Rozdział XII
Obudziłam się w środku nocy i nie mogłam już zasnąć. W głębi siebie już podjęłam decyzję, jednak nie potrafiłam się do niej przyznać sama przed sobą. A co dopiero powiedzieć to Isie czy komukolwiek innemu... Postanowiłam też, że porozmawiam z Isą, powiem jej co zamierzam zrobić, jednak przerażało mnie to, bałam się jej reakcji. Byłam pewna, że mi nie uwierzy. Sama bym nikomu nie uwierzyła, ale ja... ja to czuję, widzę, wiem. Nie umiem tego wyjaśnić, ale tak jest.
Leżałam w łóżku do 6 rano, po czym zeszłam na dół do kuchni zrobić sobie herbatę. Zdziwiłam się, kiedy przy kuchennym stole zauważyłam Isę z kubkiem parującego napoju w rękach. Była tak zamyślona, że nie usłyszała jak schodzę. Przystanęłam na ostatnim stopniu i przyjrzałam się jej uważnie.
Miała podkrążone oczy, twarzy bez wyrazu i wpatrywała się bez emocji w ciecz w kubku. Kiedy zorientowała się, że nie jest sama, podniosła głowę i uśmiechnęła się do mnie słabo. Jej rodzice jeszcze spali, postanowiłam wykorzystać okazję do poważnej rozmowy.
Weszłam do kuchni i usiadłam blisko przyjaciółki.
- Hej... ja... my... - nie wiedziałam od czego zacząć – chciałabym ci coś powiedzieć. Ale najpierw... co się z tobą dzieje, dlaczego nie śpisz, siedzisz tu sama z czarną kawą? – starałam się zabrzmieć przyjaźnie i spokojnie, a jednocześnie stanowczo, by Isa nie zbyła mnie półsłówkiem.
Po jej policzkach spłynęły dwie samotne łzy.
- Chyba się zakochałam – powiedziała śmiejąc się przez łzy. Zatkało mnie.
- To chyba dobrze – odrzekłam niepewnie.
- I tak i nie... bo osoba która mi się podoba nigdy nie odwzajemni moich uczuć. To niemożliwe.
- Czy... ja mogę jakoś pomóc? – wzięłam jej rozgrzaną kawą dłoń w swoje.
- Nie. Tak. Tak... ale nie mogę Cię o to prosić. To nie twój problem, kochana, ja sobie dam radę. – otarła łzy wolną rękę i zmusiła się do uśmiechu.
- Powiedz mi, może jednak będę w stanie coś zrobić.
Spojrzała mi prosto w oczy. Zobaczyłam w nich coś, czego nie umiałam nazwać. Głęboki smutek i iskra szczęścia w jednym. Pochyliła się w moją stronę, i delikatnie złączyła swoje usta z moimi. Poczułam przechodzący przez moje ciało dreszcz, jakby elektryczną iskrę. Przyjaciółka odsunęła się ode mnie i przyglądała mi się badawczo, bojąc się mojej reakcji. A ja siedziałam tylko jak zaklęta, niezdolna się poruszyć.
- Kocham cię. – powiedziała Isa, zerwała się z krzesła i pobiegła na górę. A ja wciąż siedziałam jak skamieniała. Dopiero po chwili wstałam od stołu i poszłam do pokoju mojej przyjaciółki. Nie płakała, tylko leżała na łóżku wpatrzona w sufit. Nie zwróciła na mnie uwagi gdy weszłam, mimo że na pewno zauważyła. Podeszłam do niej i złożyłam na jej ustach kolejny pocałunek.
- Ja ciebie też. – szepnęłam i przysiadłam na skraju posłania. Siedziałyśmy chwilę w milczeniu. Cała ta sytuacja bardzo utrudniała mi to, co chciałam przekazać Isie. Ona będzie cierpieć jeszcze bardziej. Ale z drugiej strony... skoro cierpi też kiedy tu jestem, może będzie lepiej gdy odejdę?
- A co gdyby nie było mnie obok ciebie, gdybym zniknęła? – zaczęłam od końca. Moja przyjaciółka podniosła się na łokciach i spojrzała na mnie lekko wystraszonym wzrokiem.
- Auro... -zaczęła, ale weszłam jej w słowo.
- Nie o nic nie pytaj. Po prostu odpowiedz. Boli cię gdy tu jestem, bo musisz kryć swoje uczucia. A gdybym odeszła?
- Chyba bolało by jeszcze bardziej. Bo tak mogę mieć cię obok, mimo że muszę się powstrzymywać przed różnymi głupimi rzeczami. A tak, gdybyś nie była tutaj, tylko gdzie indziej, należałabyś do kogoś innego... ale z drugiej strony, w przyszłości i tak kiedyś będziesz, przecież nie zatrzymam cię tutaj.
- A gdybym nie należała ani do ciebie, ani do nikogo innego? – na twarzy blondynki widziałam co raz większe przerażenie.
- Nie rozumiem... Ty chcesz się...
- Ciii, nic nie mów. Tak, chcę odejść... ale spokojnie, daj mi wyjaśnić. Opowiadałam ci, o moim śnie, o mnie i o tobie... - opowiedziałam Isie całą historię.
Najpierw opisałam jej szczegółowo co działo się w moim snach, potem jakie informacje znalazłam w Internecie, kończąc teorią o mojej śmierci i uczuciach, które towarzyszą mi zarówno teraz jak i towarzyszyły mi we śnie tej nocy. Im dalej posuwałam się w mojej opowieści, tym co raz mniejszy sens widziałam w tym co mówiłam, jednak Isa słuchała z zainteresowaniem, analizując każde moje zdanie.
- Zwariowałaś. – wyszeptała tylko moja przyjaciółka gdy skończyłam mówić.
- Tak, to możliwe. – odpowiedziałam uśmiechając się lekko.
To było nasze powiedzonko od początku znajomości, gdy robiłyśmy coś szalonego.
Dłuższą chwilę siedziałyśmy na łóżku w milczeniu, nie wiedząc co z sobą zrobić. Sytuacja była bardziej niż absurdalna. A jednak obie brałyśmy ją na poważnie, widziałam to po skupionym wzroku Isy.
- Dałabyś sobie wtedy radę? – przerwałam ciszę.
- Ja... nie wiem. Ale jeśli tobie ma dać to szczęście, tobie tutaj i Aurze tam... oraz tamtej Isie, i Willowi. To będzie szczęście czterech osób za smutek mnie jednej. To idź.
- Ale wcześniej musisz mi coś obiecać.
- Oczywiście.
- Nie pójdziesz za mną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro