Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Od roku ich nie ma, od roku nie żyją. Zostawili mnie samą w tym chorym świecie, a mówiłam im by nie szli, chociaż kurwa poczekali aż wyzdrowieje! Obywatelstwo ważniejsze co przyjaciele? Z drugiej strony, byłam poważnie chora do tego stopnia że nie wiadomo czy się obudzę kolejnego dnia a szansa jedna na tysiąc. Gdyby im się udało byśmy byli wolnymi ludźmi, gdyby tylko...

-Viv! Wojskowi tutaj idą!!!- wykrzyczał Bareo biegnąc w moją stronę.- Spierdalaj ile sił w nogach.

- Co ty głupi że ich się boisz, czy pierwszy dzień na ulicy spędziłeś? Żandarmerii się bać? Tego jeszcze nie grali.- Prychnęłam zatrzymując gestem chłopaka. Był dużo wyższy ode mnie, miał z 185 wzrostu i był dość chudy- jak każdy zresztą. Na chwile zawahałam się w swoich czynach, a co jak chce mnie zabić? Tylko udaje że wojskowi idą. Szybko przyjrzałam się mu, nie ma noża. Udusić musiałby mnie chcieć. 

- To nie Żandarmeria, to zwiadowcy! Szukają kogoś, i słuchaj to najważniejsze. Wśród nich jest mężczyzna jeden do jednego jak Levi!- Spojrzałam na niego zwężonymi oczami. Levi? Nie nie nie. Niemożliwe. On nie żył. Żandarmeria tak powiedziała rok temu, że zginęli na pierwszej wyprawie. Wszyscy we trójkę.- Uciekasz czy stoisz jak słup?

- Gdzie są?- spytałam wyrwana z myślenia.- Szybko gdzie kurwa są?

- Za mostkiem tak gdzie Żandarmeria zawsze chlają do upadłego byli jakiś czas temu, szli na południe więc polecam iść na północ.- Po usłyszeniu informacji momentalnie zaczęłam biec w stronę południa.-

 Żartujesz sobie ze mnie wariatko! Zignorowałam bruneta, w końcu jego opinia jest mało ważna w tej chwili. Uczucie nadziei że on żyje, wygrało ze mną. Zignorowałam fakt posiadania sprzętu do trójwymiarowego manewru przy sobie i biegłam ile sił w obolałych nogach do mostku.- Po co nam mostek w podziemiach?- zapytałam pod nosem. Gdy dobiegłam na bezpieczną w mojej ocenie odległość wskoczyłam za pomocą sprzętu do trójwymiarowego manewru na dach. Rzeczywiście zielone płaszcze w większej ilości niż zwykle, z 3 maksymalnie 4 zrobiło się ich siedem osób. Ciekawe kogo szukają. Naciągnęłam swój kaptur na głowę karcąc się w głowie za swój brak ostrożności. Mój wygląd był zbyt charakterystyczny. Zbyt jasne włosy miałam by nie rozpoznali mnie, a wojskowi zawsze chętnie mi dupe by skopali za rabunki, kradzieże i morderstwa. Od roku w końcu tego było więcej. Siedziałam i próbowałam znaleźć wzrokiem osoby podobnej do kompana, jednak nie widziałam ich włosów nawet. Niestety przez moją nieuważność, a może próbę rozpoznania usłyszałam nieprzyjemne;

- To ta wariatka! Białe kosmyki poznam z kilometra!!!- wydarł się wojskowy. (Welcome to the panic room) Spojrzałam na na niego przestraszona swoja głupotą, miałam gumkę na ręki a nie związałam włosów. Co za idiotka ze mnie.- Viv czy jakoś ci tak, nie uciekaj bo cię i tak złapią. Poddaj się już!~Uśmiechnęłam się szyderczo, cóż w tym racji nie miał. Jak można było pomyśleć że nic nie wyszło mi w życiu, to zaskoczyłabym całe wojsko tym jak dobra jestem w manewr. Już brałam w ręce spody od noży trójwymiarowego manewru jednak głos który tak dobrze znał przerwał moje myślenia gdzie wbić by uciec jak najszybciej

- Vivvian idiotko złaź, nie chce mi się ciebie ganiać wiem że dobra jesteś. Poza tym wiem gdzie mieszkasz. 

Kurwa. To on. 

~~
Zapraszam do komentowania, rzucania pomysłów czy czegokolwiek!!!
Mam nadziej że fandom aot żyje jeszcze <3
Buziaczki 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro