Rozdział 2
(2) Droga,
uświadomiłem sobie, że gdyby pierwszy list jednak kiedyś do ciebie trafił, ale postaram się, żeby nie miało to miejsca, to mogłabyś się przestraszyć. Nie znasz mnie i miałem cichą nadzieję, że ten pierwszy list będzie również ostatnim, że ukoi moje uczucia, ale pojawiłaś się znowu. Na szczęście nie mieliśmy szansy się spotkać, ale wiedziałem, że jesteś w pobliżu i przez to nie mogłem się na niczym skupić, a kiedy wyszłaś, poczułem wszechogarniającą pustkę... Chciałbym znowu cieszyć się faktem, że jesteś gdzieś w pobliżu, twoje szczęście będzie również moim.
Twój już na zawsze N.
Braciszek zafundował mi nieprzespaną noc i niemal przegapiłam swój przystanek, co prawda kolejny nie był zbyt daleko, ale nie chciało mi się w styczniowy poranek wędrować do szkoły dłużej niż to absolutnie konieczne. On pewnie teraz sobie smacznie spał, po nocy spędzonej na graniu, drań się dobrze ustawił. W szkole musiał pojawiać się tylko raz na jakiś czas, żeby napisać sprawdziany. Umawiał się z większością nauczycieli na jeden termin i siedział w pokoju nauczycielskim. Niczym ninja pojawiał się i znikał, więc niewiele osób zdawało sobie sprawę, że w ogóle się tam przychodzi.
Weszłam do szkoły i w pierwszej kolejności zajrzałam na tablicę z ogłoszeniami.
– Nie no, serio! – wyrwało mi się.
Okazało się, że pani Zawicka, nasza nauczycielka historii i niestety ranny ptaszek, najgorsze połączenie przedmiotu i człowieka dla uczniów, rozchorowała się. Nie było pierwszej lekcji, a nikt nie mógł wziąć tak nagle zastępstwa i proszą, żebyśmy przeczekali ten czas na świetlicy. Marudząc pod nosem, najpierw oddałam kurtkę do szatni, a potem ruszyłam do tej przechowalni. Przywitałam się z kilkoma osobami z mojej klasy, które znalazły już sobie zajęcie. Oczywiście cieszyliśmy się, że mieliśmy wolny czas, bo pozostanie przytomnym na tej lekcji graniczyło z cudem, pomimo zaangażowania pani Zawickiej.
Wiedziałam, że nie ma sensu pisać do Olki kiedy będzie, zbyt zajęta pomaganiem mamie, więc stwierdziłam, że przejrzę notatki. Po chwili mi się to znudziło i ponownie czytałam listy brata. Próbowałam zrozumieć jego dziwny tok myślenia, z jednej strony powtarzał tyle razy, że nie chce, aby listy trafiły do jego ukochanej, a z drugiej miałam wrażenie, że jednak chciałby dostać od niej odpowiedź. Zastanawiałam się, dlaczego, czy to przez to, że miał możliwość, żeby ją spotkać przez przypadek. Oczekiwał tego? Chciał... Nie, niemożliwe, pokręciłam gwałtownie głową.
– O czym tak intensywnie myślałaś? Nawet nie zauważyłaś, że przyszłam, a ponoć tak na mnie czekałaś – przywitała się moja przyjaciółka, siadając obok.
– Tylko o moim kochanym bracie – odpowiedziałam, zresztą zgodnie z prawdą.
– Co z nim? Nina stało się coś poważnego?! – zaniepokoiła się Olka, zastygając z telefonem w ręku.
– Nie, wprost przeciwnie. Dlaczego tak pomyślałaś? – zdziwiłam się.
Jeszcze zanim przyszła, byłam pewna, że wypalę prostu z mostu czymś w rodzaju: „Nikodem jest w tobie szaleńczo zakochany, zobacz!" i pokazałabym jej listy. Kiedy jednak usiadła obok, pomyślałam, że to może nie jest najlepszy pomysł. Nie byłam pewna, jak by zareagowała, ale o ile zdążyłam ją poznać, to nie mogłam się spodziewać niczego pozytywnego. Musiałam ugryźć temat z innej strony.
– Zazwyczaj używasz określeń w stylu durnowaty, głupi, bezczelny... – Olka jeszcze miała w zanadrzu jeszcze całą listę negatywnych epitetów, więc poprosiłam, żeby skończyła i nie robiła ze mnie potwora.
Rodzeństwo okazuje sobie miłość inaczej i w moim przypadku działa na zasadzie: tylko ja mogę obrażać mojego brata, ale gdyby próbował to zrobić ktoś inny, udusiłabym. Oczywiście skoczyłabym za Nikosia w ogień, tylko nie mówiłam o tym otwarcie i jeszcze nie miałam szansy tego udowodnić w przeciwieństwie do niego.
Niemal wszyscy zebrani na stołówce odwrócili głowy w stronę drzwi, kiedy rozbrzmiał dzwonek, dźwięk, z którym każdy uczeń ma relacje typu love - hate. Chwilę później przyszła sekretarka i sprawdziła listę obecności. Nasza szkoła traktowała frekwencje bardzo poważnie, więc nawet nikt z nas się nie kwapił poinformować innych, żeby na przykład przyszli na późniejszą godzinę. Jeśli mieliśmy cierpieć, to wszyscy razem. W jedności siła moja kochana klaso!
Olka zajęła się swoimi aplikacjami do nauki języków, podczas gdy ja udawałam, że jak przystało na porządnego ucznia, wykorzystuje dodatkowy wolny czas na czytanie notatek, w rzeczywistości zastanawiałam się jak podejść moją przyjaciółkę. To nieco przytępiło mój szósty zmysł i dałam się zaskoczyć Danielowi, który nie mógł przetrwać dnia bez co najmniej jednej próby sprowokowania mnie do czegoś niezgodnego z regulaminem.
Ja nic do tego człowieka nie miałam, ale on uparł się, żeby mieć problem ze mną i pośrednio z Nikodemem, ale na nim nie mógł się wyżyć. Daniel uznawał mnie za wroga, a ja po prostu szłam za ciosem, bo mnie najzwyczajniej w świecie wkurzał samą swoją obecnością. Każdy ma w swoim otoczeniu przynajmniej jedną taką osobę. Co najgorsze historia tego konfliktu nie dotyczyła nas tylko naszych ojców. Mój przyłapał tatę Daniela, wtedy komendanta wojewódzkiego policji, na przyjmowaniu łapówki, miał dowody i zgłosił to odpowiednim służbom. Mieliśmy wtedy może z pięć lat, nawet nie wiem, o co poszło, pamiętam tylko straszne zamieszanie w tamtym okresie, żadnych szczegółów. Chłopak jednak uznał, że zniszczenie życia jego ojca jest równoznaczne z dewastacją jego rzeczywistości.
Nie byłam zwolenniczką podejścia, że grzechy rodziców przechodzą na dzieci, ale akurat Danielowi nie szło wybić tego z głowy, a pech chciał, że natrafialiśmy na siebie podczas naszej ścieżki edukacyjnej. On próbował uprzykrzać mi życie, ja chciałam nie reagować, ale to było silniejsze ode mnie, więc kończyło się na próbach powstrzymania się od rękoczynów.
– Dobrze, że nie było cię wczoraj na meczu – powiedział głośno, na co kilka osób podniosło głowy.
Raczej byli przyzwyczajeni do naszych kłótni, więc po prostu słuchali z ciekawości, czy tym razem pójdzie o coś innego. Prawdopodobnie stanowiliśmy ich jedyną rozrywkę w nudnej, szkolnej codzienności. Odwróciłam się do niego i spiorunowałam wzrokiem, oczywiście nie zrobiło to na nim wrażenia, ale oczywiście cieszył się, że ma całą moją uwagę. Tu jawił się kolejny problem w naszych relacjach, Daniel był w rezerwowym składzie drużyny siatkówki, której kibicowałam, tak szczerze i oddanie.
– Dali cię do wyjściowego składu, dziwisz się – oznajmiłam, spoglądając na Olkę, która jak zawsze nie ingerowała w nasze słowne przepychanki. – Wiem, że wygraliście.
– Bo nie przyniosłaś nam pecha. – Uśmiechnął się złośliwie.
Przyrzekam, że te wszystkie przegrane mecze, kiedy siedziałam na trybunach były tylko zbiegami okoliczności!
– Widok twojej zadowolonej gęby i tak odebrał mi radość z wygranej, i wcale nie przynoszę pecha – odburknęłam urażona.
– Jesteś pewna? – Spojrzał mi w oczy, wypowiadał spokojnie, niemal z namaszczeniem kolejne słowa. – W końcu to przez ciebie Nikodem nie może cieszyć się życiem. A Ola może powinna uważać, żeby nie skończyć w gorszym stanie, niż jest teraz?
Wstałam, aż przewróciło się krzesło i w sumie nie wiedziałam, co mam zrobić. Trzęsłam się ze złości, pięść aż świerzbiła mnie, żeby wylądować na jego szczęce, a Daniel chyba na to liczył. Jeszcze zanim się zamachnęłam, mój wróg skrzywił się, bo dostał w skroń kawałkiem kredy, ja sekundy później również.
– Zamknijcie się oboje i dajcie ludziom spać, skoro mamy taką okazję – mruknął Radek, nasz klasowy outsider i ponownie położył głowę na ławce.
Daniel sobie odpuścił, obstawiał, że gdyby coś się stało chłopak, który nam przerwał, stanąłby po mojej stronie. Ja nie byłabym pewna czy wspólne spędzanie czasu w piaskownicy na osiedlu stanowiło wystarczający powód do takiej lojalności. Spojrzałam na Olkę, która wciąż niewzruszona powtarzała słówka, zapytałam się, czemu nie zareagowała, kiedy Daniel wspomniał o niej.
– Przecież on tylko na to czeka, przestań go karmić swoimi reakcjami, a sam zdechnie – przyjaciółka powiedziała to z tak szerokim uśmiechem, że aż zaniemówiłam i po prostu położyłam się na ławce.
Po chwili dostałam wiadomość od Radka: Posłuchaj się Oli, przynajmniej ona z waszej dwójki potrafi myśleć. Podniósł nieznacznie głowę i nasze spojrzenia się spotkały a jeszcze, kiedy bawiliśmy się razem w tej piaskownicy, to uznawałam go za kumpla. No dzięki, no dzięki, pomyślałam gorzko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro