją przytuliła. Jack walnął się na jej miejsce na kanapie. On też już wszystko wiedział. Może rzeczywiście czas najwyższy to zakończyć...
-Dziewczyny, macie racje- rzuciłem.
-Jak to?- spytały obie, a razem z nimi Jack.
-Wy jesteście... normalne tak? Nie ma tu nic innego do powiedzenia. A my... już nie bardzo. Chyba będzie lepiej, kiedy to po prostu zakończymy- powiedziałem.
-A będziecie nas czasem odwiedzać?- spytała Jessy.
-Oczywiście, że będziemy-powiedział z lekkim uśmiechem Jack.
-No więc... my już idziemy- rzuciłem delikatnie. Przytuliliśmy dziewczyny i wyszliśmy.

W domu czekała na nas Jane.
-I co?- spytała kiedy tylko weszliśmy.

Usiedliśmy na kanapie. Siedział tam też Ben. Wszystko im wyjaśniliśmy.
-Eh, szkoda... Ale trochę w tym racji jest...- mówiła Jane.
-Też tak uważam, ale mówi sie trudno i idzie się dalej- powiedziałem, ale w środku jeszcze tęskniłem za Jess. To była w końcu moja Jess.

Następnego dnia pomyślałem, że możemy do nich wpaść. Jack powiedział mi, że dziś będą u nich nowi "koledzy" więc ich poznamy. Szybko zszedłem na dół. Jack już tam siedział.
-Zbieraj się! Idziemy!- krzyknąłem.
-Już? Która godzina?- spytał zdezorientowany szatyn.
-14 nad ranem, chodź- stanąłem.

Doszliśmy do domu dziewczyn. Weszliśmy po cichu oknem na górze i z tąd nasłuchiwaliśmy.
-Jessy, słyszałem, że miałyście kogoś przed nami- usłyszałem głos jakiegoś gościa. Był dość przyjemny.
-Tak, to prawda- powiedziała lekko Jess.
-Poznamy ich kiedyś?- spytał drugi nieznany mi głos. Dałem znać Jack'owi, że schodzimy.
-No...- zaczęła Nicka.
-Nawet teraz- przerwałem jej. Wszystkie twarze skierowały się w naszą stronę. Chłopaki byli mocno zdziwieni tą sytuacją. Jack podszedł do Nicki i spytał ją o coś po czym wrócił do mnie. "Blondyn jest Jessy" szepnął. Więc, jeden z nich to blondyn, dość niski, zielono-niebieskie oczy. Drugi to szatyn z pasmem blondu na grzywce i zielonych oczach. Podszedłem do blondaska.
-Jeśli coś jej zrobisz, pożałujesz- powiedziałem przyglądając nóż delikatnie do jego szyi.

*****
Dlaczego mój telefon każde imię zmienia na "Jezus"? Dobra, nie ważne. Książka miała być dłuższa ale już tłumaczyłam. Następny rozdział to epilog. Przepraszam wszystkich uzależnieńców.

Ps. Jak może wam się podobać moje dzieło? Nie ogarniam xD

Ps.2. Jak wam się podoba para imion Karolina i Kuba? Piszcie w komentarzach też swoje propozycje, przyda się do kolejnej książki :P

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: