Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V


Isa siedzi przy mnie odkąd był tu lekarz, czyli od około piątej nad ranem. W przeciągu tych piętnastu godzin wchodziły i wychodziły stąd różne osoby. Większość z nich nic nie mówiła, tylko przełączała coś przy którejś z mnóstwa maszyn, które stoją tu i podtrzymują moje czynności życiowe.

Isa też nic nie mówi. Tylko czasami płacze.

Znowu ktoś wchodzi. Od pierwszej chwili wiem, że nie jest to ani lekarz, ani pielęgniarka, ponieważ stara się być cicho, delikatnie zamyka za sobą drzwi i powoli podchodzi do łóżka.

- Lekarz powiedział, że jeśli nie obudzi się po trzech miesiącach, to prawdopodobnie już się nie obudzi. - moja przyjaciółka odzywa się ochrypniętym głosem po raz pierwszy od dłuższego czasu. - Minęły już trzy tygodnie, i żadnej poprawy.

- Minęły dopiero trzy tygodnie, Isa. - od tych przeklętych trzech tygodni, w których polegam tylko na słuchu, ten głos jest dla mnie jedną wielką tajemnicą. To jego właściciel zmienia czasem Isę przy moim łóżku. Znam go. Ja wiem że go znam, ale, cholera jasna, skąd? - Nie możesz ciągle się tak zamartwiać.

- Tak strasznie się o nią boję. Nie zdajesz sobie sprawy jak ważna dla mnie była...

- Jest.

- Słucham?

- „Jest", nie „była." Nie mów o niej w czasie przeszłym, wciąż jest z nami.

- Dobrze, jest. Bardzo się zżyłyśmy przez te trzy lata. Mówiłyśmy sobie o wszystkim.

- A myślałem, że to ja jestem jej bliski. Setki spędzonych razem dni. Dużo rozmawialiśmy, ale nigdy mi się nie zwierzała, byłem pewien, że wszystko jest w porządku. Widziałem pokryte bliznami ręce i nogi, ale kiedy pytałem, mówiła różne rzeczy. Że to kot. Że się przewróciła. A ja naiwnie jej wierzyłem.

- To nie twoja wina. Potrafiła doskonale udawać. To ja zawiodłam. Zaufała mi, zwierzała mi się ze wszystkiego. Nie od razu, zawsze potrzebowała trochę czasu, żeby jakoś to sobie poukładać, ale jeśli sobie nie radziła, przychodziła do mnie. A teraz ja ją zawiodłam.

- Nie zawiodłaś jej. Przecież cały ten czas byłaś obok niej i próbowałaś pomóc, prawda? Zawsze kiedy cię potrzebowała, miałaś dla niej czas. Nigdy nie zostawiłaś jej samej.

- Masz rację, ale ten jeden raz mnie zabrakło. Ten jeden raz nie odebrałam od niej telefonu. Ten jeden raz wystarczył, aby to zrobiła. Obiecałam, że będę zawsze i na zawsze. I nie byłam w stanie dotrzymać tej obietnicy. Byłam na imprezie rodzinnej, nie słyszałam telefonu...

- Przestań. Masz przecież swoje życie, nie mogła wymagać, że będziesz na każde jej zawołanie!

- Ale właśnie to jej obiecałam. Powiedziałam jej, że może dzwonić do mnie za każdym razem, kiedy tylko będzie tego potrzebowała, a ja jej pomogę. Dzwoniła mnóstwo razy, wysłała mi setki SMS-ów - „Jestem sama w domu, potrzebuję cię" „Nie daję rady, pomóż" „Przyjedź". Jak tylko to zobaczyłam, natychmiast do niej pojechałam. Całą drogę do niej wydzwaniałam. Kiedy dotarłam na miejsce... było za późno.

- Już dobrze, czasu nie cofniesz. Wiem, że boli. Skoro mnie boli tak bardzo, to nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak ty się czujesz, ale nie możesz cały czas się obwiniać i zamartwiać. Nią zajmują się lekarze, ty powinnaś zadbać o siebie! Przyznaj się, ile spałaś w nocy?

- Sześć godzin. - kłamała. Zawsze potrafiłam rozpoznać, kiedy Isa kłamała.

- A kiedy ostatnio jadłaś?

- Rano zjadłam porządne śniadanie, a potem, koło czternastej pielęgniarka przyniosła mi kawałek szarlotki.

Śniadania Isa nie jadła, ponieważ odkąd obudziłam się około piątej rano – wiem, że było około piątej, bo przyszedł lekarz na poranny obchód - ona stąd nie wychodziła, a szarlotkę pielęgniarka faktycznie przyniosła, ale to wcale nie znaczy, że Isa ją zjadła. Słyszałam, jak ciastko wylądowało w śmietniku.

- Strasznie schudłaś przez te trzy tygodnie.

- Ona pod koniec już prawie w ogóle nie jadła. To przez te trzy dziewczyny z równoległej klasy, ciągle nazywały ją grubą. Nawet kiedy już wyglądała jak szkielet. Sama też bez przerwy mówiła że jest gruba, brzydka i do niczego się nie nadaje.

- Anoreksja?

- Tak, myślę że tak, chociaż nazwa ta nigdy nie padła, tak to właśnie wyglądało. Myślę,e że chciała też zwrócić na siebie uwagę swoich rodziców. Wiesz, rozwiedli się rok temu. Od tamtej pory prawie w ogóle się nią nie interesowali. Spójrz na nią. Przecież to widać, że coś jest nie tak. Blizny są zbyt widoczne, by ich nie zauważyć, nie zadawała sobie nawet trudu by ukryć rany – nie musiała. Jest też zdecydowanie za chuda. Nikt z jej rodziny tego nie zauważył. Matka znalazła sobie nowego faceta, a z ojcem nie widziała się od pół roku. Nauczyciele bardziej się nią przejmowali niż jej rodzice! Pamiętam jak próbowała mi wytłumaczy, dlaczego się tnie. Chciała zwrócić na siebie uwagę. Często karała się w ten sposób, kiedy za dużo – za dużo według niej – zjadła, albo popełniła jakiś inny błąd. Mówiła też, że kiedy jest smutna, albo zła, to chciała jakoś odreagować, chciała płakać, a inaczej już nie potrafiła. Miała też jakąś tajemnicę. To była jedyna rzecz o której nie chciała mi powiedzieć. Powiedziała mi, że popełniła jakiś straszny błąd.

- Nie wierzę. Moja mała, beztroska, wiecznie uśmiechnięta Aura...

To co właśnie usłyszałam zaparło mi dech w piersiach. Rozwód rodziców? Anoreksja? Okaleczanie się? Moi rodzice może nie byli książkowym przykładem idealnego małżeństwa, ale kochali siebie nawzajem, a ja i Joel byliśmy dla nich najważniejsi. Moja sylwetka też nie była perfekcyjna, ale nigdy nie narzekałam na swoją wagę. Faktycznie, w równoległej klasie było parę dziewczyn, które się na mnie uwzięły, ale nigdy nie dokuczały mi aż tak, jak opisywała to Isa. I za co niby ja się chciałam karać? I jaka znowu tajemnica, jaki ogromny błąd?

Myśli krążą po mojej głowie, widzę różne obrazy, jakby wspomnienia, jednak mam wrażenie, że nie są to moje wspomnienia.

Widzę krzyczącą, zamierzającą się do uderzenia mnie kobietę, moją mamę. Widzę siebie, płaczącą przy wchodzeniu na wagę. Widzę, jak wkładam sobie palec do gardła, próbując wywołać wymioty. Widzę siebie z ostrzem od temperówki, mocno przyciskam je do skóry. Widzę trzy dziewczyny z IIa dookoła mnie, a ja pośrodku ze łzami w oczach.

Oglądam to wszystko z boku, z perspektywy kogoś innego, jednak czuję ból, strach i smutek dziewczyny, która jest mną, z którą jestem w jakiś sposób związana.

Z jednej strony wystraszyłam się trochę tego, co powiedziała Isa o moich rodzicach, z drugiej poczułam niesamowitą ulgę, że jednak żyją. A Joel? Co się z nim stało przy rozstaniu rodziców?

Wszystko mi się miesza, słyszę mnóstwo różnych osób, próbujących się nawzajem zagłuszyć. Isę, Joela, tajemniczy głos, siebie samą, mamę, tatę, dziewczyny z IIa. W mojej głowie rozbrzmiewają tysiące głosów, a najgłośniejszy z nich to mój własny krzyk.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: