11. Bawimy się w chowanego?
Na moje nieszczęście ktoś wszedł do kuchni. Schowałam się pod blatem i modliłam się żeby ten ktoś mnie nie znalazł. Kroki stawały się coraz głośniejsze a moje serce zaczęło bić bardzo szybko. Wzięła patelnie, która leżała na półce. Zacisnęłam na niej ręce i czekałam na odpowiedni moment by jej użyć. Osoba ta podeszła do miejsca, w którym się chowałam. Natychmiast wstałam i przywaliłam tej osobie patelnią. Był to Alex. Padł na podłogę. Wzięłam plecak i szybko wybiegłam. Drzwi wejściowe na szczęście były otwarte. Gdy byłam kawałek od domu Alexa wyłączyłam telefon i wyrzuciłam go w krzaki.
Droga do miasta minęła mi spokojnie. Modliłam się żeby nikt nie czekał na mnie w mieście. Wyszłam z lasu i weszłam do miasta. Nie znałam języka dlatego trochę mi zajęło zanim znalazłam miejsce, do którego szłam.
Pov. Ivan
Wybiła 19:00. Schowałem papiery i wyszłem z gabinetu. Idąc do pokoju Alice poczułem lekkie ukłucie w sercu. Szybko pobiegłem do jej pokoju, ale już jej tam nie było. Usłyszałem pisk opon. Wybiegłem na zewnątrz.
- Alex nie żyjesz!!!- wykrzyczałem widząc odjeżdżającego go samochodem, w którym była Alice.
Wbiegłem zły jak diabli na górę do mojego gabinetu. Był tam Black i Max, których wezwałem wcześniej w myślach.
- Ten sukinsyn porwał moją mate!- wykrzyczałem a moje oczy zmieniły kolor na czerwony.
- Czyli zabić gnoja tak?- zapytał poważnie Max.
- Najpierw znaleźć Alice a potem zabić gnoja tylko żeby ona o tym nie wiedziała. Zrozumiano!
- Oczywiście. Nie martw się w ciągu dwóch dni znajdziemy ich.- powiedział Max i wyszli z gabinetu.
Była dopiero 10:00 rano następnego dnia a wataha miałam mnie już dość. Moje oczy z godziny na godzinę robiły się coraz bardziej czerwone. Na wszystkich się wydzierałem lub warczałem. Po południu przyszedł Max i oznajmił że ten gnój wywiózł moją mate do Rosji. Natychmiast ruszyłem do mojego prywatnego samolotu. Gdy byłem już w Rosji Max wynajął samochód i pojechaliśmy po moją mate. Jakąś godzinę później Max się zatrzymał. Wysiadłem z auta i spokojnym krokiem ruszyłem do środka. Kopnąłem drzwi i weszłem do środka.
- Alex...Kici kici...- wysunęłem pazury i zacząłem jeździć nimi po ścianie- Szczurze gdzie jesteś? Bawimy się w chowanego? Ojoj...- pokręciłam głową- Obaj dobrze wiemy że nie umiesz się chować.
Wszedłem do kuchni i zobaczyłem Alexa leżącego na podłodze.
- A mówiłem że przegrasz. Max!- zawołałem przyjaciela- Obudź go i przyprowadź do mnie.
Wyszedłem na korytarz, żeby trochę się rozejrzeć.
- Co za piękny szklany Alex. Ups- figurka wypadła mi z ręki.
- Czyżby to był Picasso?- przejechałem pazurami po obrazie- Oh nie... zapomniałem pazury.- uderzyłem się w głowę.
Rozglądałem się jeszcze chwilę aż do znalezienia biura tego szczura. Zrzuciłem wszystko co leżało na biurku i rozsiadłem się wygodnie na fotelu. Po krótkiej chwili Max przyprowadził skazańca.
- Coś ty zrobił z moimi rzeczami?- zapytał wkurzony Alex.
- Gdzie jest moja dziewczynka?- zapytałem spokojnie i usiadłem na rogu biurka.
- Oboje jesteście siebie warci! Patrz co mi zrobiła!- wskazał na guz na głowie.
- Gdzie jest Alice?- powtórzyłem pytanie.
- Nie wiem uciekła- powiedział kpiąco.
Rzuciłem się na tego gnoja. Moje oczy zrobiły się czerwone, wysunąłem pazury i po chwili byłem w postaci wilka. Po krótkiej chwili wyszedłem na korytarz gdzie czekał Max.
- Posprzątaj to i wyślij mały prezencik dziadziusiowi.
- Czego mam się tam spodziewać?- zapytał rozbawiony.
- Tego co zwykle... A i jeszcze jedno kluczyki.
Max rzucił mi kluczki i poszedł sprzątnąć miejsce zbrodni. Ja natomiast wziąłem auto i rozpocząłem poszukiwania mojej mate. W międzyczasie wykonałem telefon do pewnej osoby, która na pewno pomoże mi ją odnaleźć. Przeszukałem całą okolicę ale nie znalazłem Alice. Pojechałem do hotelu, w którym czekał na mnie Max. Uznaliśmy że poczekamy na jeszcze kilka osób i wznowimy poszukiwania jutro.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro